WÄ…tek: SzablÄ… i Rogiem
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2018, 10:15   #36
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację

Wilczyński, szlachta i pleban


Wilczyński widząc, że towarzysze rozpierzchli się po prowizorycznym obozie uchodźców. Kobiety udały się do cygańskiego taboru, a kozak poszedł kupczyć. Wilczyński podszedł w pobliże zgromadzonej szlachty. Zwracał na siebie uwagę słusznym wzrostem i wyglądem szlacheckim.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - skinął głową plebanowi. - Dies bonus. Panowie bracia, Jakub Wilczyński, herbu Odrowąż. - przedstawił się Jakub.

- Widzę żeście drogą utrudzeni. Wieści słyszałem, że jakaś krzywda spotkała ludzi w Lublinie. Może jakie nowiny z Lublina macie? Bo niechybnie będę musiał z kompanami o to sławne, a trybunalskie miasto zachać. Wdzięczny będę za wszelkie informacje, czego się złego w Lublinie należy wystrzegać.

- Lubicz herbu Gorawin... Wilżyński herbu Jaxa. - padały nazwiska i herby których Jakub spamiętać nie zdołał. I potrzeby nie było. Rozmówcą i przywódcą tutejszych bowiem był ksiądz, rosły i pewnie szlacheckiego rodu, bo oprócz sukienki jezuickiej, na palcu złocony sygnet z herbem nosił.

- Pochwalony. Jestem ksiądz Marek. Proboszcz tutejszej parafii i pasterz tej niesfornej gromadki.- rzekł duchowny przyglądając się Wilczyńskiemu.- A czemu do Lublina się udajecie. Miejsce to jest obecnie niespokojne. Nie dość, że najechane niedawno, to jeszcze Szwedy obecnie kontrolę przejęły i porządki zaprowadzają. Luterańskie, heretyckie i bandyckie porządki. Od Lublina najlepiej trzymać się z dala.

- Ojcze wielebny, ze zbożną misją się do Lublina wybieramy. Niebezpieczeństwo szwedzkie groźne, ale okoliczności nas zmuszają. Trzeba nam naśladować apostołów, którzy mimo niebezpieczeństwa ze strony pogan z dobrą nowiną wędrowali nie bacząc na trudności. Znacie może ojca Eustachego? - zwrócił się Jakub z pytaniem do księdza Marka.

- Nie… acz wielu jest pewnie zakonników, co takie imię przybrali. To dość popularny patron. - ocenił proboszcz.

- Do klasztoru kapucynów zmierzam. - mówił dalej Wilczyński.- Pilno mi bardzo zobaczyć się z tym sługą Bożym. Ojcze, w ten wojenny czas musimy ufać opatrzności Bożej, która niewątpliwie nad nami czuwa. Wczoraj kilku Szwedówśmy szczęśliwie pobili. Ale trzeba wam wiedzieć, że większy regiment za nami ciągnie i musicie się gotować na to, że w niedługim czasie przyjdzie i wam z najeźdźcami mieć sprawę. Przygotujcie się zatem i miejcie się na baczeniu. Widzę ojcze, że ty między ludźmi hetmanisz jako zalecał patron waszego zakonu, aby czynić wszystko ad maiorem Dei gloriam et Beatissimae Virginis Mariae honorem. - Wilczyński wyciągnął zza pazuchy kolejnego dwutalara i podał plebanowi. - Skromny datek niech choć na kromkę chleba dla potrzebujących.

- Szlachta u nas bitna, panowie bracia w większości ku Janowi Kazimierzowi się skłaniają. Ale nie dość liczna… by regularnym wojskom stawiać czoła.- wyjaśnił ksiądz monetę chowając pospiesznie. - Oporu stawiać nie możemy. Poczekamy na odsiecz z Krakowa lub Lwowa. Prawdę powiadają, że tam już konfederacja przeciw najeźdźcom heretyckim się zawiązała?

- Prawda jest taka, że panowie szlachta powoli się zbierają. -opowiadał Wilczyński. - Ano nie wcześniej, jak z końcem roku siły znaczne mają się zgromadzić. Czarniecki ich ostro nagli, ale hetmani muszą przynaglać niektórych szlachciców, bo nie każdy ziemię i dom chce porzucić w obliczu niebezpieczeństwa. Krótkowzroczni są niektórzy szlachetnie urodzeni i niegodni miana patriotów. Podobno konfederacyja, gdzieś wedle Zamościa ma się zawiązać i stanąć kołem.

- Dobre to wieści, dobre… zacne. Warte wypitki, nie? - wtrącił się wąsaty szlachcic, o podgolonym łbie siwiejącym po bokach. Hreczkosiej, ale z zawadiacką blizną świadczącą o przeżyciu bitwy albo przynajmniej zwady karczemnej.

- A ty Macieju tylko o jednym. Ojczyzna w żałobie, król na wygnaniu, a ty do kufla ciągniesz zamiast do bitki! - fuknął duchowny niczym stary żbik.
- Po kuflu bitność wzrasta. Nawet dawni Rzymianie to wiedzieli piwo za najważniejszy pokarm dla swych wojsk….- zaczął Maciej, ale ksiądz Marek nie dawał za wygraną.
- Prawdziwy wojak i bez chmielu do walki gotowy.

- Prawda - poparł go Wilczyński - to co wasz duchowy przewodnik rzecze. Przecie z Chmielem jeszcze nie tak dawno miała mateczka nasza Rzeczpospolita nie lada kłopot. Pić będziem na całego jak Szwedów z matczynego łona spędzimy jak niechciany płód chorego umysłu, co poniektórych magnatów. Co szwedzkiego panowania wyglądają i myślą, że im Szwed rzuci majętność abo urząd jako kość psu.

- I to jest mowa prawdziwego patriyoty.- rzekł dumnie ksiądz Marek. I zwrócił się do Macieja.- A tobie Macieju… by ci miłość do butelczyny wybić z głowy, nakazuję dodatkowe trzy pacierze, rano i wieczorem, aż do Andrzejek. I nie myśl że nie dowiem, jeśli jakieś opuścisz!
Oj ciężką rękę miał proboszcz dla swoich owieczek.

- A czemuż to cyganów, dopuściliście tak blisko chrześcijańskich siedzib. - zapytał Jakub jezuitę. - Przecież to złodziejskie plemię, co szacunku dla cudzej własności nie ma. Pewnie kręcą się tu, aby uszczknąć jaki kąsek. Miejcie baczenie na dobytek uciekinierów.
- Cyganie to niewątpliwie czarne owce Kościoła… niemniej i te owce należą należą do owczarni Pana. A i w takich ponurych czasach, katolicy winni się wspierać nawzajem.- wyjaśnił ksiądz.

- Z Bogiem. - rzekł Jakub na odchodne.
I takież same pożegnania, choć bardziej serdeczne, otrzymał w odpowiedzi.



Wilczyński i królowa cyganów



Ałtyn zasięgnęła języczka u mądrej cyganki, takoż i Wilczyński miał zamiar u niej rady zasięgnąć. Przedtem jeszcze zajrzał do małego kuferka, co go w sakwie woził. Splunął na dziwny powyginany drucik, co nijak klucza nie przypominał. Po czym Wilczyński kluczyk wsadził w ciasnotę otworu i zmajstrował drucikiem co nieco. A delikatny był to mechanizm, któren z łatwością mógł uszkodzić ktoś niebywały. Listy Wilczyński nosił przy sobie na piersi albo i w butach czerwonych. A w kuferku miał inne ważne dla siebie papiery, listy od kochanki i przyjaciół. Ale i przybory piśmienne. Boć każdy prawdziwy szlachcic, co się ma za rozumnego męża czytać i pisać umi. Jakiesik papiery wyciągnął i wziął ze sobą idąc do cyganki. Gdy już przed cyganką stanął rzekł:

- Masz patrz w znaki - podał kobiecinie pergamin z rysowanym horoskopem. - Astrolog krakowski postawił ten horoskop, rozrysował mi gwiazdy i poradził abym zabrał go tylekroć, gdy mi kto przyszłość będzie odsłaniał.
- My w gwiazdach nie obznajomieni. Z dłoni, z kart, z jaja mogę powróżyć. Albo z żeberek pieczonych w piwie. - rzekła staruszka oglądając podejrzliwie pergamin. - I czytać nie umiem.

- Wszystkich nas czeka jedno. Śmierć. Ale ja chce położyć głowę dopiero w słusznym, podeszłym wieku. Pieniądz toć nie wszystko. Mogę Ci pieniądzem zapłacić, potrząsnął sakiewką. A mogę i odpłacić się przysługą, ale przysługą droższa niż pieniądze. Daj mi wiedzy i amulet, co mnie ochroni przed wrogiem przyszłym, jakiego mi wywróżysz. Bo na żołnierskiej drodze wrogów stoi wielu.

- Zerwij jedną kurzą łapkę z tych wiszących u powały mojego wozu. Czerwoną wstążką obwiąż i noś przy sobie. I dwa czerwone złote zapłać. Niemniej, jeśli cię diabeł uchronić przed wrogiem nie zdoła, to… jaką ochronę może dać talizman starej biednej cyganki? - spytała retorycznie Vadoma.

- Kurza łapa - zaśmiał się Wilczyński. - Z króliczej łapy byłyby zadowolony mój chart albo wyżeł. Choćam nie pies to bardzo nie lubię być drażniony. Na razie to słyszę, że despekt chcesz mi uczynić. Nie zwódź mnie, bo przychodzę po dobroci. A za kiepskie żarty nie zapłacę nawet tymfa.

- Głupiś. - machnęła ręką staruszka uśmiechając się. - Głupiś… skoroś sam wniosków wyciągnąć nie potrafisz. Myślisz że obwieszam sobie kurzymi łapkami wóz dla zabawy? Bo przecie nie dla ozdoby. Zabierz i zawieś na szyi obwiązaną czerwoną wstążką. Może cię ochroni od złego… może nie… bo podróżując w takim towarzystwie z pewnością znaczny mrok przyciągasz do siebie.

Wziął Jakub kurzą łapę, bo choć wątpił w moc takiego talizmanu. To zawsze psu ją można rzucić abo i zupę na rapciach kurzych zrobić. Nie zawiesił jej na szyi, ale rzucił w woreczek co u pasa nosił.


- Sny mnie niepokojÄ….

Cytat:
Opowiem Ci sen jaki często mi staje przed oczami. Widzisz Anna Koniecpolska stała w kościele na ambonie, skąd zwykle pleban głosi kazania. Lico miała zarumienione, uśmiechała się. Ale suknie miała nieobyczajną czerwoną z odkrytymi plecami. Zachciało mu się lgnąć do tych pleców nagich, do szyi i karku odkrytego. Wtem do kościoła wpadł kary ogier. Zatańczył na środku kościoła. Posadzka kościelna wyglądała jak ubłocona droga na wiosnę. Wielkie kałuże, rozlewiska, błoto, wszędzie błoto. Skąd w tym kościele taki brud, kto tu tego błota naniósł, kto te kościelne mury postawił w morzu błota. Anna zbiegła z ambony i zaczęła śmiać się w głos. Rzuciła się w jedno z kałuż, tarzała się w błocie. chciałem ją powstrzymać. Ale ona wskoczyła na grzbiet ogiera i odjechała. Inny razem śniło mi się, że Anna mnie lży, szydzi ze mnie i śmieje się w głos. A za nią i inni śmieją się.
Vadoma zaśmiała się chrapliwie i pomachała kościstym palcem przed nosem szlachcica. - Ot niespełnione fantazyje ci się śnią. Twój rumak bieży do jej stajni, ale wrota do niej zamknięte. Na takie sny najlepsze medykamenty można w zamtuzie znaleźć, lub pod spódnicą damy luźnych obyczajów.

- Podróżuje z dwiema niewiastami. Rzeknij mi co o nich, powinienem na nie wzrok zwrócić?
- Jeśliś mąż o ogniu w lędźwiach to nie powinieneś zadawać takich pytań.- zaśmiała się chrapliwie staruszka. - Diabłem od nich czuć… mój kocur się nie myli. Od ciebie jednakże też.

Spojrzała wprost w jego oczy.





- Czy niebezpieczne? Z pewnością. Niewiniątka nie zadają się z diabłem. Czy śliczne? Z pewnością na to pytanie odpowiedzi nie szukasz. Jednakże pytanie sobie zadaj, czego ty szukasz u niewiasty? Chwili przyjemności? Żony? Wspólniczki w zbrodni?

- Mądrzej prawisz niźli w pierwszych słowach. - Wilczyński położył trzosik na stole. - Skoroś w kartach biegła daj pociągnę trzy z nich. Rzeknij mi co widzisz w układzie i pieniądz będzie twój.
- Nie będziesz psa szczekać uczył. Zadaj pytanie, a ja w kartach znajdę odpowiedź. - odparła staruszka wcale nie zamierzając mu pozwolić tykać swych bezcennych kart, jako on sobie umyślił.

- Chcę wiedzieć czy ten co mi pracę zadał i obiecał nagrodę słowa dotrzyma, czy nie czasem na łatwą śmierć mnie i moich towarzyszy posyła?
Przetasowała karty wyciągając po kolei: króla monet, diabła i dziesiątkę monet.

- Tanio cię kupił. Ale słowa dotrzyma, bo niewielki dla niego to wydatek w porównaniu z tym co chce zyskać.- mruknęła wpatrując się w karty.
- A druga rzecz? Nieufny się zrobiłem, bo ów pan do niego wroga listy pisze. Boję się, że jako w tej bajce w piśmie stoi polecenie. Zabij posłańca, który ten list dostarczy. Mógłbym pieczęć złamać lecz jak ją na zad przylepić? Co mi lepiej uczynić?

- Dajże ten list.- rzekła staruszka wyciągając dłoń. - Czytać literek nie umię, ale intyncyje już tak.
- Ale pieczęci nie łam. - rzekł Jakub cygance podając jej list.
- Dobrze… i tak nie potrzebuję.- staruszka obmacała list i zaśmiała się.- Ot… masz waści w sakwie blef hazardzisty. Nie ma w tym liście żadnej wagi poza pieczęcią i nazwiskami z nim powiązanymi. Żadnej treści poza szlachecką gawędą o niczym.
- Dobrze - wziÄ…Å‚ list od cyganki.

Wilczyński zostawił jej trzos. Pożegnał się i wrócił do swoich.
 
Adr jest offline