Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2018, 21:46   #30
Gormogon
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Znów znalazł się na polu bitwy i był z tego zadowolony. Starszy z braci nie umiał inaczej żyć, latanie i bijatyka - tylko to miał w głowie od małego. No, a potem, gdy wyrosły mu na twarzy pierwsze włosy do awanturniczego życia syna rolników wkroczyły jeszcze kobiety. Najprawdopodobniej dlatego zgłosił się do akademii imperialnej, choć jego rodzice, i pewnie też brat, byli pewni, że chodzi o awans społeczny i lepsze życie po zakończeniu służby. Oficer Marynarki Imperialnej, to brzmiało dumnie. Szkoda, że ten tytuł spowodował śmierć staruszków.
Teraz, będąc już bardziej doświadczoną życiowo jednostką, walczył by obalić ten krwiożerczy reżim. A to mógł osiągnąć tylko u boku Sawa Gerrery.

- Myśliwce z lewej! Lecą prosto na nas!
- Kara! Pomóż mi z Wulfem! Jayltre, Danpa! Osłaniajcie nas! - wrzasnął Marlon.

Osłaniajcie przed TIE, dobre sobie. Danpa miał przed sobą dwie możliwości: rzucić się na ziemię licząc, że lambda zaraz tu będzie, albo próbować zniszczyć całego TIE. To zwróciło by na nich dużo uwagi. Niestety nie miał powodu sądzić, że grupa przy statkach zaraz tu będzie, a nie lubił polegać na dobrej nadziei. Sięgnął pod kurtkę i wyciągnął okrągły przedmiot.
Mimo swojej miłości do bomb Danpa był wyposażony w tylko jeden granat, przynajmniej gdy chodziło o wybuchowe. Po wczorajszej próbie BX'a wiedział, że zestrzelenie pilota jest niebywale ciężkim zadaniem, nie wspominając, że akurat Danpa miał na stanie tylko blaster, a większych gabarytów się nie tykał. Jeżeli jednak uda mu się wysadzić granat naprzeciw dość dużego kokpitu TIE, zniszczy układ sterowania maszyny i zabije pilota, a przynajmniej na to liczył. Planował trafić w cel, gdy statek będzie się zniżał do ostrzału. Aby ułatwić sobie rzut, zrobił kilka kroków po wzniesieniu pieczary. Zaraz po uwolnieniu granatu planował skoczyć w piach. Nad tym, gdzie uciekać, pomyśli po pierwszej salwie.
Lecący na przedzie TIE otworzył ogień. Dwie serie zielonych smug uderzyły w ziemię wzbijając w powietrze masę pyłu. Szczęściem nikt nie oberwał, ale tuż za nim leciał drugi. Danpa odbezpieczył termodetonator na kilka sekund przed tym, jak podrzucił go do góry, tuż przed iluminator lecącego nisko myśliwca. Rzut był celny. Wybuch wepchnął przednią część kabiny pilota do środka, a oba panele oderwał od kokpitu, w efekcie czego cały TIE rozleciał się na kawałki. Pilot nie miał nawet czasu, by się zorientować, że ginie. Jego kolega poderwał swoją maszynę i ledwo wyminął szczątki pierwszego myśliwca. Nie zdążył oddać strzału, ale pewnie niedługo zapragnie naprawić swój błąd.
Niestety tak bliska eksplozja nie mogła nie pozostawić śladów na członkach drużyny. Najbardziej oberwał znajdujący się najbliżej Danpa, który dostał odłamkiem w lewy bark, z którego obficie teraz krwawił. Znacznie mniejszą ranę miał natomiast Marlon, któremu odłamek rozciął prawą nogawkę spodni oraz skórę na nodze, co jednak nie przeszkadzało mu w chodzeniu. Reszta wyszła z całego zamieszania bez szwanku. TIE tymczasem powoli nawracał, by zaatakować.

- Jeron, BX, sprężcie się - zakomunikowała Kara - bo zaraz nie będziecie mieli po kogo wracać.
Kolejny TIE nadlatywał, a oni chyba nie mieli więcej termodetonatorów. Blasterami nic nie mogli wskórać przeciwko imperialnemu myśliwcowi. Czyżby byli na z góry przegranej pozycji?
- Niech to szlag - mruknęła pod nosem. Nie liczyła za bardzo na to, że pomysł, który przyszedł jej do głowy w ogóle się powiedzie, ale nie miała lepszego. Przymknęła powieki, próbując skupić myśli tylko na nadlatującym TIE. Gdyby tylko miała odrobinę szczęścia, może chociaż udałoby się zniszczyć jego działka, a w najlepszym wypadku spowodować rozbicie się o piaszczyste podłoże? Musiała tylko skupić swoją uwagę na nadciągającym myśliwcu. Wyobrazić sobie, że był zwykłym kamieniem, jak wtedy, podczas nauk w Akademii. Zmienić jego tor lotu.

“Co ona, zasnęła?” pomyślał Danpa patrząc na Karę. - Drugiego nie mam. - wspomniał o detonatorze. - Rozproszcie się! - krzyknął do zebranych. Nawet gdyby chcieli uciekać, to nie do końca mieli gdzie. Sam Danpa, mając nadzieje, że walka w obozie rozgorzała na tyle aby nikt nie oglądał jego peryferii, zaczął biec po pieczarze z zamiarem zrzucenia się z niej na piach i wtoczenia do wnętrza niczym kłoda. Z niezadowoleniem ściskał swoje ranne ramię, mentalnie przygotowując się na ból jaki spowoduje przetaczanie się po nim nawet na stosunkowo miękkim piasku.
Wizg myśliwca był coraz głośniejszy. Kara nie musiała go jednak słyszeć, by wiedzieć gdzie znajduje się wróg. Widziała go doskonale, pomimo zamkniętych powiek, skoncentrowała się tylko na nim. Myśliwiec otworzył ogień. Wyczuła to jeszcze zanim usłyszała, jeszcze zanim się to wydarzyło. Zielone smugi mknęły w dół, ale... uderzyły kilka metrów od Danpy, który znalazł się najbliżej obozu spośród wszytkich członków grupy. Haniebne pudło, jakby to określił Marlon. Czy to w ogóle możliwe, by nawet średniej jakości pilot oddał taki strzał? Tak czy siak TIE przeleciał nad nimi nie wyrządzając nikomu krzywdy. Znad obozu nadlatywały już jednak kolejne dwa.

- Kogo oni teraz przyjmują do Akademii Imperialnej? - ironicznie spytał Marlon - Ani latać, ani strzelać nie potrafią!
- Przy kolejnych dwóch nie będziemy mieli tyle szczęścia - odpowiedziała Kara, po czym chwyciła Wulfa pod ramię. - Pomóż mi, Marlon. Pójdziemy w ślady Danpy i spróbujemy dostać się do pieczary.
Oboje popędzili w stronę pieczary, nie przejmując się zbytnio, że ciągną Wulfa po ziemi. Wrzucili go do niej głową w dół, Danpa pomógł im wciągając go do środka, a następnie wskoczyli tam w ślad za nim. Ostatni zameldował się na miejscu Jaytlre, który w pieczarze znalazł się na równi z odgłosem wybuchu oraz pyłem przez niego wzburzonym. Miraluk musiał wyprzedzić wiązkę energii o włos. Nie uchroniło go to jednak przed odniesieniem niewielkiej rany. Jakiś ostry kamyk przeciął mu spodnie i skórę na prawym udzie.
- Do cholery, Jeron, co się tam dzieje?! - Kara odezwała się do komunikatora, kiedy już wszyscy byli w miarę bezpiecznie ukryci w pieczarze.
- Nastąpiły pewne... nieprzewidziane okoliczności. - wkrótce nadpłynęła odpowiedź. - Ale już po wszystkim. Trzymacie się?
Marlon chciał jakoś odpowiedzieć bratu, ale zbytnio nie wiedział jak.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline