Lothar puszył się jak paw. Dla szlachcica podziw i uhonorowanie oraz wmurowana tablica pamiątkowa były tym czym zarobione złoto dla kupca. A w Grissenwaldzie zdobył wszystkie te rzeczy.
Gdy wrócił do karczmy posłał po cyrulika - poskładać mógł go i ktoś z drużyny, ale chodziło o to, by rozniosły się wieści o ranach i męstwie.
Będąc w dobrym humorze postanowił podzielić się nim i wysłał beczułkę dobrego piwa wodzowi krasnoludzkiego klanu jako dowód wdzięczności za użyczenie "ludzi" do wyprawy, a czterem górnikom, mimo ochoty by powiedzieć im co myśli o ich zachowaniu, dwudziestopięcioprocentowy bonus. Opinia szczodrego pracodawcy powinna się przydać i przełożyć na lojalność przyszłych pomocników. A poza tym krasnoludy w końcu odgruzują wejście do kopalni i wznowią wydobycie, a wtedy dobre stosunki z nimi mogą się przydać. Choć krasnoludom tego nie mówił, wątpił by w kopalni było złoto. Ale być może nadal był w niej węgiel, więc obrotny kupiec zawsze mógł trochę zarobić.
***
Miło było choć raz opuszczać miasto jako bohater, a nie pod osłoną nocy jako ścigany. Dzięki temu był w końcu czas na niezbędne naprawy barki i jej konserwację. Sam się na tym nie znał, obawiał się też, że świeżo wyuczonym żeglugi przyjaciołom także może nieco brakować doświadczenia. Na szczęście znajdowali się właśnie w centrum szkutnictwa i nie było tu problemów ze znalezieniem ludzi, którzy się na tym znali.
***
Niestety, pobyt w centrum szkutnictwa miał też wady - wybór towarów do kupna była nieco ograniczony. Lotharowi przeszło przez myśli, by kupić drugą barkę i sprzedać ją kupcom w Kemperbadzie, ale nie miałby jak jej tam przetransportować, a koszt wynajmu pomocników czyniłby operację nieopłacalną. Niemniej nie ustawał w poszukiwaniu okazji.
Wystawna kolacja ze śmietanką miasteczka była z pewnością właśnie taką okazją. Każdy liczący się kupiec musiał na niej być i większość pewnie będzie chciała zamienić słówko czy dwa z "bohaterami z Czarnych Wzgórz".
I rzeczywiście, Lothar znalazł dwie okazje. Choć właściwie to jedną, druga była zwykłą szansą na zakup.
Mógł zapełnić barkę workami z solą za trzysta koron albo skórzanymi sakwami za dziewięćset. Miał jednak wrażenie, że o ile w pierwszym przypadku wyczuł kupca i udało mu się zbić cenę do "okazyjnej", a tyle w tym drugim jego niedawno ćwiczone umiejętności wyceniania rzeczy mówiły, że tu mu poszło niezbyt dobrze.
Poza tym, sól sprzeda się zawsze, w byle wiosce worek czy dwa zawsze zejdą, w każdej karczmie czy przystani kupią. No i się nie zepsuje i nie zgnije. A jakby co, to lepiej wyrzucić w błoto trzysta koron niż dziewięćset.