Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2018, 23:05   #297
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
post wspólny z Zombi i MG :)

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d2KgoVyloPo[/MEDIA]
Mądre ludowe przysłowie mówiło, że biednemu wiatr zawsze w oczy wieje, a chuj staje w dupie. Nie inaczej było i w przypadku Diaz, zrzuconej przez latadło prosto na dach baroburdelu tak jak stała. Gdyby jeszcze jak Papa Dios przykazał wylądowała na górze, ale nie. Tak byłoby za prosto i za łatwo, więc pchana pechem zjebała się szczeliną na niższą kondygnację. Tam gdzie wnętrze klubu i jeszcze zakurwione na dokładkę.

Nie było jak i kiedy złapać oddechu. Nie było czasu żeby pobluzgać i ponarzekać na paskudny, niewdzięczny i niesprawiedliwy los. Nie było też czasu żeby podnieść cztery litery do piony, bo pech chciał, że parchata piromanka trafiła akurat na kurwę z dowozem do domu… tylko tym razem ona robiła za pudełko z TacoBell.
- Que… - nie zdążyła zakląć, przez co aż zabolało ją serce, gdy od razu złapała za miotacz, chcąc spalić gnidę nim dobierze się jej do dupy.

Podziałało. Struga pirożelu zalała korytarz podpalając jego i xenos zaraz potem. Stwór wierzgał gdy temperatura powyżej 1000*C odgotowywała żywcem jego ciało. Ale jednocześnie odciął też ten kierunek do poruszania się także dla Diaz. Ogień na chwilę zastopował inne gnidy ale tylko na chwilę. Dla Black 2 przemieszczanie się przez piętro klubu przypominało ciągłą gonitwę gdzie wszyscy wielokończynowi uczestnicy chcieli jej sprzedać berka. Gryzionego. Mijała kolejne drzwi, korytarze, sale, stawiała żywą zasłonę ognia albo by odciąć pościg albo by odciąć blokujące drogę stwory. Paliwo w zbiornikach na plecach ubywało w zastraszającym tempie tak samo jak oddech w płucach. Tylko potu oblepiającego ciało zdawało się przybywać a stwory pokitrane po tych korytarzach i pomieszczeniach nie kończyć.

Zbiegła z jakiś schodów. Chyba na parter bo rozpoznawała te wielkie sale do tańca. Obecne puste, zadymione krioburzą i i zdewastowane bombardowaniem i wcześniejszymi walkami. Było dobrze bo wielkie przestrzenie obiecywały mniejsze szanse, ze coś wyskoczy znienacka zza właśnie otwieranych drzwi albo mijanego rogu za jaki się wybiegało. Było źle bo na otwartej przestrzeni xenos mogły ewidentnie wykorzystać swoją przewagę liczebną. Ale gdzieś, tam z dobre kilka parkietów dalej widziała drugą ludzką sylwetkę. Też z miotaczem ognia i w otoczeniu ścian ognia i próbujących doskoczyć jej xenos.

Już tak niewiele brakowało, żeby dostać się do swoich, a potem na dół. Prosto po Promyczka!
- Mierda! - zaklęła wreszcie, między chrypieniem przez zadyszkę i kolkę w boku. Dookoła płonąć ogień, skwierczały trupy, a kolejne kurwy same pchały się pod lufę. Jednak nie lufy Black 2 użyła.
- Lecą ziemniaczki! - wrzasnęła wesoło, zdejmując z przywieszki granat zapalający i ciskając przed siebie. Nie zwalniała przy tym, gotowa na wybuch i jeszcze więcej ognia wokoło, a co! Jak grillować to porządnie!

Granat poszybował i eksplodował odcinając schody jakimi właśnie zbiegła Black 2. Cały dół schodów został pochłonięty przez ogień który jeszcze buchnął o rozlał się po przylegającej okolicy. To jednak odcięło chociaż chwilowo pościg stworów od biegnącego skazańca w czarnych barwach. Do drugiej, sylwetki było coraz bliżej. Jeszcze z pół parkietu. Facet o wymalowanym na pancerzu kodowej nazwie Grey 20 też musiał ją dostrzec bo stopniowo truchtał lub cofał się w jej stronę. W zależności na ile pozwalały mu xenos.

Xenos próbowały jednak ich dopaść. Kolejny granat zmusił ich do cofnięcia się. Zaraz potem poszybował kolejny. Grey 20 też zostawiał za sobą płonące jeziorka napalmu odcinając drogę powrotną ku wyjściu na zewnątrz.
- 20-ka debilu jak ja mam wejść?! - wrzasnęła wkurzonym głosem Gomes. Sądząc po odgłosie broni maszynowej musiała być też już dość blisko ale przez te płomienie nie było widać ani jej ano frontowej ściany budynku.

- Kombinuj. - odparł niefrasobliwie Grey 20 zalewając parkiet i kolejne stwory kolejną strugą pirożelu.

Black 2 prawie udało się dostać do niego. Gdy jakiś xenos którego przegapiła w chaosie walki wskoczył jej na plecy. Straciła równowagę i równość kroku i wtedy dopadł ją kolejny stwór. Wygrzmociła się razem z nimi na podłogę zaprojektowaną do tańca a jakiej nieme i ślepe obecnie światełka pękały od temperatury pożaru. Dojrzała jak sylwetka Grey 20 znieruchomiała na chwilę gdy zorientował się w sytuacji.
- O tak. Dużo gorących świń przyszło dziś na potańcówkę. - wychrypiał ciężko i Diaz zobaczyła jak z jego miotacza ognia wytryskuje szybko zapalająca się struga. Moment później przykryła i ją i szarpiące ją xenos i parkiet dookoła.

- Por tu puta madre, polla! - Diaz wydarła się, chociaż uczyniła to z wesołym jazgotem, rechocząc do kompletu jakby ją kto posmyrał paralizatorem po potylicy. Lepkie płomienie osiadły na jej pancerzu i całej okolicy, zmieniając w wyjątkowo roszczeniową pochodnię - Jeszcze mi jebańcu drina nie postawiłeś, a już się spuszczasz na maskę?! Aż tak cię wypościli pod celą? Było zjechać na ręcznym zamiast odpierdalać manianę ledwo pół dupy namierzysz. Albo walić z pamięciówy jak lecieliśmy latającym zestawem - nawijała w najlepsze, podnosząc się do pionu, a potem rozejrzała po okolicy. Jarało się aż miło! - A jebać, pal te kurwy! Nie jesteś moim Wujaszkiem, ale mogło być gorzej! - sama dołączyła do ogólnej rozwałki, macając spust miotacza ledwo dojrzała gnidę na horyzoncie.

Para piromanów stała pośrodku parkietu odgradzając się od reszty świata ścianami płomieni. Polana miotaczem Diaz też się nieco przypiekła gdy płonąca galareta wdarła się w szczeliny pancerza ale jeszcze dało się to znieść. Pancerz uchronił ją przed większością szkód jakie mogła wywrzeć wysoka temperatura. Choć w połączeniu z ciągłą akcją czuła, że zaczyna dostawać wycisk.
- No. Gorące świnie. - powiedział Grey 20 niezbyt wiadomo do kogo i do czego. W międzyczasie zdołała do nich dotrzeć też osmolona i nadpalona Black 8. Gdzieś w pobliżu powinna więc jeszcze być Grey 27. Słychać było nawet łomot chyba jej ciężkiej broni. Ale przez ten pożar i dym nie było widać dalej niż na kilkanaście kroków. HUD nie był aż tak wyraźny by mówić dokładnie gdzie jest dana osoba. Gomes powinna być gdzieś przy bocznej ścianie chyba już bardziej wewnątrz budynku niż na zewnątrz chociaż tego nie można było być pewnym. Kierunek wskazywał gdzieś gdzie jak zapamiętały Blacki był bar.

Łażenie naokoło, kiedy za plecami czaiła się para zwyroli z miotaczami i krótkimi lontami nie wydawał się zdrową opcją, a tym bardziej relatywnie krótkotrwałą. HUD się przydawał, niestety przy precyzyjniejszych operacjach gubił namiary, nie podając ich z dokładnością na jakiej człowiekowi zależało. O ile Parcha dało się wciąż nazwać człowiekiem. Nash prychnęła, mrużąc oczy jak zawsze, gdy nad czymś myślała. Trzy zgrzytnięcia zębami później wiedziała już co zrobić.
- Gomes idź na naszą pozycję - przekazała lektorem krótki rozkaz, łapiąc za kostkę plastiku przyczepioną do pancerza - Do ściany. Zrobię ci wejście. Diaz, G20 osłaniacie.

- Balle
- Black 2 mruknęła na znak że przyjęła, a co najważniejsze - zrozumiała. Przestawiła broń z ognia na ołów, drąc się do lambadziarza obok - Słyszałeś pendejo? Pilnujesz rewiru żeby się żadna nieproszona kurwa nie przyczołgała!

Początek poszedł przyzwoicie. Gomes potwierdziła przyjęcie rozkazu i jej znacznik nadal migał w obrębie budynku chyba rzeczywiście coraz bardziej bliżej środka budynku i bliżej trójki skazańców. Tej trójce udało się bez większych przeszkód ze strony ognia i xenos dotrzeć do krawędzi parkietu gdzie zaczynał się bar. Osłona pleców saper podczas zakładania ładunku plastiku okazała się nad wyraz potrzebna. Jeden z małych potworów wskoczył skądś na bar i zasuwał po nim jak po autostradzie próbując dorwać się do kogoś z dwunogów. Black 2 odpowiedziała ołowiową kontrą z karabinka roztrzaskując szkło szklanek, butelek, krany od zasobników z piwem i sam bar. Cel okazał się bardzo szybki i trudny do trafienia. Diaz udało się go trafić już w locie gdy odbił się do kawałka lady jaki właśnie rozsiekała ołowiem i leciał prosto ku niej. W locie zdołała jeszcze pociągnąć po nim serią gdy zderzył się z jej napierśnikiem ciskając jej plecy na bar za nią. Sam stwór odpadł od niej spadając ku jej butom i zostawiając na pancerzu krwawe, żółte rozbryzgi. Podobnie Grey 20 pociągnął serią z miotacza do innego stwora. Cała jedna ściana i strona baru zapłonęła od nowego pożaru tak samo jak ciało stworzenia jakie objęła. Szkło nie wytrzymywało takiego żaru i kolejne butelki i beczki zaczynały trzaskać od gorąca. Właściwie cały klub na parterze wyglądał jakby pożar miał się zamiar zacząć tam na dobre.

W tym czasie saper zdołała umocować plastik na ścianie. Teraz musieli się wycofać poza obręb potencjalnego wybuchu czyli jakieś kilkanaście kroków. Właściwie można było nawet zaryzykować skitranie się po drugiej stronie baru przy której normalnie siedzieli goście na wysokich stołkach. Grey 27 musiała być coraz bliżej. Przebicia serii z jej ciężkiej broni przeorały ścianę z dobre kilka metrów nad głowami trójki skazańców.

- Mieeeeeeeeerda!!! - do huku pękających flaszek doszedł rozdzierający, pełen bólu i żywego cierpienia krzyk Diaz, a towarzyszył mu dźwięk pękającego serca. Tyle wódy pooooszło się jebać! Widok napełniał latynoskie serce trwogą, w kaprawym ślepiu zakręciła się rzewna łza. A pomyśleć że mogła zalać mordę… jedna flacha w te czy wewte nie robiła różnicy przy takim burdelu. Na szczęście piromanka szybko sie zmitygowała, przypominając sobie kto i co czekało na nią pod zakurwiałą powierzchnią równie zakurwiałego Yellow 14.
- No, no no i jeszcze raz ni chuja - mruknęła patrząc na bar, a potem na Latarenkę. Coś ogarniała, że gdy rudy kurw podkładał choinkowe prezenty lepiej było trzymać odpowiednią odległość. - Wypierdalamy tam dalej, rapidamente!

Pozostała dwójka Parchów widocznie widziała sprawy podobnie jak Black 2 bo ruszyli wzdłuż ściany. Ponownie zostali zaatakowani przez jednego a potem kolejnego stwora. Jednak na trzy lufy udało im się rozstrzelać i spalić obydwie poczwary zanim zdołały kogokolwiek sięgnąć. Zaraz potem eksplodowała ściana wysadzona przez plastik podłożony przez saper. Zaraz potem w wyrwie pojawiła się lufa ckm a krok potem sama cekaemistka.
Parchata gromadka znalazła się w komplecie, zdekompletowanym co prawda biorąc za punkt odniesienie moment opuszczenia ruin sklepu parę minut wstecz, lecz aktualnie więcej do szczęścia potrzebne nie było. Prócz tlenu, którego zapasy u olbrzyma z mo malały niebezpiecznie.
- Schodzimy do bunkra - Nash prędko przemieliła we łbie dostępne możliwości, wybierając tą optymalną - Diaz i - lektor przerwał wywód, gdy saper sprawdzała coś w HUD - Diaz i Leema na przód. Gomes i ja zamykamy. Prosto do schodów. Dziura w podłodze. Skorzystamy z poprzedniego wyjścia.

Teren w którym trzeba było się przebić do bram bunkra poziom niżej był taki jak zwykle. Czyli ciężki. Pośrodku płomieni, dymu, szalejących oparu metanowej zadymi widoczność w porywach sięgała na jakieś dwa tuziny kroków naprzód. Ale jak warunki były “odpowiednie” to i było widać tylko na pół kroku. Xenos choć widocznie czuły respekt przed ścianą ognia to jednak nie aż tak by mimo to nie próbować dorwać kogoś z ludzi. Czwórce uzbrojonych i częściowo oślepionych tymi warunkami skazańców udało się przebić przez parter do wymownego neonu reklamującego poziom “The Hell”. Ataki xenos były dość nieliczne i słabo skoordynowane. Trójka z czwórki zdołała zareagować wystarczająco szybko by spalić lub rozstrzelać zagrożenie zanim zdążyło wczepić się w kogoś z nich. Tylko operatorka ciężkiej broni okazała się nie zdążyć cokolwiek zrobić nim było po wszystkim Black 8 musiała wyrzuć pusty mag w broni i zastąpić nowym.

Udało im się zejść po schodach na poziom który oddzielał ich od wejścia do bunkra. Dwójka Blacków znowu była wśród poprzewalanych i spustoszonych stołów do gry gdzie wciąż walały się porzucone sztony, kije do bilarda, same bile czy różne części garderoby. Tam w jednym z korytarzy znowu zaatakowały stwory. Diaz udało się rozstrzelać jednego z karabinku prawie w ostatnim momencie i ostatnim nabojem. Karabinek z podczepionym miotaczem szczęknął pusto dając znać, że się wyczerpała w nim ołowiowa mana. Drugi ze stworów ominął czarno - szarą zasłonę drugiej pary zanim zdążyły w niego porządnie wycelować i już skakał na Black 8. Rudowłosej saper udało się strząchnąć go z siebie i chwilę później przygnieść go butem i dobić kolbą.

Już byli pod ziemią i prawie witali się z drzwiami kurwiej dziury. Jeszcze kawałek i wreszcie, po tyle pustych, smutnych jak smutny chuj minutach Diaz wreszcie dane będzie znowu zobaczyć swoją dupę - ta myśl napędzała ją do działania, skupiając uwagę na korytarzu przed gębą. Czy z Promyczkiem było bien? Nikt jej nic nie zrobił, albo nie połamała paznokci? Miała sucho i wygodnie w tą zgrabną dupkę? Piromanka na to liczyła, na coś trzeba było.
- Myślicie że ciągle mają tam wódę i jacuzzi? I steki? Ojebałabym stejka - wywzdychała listę pobożnych życzeń, przeładowując broń - Szkoda że Wujaszka tu nie ma.

Gdzieś z tyłu Ósemka skończyła mamrotać przed Obrożę, w międzyczasie zmieniając magazynek karabinu. Robiło się coraz mniej ciekawie, sprzęt schodził jak woda z dziurawego wiadra. Istniało spore prawdopodobieństwo, że niedługo znów zaczną liczyć pestki i zastanawiać się pięć razy, nim rzucą granat.
- 35 ma Hassela. Żyje. Mahler po nich jedzie - wystukała pospiesznie dobre wieści, choć ukryta pod maską hełmu twarz wydawała się nienaturalnie spięta. Cholerny gliniarz jeszcze żył, o ile żadna gnida nie zmieni stanu rzeczy nim przybędą posiłki. Parch odetchnęła, licząc powoli do pięciu nim ponownie otworzyła kanał z marine.
- Schodzimy pod ziemię. Rozeznanie w schronie. Nie każdy ma hermetyka. Kończy się tlen - nadała do niego, przełykając gorzką żółć zaległą w ustach - Dużo gnid. Bądźcie ostrożni. Pamiętasz dziurę którą wybiłam? Po nalocie. W suficie. Najszybsza droga.

- Condor dycha?
- Dwójka wyszczerzyła się jakby właśnie obrobiła chatę nielubianego sąsiada. Zarechotała do kompletu i pokiwała głową - Balle, muy bien. Niech go Kudłaty zgarnia razem z Blondasem i popierdalają do nas. Zanim dojadą rozpracujemy flachę. Albo dwie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline