Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2018, 08:54   #207
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Izzy wyczuwała przez skórę, że dzieci, zwłaszcza dwaj rówieśnicy Maggie, woleliby zdecydowanie bardziej odjechać czarną furgonetką niż siedzieć w domu i czekać na to co się stanie. A już na pewno nie uśmiechało się robić coś tak “babskiego” jak sprzątanie czy gotowanie i to gdy ich kumpela Angie pojechała odbijać również ich mamę. I chociaż pomagali “przygotowywać bazę” to czego się lekarka i matka nie domyślała to widziała po spojrzeniach i zniechęconych uwagach. A zachowanie dwóch braci niejako na zasadzie naczyń powiązanych wpływało na dwie dziewczynki.

Tymczasem byli na siebie skazani. Jeśli nie liczyć Rice. Ta zaś jak się okazało, znowu była związana i zakneblowana. Tym razem wujek Angie przywiązał ją do jakiegoś łóżka w jednym z pokoi. Co prawda łóżko było pewnie o wiele wygodniejsze niż piwniczna podłoga ale właściwie po spędzeniu z ponad pół doby w więzach i w kneblu Azjatka zaczynała wyglądać coraz bardziej żałośnie. Wydawała się być coraz bardziej zrezygnowana i apatyczna. Albo senna i zmęczona. Albo nawet odwodniona i osłabiona. W każdym razie gdy po odjeździe czarnego wozu lekarka weszła do pokoju w którym była przywiązana Azjatka te ledwo podniosła na nią wzrok.

Samo badanie próbek gdy się już miało mikroskop i umiało się go użyć było dość standardową procedurą badawczą. Izzy kojarzyła, że Rob wspominał coś, że przy takich jaszczurkach jak już to do jedzenia najlepszy jest ogon. Na resztę szkoda tracić czasu i wysiłku, co najwyżej oskórować czy wyciągnąć inne trofea.

Skoro jednak nikt jej nie stał nad głową ani nie strzelał za rogiem to pani O’Neal mogła użyć mikroskopu i przebadać zabitego przez Angie zwierzaka tak kompleksowo, że lekarz dawnej weterynarii by się pewnie nie powstydził. Pobierając ślinę do zbadania odkryła parę ciekawych rzeczy. Po pierwsze to, że w ślinie było mnóstwo syfu wszelakiego tak jak u padlinożercy należało się spodziewać a ugryzienie samo w sobie nawet jeśli nie śmiertelne to pewnie mogło mieć bardzo przykre powikłania. Po drugie w ślinie wykryła znanego już sobie wirusa. Więc pewnie waran musiał mieć kontakt z zarażonymi jak nie żywymi to martwymi. A po trzecie to ślina okazała się mieć zaskakujące właściwości. Co prawda nie rozkładała całkowicie wirusa ale jednak zdawała się go do pewnego stopnia ograniczać. W tej chwili jednak nie była pewna czy całkowicie czy czasowo. A po czwarte okazało się, że w gardzieli jaszczur ma jakieś gruczoły pełne dziwnej wydzieliny. Wyglądały jak dodatkowe ślinianki albo nawet gruczoły jadowe.



Dziewczyna z Det była chyba już całkiem przemoczona gdy dotarła do miejsca skąd całkiem nieźle widać było te podejrzane budynki. Podróż na przełaj, pieszo, przez zatopiony w mętnej wodzie las zaowocował jednym upadkiem w tą wodę a drobniejszych potknięć szkoda było liczyć. Pocieszające było to jedynie pod tym względem, że gdyby ktoś próbował ją podejść pewnie byłby w tej samej sytuacji. I, że zostawiła kociaka ze Spikie.

Udało jej się dojść jednak chyba nie zauważoną do skraju lasu. Przynajmniej nikt się na nią ai do niej nie darł, nie strzelał, ani nie pokazywał palcem. Ale widziała ludzi przed sobą. I w oknach i przy samochodach. Budynek, z dużymi antenami na dachu, był opanowany przez tą bandę jaką wcześniej mijali ze Spencerem. Część była widoczna w oknach, część przy samochodach i wydawali się być dość poruszeni. Pokrzykiwali na siebie nawzajem, przeklinali, poganiali się, wyzywali ale i tak dało się widać wyraźną zmianę w porównaniu do tego co widziała osobiście ile? Z kwadrans temu? Dwa? Gdy wydawali się być pozytywnie i nieco agresywnie nabuzowani, pewni siebie i panujący nad okolicą i sytuacją. Teraz wyglądali jakby mrówki w mrowisku które ktoś szturchnął kijem. I chyba szykowali się do obrony. Przynajmniej tak wyglądało po tym jak kucali za samochodami, przebiegali nieco schyleni, próbowali ustawić jakieś śmietniki czy inne pudła w coś w rodzaju barykady pewnie. Jeśli nawet widzieli czy słyszeli jej motocykl to chyba nikt nie zwrócił z nich na to uwagę albo mieli co innego na głowie.

Chociaż przez jakiś czas wydawało jej się, że słyszy nadjeżdżający samochód. Ale ten ucichł więc albo odjechał albo zatrzymał się. Była już jednak wówczas tak daleko w lesie, że nie widziała głównej ani właściwie żadnej drogi. Dopiero teraz pod osłoną drzew i krzaków widziała ponownie coś więcej niż te drzewa, krzaki no i wodę. Na wypadek gdyby ktoś mógł dać radę zapomnieć o tej cholernej powodzi w której taplali się tu chyba wszyscy i wszystko. Teraz widziała budynek z nieco innej perspektywy niż wcześniej z pokładu monster trucka z drogi głównej. Wówczas był trochę pod skosem ale podłużny, kilkupiętrowy budynek był raczej od frontu. Teraz była bliżej więc widziała go raczej od węższej strony i trochę pod skosem tylną ścianę. Widziana wcześniej “frontowa ściana” okazała się właściwie tylną. A ta niewidoczna wówczas była od strony ulicy czyli właściwie frontową. Chociaż cały buynek stał wewnątrz chyba dawnego ronda. Ulicy która była uformowana w rondo z kusząco wystającym wzniesieniem które normalnie pewnie było wysokie jak dach przeciętnej osobówki ale obecnie wystarczyło by przekształcić się w dość regularną wysepkę. I właśnie częściowo na tej wysepce stał ten budynek z antenami i otoczony samochodami. Niektóre rozpoznawała jako te widziane wcześniej na drodze gdy mijał ich monster truck.

Banda była uzbrojona co już wcześniej widziała z wozu Spencera czyli w broń krótką, pałki, strzelby, maczety i toporki. Całkiem w sumie podobnie jak te Psy przy straży pożarnej. Tylko w przeciwieństwie do czasu sprzed paru kwadransów większość z nich tym razem miała broń w łapach jakby mieli zacząć walkę lada chwila. Na plus pozycji obserwacyjnej Vex przemawiało to, że na te pół setki albo i trochę więcej kroków to taka broń była minimalnie celna. Właściwie można było oberwać raczej przypadkową niż celowaną kulą. Chociaż oczywiście nie było zbyt pocieszające gdy już się tą kulą oberwało. No i sama dysponowała bronią podobnej klasy więc była w podobnej sytuacji. Gdyby chciała się z nimi strzelać na sensownych zasadach musiałaby najpierw skrócić dystans chociaż do tych 20 - 30 kroków.

To by oznaczało gdzieś całkiem blisko domu. Owszem banda wydawała się dość chaotycznie zajmować pozycję i chyba nie wszystkie kierunki były pilnowane. Do tego był w wodzie jakiś budynek po zewnętrznej stronie ronda, przy wewnętrznej wrak a potem już ściana domu przy której trzeba by być na zewnątrz domu albo wyjrzeć z okna by dostrzec kogoś przy ścianie. I jeszcze trochę płotów i krzaków. Kryjówek trochę było jak się tak zastanowić i od jednej do drugiej próbować przemknąć się bliżej. Jednak przy każdym przemykaniu wystarczyłby nawet przypadkowy przechodzień z tej bandy, w oknie czy nawet który wyszedłby z tej strony by dostrzec skradacza na tym otwartym kawałku. Sama przeszkoda też jak zwykle w 100% nie gwarantowała skutecznej kryjówki. Więc jak to zwykle bywało: ryzyk - fizyk z takim podchodzeniem.



Wsiedli w kilka osób z powrotem do wozu Rogera. Poza Angie był jeszcze Roger który prowadził swoją furgonetkę, wujek no i pan O’Neal. Cała czwórka wydawała się być wystarczająco zgodna i zdeterminowana do rozwiązania sprawy w budynku radia. Nawet wujek i Roger wydawali się być w tym przypadku wyjątkowo zgodni. Jednak szybko okazało się, że obydwaj mają całkiem odmienne koncepcje rozwiązania tego problemu.

Od domu Westów, do radia nie było tak daleko. A samochodem to chwila moment. Chociaż jechało się z początku podobnie jak jechali do domu Rice to jednak do niej skręcali w lewo a tym razem Roger wybrał zakręt w prawo. A potem jeszcze ze dwa razy i w końcu zatrzymali się na zalanej drodze na skraju jakiś budynków, drzew, właściwie nawet małego lasku. Wszystko oczywiście jak zwykle było zalane tą mętną wodą. Zatrzymali się bo wujek o to poprosił Rogera. Wedle kierowcy te radio było za tymi drzewami. Z buta do przejścia w parę minut ale samochodem w las na przełaj to nie bardzo.

Dla wujka brzmiało to chyba w porządku by zaczął tłumaczyć jaki miał plan. No chociaż szkic. Mianowicie we trójkę wysiądą i przejdą przez te drzewa skąd jak mówił Roger miał być widok na budynek radia. Tam się zorientują w sytuacji jak to wygląda na miejscu. Na to jeszcze Roger choć wyraźną urazą i rezerwą to się zgodził. Dlatego zostawili furgonetkę na drodze i przeszli przez ten las.

Roger okazało się miał rację z tym widokiem na radio. Samo radio było rozpoznawalne po dużych antenach na dachu budynku. Budynków było kilka, przypominały nieco większe kamienice czy inne bloki budowane na kilka pięter i kilkanaście rodzin. Najwięcej samochodów i jacyś ludzie dość podobnie do siebie ubrani. Mieli broń. Przy sobie albo w rękach. Większość jakieś pistolety, strzelby, łomy i pałki. Zachowywali się dość nerwowo rozglądając się dookoła w tym i w stronę gdzie obserwowała ich czwórka obserwatorów ale wśród liści, krzaków i pni drzew widocznie nie byli tacy łatwi do zauważenia.

Grupka widoczna przy i w budynku wyglądała jakby spodziewała się ataku lada chwila. Poza tym coś przekrzykiwali, ponaglali, klęli bo część głosów dochodziła i do czwórki zwiadowców. Ale też kryli się mniej lub bardziej jawnie za samochodami, klombami czy framugami okien. Wyglądało trochę jakby się szykowali do oblężenia. Policzyć było ich ciężko bo byli w ciągłym ruchu albo widoczny na chwilę między oknami i nie było wiadomo czy osoba widziana w jednym oknie i chwilę potem w następnym to ta sama czy następna. Ale i tak dało się zauważyć, że było ich chyba co najmniej z kilkunastu.

I Angie, i wujek, i Robert mieli wyraźną przewagę jakościową i zasięgową nad bronią jaką dało się zauważyć u przeciwnika. Chociaż wujek tym razem chyba nie zamierzał strzelać a wskazywać priorytet celów i pilnować reżimu ognia. Czyli mówić, gdzie, kto ma strzelać. Leżał więc z przygotowanym karabinkiem od Izzy ale scenę obserwował przez lornetkę. No a khainita niejako ze swojej filozofii życiowej preferował broń do walki bezpośredniej a i całą sytuacją wydawał się coraz bardziej zirytowany i poddenerwowany.

- No ile będziecie się gapić? Na co czekamy? Rozwalmy ich! Khain nie lubi czekać! - warknął w końcu zniecierpliwiony no i zaczepka szybko przerodziła się w sprzeczkę gdzie głównymi antagonistami byli znowu wujek i khainita którzy kompletnie inaczej widzieli podejście do problemu. Wujek chciał skorzystać z przewagi dwóch karabinów i systematycznie likwidować widoczne cele aż nie będą mieli dość i się poddadzą lub będą próbować zwiewać albo aż “urobi” ich się na tyle by skrócić dystans walki. Rogerowi widocznie takie zepchnięcie na margines woli Khaina i zepchnięcie do pobocznej i drugorzędnej roli w ogóle nie pasowało więc w końcu wstał gwałtownie i odwrócił się napięcie ruszając z powrotem w stronę drogi gdzie zostawił swoja furgonetkę wściekając się, że wystarczająco wiele czasu stracił na te głupoty. Wujek oglądając jego plecy znów miał wzrok jakby miał ochotę mu trzasnąć ale się opanował.

- Trudno, zaczynamy, zanim on zacznie. - Pazur odwrócił się znowu w stronę budynku radia i przyłożył lornetkę do oczu. Obserwował chwilę po czym wybrał pierwszy cel. - Angie. Wszystkie cele na 100 - 150 m. Trzecie piętro na balkonie. Z karabinem. Rob, śmietnik przed wejściem. - wujek szybko wcielił się w rolę obserwatora z zespołu snajperskiego i wybrał dla strzelca pierwszy cel. W oknie o którym mówił rzeczywiście był jakiś facet z myśliwskim sztucerem z jakąś lunetką. Pod względem zasięgu była to broń która mogła się równać z dwoma karabinkami strzelców a nawet dzięki optyce je przewyższyć. Wujek podał też od razu odległości od celów i na oko Angie podał je właściwie. Dzięki czemu mogła brać stałą poprawkę na odległość przy celowaniu. Słyszała go wyraźnie dzięki krótkofalówce choć sam wujek był bliżej Roberta który nie miał radia więc wujek musiał być bliżej niego by móc z nim rozmawiać bez krzyku. No i w ten sposób stanowili dwa oddzielne stanowiska ogniowe a nie jedno. Acel wybrany dla Roberta był jakiś facet który próbował przesunąć stary kontener na śmieci. Gdyby go ustawił bliżej wejścia do końca zasłoniłby on sporo w tym samo wejście do budynku.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline