Zaopatrzeni w poręczny wózek, do którego niestety sami musieli się zaprząc, bo krasnoludy hardo i dumnie odmówiły zaszczytu bycia siłą pociągową, wyruszyli w drogę powrotną do Grissenwaldu. Na dwukółce swoje miejsce znalazła skrzynia wyniesiona z sypialni przez Axela, biblioteczka, wypchane zwierzęta i związany, chyba już pogodzony ze swoim losem wódz goblinów. Khazadzi zgodzili się natomiast na przeniesienie dobytku panny Dorotki Knedlikovej, składającego się z trzech kufrów i dwóch worków, gdyż to nie godziło w ich honor. Sama niziołka dreptała obok Bernhardta, szczebiocząc wesoło.
Goblini przywódca został odstawiony do ratusza, zadowolone krasnoludy udały się do swoich slumsów obwieścić wesołą nowinę, że kopalnia została oczyszczona z zielonoskórych i jedyną komplikacją był fakt całkowitego jej zasypania. Na to ostatnie Gimli Gormison, wódz klanu wściekł się, ale w końcu uznał, że plusy przewyższają minusy i krasnoludy zaczęły przygotowania do powtórnej przeprowadzki do Czarnych Szczytów.
Bohaterowie, za przyprowadzenie gobliniego wodza zostali uhonorowani wystawną kolacją w towarzystwie radnych miasta oraz obietnicą wmurowania tablicy pamiątkowej na wschodniej ścianie ratusza. O gratyfikacji pieniężnej nie wspomniano.
Dorotka Knedlikova nadal podtrzymywała swoją decyzję o chęci podróżowania z awanturnikami, którzy uwolnili ją od zgrai zielonoskórych i szybko zaaklimatyzowała się na barce. Teraz wystarczyło tylko zakupić jakiś towar i popłynąć znów do Kemperbadu, a stamtąd rzeką Narn ku Jałowym Wzgórzom.
Ale zanim bohaterowie zdołali następnego dnia wyruszyć z miasta, miał miejsce pewien incydent. Do Bernhardta, który przechadzał się po placu targowym podszedł pewien jegomość, charakteryzujący się bardzo nerwowymi ruchami i szepnął mu na ucho,
„że nie chce kłopotów, a jedynie zamienić słówko“. A owo słówko, wypowiedziane teatralnym szeptem brzmiało:
„W co ty grasz, Kastor? Martwimy się o Ciebie. Czemu zerwałeś kontakt? Mam nadzieję, że wciąż pamiętasz, że Wewnętrzny Krąg czeka na gotówkę!“.