Drake nie miał bladego pojęcia co musiałby zrobić, żeby wreszcie uspokoić Red i zaciągnąć ją na powrót do medlabu. Już prawie mu się udało, ruda przestała krzyczeć i miotać. Nie na długo, bo zaraz zaczęła od nowa, a on nie miał czasu żeby wysilać się na delikatność.
Stali na korytarzu szarpiąc się, przepychając i rozmawiając… jeżeli rozmową dało się nazwać wrzaski z jednej i spokojne przedstawianie argumentów z drugiej strony.
Mijały minuty, minęła ich dwójka techników, a oni nadal tkwili w impasie pośrodku zalanego ciemnością korytarza na dziesięć kroków od drzwi i nie zanosiło się na zmiany.
Wkurzające o tyle mocniej, że kanonier wiedział gdzie powinien być i kogo pilnować. Chronić przed tym, co mogło wydostać się z izolatki, nie tkwić na korytarzu i bawić w psychologa.
Wreszcie machnął ręką, odsuwając się od rusznikarki.
- Dobra, to nie wracaj. Ale ja wracam. Tam, gdzie Rohan, Abe, Nivi, Linda, Veronika i ta jedna paskuda. Tylko jedna, Red. Na co najmniej cztery spluwy i pary oczu, zapas tlenu i leki. Zostaniesz tu sama, bez wsparcia. - mruknął dryfując pod ścianę i obserwując ją czujnie.
Moze wreszcie coś dotrze, przemieli plusy i minusy sytuacji. Zacznie myśleć rozsądnie zamiast panikować.
- Nie wiemy ile tego gówna przewożono w kontenerze. Teddy jedno spaliła, ja utłukłem drugie. Trzecie siedzi w izolatce, a czwarte pewnie dorwało Papę. Bądźmy realistami. Chcesz być jak on? Pewnie martwy i rozerwany gdzieś, gdzie nie ma zasięgu czujników Alex. Chcesz umierać sama bez szansy na ratunek… twoja sprawa - pokazał zachęcająco pusty, ciemny korytarz mogący kryć coś więcej niż dryfujące w próżni śmieci - Ja nie mam zamiaru odprowadzać cię nigdzie, wracam do laba - powtórzył i uśmiechnął się pod maską - Możesz iść ze mną, tam gdzie nasi. Zaraz obok. Możesz usiąść pod ścianą, daleko od zagrożenia, za naszymi plecami. W grupie. Albo ryzykować bez sensu i gnać na mostek. Jak mówiłem, twoja sprawa. To jak? Grasz z nami ? - wyciągnął rękę w stronę kobiety, zaczynając niemie odliczanie do dziesięciu. Tyle zamierzał jej dać zanim zawinie się do reszty.