Pośpiech nie był już konieczny. Człowiek w korytarzu był martwy, a Silvia zmieniła się w kosmiczną hienę cmentarną i ograbiła jego zwłoki, unikając patrzenia na zastygłą w grymasiu bólu, trupiobladą twarz. Śmierdziało krwią i jatką, kompletnie inaczej niż na planie filmowych. Żołądek blondynki zaczął się buntować. To nie był jej świat. Nie jej piaskownica, grabki i kredki. Nie żyła z wojny i śmierci, chociażby dostała taką rolę.
- Przepraszam - wyszeptała do zabitego chłopaka, przełamując się wreszcie i zamykając mu oczy pustym, ale jakże potrzebnym jej teraz gestem. Nie znała jego imienia, nie spytała o nie… trudno. Mogli jej nie porywać.
Wstała z kolan, odwróciła się, a następnie ruszyła krwawym tropem dziwnie pokrywającym się z tym, co miała przemierzyć. Otoczenia nagrzewało się nieznośnie powoli, pustka i samotność wierciły głębokie bruzdy w umyśle De Luci.
Wreszcie tknięta potrzebą usłyszenia kogoś żywego sięgnęła ku słuchawce w uchu.
- Wiem że tam jesteś Stone - otworzyła kanał komunikacyjny, wywołując głównego porywacza.
W słuchawce nie było nic słychać. Poza szumem eteru. Można by było myśleć, że jest zepsuty i człowiek w nieskończoność czeka na jakąś reakcję z drugiej strony. Jednak jak się zorientowała aktorka mimo wszystko komunikator nie meldował poważnych uszkodzeń. Chociaż były jeszcze grodzie i te całe zwały pancermetalu które mogły przyblokować sygnał. Wystarczyło być odpowiednio daleko lub odpowiednio blisko w zależności od punktu widzenia. A jednak po tej zdawałoby się wiecznej chwili odezwał się z drugiej strony, zdecydowany, ludzki głos.
- Kto mówi?! - syknął zaczepnie i agresywnie męski głos z drugiej strony. Łączę trochę zniekształcało głos ale jednak De Luce wydawało się, że to chyba jednak rzeczywiście jest Stone.
Z jednej strony cieszyła się, że go słyszy. Z drugiej chciała mu wydrapać oczy. Postawiła na wyjście i zachowanie pośrednie.
- A spodziewasz się tu jeszcze kogoś? Czekasz na telefon? - blondynka nie podarowała sobie drobnej uszczypliwości - To może się rozłączę, nie chcę ci zajmować linii…
- Silvia. Co z młodym? - facet po drugiej stronie sapnął ze złości i jakby zazgrzytał zębami. Jak nie dosłownie to w przenośni. Dość szybko jeśli nawet był zaskoczony to doszedł do siebie i sam przeszedł do pytań.
- Nie żyje - nastrój aktorki w jednej sekundzie zleciał na parter, a nawet zahaczył o dwa piętra piwnicy… gdyby na statkach kosmicznych takowe budowano. Przełknęła kwaśną od żółci ślinę i zaczęła mówić, tak po prostu. Nie jak z porywaczem, tylko drugim człowiekiem.
- Zrestartowałam reaktor, wróciło zasilanie i zobaczyłam że leży na podłodze. W kamerze, monitoring znów działa. Znalazłam stimpaka, myślałam że… że zdążę. Ale on już - przełknęła gulę i nadawała dalej - Coś wypruło mu wnętrzności, ma dziurę w brzuchu… i jest… nie żyje. Wpadłam na robota strażniczego, wyglądał jak pies. Ta awaria na Vedze nie jest przypadkowa. Ktoś ustawił pole EMP dookoła. Widziałam… tylko trupy. Zamarznięte. Z drugiej strony ładunek bydła wydaje się żywy… przykro mi. Za młodego.
- Jakiego kurwa bydła?! - syknął zirytowanym głosem facet po drugiej stronie. - Zresztą chuj z tym, widać nie udało mu się. Szkoda. Ale nie był jeden. Trzeba być w ruchu albo znaleźć dobrą kryjówkę. Gdzie jesteś? - Silvia mogła odnieść wrażenie, że Stone idzie. I nawet nie było trudno sobie wyobrazić jak w scenie filmu idzie i rozgląda się nerwowo dookoła, przed siebie, za siebie i w ogóle.
- Normalnego bydła. Z kopytami i rogami - De Luca też zaczęła iść, ale zatrzymała się, obejmując ramionami i kręcąc głową - SS Vega to statek rolniczy. Mają tu krowy gdzieś na dole - nie wiedziała po co to mówi, po prostu nawijała. - Jesteś ranny? Walczyłeś z tymi… robotami? Zrobiły ci coś? - postąpiła trzy kroki do przodu i znowu się zatrzymała. Cała chryja zaczęła się od tego, że blondynka uciekła łowcom, a teraz… miała wrócić?
- Za pierwszym razem schowałam się w szafce - mruknęła i nagle westchnęła zrezygnowana, podejmując szybki marsz już bez przestojów - Idę na mostek. Ktoś do nas leci, inny statek. Nadali wiadomość, ale bez zasilania nie dało się odpowiedzieć. Trzeba ich ostrzec zanim wpakują się w ten syf. Będę… na mostku.
- Inny statek? - Stone wydawał się zaskoczony i może nawet nieco poruszony tą wiadomością. Przez kilkanaście kroków nie odzywał się. - Gdzie jesteś teraz? - zapytał po tej chwili gdy widocznie przetrawił informacje od aktorki.
- Tak, inny statek. Niedługo tu będą. Trzeba… - zamknęła się nagle, mrużąc podejrzliwie oczy przez ciemność statku i kanał komunikacyjny - Proszę… nie rób nic głupiego, dobra? Żadnych szantażów, dywersji, czy co ci może chodzić po głowie. Dogadajmy się z nimi, ostrzeżmy zawczasu. Jestem na D12, jak ten stary zespół… ktoś jeszcze przeżył oprócz ciebie? Gdzie jesteś?
- Ja cię znajdę. Idź dalej na mostek. Coś cię zatrzyma to mów. - facet sapnął ale tym razem wydawał się zdecydowany jakby powziął jakąś decyzję. Po czym zwyczajnie się rozłączył i znów w słuchawce Silvia słyszała tylko szum eteru.
Ustawiła kanał na czuwanie, żeby w razie czego móc szybko odpowiedzieć.
- Cieszę się, że nic ci nie jest, chujku - mruknęła gdy upewniła się że połączenie się urwało. Mostek... nie brzmiało źle. Znaczy nie brzmiało bardzo źle. Wbrew ilości wieszanych na łowcy psów, przekleństw, łez i zgrzytania zębami, Silvia miała nadzieję, że go spotka. We dwójkę powinno być łatwiej... a uciec mu jeszcze zdąży.