Cała walka z orkami zaczęła się tak nagle i niespodziewanie, jak i się skończyła. Wszystko działo się niesamowicie szybko... Nie wyszło tak źle, choć biednym orkom się oberwało - no, ale to oni sami zaczęli!
Jak Liward słusznie zauważył, ci orkowie byli inni. Niekomunikatywni, źli.
- Oh tak. Masz rację - było wszystkim co Kea mruknęła w odpowiedzi. Przykro jej było z powodu całego zajścia.
Z pewnością tymi orkami kierowało zło, bo inaczej by się zachowywali. Chyba?... Tak! Fungi potwierdził jej przypuszczenia, a nawet wskazał tarcze orków na dowód.
Kea była cała i zdrowa, ale Uldir i Ryś mieli mniej szczęścia. Co prawda półolbrzymka zdążyła osłonić tarczą ich zwiadowcę, ale ten niestety dość mocno oberwał w nogę. Kulał, krwawił, cierpiał... Ojej... Na szczęście Uldir był tylko draśnięty i nic się nie uskarżał. Kea uśmiechnęła się do niego i poczęstowała go słodkim ciasteczkiem, aby lepiej się poczuł.
Gorzej było z Rysiem, ale Iskra pospieszyła mu z pomocą. Kea była podwójnie z tego zadowolona, bo po pierwsze cierpiący został wyleczony i już go nie bolało, a po drugie Kea zobaczyła prawdziwe czary we wspaniałym wydaniu.
- O, jak pięknie - skomentowała z uśmiechem spoglądając najpierw na Iskrę - Wspaniałe czary - pochwaliła rudowłosą.
- Od razu lepiej, prawda? - dodała, zagadując już do Rysia. - Jak się czujesz? Możemy zrobić nosze i cię poniosę. Chcesz? - zaproponowała.
Alan tak ją uczył postępować z rannymi w nogi, ale półolbrzymka nie wiedziała jaki dokładnie efekt miały zaklęcia ich czarodziejki.
Oczywiście Kea poczęstowała ich oboje, z uśmiechem oferując im po ciasteczku... Sama też zjadła jedno, aby poprawić sobie humor po niemiłym doświadczeniu, jakim był atak na ich ekipę.