Uczestnicy dochodzili do siebie, wspomagając się jedzeniem, (na które niewielu było w stanie spojrzeć bez obrzydzenia) i napojami. Organizatorzy podrzucili wraz z obiadem sporą porcję środków przeciwbólowych i izotoników, które pomagały odzyskiwać nadszarpnięte zdrowie. Ale była to walka z okrutnym i podstępnym przeciwnikiem.
Kac gigant po pierwszym wyzwaniu spowodował, że program zmienił się w paradę tetryków kryjących się przed światłem, bladych, schorowanych i nieskorych do ekscesów. Nawet najtwardsi musieli przyznać, że jakakolwiek zabawa, impreza czy cokolwiek innego, była ostatnim, co przychodziło im do głów, w których mózgi albo puchły próbując wyrwać się na zewnątrz po rozerwaniu kości, albo zmieniały w płynną breję, która zdawała się wyciekać uszami.
Kolory, zapachy, dźwięki powodowały że co słabsi kondycyjnie [MG: niska Żywotność lub Sprawność] po prostu odchorowywali w kiblu, wymiotując, chociaż nie bardzo mieli czym.
DOM MARZEŃ i KOSZMARÓW zmienił się w dom torsji i jęków.
I tylko nieliczni udawali przed kamerami wyluzowanie, chociaż wiedzieli, jak blado musi wyglądać to ich imprezowania i udawanie. No, ale popularności wśród publiczności nie zdobywało się siedząc na tyłkach i biadoląc nad zniszczonym zdrowiem.
I to Czerwoni, w tak trudnych warunkach intelektualno – emocjonalno – zdrowotnych musieli podjąć pierwsi decyzję, kto wylatuje z programu.
Kolejno wchodzili do Samotni, niewielkiego pokoju z telewizorem, kamerą i mikrofonem szczelnie zamykanymi drzwiami otwieranymi zdalnie przez MISTRZA GRY gdy ktoś miał wejść do środka (chociaż wyjść można już było bez zgody Mistrza). I oddawali swoje głosy. A potem wracali do reszty skacowanych uczestników próbując się integrować, co było iście tytanicznym wyzwaniem zważywszy na stan zdrowia, w jakim większość się znajdowała.
Aż w końcu nadeszła pora kolacji, i o osiemnastej, tak jak to było praktykowane w pierwszej edycji teleturnieju, z głośników, rozszarpując ich wrażliwe zmysły, odezwał się modulowany elektronicznie głos Mistrza Gry.
- To była naprawdę trudna nominacja. Głosy rozkładały się niemal po równo na dwójkę uczestników. Chociaż oberwało się też naszej gwieździe – Davidowi Hassleffowi. Młodzież nie wybacza wylewania wódki. Chciałem powiedzieć, że aż cztery głosy otrzymała od was Irmina Wacken. W sumie nie wiem za co, ponieważ piła twardo, nie rozrabiała, nie szarogęsiła się. Nie rozumiem tego. Ale to wasz wybór i szanuję go, jako Mistrz Gry. Niestety. Irmina Wacken, bardzo mi przykro…
Specjalistka od teleturniejów przepychająca się łokciami do pokoju zbladła i wyglądało na to, że zaraz zwymiotuje.
- … ale zmuszona będziesz zostać w programie razem z tą bandą niewdzięczników. Pięć głosów otrzymuje bowiem Jerome Samboro i to on, jako pierwszy opuszcza DOM MARZEŃ i KOSZMARÓW.
Przez chwilę panowała cisza.
- Jerome. Zabierz swoje rzeczy i udaj się ŚCIEŻKĄ PRZEGRANYCH do Wrót Hańby.
Oznaczało to, że czarnoskóry były więzień musi wziąć skromne bagaże i udać się pod drzwi. Regulamin pod tym względem był jasny.
Kilkanaście minut później Jerome ruszył w stronę otwierających się drzwi, zza którymi czekał samochód.
Kiedy szedł, z głośników
leciała muzyka szkalująca jego dokonania. Pierwszy przegrany zawsze miał specjalną „oprawę”.
W końcu drzwi się zamknęły i Jerome, decyzją współgraczy, zniknął z programu.
- Dobra. Teraz mała zmiana organizacyjna. Do drużyny CZERWONYCH na miejsce naszego krótkodystansowego, czarnego konia wchodzi czarna, dzika kocica – April. April, przenieś swoje rzeczy do pokoju CZERWONYCH DZIEWCZYN. Wszystkim radzę dobrze odpocząć, bo jutro zaczynamy nowy dzień i nowe wyzwanie. Tym razem sprawdzimy nie wasze mocne żołądki i głowy, ale wytrzymałość na stres i wysiłek. Ważna będzie gra zespołowa. A dzięki największemu opijusowi CZERWONI zyskają dodatkowe 3 punkty na starcie. Tak więc, odpoczywajcie, zbierajcie siły, bo jutro przed wami naprawdę długi, długi dzień. Dużo dłuższy, niż pobyt naszego czarnego konia w DOMU. Jak on miał na imię, ktoś jeszcze pamięta. I Irmina, nieładnie było głosować na Davida Hasselhoffa! Myślę, że skreśliłaś swoją szanse na autograf!
- Kutas – syknęła Irmina w stronę głośników.