24-04-2018, 22:41
|
#66 |
| Willie wciąż ściskał mocno za rękojeść elfickiego mieczyka, dzięki któremu poczuł w sobie przypływ siły i odwagi. Nie za bardzo przejmował się tym, że ostrze tej pięknej broni całe ubabrane było w wilczej krwi, jak zresztą również jego koszula, spodnie i prawy policzek.
Czuł się jak prawdziwy bohater. Jak rycerz z opowieści, który ratuje damy z opresji. Jak wojownik. Zupełnie nie jak zwykły hobbit, który żyje uprawą roli i wiedzie spokojne i nudne życie w Shire.
Nie dane było jednak im tryumfować zwycięstwa, bo wcale jeszcze nie nadeszło. Na polu walki został jeden paskudny goblin, który choć był ranny, to wciąż miał w sobie wystarczająco życia, by próbować im grozić.
GROZIĆ IM?! Walecznym niziołkom z Shire, które właśnie rozgromiły jego towarzyszy? Był tylko on sam, ranny goblin, przeciwko trzem całkiem dobrze trzymającym się hobbitom i krasnoludowi. Willie parsknął śmiechem, co wyglądało bardzo groteskowo, zważając na to, że ubabrany był we krwi.
- Kolego goblinie, umiesz ty liczyć? - spytał Willie, beztrosko przyglądając się elfickiemu ostrzu. - Ty jesteś sam jeden, nas jest czwórka. Naprawdę uważasz, że możesz nam dyktować warunki?
Willie postanowił iść w ślady Madoca. Oby nie pożałowali... |
| |