Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2018, 18:59   #8
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Łaźnia znajdowała się obok dormitorium, w niskim, ale ładnie zaprojektowanym budyneczku z różowego koralu, bardzo popularnego budulca w Halagardzie. Zaraz za wejściem znajdowały się wygódki, a w głębi budyneczku, wśród kolumnad i licznych, czarodziejskich lamp, znajdowały się baseniki napełnione kusząco parującą wodą.


Lily zostawiła koleżankę przy drzwiach, aby mogła w spokoju załatwić swoje potrzeby, a sama skocznym krokiem poszła do łaźni. Kiedy już Leilena do niej dołączyła, naga dziewczyna wylegiwała się w ciepłej wodzie, zanurzona prawie po czubki uszu. Błękitna suknia leżała niedbale na jednej z wielkich, czerwonych poduszek okalających centralna fontannę. Poza nimi dwiema, nikogo innego nie było.
- Zdecydowanie potrzebuję stroju, który szybciej się zdejmuje - stwierdziła Lei, zabierając się za rozbieranie się. Nie czuła już wstydu, nie przed Lily w każdym razie. No może odrobinę. W końcu przed chwilą była naga… mimo to poczuła ukłucie podniecenia, kiedy zsuwała swoje spodnie na oczach gnomki.
- W stolicy jest dużo krawców. Na pewno sobie coś znajdziesz - podjęła rozmowę. - Chyba, że masz w swojej garderobie coś innego niż spodnie. Może mogłabym coś przerobić?
- Mam ze dwie sukienki. Ale długie i niewygodne. Mogę ci je oddać, jeśli zrobisz z nimi coś ciekawego, to jestem w pełni za… - za spodniami poszła bielizna i lekko rumiana rudowłosa czym prędzej wskoczyła do wody. - Nie mam pieniędzy, aby kupić sobie coś nowego - przyznała i westchnęła. I zmieniła na chwilę temat. - Naprawdę myślisz, żeby się ogolić tam na dole?
- My, gnomy, zawsze mamy problem z włosami - wskazała palcem swoje mokre loki, które skręcały się mimo wilgoci. - Pozbędę się włosków, to pozbędę się problemów - zdecydowała z uśmiechem. - Co masz na myśli, mówiąc ciekawego? Bo taka szatka Olomy musi bardzo drogo kosztować. To czysty jedwab i jeszcze tak delikatnie zszyty… Dobrze, że sama go zdjęła, bo bałabym się, że go podrę.
- Ciekawego, czyli coś odpowiednio kuszącego i łatwego do zdjęcia - odpowiedziała bez większego namysłu rudowłosa. - Jestem tu od tak niedawna, a już dwa razy się rozbierałam - zachichotała. - Pomogę ci z włoskami jak ty pomożesz mi - zaproponowała nie tak znowu nieśmiało. - Myślałam, żeby zostawić sobie ich tylko troszeczkę nad… no wiesz… szparką.
- Ale, no wiesz… ja nigdy nie miałam brzytwy w dłoni. A co, jak cię skaleczę? Może Oloma miała rację i powinnyśmy poprosić jakiegoś chłopaka? - wyraźnie nie była przekonana.
- Na razie sobie tego nie wyobrażam - westchnęła. - Prędzej zapytałabym jakąś kobietę z kadry nauczycielskiej… pani rektor… ona była tam ładnie… przystrzyżona - dodała szeptem.
Lily odparła wybuchem śmiechu.
- Szanowna pani rektor, chciałabym złożyć podanie o usługi fryzjerskie - wypowiedziała, sztucznie obniżając głos.
Leilena roześmiała się razem z nią, skupiając na myciu swojego ciała.
- Wiem wiem, ale jestem pewna, że nie jest jedyną. Może inne są bardziej… przystępne? Albo starsze koleżanki? - zasugerowała, ciągle nie ufając pomysłowi chłopca z brzytwą nad swoim łonem.
- Nie mam koleżanek… jesteś pierwszą - bąknęła gnomka i zaraz spróbowała zmienić temat. - To, co opowiadałaś o swoim tacie, to była prawda?
- Na pewno poznamy kogoś ciekawego - zapewniła Lei z uśmiechem. - To.. tak. U mnie w domu po nocy często szalały demony rozpusty. Może dlatego sama taka a nie inna jestem.
- Ojej… to nie tylko tata tak szalał? - spytała, ale zaraz pokręciła głową. - Nie, nie. Nie powinnam pytać. To twoje osobiste sprawy.
- Strasznie mnie podnieciło opowiadanie tej historii… podglądałam wszystkich przez lata, chyba jestem dobra w ukrywaniu się - roześmiała się panna Mongle. - Ale to nie teraz, bo się spóźnimy na obiad. Umyta? - sama Leilena już zakończyła zmywanie z siebie śladów uciech.
- Czyściutka jak łza - oznajmiła. - I do tego głodna jak borsuk. Na szczęście dobrze tu karmią. I to takimi dużymi porcjami - rozłożyła szeroko ręce. - Ale może mi się tylko tak zdaje, bo jestem mała.
- Ja jestem niewiele większa - mrugnęła do niej Lei, gramoląc się z wody i rozglądając za czymś do wytarcia. Tym samym wystawiając się znowu w pełni na widok.
- Ładne mi niewiele, ponad głowę - prychnęła Lily, również wychodząc z wody. Tak naprawdę, to była pierwsza okazja by przyjrzeć się jej nago. Była bardzo szczupła, co jeszcze bardziej wyolbrzymiało jej biust. Jej sylwetka miała w sobie coś elfiego, choć może to spiczaste uszy skłaniały do takiego wrażenia. - A ja w swojej wiosce byłam najwyższa! - rzuciła butnie i podniosła schowane wcześniej ręczniki. Jeden podała Lei.
Ta wzięła go i zaczęła się wycierać, nie spuszczając wzroku z gnomki.
- Jesteś piękna. Podoba mi się też, że taka mała. Prawie wszędzie… - wymruczała, celowo na chwilę zatrzymując spojrzenie na biuście. Dziewczyna podłapała jej wzrok.
- Podobają ci się? Mi się zawsze wydawały za duże. Chłopcy zawsze wodzili za nimi wzrokiem. Z początku bardzo mnie to denerwowało, ale z czasem… No, nie jestem taka wstydliwa jak kiedyś - zakończyła wycierając swoje niesforne włosy.
- Są niesamowite. Uwielbiam piersi, nie dziwię sie chłopcom wcale - zachichotała, coraz bardziej otwierając się przed gnomką. Odłożyła ręcznik i zaczęła się ubierać. - Moje są małe, ale sterczące. Nie musiałam nigdy nosić nic podtrzymującego je jak wiele innych kobiet.
- Będę o tym pamiętać przy przerabianiu twoich ubrań - obiecała Lily.

Wytarte, suche i ubrane ruszyły do stołówki. Pora już była najwyższa i gnomka bała się, że może już dla nich zabraknąć parówek. Posiłki wydawano w głównym budynku Akademii, majestatycznej, wielopoziomowej budowli pełnej balkonów, wieżyczek i wymyślnych dobudówek. Kiedy dotarły na miejsce, trochę zziajane od szybkiego kroku, oczom Leileny ukazała się ogromna sala jadalna. W takim miejscu powinno się wystawiać jakieś bale, a nie po prostu serwować obiady, śniadania czy jakieś kolacje. Długie stoły były smętnie puste, bo i zwabionych głodem osób było może z trzydzieści. Lei wypatrzyła w oddali charakterystyczne, rude włosy - to rektorka jadła w towarzystwie nauczycielskiego grona. Poza tym towarzystwo było głównie ludzkie i w różnym wieku. Niektórzy mogli być równolatami dla panny Mongle, inni musieli dobiegać trzydziestki. Lily złapała ją za ręką i zaczęła dyskretnie wskazywać parę osób.
- Widzisz tego tam blondyna? Z książką? To Olaf, o którym ci mówiłam - chłopak był trudny do opisania w dwóch słowach. Niski, ale bardzo przysadzisty przywodził na myśl krasnoludy, ale jednocześnie wyraźnie brakowało mu brody. A przecież każdy krasnolud musiał taką posiadać.


Lei niewiele wiedziała o krasnoludach, tak jak i o gnomach. Uważnie przyglądała się wszystkim, obecnie bardziej interesowała ją nawet kadra nauczycielska. Dała się prowadzić Lily.
- Wygląda jakby już zaczął studia. A pozostali z naszej małej grupy?
- Tamten wielkolud - kiwnęła brodą ku ogorzałemu młodzieńcowi. Też siedział samotnie, jeśli nie liczyć towarzystwa dwóch wielkich talerzy pełnych jedzenia. Faktycznie był wysoki. Dobre sześć stóp, może nawet więcej. I szeroki w barkach. Ubrał się zgodnie z obowiązującą, halruaańską modą. Dla Lily mógł faktycznie być za duży.


- To Connor. Jest całkiem miły, ale trochę ospały.
- Ale wygląda całkiem fajnie. Na pewno uważasz, że jest za duży? - zachichotała. Domyślałam się o co może chodzić z ospałością, w końcu mała gnomka wykonywała pewnie pięć ruchów zanim on skończy pierwszy.
- A elfka?
- Elka? Tam siedzi - machnęłą lekceważąco w kierunku obleganego stołu. - To ta blondynka.
Kobieta zwana Elką, była podręcznikową reprezentantką swojej rasy. Zgrabna, długowłosa, spiczastoucha i zmysłowa w zupełnie naturalny, niewymuszony sposób. Ubrana była w drogo wyglądającą suknię, eksponującą jej niewielkie, lecz jędrne piersi. Nawet jej obroża wyglądała jak elegancki naszyjnik.


- Już przesiaduje ze starszakami. Jest za dobra dla nas maluczkich.
- Ale wygląda bardzo zmysłowo. Majestatycznie. I niedostępnie - westchnęła rudowłosa, która na razie nie podzielała niechęci Lily. - To gdzie siadamy? Jakoś nie wyglądają na chętnych do zacieśniania wzajemnych więzi - zauważyła.
- Olaf to sztywniak. Ale jak nie chcesz siedzieć sama, to możemy podejść do Connora - zaproponowała.
- Prędzej czy później chcę się zapoznać ze wszystkimi - zdecydowała od razu Lei. Nie była wstydliwa wobec innych, o ile nie przychodziło do spraw seksualnych. Jeszcze. Ruszyła w kierunku Connora i uśmiechnęła się jak podeszły.
- Hej, jestem Leilena. Podobno będziemy w jednej grupie.
Chłopak podniósł głowę znad przegryzanego udka i odparł elokwentnie.
- Yhyy - dopiero gdy przełknął, zdobył się na coś więcej. - Ja jestem Connor.
Podniósł się od krzesła, żeby poprawnie się przywitać. Ależ on był wysoki!
- I na pewno ci bardzo miło - wtrąciła się gnomka, wprawiając chłopaka w lekką konsternację. Gdy się z niej otrząsnął wyciągnął dłoń w kierunku rudowłosej.
- Miło mi.
- Nie przejmuj się nią - rudowłosa mrugnęła do nich obojga i wyciągnęła dłoń. Jej była całkiem malutka w porównaniu do tej Connora. Zadarła głowę, spoglądając mu w oczy. - Duży urosłeś! - pochwaliła, siadając do stołu.
- To po ojcu - mówił powoli i z namysłem. Lily tak bardzo nie wyolbrzymiała twierdząc, że był ospały. - A on po swoim ojcu. Tacy się już rodzimy - samemu jeszcze nie siadał. - Czy coś wam przynieść z kuchni? - zaoferował.
- Pójdę z tobą - Lei poderwała się, właśnie dowiadując się, że trzeba przynosić. Liczyła chyba na jakąś magię. - Pójdę z tobą. Od dawna tu jesteś? - zadawała całkiem neutralne pytania.
- To ja bym chciała jakiś kotlecik. I dużo warzyw - wcięła się gnomka, która po tym jak usadowiła się na trochę za wysokim krześle, nie chciała już schodzić.
- Kotlecik i warzywa - powtórzył pilnie chłopak, żeby zapamiętać zamówienie. Dopiero potem zaczął iść z Lei do kuchni. - Cztery dekadnie, mniej więcej - odpowiedział. Panna Mongle musiała robić dwa kroki, żeby dorównać jego jednemu.
Na szczęście jego kroki nie były takie szybkie.
- Och, to wszyscy są znacznie dłużej niż ja. Zdążyłam tylko poznać Olomę i łaźnię - zarumieniła się, słysząc jak to zabrzmiało. - No i Lily oczywiście. Cieszysz się, że tu trafiłeś?
To pytanie zabiło rozmowę na jakiś czas. Aż Lei zaczęła się zastanawiać, czy jakoś wielkoluda nie obraziła.
- To miejsce jest jak marzenie dorastającego chłopaka - odpowiedział wreszcie. - Myślę, że mi się tu spodoba. Na razie jest bardzo… - zastanowił się nad kolejnym słowem - sennie.
- To pewnie kwestia towarzystwa - zauważyła. - Ja ani trochę nie myślałam o śnie, kiedy przebywałam z Lily. Co o niej myślisz?
I kolejna chwila ciszy, kiedy zbierał myśli. Zbierał też kotlecik, o którym pamiętał.
- Jest bardzo energiczna. Trudno za nią nadążyć. Ale jest miła - no, ten ostatni komplement zabrzmiał jakoś nijako.
- Nie mów jej tego. To jak powiedzieć komuś, że lepiej by sobie poszła - poradziła mu Lei z uśmiechem, wybierając dla siebie jedzenie. Nabrała też dla gnomki, nie chcąc czekać aż Connor to zrobi. Mimo wszystko zaczynała się trochę przyzwyczająć do jego stylu zachowania. - Ja też jestem dość energiczna. To przez rude włosy - zachichotała.
- Ale ona jest bardzo miła - Connor spojrzał niepewnie na rozmówczynię. Uwaga o kolorze włosów chyba do niego nie dotarła, albo po prostu nie ciągnął tego tematu.
Lei po prostu się uśmiechnęła i z pełnymi tacami zawróciła w stronę gnomki.
- Próbowałeś już czegoś… związanego z tą naszą magią? - wypaliła nagle.
- Nie. Lekcje się jeszcze nie zaczęły. Podobno rektorka szuka jeszcze kandydatów. Ciebie znalazła - stwierdził.
- Podobno mamy dużo ćwiczyć - zasugerowała. - Szkoda, że nie powiedzieli jak można zacząć. Choć… ja już trochę wiem jak coś ćwiczyć… - nie mogła się powstrzymać. Na szczęście już docierali do stołu.
- Znam parę prostych sztuczek - wyznał. - Ale to przecież umie prawie każdy. Myślisz, że ćwicząc je przygotujemy się na prawdziwe lekcje? - kompletnie nie zrozumiał słów Leileny.
- Ja nie znam żadnych magicznych sztuczek. Choć Oloma pokazuje niemagiczne - roześmiała się, tym razem dość celowo to mówiąc, aby poznać reakcję. Podała tacę Lily i usiadła naprzeciwko niej.
- Ach… - chłopak chyba wreszcie zrozumiał. Policzki lekko mu się zarumieniły. Położył na tacce kotlecik. - Zdążyłaś uczestniczyć w… misteriach - wybrał bardzo wyszukane słowo, sprawiając, że gnomka aż zastrzygła uszami.
- Można to tak nazwać. Jak również oddaniu czci bogini - język Lei już pracował sam, w przerwach od spożywania posiłku. - Lily też tam była.
Connor powiódł wzrokiem od jednej dziewczyny do drugiej, z trochę głupkowatą miną. Nie co dzień w końcu słyszy się takie wyznania. Chociaż, z drugiej strony - może akurat w tej Akademii to będzie faktycznie codzienność?
Gnomka zapomniała języka i zamiast tego wykorzystała zęby, żeby wgryźć się w kotlecik. Uszy jej się zaczerwieniły, ale spoglądała na Lei ciekawa do czego zmierza jej koleżanka.
- A ty, byłeś już tam? My jako dziewczyny podobno musimy, więc poszłyśmy - prowokowała dalej Leilena, połowicznie tylko już zauważając swój posiłek.
- Tak - przyznał, nie mając zamiaru kłamać. - Kapłanka prowadzi wieczorne modlitwy.
- Co się na nich dzieje? - spytała od razu panna Mongle. Takie rzeczy natychmiast pobudzały nieograniczoną ciekawość.
- Chyba to samo, co na waszych - odpowiedział wymijająco. Albo chciał wysondować coś od Leileny. Rumieniec Lily zaczął spływać z uszu w dół - gdyby Connor na nią spojrzał, to pewnie nie trzeba byłoby już nic mówić.
- Chyba odwrotnie. My nie możemy zajść po nich w ciążę - rudowłosa chcąc dowiedzieć się więcej, sama więcej zdradzała. Nie przeszkadzało jej to, czuła niezwykle przyjemny dreszczyk emocji.
- To chyba jednak tak samo, bo ja też nie mogę zajść po nich w ciążę - czy to był żart?
- To prawda - zachichotała Lei. - Dlatego mówię, że odwrotnie. Żebyś ciąży nie mógł spowodować.
- Oloma chyba nie może zajść w ciążę - wysunął przypuszczenie, zdradzając przy okazji za wiele. Gnomka zamarła z sałatą w połowie drogi do ust.
- Powiedziała ci o tym? - wyszeptała Lei z rumieńcem mocniej wypełzającym na policzki.
- Nie, ale pozwoliła skończyć w środku - wygadał się już zupełnie. I jakby nigdy nic, wrócił do swojego posiłku. Lily ostrożnie zaczęła rzuć swoją sałatę, żeby zagłuszyć chichot.
- A mnie pozbawiła dziewictwa - przyznała się cicho Lei. Była uczciwa w tych zwierzeniach. Coś za coś. Taka inwestycja na przyszłość, bo inaczej nie będzie chciał już więcej mówić.
- A ja przeżyłam z nią pierwszy trójkąt - czarno-biała nie umiała już usiedzieć cicho. Za to Connor umilknął. Musiał przetrawić to co usłyszał. Podobnie, jak ostatni gryz udka.
- Jej bogini, Bast, oczekuje od swoich kapłanek takich rzeczy - podjął w końcu wątek. - Chyba jej się podoba w takim miejscu, jak to.
- Nie tylko jej, prawda? - roześmiała się Lei. Podejście Connora w sumie było ciekawe i zupełnie nieonieśmielające. - Nie mogę się już doczekać co będzie dalej. U mnie w rodzinie nie było nikogo z talentem magicznym wcześniej. Powiedzieliście u siebie o tym… gdzie dokładnie się udajecie?
- Ja tak - nieoczekiwanie przyznała Lily. - I tak zawsze byłam czarną owcą. Rodzice się nawet nie oburzyli. Tylko mama ostrzegała, żebym się nie dała zbrzuchacić.
Chłopak milczał trochę dłużej.
- Powiedziałem, że jadę do ośrodka dla dzikich magów - widać wybrał taką samą ścieżkę, jak Lei.
- To tak jak ja - przyznała się panna Mongle. - Wystarczy, że prawie usmażyłam swojego chwilowego narzeczonego - westchnęła.
- Usmażyła? - powtórzył powolnie Connor. - To musiała być groźna manifestacja. Wszystko z nim w porządku?
- Na szczęście tak - pokiwała głową Lei. - I to tylko od jego języka, co sprawia, że wciąż nie miałam mężczyzny - pokazała Connorowi język. Coś mu się wyraźnie do siebie nie dodało, bo zapytał.
- No, ale mówiłaś, że u kapłanki straciłaś dziewictwo - jeśli wszystkie rozmowy obiadowe w Akademii miały być takie ciekawe, to trudno będzie zdecydować, czy lepiej jeść czy mówić.
- Ale z nią - zauważyła Leilena. - A ona jest w stu procentach bardzo ponętną kobietą - wymruczała, pakując kolejny kęs do ust, aby na chwilę wstrzymać swój język.
- No to… jak? - zagadka nie dawała mu spokoju. No i gnomka prawie krztusiła się od powstrzymywanego śmiechu.
- No cóż, są pewne przedmioty… - zaczęła Lei, ale szybko ucichła z tajemniczym uśmiechem na twarzy. Mówiła to tak, jak gdyby była dumna ze stracenia dziewictwa.
- Wiesz, takie przedmioty liturgiczne - podpowiedziała czarno-biała. Trudno jej było trzymać język za zębami i od czasu do czasu musiała dodać coś od siebie. Inaczej chyba by eksplodowała.
Connor pokiwał z namysłem głową.
- Świeca - zdecydował w końcu. - Są śliskie i twarde - jego świat nabrał sensu, wnioskując po jego minie.
- To ciekawy pomysł, rozważę go… - Lei była podobna do Lily. - Ale nie. Taka kapłanka ma przedmioty wykonane na kształt i miarę…
- Aha… mi żadnego nie pokazywała - odpowiedział. Opróżnił już swoje talerze. Inni uczniowie też już kończyli obiad i rozchodzili się pojedynczo, w parach, lub grupkach.
- No bo gdzie miałaby ci to wciskać? - zapytała retorycznie rudowłosa. - Co teraz robimy? Pokażecie mi resztę akademii?
- No, większość dostępnych miejsc już widziałaś - odpowiedziała Lily. - W tym budynku są sale wykładowe, gabinety nauczycieli. No i rektorki, oczywiście.
- A do niedostępnych chyba nie ma po co iść - dodał Connor. - Jak nas złapią, to mogą wyrzucić. A nie umiemy czarować, więc złapią na pewno.
- No to muszę wymyślić coś innego - westchnęła Lei. - Może zapoznam się z resztą? - zastanowiła się na głos.
- Teraz się porozchodzili - stwierdziła Lily. - Olaf na pewno jest w swoim pokoju, ale reszta może być gdziekolwiek.
- To się przespaceruję. Możemy zahaczyć o mój pokój, dam ci sukienki - zaproponowała, nie mając też innych pomysłów na ten dzień.
- Chętnie - zgodziła się gnomka. - Przybory mam w swojej tor… - urwała i zbladła. Chowała do torby pozytywkę i szła z nią do kaplicy, ale teraz niczego przy sobie nie miała. - Zgubiłam ją! - krzyknęła i zeskoczyła na równe nogi.
- Pewnie z wrażenia zostawiłaś ją w kaplicy. Idziemy! - zadecydowała Lei. - Idziesz z nami? - zapytała jeszcze Connora.
- Dziękuję, ale może kiedy indziej - odpowiedział, również wstając. - Miałem się dzisiaj udać do rektorki. Wolę się nie spóźnić.
- Twoja strata - krzyknęła niecierpliwie Lily i pociagnęła rudowłosą za rękę. Przynajmniej ich nie spowalniał. Lei pobiegła za gnomką, chwilę później ją wyprzedzając i sama prowadząc. Droga na szczęście była prosta.
Olomy na miejscu nie zastały, za to torba była równo złożona w widocznym miejscu. W dodatku leżał na niej pojedynczy kwiat lilii. Właścicielka pisnęła z radości i złapała swą zgubę w dłonie.
- Jest, jest!
Lei tymczasem podniosła kwiatek, przyglądając mu się ciekawie.
- Chyba powinnaś komuś podziękować.
- Tylko komu? Olomie? - też spojrzała na lilię. - A może jakiemuś cichemu adoratorowi?
- Oloma mi się nie do końca kojarzy z lilią - rudowłosa wsunęła sobie kwiatek za ucho. - Nie znam tu jeszcze praktycznie nikogo, może tobie przychodzi ktoś na myśl?
- Od kwiatków jest Meleghost - powiedziała w zamyśleniu. - Ale co on by tu robił? I po co zostawiałby mi kwiaty? Widziałam go może z dwa razy.
- Kto to Meleghost? - Lei spytała ciekawie, ruszając powoli w drogę powrotną.
- Zielarz i alchemik. Oloma o nim wspominała - podpowiedziała Lily. - Wiesz co? Ładnie ci z taką ozdobą.
- Dziękuję - Lei uśmiechnęła się szczerze. - Możemy do niego pójść, dlaczego nie. Jeśli to nie on, to może będzie znał kogoś zainteresowanego liliami?
- A jak to mi spłoszy adoratora? Chętnie bym dostała jeszcze jedną lilię - wyszczerzyła ząbki. - Lepiej pokaż mi te swoje kiecki.
Rudowłosa zaśmiała się i ruszyła do swojego ubogiego pokoju. Kiedy dotarła na miejsce, otworzyła drzwi i wpuściła gnomkę do środka. Nie było nic o zakazie odwiedzania się. Otworzyła kufer i pokazała dwie nudne sukienki do ziemi- czerwoną i zieloną.
- O rany, nie potykasz się w tym? - zapytała, przyglądając się im w zamyśleniu.
- Staram się w tym nie chodzić - westchnęła Leilena, smętnie patrząc na te stroje. - To przez moją matkę. Przywiozła tę modę ze sobą. Szkoda, że tylko oficjalnie sama jej przestrzega.
- Oficjalnie? - gnomka spojrzała na koleżankę z ukosa. - A nieoficjalnie?
- Nieoficjalnie lubi zwiewnie, przewiewnie i krótko - prychnęłam. - Zwłaszcza jak tata wyjeżdża na dłużej.
- Oho, koniecznie musisz mi o tym kiedyś opowiedzieć. Zapowiada się równie podniecająco, jak w kaplicy - mrugnęła. Rozłożyła obie suknie na łóżku, po czym wyjęła z odzyskanej torby miarkę i przystąpiła do pierwszych przymiarek.
- Żałuję tylko, że wszystko co wtedy robiłam to podglądanie - westchnęła Lei. - I dotykanie się potem w łóżku.
- A co byś miała zrobić? - gnomka podeszła do rudowłosej i obmierzyła ją w biodrach.
- Uczestniczyć! - zachichotała Lei, unosząc ręce, aby móc zostać dokładnie zmierzoną. Czarno-biała jednak zamarła z rozdziawionymi ustami.
- Tak… z matką? - wykrztusiła z siebie.
- No co, fantazjując o tym bywało to przyjemne… - Lei spuściła wzrok, lekko zawstydzona swoimi kosmatymi myślami.
Lily powróciła do mierzenia, układając sobie coś w główce.
- A ładna jest twoja mama? - spytała w końcu, a na ustach wykwitł jej lubieżny uśmieszek.
- Podobna do mnie - odpowiedziała chętnie panna Mongle. - Ruda, choć trochę jaśniejsza. Szczupła, mojego wzrostu. Porusza się zawsze tak… zwiewnie, jak ja nigdy nie będę. I ma piękny uśmiech, z dołeczkami na policzkach.
- Mhm… to chyba rozumiem te fantazje - schowała miarę. - Z taką parą sama chętnie bym wskoczyła do łóżka - zachichotała. Chyba nie było się co wstydzić kosmatych myśli przed Lily.
- Dziękuję. Za moją mamę też. Siostrę też mam ładną, tylko blondynkę i małą cholerę. Mówiła mi, że seks boli i nie jest fajny - zaśmiała się rudowłosa.
- Zamiast dziękować, opowiesz mi o mamie do poduszki - pokiwała palcem. - A skąd twoja siostra wie, że boli? Ją też podglądałaś? - złożyła obie sukienki i przygotowała sobie do wyniesienia.
- Ona jest młodsza, jest dziewicą i na pewno to wymyśliła - powiedziała z pełnym przekonaniem Leilena. - Jak to do poduszki? Przecież nie możemy spać w swoich pokojach? No i to łóżko jest za małe - wskazała na wyglądający na niezbyt wygodny mebel.
- Po pierwsze, możesz przyjść opowiedzieć mi historyjkę i sobie pójść - powiedziała. - Po drugie, nie przypominam sobie by nie można było kogoś zapraszać do swojego pokoju.
- No dobrze, a co dostanę w zamian? Też lubię słuchać! Niemal tak jak podglądać - Lei usiadła na łóżku, sprawdzając jego sprężystość.
- Jak to co? Śliczne sukienki - Lily pokazała jej język. - Ja nie mam takich pikantnych opowiastek. Myślałam, że seks z kuzynem to szczyt perwersji, ale ty mnie wyprzedzasz o całą długość.
- Czy ja wiem? Ty robiłaś to z kuzynem, a ja tylko podglądałam! - zaprotestowała ruda dziewczyna. - Ale masz rację, za sukienki jestem coś winna - zastanowiła się. - Tylko do wieczora to jeszcze trochę.
- Do wieczora chociaż zacznę pracę. I może zdążę ci pokazać jakieś szkice, żebyś mogła ocenić czy mam fajne pomysły.
- Zgoda. A ja w tym czasie jednak spróbuję kogoś poznać - zdecydowała Leilena.
- To do wieczora - pomachała jej gnomka i wymaszerowała z pokoiku, kręcąc przy tym zalotnie biodrami.
Lei odmachała, zamknęła kufer i nie wiedząc co mogłaby robić w tak nudnym pokoju, ruszyła na obchód najbliższej okolicy. Zawsze była dobra we wciskaniu się we wszelkie szpary, dlaczego tutaj miałoby być inaczej?

Dormitorium wydawało się być strasznie puste, jakby faktycznie po obiedzie wszyscy się gdzieś porozchodzili. Leilena spróbowała poszukać kogoś na wyższym piętrze, ale z rozczarowaniem stwierdziła, że tamto jest zamknięte na klucz. Chyba chodziło o odizolowanie nowicjuszy, o którym wspominał Zorastyr.
No, ale skoro niczego ciekawego nie było na miejscu, to trzeba było poszukać na zewnątrz. Taki wielki zamek musiał kryć jakieś tajemnice. Dość szybko Lei odkryła... no, może nie tajemnicę, ale stajnię. Kryła się blisko bramy wjazdowej. W takim magicznym miejscu spodziewała się, że zastanie tam jednorożce, a może nawet czarcie koszmary, ale okazało się, że były tam zwykłe, skubiące siano konie. Wypielęgnowane i zdrowe, co oznaczało, że musiał się nimi opiekować jakiś stajenny, tylko że jego też nie było widać. Trochę zrezygnowana zaczęła przechadzać się po placu, kiedy dostrzegła niewysoką, blondwłosą postać, która ukradkiem wspinała się po schodach na zamkowe mury.
Taki wielki zamek, a tak mało osób w środku. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie dla zwiedzającej do Leileny. W pewnym sensie nie powinno to dziwić, w końcu adeptów tego typu sztuki magicznej nie mogło być na świecie tak dużo. A zapełnianie zamku kimkolwiek niezwiązanym nawet dla niej było głupim pomysłem. Zauważając samotną postać ruszyła ciekawie w jej kierunku. Potrafiła poruszać się cicho jak myszka, jeśli chciała. Będąc trochę bliżej, nabrała pewności że śledzi Olafa, tego krasnoluda którego Lily nazwała cnotliwym. Ciekawe dokąd to się wybierał. Może na jakąś schadzkę?
Rzeczywistość okazała się dużo nudniejsza. Blondyn wszedł do jednej z baszt, usiadł przy okienku i wyciągnął spod kamizelki jakąś książkę. Faktycznie mógł okazać się nudny. Zaczynała się zastanawiać, czy rzeczywiście na ich “roku” jedyną ciekawą osobą będzie Lily. Connor rzeczywiście nie był zły, ale wymagał strasznie dużo cierpliwości. Mimo pewnego zniechęcenia, Leilena ruszyła po tych samych schodkach. Warto było się przynajmniej przedstawić. Olaf był tak zaczytany, że nawet nie zauważył nadejścia dziewczyny. Okładka jego tomiku była szara i nijaka. Nie miała nawet tytułu.
Stanęła w wejściu do baszty i chrząknęła.
- Hej? - zapytała bardziej niż powitała. - Jestem Leilena. Chciałam się zapoznać, bo będziemy na tym samym roku.
Książka trzasnęła. Olaf podniósł głowę. Na nosie miał binokle w żółtym kolorze. Pasowały mu do włosów. Trochę zakłopotany podniósł się z podłogi.
- Dzień dobry Leileno. Jestem Olaf z rodu Hardrock - przedstawił się.
- Miło mi cię poznać. Bardzo przeszkadzam w lekturze? - zapytała, rozglądając się za miejscem, gdzie mogłaby usiąść. O ile przy gnomce jej to nie przeszkadzało, to teraz czuła się trochę dziwnie będąc wyższą od chłopaka. Ten trochę się skrzywił, ale odpowiedział:
- Nie. Książka może poczekać.
Nie mając pod ręką nic lepszego podtoczył Lei beczkę.
Usiadła na niej, bo dlaczego nie? Nie była żadną damą.
- Długo już tu jesteś? - zapytała najbardziej neutralnie jak się dało, przyglądając się mu uważnie. Krasnolud bez brody! To już samo w sobie było dziwne. Tak samo jak krasnolud-czarodziej. I to jeszcze “taki” czarodziej.
- Mija dwunasty dzień - odpowiedział. Nieznajomość obcych ras znowu się mściła. Czy chłopak był po prostu za młody na brodę? Jak szybko krasnoludy dojrzewały?
Lei zaczynała uważać, że profil nauczania jaki zafundowali jej rodzice, miał w sobie mnóstwo “dziur”. Umiała rachować i znała się na towarach, ale nic nie wiedziała o przedstawicielach innych ras. Oprócz stereotypów.
- Ja przyjechałam dopiero dziś. Jak się czujesz w tym miejscu?
Olaf przyjrzał się uważnie dziewczynie. Nie było to spojrzenie wrogie, ale przyjazne też nie.
- Dlaczego chcesz wiedzieć?
- Będziemy razem studiować i zostaniemy tu może długo - odpowiedziała, zaczynając podzielać zdanie Lily. - Warto się znać nawzajem.
- Im krócej tu będę, tym lepiej - odparł na te słowa. - To nie jest miejsce dla krasnoludów.
- A dla kogo jest? - spytała rozbawiona.
- Nie wiem - rozłożył ręce. - Chyba dla was: ludzi. Wy, ludzkie kobiety, ledwie siądziecie na męskich portkach i już jesteście w ciąży. Albo dla elfów, przecież i tak nic innego nie robią po lasach - chyba nie tylko Leilena miała luki w edukacji przekazanej przez rodziców.
- Wiesz, może się okazać, że musisz być tu dłużej. I wtedy robienie z siebie takiego wielce poszkodowanego może sprawić, że ta akademia będzie jeszcze większym utrapieniem - wzruszyła ramionami Lei. Już w sumie nie miała wielkiej chęci na rozmowę z tym tu.
Olaf wziął głęboki wdech.
- To nie przez ciebie tutaj jestem i nie mam wobec ciebie żadnej urazy. Nie szukam z tobą zwady. Ale to nie miejsce dla mnie. Przynosi mi wstyd, a moja obecność tu przynosi też wstyd mojej rodzinie - otworzył się trochę. - Jak tylko zapanuję nad sobą na tyle, by nie być zagrożeniem dla innych, wrócę w góry. To nie potrwa długo.
- Jak uważasz. Jak zmienisz zdanie i jednak zechcesz kogoś poznać, wiesz gdzie mnie szukać - Lei zeskoczyła z beczki i ruszyła w drogę powrotną.
- Do zobaczenia na zajęciach - pożegnał się. Nawet nie próbował jej zatrzymywać.
 
Lady jest offline