Wilczyński chwycił i do żołądka rzucił, co nieco z tego, co przyniosła Janina, a poprawił suszoną kiełbasą z własnych racji. Wodą popił, ale napitkiem lepszym pewnie, by nie wzgardził. Mimo, że przy plebanie się zarzekał, ale przecie ślubów nie czynił, że trunków w usta nie weźmie, póki Szwedzi nie ustąpią. A byli tacy prawdziwi patrioci, co ślubowali.
W drodze do dworu Kraszewiczów zamilkł Wilczyński i w myślach się pogrążył. Zwierzył się najpierw Janeczce, a potem Cyganka sugerowała Jakubowi, aby szedł do zamtuza, gdzie znalazłby panaceum na trapiące go sny o niewiastach. Ale gdzie tam szlachcic będzie się po tak niecnych przybytkach szlajał. Tylko prawdziwa kobieta z szlacheckiego stanu mogła stanowić dla Jakuba dobrą partię.
Kiedy już przedstawili się gospodarzowi Wilczyński widząc, że młody szlachcic wysforował się z zaproszeniem gości. A ojciec minę miał nietęgą, gdy mu synowskie obietnice przyszło pokrywać.
- Jeśli nie będzie to ujmą na szlacheckiej dumie to możemy opłacić nocleg jako karczemny, co byście panie bracie nie musieli na alimentację łożyć.
- Nie. Nie. Nie… ani to po krześcijańsku żądać opłaty w taki czas, ani też uchodzi szlachcicowi brać dutki w takiej sytuacji. Święte prawo gościnności, mówi że gość w dom to Bóg w dom. - zaczął szybko prawić Hieromin.- Ino, że myśmy nie wiedzieli i nie przygotowali żadnej… gościny.
- Ale ojcze, przecie nie wypada niewinnych białogłów zostawiać bez pomocy.- zaczął młodzieniec, ale Hieronim skarcił go gnienym spojrzeniem.
- Nie trzeba nam splendorów - odpowiedział im Wilczyński. - Ani wykwintnego jadła. Karczma pęka od podróżnych, a po gołym niebem wczoraj nocowaliśmy. Starczy nam tyle, że głowę pod strzechą skłonimy. Na jedną noc, bo pilno nam do Lublina. Ksiądz Marek rekomendował, że szlachta w tej parafii pielgrzymów bez pomocy nie ostawi.
- Ksiądz Marek… -Hieronim uniósł spojrzenie ku niebu, zapewne w niemym żalu do Boga który księdza Marka tutejszym proboszczem uczynił.- Wie że tu… jesteście? I że tu macie przenocować?
- Zdarzyło mi się z nim dwa słowa zamienić. Pod karczmą szlachtę chwalił. Ale nie wiem czy wie że z synem waszym weszliśmy w komitywę. Za swoimi sprawami się rozeszliśmy.
- No… skoro ksiądz Marek… mówił z wami.- Hieromin posłał gorgonie spojrzenie synowi.- To… witajcie w naszych skromnych progach.
- Ante omnia dziękujemy za zaproszenie i gościnę.
- Tak jak wspomniałem. Gość dom, Bóg w dom. - rzekł stary szlachcic i zwrócił się do żony.- Duszko każ podać więcej talerzy na wieczerzę. Gości przecie mamy.
Ta tylko skinęła głową i rzucając kose spojrzenie to Tynci, to Janinie, znikła w progach dworku.
- A wy z daleka jedziecie?- zapytał zaś Hieronim.
- Z sandomierskiego jadę. W Chełmie parę dni bawiłem.
- I co tam w Chełmie słychać?- zaciekawił się Hieronim.- Powiadają, że tamtejsza szlachta uszła już na radziwiłłowskie ziemie i u tego rodu szuka pomocy. Prawda li to?
- Prawda. - rzekł smutno Wilczyński. - Ale pewnie wiecie, że siódmy rok mija jak Chełm zniszczon, od tatarskiej i kozackiej plagi. Tedy szlachta nie czeka na śmierć jeno majątek pakuje na wóz i ucieka. Taka rejterada chluby szlacheckiej braci nie przynosi, ale czasem głowę unieść na karku to wszystko, co da się zrobić.
Szlachcic ze zrozumieniem skinął głową.
- Nadziej trza wypatrywać w konfederacji, co pono już blisko. - kontynuował Wilczyński. - Wielcy hetmani już szykują się do spotkania. A panowie Małopolscy spieszą im z auxilium. Gadają, że koło rycerskie stanie może Zamość, a może Tomaszów pod lubelski. Tyle wiem. Może i przed końcem roku jej doczekamy. Szwedzi niszczą kościoły, niejeden parochus życie postradał. Wiarę rzymską chcą Szwedzi wyplenić. A takich obelg względem wiary i kościoła szlachta rzymskiego porządku nie może znieść.
Te tłumaczenia nieco rozjaśniły twarz Hieronima w bladym uśmiechu. Uznał zapewne, że nie będzie całkiem stratny na tym krześcijańskim uczynku. Przynajmniej przy wieczerzy posłucha plotek ze świata. Skłonił się więc lekko i rzekł.
- Wchodźcie więc moi mili, czas na wieczerzę.
Wilczyński przy wieczerzy zachowywał się roztropnie, aby nie drażnić gospodarza. Kiedy było trzeba bawił rozmową, przytakiwał słysząc opowieści seniora rodu, gospodynię i dziatki chwalił. Sługom wydał dyspozycję aby przed snem nie zaniedbali swoich obowiązków. Udał się do izby gościnnej, którą mu Hieronim wyznaczył.
Ostatnio edytowane przez Adr : 09-05-2018 o 15:09.
|