R nie miała nic przeciw, żeby ork wziął na siebie ochroniarzy. Nie miała też nic przeciw, żeby Vincent zwany Tony'm dostał w łeb miotłą. Nawiasem mówiąc jedyne, co mogło ja pchnąć do działania była świadomość, że złapanie przez straż wywoła efekt domina, który mógłby się zakończyć bitwa na kije i patyki. Tajemniczy kapturnik pobiegł swoją drogą, więc został tylko pirat bez papugi i jego kolega.
Zetknęła na pirata, niespecjalnie się przejmując inicjatywą orka. -
No to może później się spotkamy, gdzieś tam, kiedyś tam - rzuciła do niego na odchodnym, po czym jak gdyby nigdy nic odbiegła od grupy, niespecjalnie czekając na odpowiedź któregoś z nich. Nie miała zamiaru czekać na straż, publiczność też miała gdzieś, więc odbiegła daleko od grupy, żeby zgubić gapiów, żeby długo i dużo później wtopić się w zupełnie inny, anonimowy tłum. Specyficzna
wyjebańczość była czasem błogosławieństwem, pozwalała i dobrze maskować popełnione wcześniej przez kogoś fuckupy, których było się przypadkowym świadkiem.
Przy większej dozie prywatności, bez niechcianych świadków.
-
Jak chcesz, możesz mieć ich na oku.
-
Ich? Po co? - prychnął Cień. -
to bezmózgie worki na mięso, założę się, że wzięliby kąpiel w lawie i nie przyszło by im na myśl, że to będzie dla nich niezdrowe.
-
przyznam, że nie ułatwiają nam zadanie ani trochę.
-
Tobie nie ułatwiają, to Twoje zadanie - "poprawił" ją Cień znudzonym głosem. -
ja bym sie rozerwał, a dokładnie porozrywał innych, ja jestem tylko cieniem. - usprawiedliwił się cień. -
zamiast martwić się o tych gamoni, najpierw zająłbym się nami.
Po czym pomajtał przed jej oczami... sercem wyrwanym z jednego ze zbirów, co załatwili Lorenza.
-
Idę się rozejrzeć, czy ktoś za nami nie lazł - Cień rzucił niedbale ochłapem do R. -
smacznego. - potwór zmył się w międzyczasie z miejsca. R. wpatrywała się chwilę w kawał surowego mięsa, po czym po chwili wahania wpałaszowała go na siłę.
Szwendanie się z mrocznymi bytami miało swoją cenę.