Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2018, 11:20   #48
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
- Co się stało? Gdzie John?
Krzeszewski westchnął i rozmasował spuchnięte nadgarstki.
- Diabli wiedzą. To było tak - pochylił się lekko w kierunku majora - Wbiliśmy do tego klubu. Osobno żeby nie budzić podejrzeń. W środku ja zacząłem węszyć i uderzać do menadżerki klubu, a John uderzył do niejakiej Madame Tong. Nie było mnie przy nim, nie wiem o czym rozmawiali. Zresztą miałem własne sprawy do załatwienia. Nie wiedzieć kiedy John zniknął. Ja wyszedłem z klubu tylko po to żeby parę przecznic dalej wpaść na policję. Stąd kajdanki choć nikt z gliniarzy nie dopełnił procedur. Wiesz, nikt nie powiedział "Stać, policja!". A potem? Przewozili mnie z kilkoma innymi więźniami policyjną furgonetką gdy nagle furgon padł, wyleciały drzwi, a ktoś zapytał grzecznie czy nie ma w środku Czarnych Smoków. Jeden się przyznał. No i dostał garotę na szyję. Dalej nie czekałem. Spieprzałem aż miło. I oto jestem tu...
- Nie mogłeś poszukać Johna w klubie? Nie zostawia się partnera podczas akcji.
- On wyszedł pierwszy z tego co wiem - mruknął dziennikarz - Zresztą ja jestem tylko pisarzyną. Nieważne. Powiedz mi co mam robić. A jeśli nic dla mnie nie masz to wpadnę do hotelu gdzie wynająłem pokój po lapka i napiszę artykuł bo mój szef już pewnie szykuje zestaw noży do skórowania.
- Człowieku, zostawiłeś partnera i idziesz pisać dla jakiegoś szmatławca? Mogli go złapać, może czeka teraz na twoja pomoc - warknął Jax. - Masz - rzucił mu bluzę od dresu, sporo za dużą - Wracaj tam, ja obdzwonię Tonga i resztę i wyśle ich za tobą.
Wyjął komórkę i zaczął dzwonić.
- Odbierz John. - Mruknął.
- Mam swoje obowiązki - zaprotestował dziennikarz - Zresztą cholera.. - widząc, że Jax dzwoni zamknął się czekając na rezultat.
- To nie zasrana gazeta, tu chodzi o życie ludzi. - Powiedział Jax czekając na połączenie. Ale minęła minuta i nikt nie odebrał. - Masz obowiązki wobec partnera, on polega na tobie ty na nim. Leć, kurwa, ja obdzwaniam resztę i ruszamy za tobą. Czekaj - sięgnął do kieszeni i wyjął plik banknotów, odliczył trzy stówki i dał Rafowi. - Bierz taryfę i ciśnij.
- Opatrz mnie przynajmniej - Raf wskazał na krechy na swojej piersi - Okrwawiony będę zwracał niepotrzebną uwagę. I daj mi telefon. Gliny zabrały mój, a jakby co to zadzwonię.
- To nic zagrażającego życiu, weź przyklej taśmą folię i zakładaj dres. Czyste komórki są w plecaku, karty też. - wskazał leżący na stole plecak.
- Moja krew na twoją głowę - warknął Rafa - Niech będzie o twojemu - zrobił co trzeba, przywłaszczył sobie nowa komórkę, schował pieniądze i wyszedł.

*****

Dzień Taryfiarza.
Coś jak Dzień Świstaka tylko gorzej.
- Pay, man!
Czy wszyscy taksówkarze w Hongkongu to obcokrajowcy gadający slangiem?
Ale nic to. Rafa zapłacił za kurs wysiadając przecznicę od klubu. Zrobił parę kroków...
I wpadł na policyjny kordon. Nie ma przejścia, facet.
Dziennikarz rozejrzał się. Migoczące światła radiowozów, umundurowani funkcjonariusze, kilka grup zaciekawionych mieszkańców dzielnicy. Na pierwszy rzut oka, beznadzieja...

*****

Rafał skoczył.
Wylądował miękko i sprawnie na dachu naprzeciwko klubu, poza kordonem policyjnym. Już się gotował by sobie pogratulować - "Brawo, Ja!"...
Gdy dostrzegł na swej piersi małą czerwoną ruchliwa plamkę.
O kurwa.
Huk wystrzału zabrzmiał ogłuszająco. Słysząc już świst nadlatującego pocisku Krzeszewski wykonał iście matriksowy unik padając przy okazji na dach. I nie czekał dłużej. Natychmiast poczołgał się w kierunku pierwszej osłony. Komina.
Zwłoki.
Tegi biały mężczyzna ubrany po cywilnemu, z pistoletem pod pachą. Wokół jego głowy aureola krwi.
Dziennikarz odetchnął głębiej. I sięgnął po komórkę.
- Kurde, jestem na dachu naprzeciw klubu. Obok trup, a na przeciwko snajper. Nie mogę się ruszyć bo mnie załatwi. Zróbcie coś z tym!
Słuchawka zachrzęściła w odpowiedzi głosem Jaxa.
- Nie daj się zabić, to gliny robią nalot. Wyciągnę cię jakby cię aresztowali.
- Kurde, Jax! Gość wali do mnie ze snajperki! On nie chce mnie aresztować, strzela żeby zabić! Zrób coś z tym!
Dziennikarz czuł strumyczki potu pod bluzą.
- Gliny w Hongkongu się nie pierdolą jak u nas. Trzymaj głowę nisko, dam im znać, że tam jesteś...
Klnąc dziennikarz przerwał połączenie.
Wziął kilka głębszych oddechów. Uspokoił się.
"Rozejrzyj się, facet. Gdzieś tu muszą być schody na dół".
Rozejrzał się szukając drzwi prowadzących do schodów. Miał szczery zamiar przeczołgać się tam gdy tylko namierzy cel. Czekać na gliniarzy? Równie dobrze mogli strzelić mu w skroń jak tylko się zjawią.
Do roboty.
 
Jaśmin jest offline