Leokadia była nieco zaskoczona rozgrywająca się na ich oczach sceną. Uniosła brwi i chwilę przyglądała się parze. W końcu zaczęła rozglądać się wokoło siebie. Wydawało jej się, że grupa zaczęła się rozpraszać. Ten tu, tamten tam… Sama więc postanowiła zaprzestać odpoczynku i podejść bliżej w jej oczach “parującego” miejsca.
Z pozoru wyglądało to jak stroma skała, która ciągnęła się wysoko w górę, na jakieś 10 metrów co najmniej.
- Chorąży... - dało się słyszeć słowa Henrietty. Kobieta rozglądała się wokoło siebie, wyraźnie szukając Legionisty, który... - On zniknął! - dodała głośno blondynka. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Na te słowa wszyscy Legioniści zwrócili uwagę na panne de Vauban.
- Był tu i zniknął - powiedziała z przejęciem Henrietta do stojącego najbliżej niej Marokańczyka i palcem wskazała na miejsce nieopodal tego, któremu przyglądała się Leokadia.
- Chorąży? - krzyknął Dada Bello rozglądając się. Nie wyglądał na zaniepokojonego. Podszedł do ściany i ją obmacał. Była zdecydowanie materialną ścianą.
- Cholera, może to ten symbol sprawił? Że zniknął? - zaniepokoiła się Henrietta i wróciła do oglądania symbolu na kamieniu. Podotykała go, ale nic to nie dało.
Okrzyki kobiety przyciągnęły uwagę Alexis i oderwały ją od szukania kolejnych znaków. Co do…
- Zdaje się, że… - Chrząknęła. - Rytuał podziałał - powiedziała zaskoczonym głosem. - I podejrzewam, że sam chorąży się tego nie spodziewał. - To dodała już ciszej, pod nosem.
- Może poszedł... w krzaki? - Claude-Henri spojrzał na Henriettę, a potem przeniósł wzrok na Leokadię. - Nie widziałyście, dokąd poszedł?
- Niech mnie… - mruknął Erick, zrywając się do biegu. Tak szybko jak mógł, dotarł do miejsca, o którym wspominała Henrietta. Pobieżnie obejrzał ścianę, wyglądając na zdezorientowanego. - Niech się pani uspokoi i opowie jeszcze raz. Chorąży Higginson… zniknął w tej ścianie?
- Jeśli to efekt rytuału - Claude-Henri też podszedł bliżej, tyle że nieco wolniej, niż Erick - to może trzeba by go powtórzyć? - zasugerował, nie odrywając wzroku (pewnie przypadkiem) od Leli.
- Może wyparował? - zażartowała dziewczyna. - Co może powodować taki efekt? Ciepłe źródła? Bagna? - Leokadia odwróciła się. Złapała wzrok Claudie-Herniego i wtedy dopiero zrozumiała to, co mężczyzna mówił. - Powtórzyć rytuał? Ty i ja?
- No chyba aż taki straszny ten eksperyment nie będzie... - Trudno było ocenić, czy mężczyzna mówi serio, czy żartuje, chociaż minę miał poważną.
- Jak chcesz buziaka to musisz się o niego bardziej postarać - odparła Lela i puściła do niego oczko.
- Zapraszam zatem na romantyczny spacer w stronę tych oparów. - Claude-Henri uśmiechnął się mile i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.
Odwzajemniła uśmiech i chwyciła rękę Henriego.
- Jak teraz znikniemy w krzakach to dopiero będą plotkować - szepnęła żartobliwie. Uczyniła też pierwszy krok naprzód, w stronę, gdzie widziała parowanie. Ostrożnie patrząc po czym stąpa.
Claude-Henri szedł obok niej, usiłując wypatrzyć coś szczególnego. Na przykład ślady, jakie mógł pozostawić Arthur. I takie były na ziemi obok skały, ale urywały się jakby faktycznie Legionista "wyparował".
- No stał tu jak się odwróciłam, ale gdy wróciłam spojrzeniem to już go nie było - wyjaśniła Henrietta, patrząc na Ericka. Leokadia widziała, że obraz wyraźnie jej faluje przy tej ścianie. Przetarła oczy lecz nadal to zjawisko nie ustępowało, a może nawet się odrobinę nasilało... Po minach pozostałych mogła założyć, że tylko ona tego uświadcza.
- Krzyków żadnych nie było, to może go nic nie zeżarło... - wtrącił Rainbow, ale nie miał najbardziej optymistycznej miny w tym momencie.
- Wlazł sobie w to parowanie i się rozpłynął w powietrzu? - Trudno było ocenić, czy Claude-Henri pyta, czy w taki nietypowy sposób stwierdza fakty. - Tu zostawił ostatni odcisk buta, potem wszedł w skałę i go wcięło, jak w kiepskim horrorze. Może trzeba powiedzieć "Sezamie, otwórz się"? A może ty spróbujesz, skoro widzisz to całe parowanie? - Spojrzał na Leokadię. - Na wszelki wypadek będę cię trzymać za rękę - zaproponował.
- Szeregowy - zawołał Erick do czarnoskórego Legionisty. Po spojrzeniu kaprala widać było, że coś kombinował. - Mamy jakieś ładunki wybuchowe ze sobą? - zapytał, zerkając w stronę wywołanego Rainbowa.
- Mam, a co? - odezwał się Dada.
- Bez jaj, chcecie wysadzać litą skałę? - Rainbow pokręcił głową.
- Eh, nie będziemy wysadzać niczego. - Bello zapewnił, że jeszcze nie bierze tego pod uwagę. - Znając chorążego to coś właśnie odpier... Coś wymyślił i podzieli się jak wróci. - Wiara Dady w przełożonego była niezachwiana.
- Może lepiej by było nie wysadzać - zasugerował Claude-Henri. - Diabli wiedzą, jak to wszystko działa, ta pułapka czy co to tam jest. Skoro sam wlazł, to może i wylezie na własną rękę. A co, jeśli to jest jak most? Wysadzisz, zawali się i już nikt nie przejdzie w żadną stronę?
- Coś widzisz tam? - Henrietta podeszła do Leokadii. - Może to jakaś magia tego miejsca? - zasugerowała.
Alexis za to im dłużej przyglądała się kawałkowi skały, który stał się głównym tematem rozmów wszystkich podróżników, miała coraz większe wrażenie, że jest z nią coś nie tak. Co prawda nie wyglądała ona jakoś inaczej, ale przyciągało ją to jak i te kamienie ze spiralnymi znakami, które jako pierwsza zauważyła.
- Parowanie czy falowanie. Trudno to jednoznacznie nazwać. Ale jest tu wyraźnie przy tej ścianie. - Leokadia ruszyła do ściany z wyciągnięta przed siebie ręką.
- Magia? - Claude-Henri spojrzał na Henriettę. - Stale zapominam, że w tym świecie jest magia... Magiczne przejście? Otworzyło się dzięki temu, że wy...? - Nie dokończył, ale i tak było wiadomo, co ma na myśli.
Zachowanie kaprala Flanigana zdradzało rosnące zniecierpliwienie. Zerkał na prawo i lewo, jakby spodziewał się, że wpadli w pułapkę. W pewnym momencie zawiesił spojrzenie na Alexis, która w milczeniu przyglądała się symbolowi. Żołnierz zamyślił się na moment, po czym podszedł do niej.
- Rozumiesz coś z tego? - zapytał z nadzieją.
Leokadia po dotknięciu skały poczuła mrowienie pod palcami, ale czuła że była tam ściana, choć w dotyku nie była chropowata jak można było wywnioskować po wyglądzie kamienia, tylko gładka.
- Interesujące! - wyrwało się z ust Leokadii. Dziewczyna zaczęła przesuwać dłonią po skale najpierw w różnych kierunkach a później ku środkowi “falowania”. Wrażenie było takie samo na całej powierzchni badanej skały.
- Co jest interesujące? Może trzeba narysować taki wzór, tę niby swastykę? - zasugerował Claude-Henri, przyglądając się poczynaniom dziewczyny.
- Wygląda jak chropowata skała, a jest gładkie jak ekran. Może to jakaś iluzja? Dotknij sam. - Tymczasem Leokadia zabrała rękę, za która trzymał ją Henri i kucnęła przy ścianie, aby zbadać dotykiem podłoże i łączenie skały z podłożem.
- Może używają jakiś zaawansowanych technologii. I dzięki temu zakłócają działanie naszego sprzętu, który przydałby się by to zbadać. - Lela spojrzała na Henriego. - Czujesz?
Claude-Henri, po trwającej trzy uderzenia serca chwili, potrzebnej na zastanowienie się, dotknął ściany by sprawdzić jej gładkość. Dla mężczyzny ściana była w dotyku taka jak wydawała się być z wyglądu, chropowata i zimna jak to kamień, miejscami z nieprzyjemnymi w dotyku porostami.
- Powinienem rzucić znanym cytatem "gładka jak tyłeczek elfiej panny" - powiedział po chwili - ale ja czuję tylko chropowatą skałę. Widać nie jestem godzien doświadczać dobrodziejstwa magii, czy co też tutaj działa. Uważaj więc, bo jeśli i ty tam gdzieś pójdziesz - głową wskazał ścianę - śladami Arthura, to nie uda mi się ruszyć za tobą.
- Ciekawe. Dlaczego ja widzę i czuję coś innego? Może Arthur też widział coś innego? Spróbowałabym czymś w to rzucić i zobaczyć czy przeleci. - Dziewczyna rozejrzałą się w około siebie szukając czegoś typu kamień czy gałązka… Chciała aby było to coś z tego świata. Gdy znalazła odpowiedni przedmiot delikatnie rzuciła go w stronę ściany, dokładnie tak jakby chciała przerzucić przez otwarte okno.
Kamień zapewne 'widział' to samo, co Claude-Henri, bowiem najnormalniej na świecie odbił się od ściany.