Cień uśmiechu zawitał na krótko na ustach Detlet'a. Cóż, może i tak było, choć bardziej obstawiał, że Vilburn, jak to szlachcic, był leniwą i wygodną bułą. Heh, oczywiście nigdy by nie powiedział tego na głos. W końcu był jego bezpośrednim przełożonym... nawet jeśli tylko na chwilę.
- Leśnicy... - zamyślił się Grün wyraźnie, bo jak tu wytłumaczyć coś tak skomplikowanego jak służba we Straży? - ...jesteśmy obrońcami i stróżami. Pomocną dłonią w potrzebie i zbrojnym ramieniem Śródziemia. Kiedy jest potrzeba wysłać nas tam gdzie zwykłe wojsko miałoby problemy, szlachta sięga po naszą pomoc.
Łowczy rozejrzał się czujnie w około, dłoń wiecznie na rękojeści sztyletu. Póki co było spokojnie, ale jak długo Praios da im łaskie ciszy przed burzą? Oby Boron był dla nich łaskawy w tej wyprawie... Chciał już stąd iść. Jak długo jeszcze elfowi zejdzie na czcze gadki w poronionym języku matczynym? i jak długo jeszcze i on będzie musiał strzępić język?