Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2018, 22:10   #16
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację


Karasu zszedł na platformę akurat wtedy, gdy Louise programowała koordynaty w robocie. Po chwili maszyna chwyciła ze stojaka trójząb, cofnęła się i z ciężkim krokiem wyrzuciła go w odmęty korozyjnego oceanu.
Słysząc kłopoty Victora, Karasu pobiegł do swojego statku. Pod nosem narzekał na dzieci, którymi przyszło mu się zajmować- nawet na chwilę nie mógł zostawić ich bez opieki. Znalazł swój karabin, po czym wytrząsnął pociski leczące, rozbierając je na części. Zajęło mu to kilka chwil, bowiem budowę nanobotów znał na pamięć. Pokrył nimi pociski z toksynami tak, aby kwas jeziora nie zdążył uszkodzić głównego ładunku. Nie chciał bowiem, aby pociski zdążyły roztopić się w trakcie lotu w substancji. Przygotował na szybko jedynie trzy nanoboty z toksyną, po czym wybiegł ze statku.

Medyk ustawił się na platformie i odezwał się do Lu - Szefowo, proszę podaj mi koordynaty staruszka oraz weź odpowiednią poprawkę na przeciwnika z którym walczy. Chcę wiedzieć, gdzie ona się znajduję. Oddam trzy strzały i postaram się być najprecyzyjniejszy jak mogę. Nie chciałbym uszkodzić naszego towarzysza, dlatego liczę na to, że będziesz dokładna. - rzekł kronikarz po czym przywołał duszę Białej Śmierci, czyli Simo Häyhä. Karasu trochę ryzykował, bowiem wcale nie minęło aż tak dużo czasu od ostatniego momentu, gdy musiał skorzystać z pomocy fińskiego snajpera. Teraz nie miał jednak czasu na zastanawianie się, bowiem życie Victora wisiało na włosku.Gdy był odpowiednio ustawiony, powiedział - Pani admirał, jestem gotowy, czekam na koordynaty. Victorze, nie przytulaj się tylko do niej. - zakończył syntetyk.
- Przepraszam, ale przeciwnie. Mogę tylko podać ci koordynaty Victora. Nic więcej. - zauważyła Lu. - Więc...Victor musiałby się ustawić tak, aby być z nią w jednej linii. I uskoczyć przed twoim strzałem, albo coś w tym stylu… - Lu wyglądała na dość przejętą sytuacją. Spod koszuli wyjęła jakąś książkę. Przyjrzała się jej, spojrzała na Karasu, a potem na kwas. - Nie wyobrażam sobie tego. - przyznała.
- Rozumiem, ale chyba nie mamy innego wyjścia. Victorze, będę strzelał w prawą stronę jej ciała. Polecą trzy pociski, jeden za drugim, odległość szerokości strzału to około dziesięć centymetrów. Powinna dostać w płuco, bark oraz w okolice krtani. Weź to pod uwagę i powiedz, kiedy się ustawisz się w linii prostej względem niej. Wtedy oddam strzał. Uprzedzam, że pociski dolecą w kilka sekund, więc będziesz musiał być pewien, że się nie przesunie. Przypominam też, że mam jedynie pociski z silną toksyną. W razie czego będę mógł pomajstrować przy Twoich zwłokach? - Karasu zakończył wypowiedź innym głosem. Za ponury żart odpowiedzialny był Simo, który bardzo dobrze się bawił. Perspektywa ustrzelenia dwóch ptaszków jedną serią sprawiała mu niewysłowioną radość.
Louise zrzuciła marynarkę swojego garnituru, po czym stanęła nad Karasu i otworzyła swoją książkę. Jedną rękę wyciągnęła nad syntetyka, po czym zaczęła czytać coś w nieznanym chłopakowi języku.
- I call upon the blessing of February to spread June's corruption of well-being, grant us the blessing of March, as we reach to the knowledge and perfection of September. Within the wise magic of the long dead powers, those numerous blessing, for them we greedly reach...
Karasu zaczął czuć się niezwykle...dobrze. Miał klarowność wizji jak nigdy dotąd. Zaczęło mu się zdawać, że widzi samą rybę, kilka kilometrów w kwaśnej toni. O ile to była ta sama. Precyzja ruchu jego mięśni, prędkość przepływu sygnałów elektrycznych z jego mózgu...czuł to wszystko. Czuł, jak dobrze było zgrane, jak efektywnie przez niego płynęło. Ten strzał nie był aż tak niemożliwy.
Było w tym jednak jedno ale. Haya też czuł się lepiej. Dużo lepiej. Magia Louise pomagała im obu, więc czas podwójnie nabrał na znaczeniu.
- No to jazda! - rzekły dwa głosy i Karasu oddał strzał.
Karasu pociągnął za spust. Raz, dwa, trzy. Czuł siłę uderzenia, zwiększającą się prędkość pocisku, i słyszał pisk powietrza, gdy kula obracała się w rurze snajperki. Strzelał idealnie i z taką prędkością, jaka tylko była fizycznie możliwa dla jego broni.
- Jak za młodu. - powiedział Häyhä, ustami Karasu. Chłopak musiał przenieść znaczną część swojego skupienia na samego siebie, aby odzyskać kontrolę. Snajper był blisko. Za blisko.




Eddie nie musiał czekać długo. Po zaledwie kilku minutach do wody trafił trójząb. Był on rzucony z wystarczającą siłą, aby dolecieć do dna, choć przemytnik złapał go w locie. Cypher była ostrożna. Broń była wycelowana w przestrzeń metr naprzeciw i metr w bok od Eddiego.
Ryboczłek zatrzymał się pośrodku najbliższego skupiska mulistego. Poza mułem, na dnie widział tylko niewielkie białe skorupki. Ściany wokół kamieniołomu były niezwykle równo wycięte, zdradzając mechaniczność prac. Kwas nie mógł tworzyć tych mis.
- Jeśli nadacie mi względne położenie Viktora, mogę tam płynąć - zakomunikował ryboczłek, podnosząc kilka skorupek. Wolał się najpierw upewnić, że jest to tylko i wyłącznie surowiec wykorzystany do budowy.
Skorupa była z tego samego materiału co porastające ściany wapno koralowe. Chwilę po tym jak Eddie wybrał ją z mułu, podłoże zaczęło wibrować.
Niebieskoskóry odpłynął kilkadziesiąt centymetrów dla bezpieczeństwa, po czym spróbował rozrzucić trójzębem kilka skorup obserwując, czy to ich pozycja, czy też odległość wprawiała podłoże w dziwny stand podobny do trzęsienia.
Po uderzeniu trójzębu w skorupy wewnątrz mułu, dwie rybie gęby wyskoczyły spod materiału. Były to kosmiczne kreatury bardzo podobne do olbrzyma pływającego w oddali, jedynie mniejsze. Miały po półtorej metra długości i pędziły prosto na Eddiego.
Ten zaś ustawił się bokiem, zmniejszając obszar narażony na bezpośredni atak. Zamierzał wbić nowy trójząb w bliższą z ryb. Jeśli uda mu się wbić w stworzenie, zamierzał wykorzystać jej ciało jako tarczę - gwałtownie machnąć swoją bronią w stronę drugiego kseno tak, by zostało zbite z toru. Po tym jak ryba została odrzucona, zaczęła pływać wokół Eddiego. Ta nabita z kolei wierzgała się zaciskając szczękę. Doprowadzało to trójząb do wygięcia. Przemytnik był całkiem przekonany, że dziadostwo może go w ten sposób złamać.
- Na oko przydadzą mi się jeszcze trzy, to gówno ledwo trzyma - zakomunikował rekolektor. Obecnie mógł tylko przeklinać jakiegoś hipotetycznego stwórcę czy też los, który wyposażył go w niebojową iskrę.
Złapał z całej siły trójząb i uderzył nim oraz nabitą nań rybą w którąś z pobliskich ścian, następnie spróbował wepchnąć większą część ostrza w kseno i przepłynąć na grzbiet stworzenia.
Kreatura została z łatwością przebita o ścianę, gdy jednak Eddie się tym zajął, druga ryba postanowiła rzucić się na jego zad. Szczęśliwie, zanim bestia dopadła ryboczłeka, jeden z dodatkowych trójzębów wpadł w taflę wody i przebił ją, ciągnąc kreaturę na dno i wbijając się w muł. Niedaleko od niego wpadły dwie kolejne dzidy, a podłoże zaczęło się trząść znacznie bardziej niż poprzednio.
Eddie zgarnął jeden z trójzębów i rozpoczął proces taktycznej zmiany miejsca poszukiwań. Pragnął odnaleźć jakieś miejsce, bądź też budynek, który wyłamuje się z funkcjonującego schematu. Może znajdujące się na nim płaskorzeźby pokazują coś nowego, albo w okolicy nie ma kolejnego siedliska ów ryb?
Chwilę po tym jak przemytnik się odwrócił i zaczął płynąć dalej, dostrzegł, że cień się na niego nasuwa. Patrząc za siebie, Eddie dostrzegł osiem kolejnych ryb, pędzących prosto na niego. Wszystkie były dość blisko i miały rozdziawione gęby. Musiały zostać wzbudzone przez dodatkowe trójzęby. Ba, jedna miała trójząb wbity w czoło.
Niebieskoskóry miał wrażenie, że znalazł się w przysłowiowej dupie. Możliwe nawet, że w trzech różnych, a połączonych miejscach pełnych ciemności i niezbyt przyjemnych zapachów. Ryboczłek zamierzał wpłynąć do jednego z budynków, ograniczając w ten sposób potencjalną liczbę przeciwników, z którymi musiał sobie jednocześnie porazić, następnie zamierzał wykorzystać podobną co ostatnio technikę i stworzyć nową trójzębio-maczugę.
Eddiemu udało się dopłynąć do najbliższego budynku unikając o włos kilku zgryzów szczęki wodnych bestii. Mieszkanie w którym się znalazł miało dwa piętra, dzięki czemu był w stanie zablokować się na schodach. Gdy nabił na włócznie pierwszą rybę, pozostałe siedem zostało na piętrze pod nim, bezskutecznie próbując przebić się obok zaklinowanego towarzysza. Pytaniem było co dalej?
Rekolektor postanowił wykorzystać stworzoną z mariażu otworu gębowego ryby oraz ostrego narzędzia z bliżej nieznanego stopu metalu maczugę, by zablokować zwierzynie możliwość wpłynięcia na to piętro. Prowizoryczna przeszkoda na pewno nie zatrzyma ich na stałe, powinna jednak dać mu kilka chwil wytchnienia. Jeśli dla kosmitów życie członka ich stada ma znaczenie, to nie powinny forsować barykady. W innym wypadku nie było powodu, dla którego mieliby preferować mięso niebieskoskórego nad ciało swego towarzysza.
Nie zastanawiając się zbytnio Eddie wypłynął, starając się zlokalizować któryś z bardziej ozdobnych budynków. Zamierzał wykorzystać go jako schronienie oraz obiekt dalszej eksploracji.



Victor wywołał nieprzenikalną, nienaruszalną barierę wokół siebie, odpychając nawet wyniszczającą ciecz. Wiązka energii nie miała szans zniszczyć bariery, zamiast tego została odbita w każdą stronę, raniąc i parząc ściany organizmu ryby. O dziwo było jej za mało, aby przebić się na zewnątrz: ryba gnała przed siebie, wijąc się przy tym z bólu. Laser nigdy nie został w jednym miejscu dość długo, aby stworzyć dziurę i szybko ustał. Victor zaczął swobodnie opadać na dno układu pokarmowego.
Po zaledwie minucie Corvus znalazł się wewnątrz żołądka bestii. Było to ogromne pomieszczenie pełne martwych stworzeń. Na ich gromadzie, ze stopami zamoczonymi w sokach trawiennych, siedziała czarnowłosa kobieta w jakimś nieznanym Corvusowi modelu kombinezonu do nurkowania. Miejscami jej skóra była naga i nienaruszona, choć widać też było, jak się pyli.
Victor znał tę kobietę, choć nie osobiście. Nie trzeba było być człowiekiem, aby zostać piratem, a część pirackich gromad xeno dołączała do pirackiej gildii. Gildii, którą ta kobieta przewodziła. Mimo tego Corvus nigdy specjalnie w nią nie wnikał. Wiedział, że jej iskra podobnie jak jego służy do niszczenia, a przed chwilą dowiedział się jak bardzo. Nieznajoma uśmiechnęła się w stronę Corvusa. Wokół niej lewitowało pięć kul energii.
- Huh… nigdy bym nie przypuszczał że spotkam się z liderką pirackiej gildii. - odezwał się były szlachcic, dokładnie obserwując kule energii. - Podobno jest gdzieś tutaj pewien amulet. Wiesz coś o tym? -
- Nie. - odpowiedziała wprost.
- To nie mamy o czym rozmawiać. - Odparł od razu, patrząc na miejsce z którego przybył.
Zastanawiał się chwilę jak mógłby dalej to rozegrać. Pomimo swej poprzedniej wypowiedzi, zapytał ponownie. - Jesteś tu uwięziona? -
Kobieta pokiwała tylko przecząco głową.
Czyli wszystko się wyjaśniło.
- Eddie spotkałem liderkę gildii piratów. Przechodzę do standardowych procedur. - Po tych słowach spojrzał na kobietę. - Za zbrodnie przeciw cesarstwu ludzkiego, oraz współpracę z kseno skazuję cię na śmierć. - Victor pokrył swoje ręce barierą i rzucił się do dzikiej szarży. W kwestii iskry nie miał co z nią konkurować, musiał ją dopaść i zatłuc po staremu. Cały czas baczył na kule energii.
- CO?! - Krzyknęła w nadajnik Lu. - To zbyt niebezpieczne. Zalecam ewakuacje. - sugerowała dowódczyni.
Corvus był już jednak w biegu. Kule energii zadygotały, po czym wystrzeliły wiązkami lasera jedna po drugiej. Victor musiał się nagle zerwać w bok, odskoczył od jednego, uchylił się przed drugim, przetoczył na bok od trzeciego, uskoczył w tył przed czwartym, piąty trafił go w ramię. Ból był ogromny, a kombinezon przepalony. Wewnątrz bestii nie było kwasu, nie licząc soków trawiennych sięgających Victorowi po kolana. Gdy jednak wyjdzie z tego organizmu, będzie musiał pędzić w kierunku platformy.
W reakcji na uderzenia bestia zaczęła rzucać się w konwulsjach, pozbawiając parę możliwości ruchu. Zarówno Victor, jak i nieznajoma musieli złapać się ścian żołądka. Kobieta nic nie robiła sobie z zamieszania. Jej ciało również pokryła energia, a nim konwulsje ustały, odtworzyła już z niej pierwszą kulę.
Victor chwycił się za ramię i zaczął zastanawiać czy to był dobry wybór. Nie dopuszczał do myśli że zdechnie w bebechach jakiejś przerośniętej ryby. W głowie od razu pokazał się mu obraz Johanny i fakt że ją zostawi. Po jego plecach przeszedł dreszcz na samą myśl takiego toku wydarzeń, więc za priorytet obrał przeżycie.
- Chyba zaczynam odczuwać swój wiek… - Rzucił od niechcenia, a raczej zaczął grać na czas.
- Hah. Mamy ten sam kontrakt. - uśmiechnęła się kobieta. - Może jesteśmy daleką rodziną? Twoje imię? - spytała.
- Victor Corvus, powiedziałbym miło poznać ale to nieprawda. - Zerknął na piratkę. Szczerze powątpiewał w jakąkolwiek relację z piratką, ale do ostatnich dni zamieszkiwania na Sanreich wielu rzeczy się po ojcu nie spodziewał.
- Zilva C. “Queen”. - przedstawiła się w odpowiedzi. Z jej bariery uformowało się już pięć kul. Na tym przystała rozkładając ręce na oścież. - Runda druga?
- Jeszcze pierwsza się nie skończyła. - Zauważył Corvus. Na razie nie robił nic, tylko wsłuchiwał się w rozmowę Lu i Karasu. Piratka nie miała wątpliwości co do swej siły, a tacy ludzie lubią się troszkę pobawić słabszym przeciwnikiem. Sam Victor tak robił. Będzie w miarę możliwości podczas uników starał się ustawić w prostej linii między piratką a Karasu
Tym razem będąc idealnie gotowym na unik, Victor uskoczył przed pierwszymi dwoma strzałami bez problemu. Gdy wylądował po drugim, zobaczył, że Zilva pędzi w jego stronę, ba, jest prawie przed jego twarzą, szykując pięść do uderzenia.
Victor zerwał się, sięgając ręką w stronę jej dłoni, chcąc złapać nadlatującą pięść. Aura wraz ze zlokalizowaną za ręką Zilvy kulą wystrzeliły wstecz, za kobietę. Siła tego wystrzału wystrzeliła jej pięść w przód, dodatkowo ją wzmacniając. Gdy Corvus chwycił dłoń, usłyszał tylko trzask i pęknięcie, gdy doszło do dyslokacji jego barku. Wolna dłoń kobiety złapała go za gardło, przywierając Victora do ściany. Mężczyzna patrzył na uśmiechniętą kobietę z dwoma kulami energii nad głową oraz łańcuchem na szyi.
Nagle wszystko się zatrzęsło. Morska bestia wpadła w kolejne konwulsje spowodowane wybrykami walczącej pary, mocniejsze niż wcześniej. Zaczęła rzucać nimi o sufit i podłoże żołądka. Gdy wszystko ustało, zaczęli podnosić się niemal równocześnie. Klęczeli naprzeciw siebie, będąc zmoczeni parzącymi sokami trawiennymi bestii.
- Nie zdechnę tutaj. Kiedy tylko będziesz gotów Karasu. - Powiedział pomijając oczywistą kwestie że gdy będzie gotowy do strzału, by czasem nie wydać piratce planu.
Mimowolnie, pot spływał po twarzy Victora, gdy patrzył on na Zilvę. Kobieta machnęła ręką, a wiązka lasera wystrzeliła prosto w Corvusa. Inkwizytor uskoczył. Mniej więcej w tym samym momencie pocisk przebił się przez ciało ryby, lecąc prosto na królową piratów. Wleciał jednak w wiązkę energii i stopniał w locie. Moment później przyleciał drugi, rozbijając kombinezon kobiety i wbijając się w jej płuca. W końcu trzeci przyleciał nieco wyżej, penetrując jej gardło na wylot. Kobieta zaczęła krwawić, ostatnia bańka energii prysła, a jej bariera wygasła. Jej oczy zaczęły cofać się w tył czaszki. Pod rozpadającym się strojem do nurkowania Corvus dostrzegł przedziwny medalion, który zaczął błyszczeć. Oczy kobiety zaczęły wracać do normy, a jej rany goić się w zastraszającym tempie. Teraz stojąc nago, machnęła ręką, uwalniając dość energii, aby odkroić swoją połowę olbrzymiej ryby. Ciało bestii odleciało do tyłu, a niszczący kwas zajął jego miejsce. Skóra kobiety zaczęła się pylić...cały ten muł był tylko jej wypaloną przez niewdzięczny ocean skórą. Medalion świecił jasno.




Kobieta uśmiechnęła się, lecz jej twarz zastygła. Zaczęła poruszać rękoma i nogami. Wychodziło jej to z ledwością. Może i medalion naprawiał jej rany, ale nie zwalczał toksyny. Niestety Victor miał też swój problem na głowie. Kwas zaczął szybko zapełniać resztki bestii a z dziurą w kostiumie, musiał się raczej ewakuować. Po powrocie na platformę pewnie będzie potrzebował pomocy medycznej.
Victor widząc jak kwas się zaczyna rozpływać po wnętrznościach ryby, pośpiesznie dopadł do piratki by zerwać jej z szyi medalion.
Gdy Victor ruszył w stronę Zilvy, ta z trudem rozwarła usta. Wewnątrz miała skrytą kulę energii. Corvus dosięgnął medalu palcami. Jego moc odczuł od razu, jego bark nastawił się i zrósł w ciągu sekund. Wszelkie rany zniknęły, jak ręką odjął. Gdy inkwizytor zaciskał dłoń, nad uchem przeleciała mu wystrzelona wiązka energii. Zilva spudłowała, jednak energia wystrzału odepchnęła ją kilka metrów w tył.
 
Fiath jest offline