Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2018, 00:50   #75
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Ze strony Benona, przekroczenie progu było malutkim kroczkiem. Dla całej ludzkości, fakt że kolejny z Upadłych wrócił w pełni do ich świata miało odrobinę większe znaczenie - i to wcale nie tylko metafizyczne.

Wziął głęboki oddech. Nie ważne że gorący i pylisty, śmierdzący oparami benzyny z nieszczelnego zbiornika i szczynami wylewającymi się z przepełnionego szamba - ważne że po tej stronie lustra.

Zlustrował wzrokiem swój wygląd. Oczywiście, karabin byłby problematyczny gdyby chciał go zachować. Ale czy coś jeszcze?

No i na ile jego towarzysz dostosował się do polecenia? Patrząc na (brak) barku starca, nabrał wątpliwości co do jego prawdziwej istoty. Tacy jak Celine potrzebowali śmiertelnych naczyń - i wcale nie stawały się od tego mniej kruche. W takim stanie jakim był, nie powinien funkcjonować.

A więc czym był?

Zanim najwyraźniej znająca się już dwójka zdąży się na siebie rzucić, Celine wróciła już na dłużej do właściwego świata. Z bezczelnym uśmiechem na ustach obrócił się frontem do obojga nadnaturalni. Nie mógł jednak stanąć bliżej niż przy drzwiach wejściowych na tył jadłodajni. W połowie drogi, między nim i tetrykiem, który właśnie zbierał się z zagraconej sztućcami i potrzaskanymi talerzami podłogi, stała zapora w postaci Ameth.

- Lubisz grać przeciwko sobie samej? - uniósł lekko pomiętą, chlapniętą krwią mapę. - Obstawiałaś, że nie damy rady.
- Nie do końca. Po prostu przetasowałam talię tak, żeby wyszło na moje -
nakierowała paznokieć w kolorze jaskrawej limonki na kartkę papieru. - Nawet jeśli pierwsze rozdanie okazało się pechowe, następne poszły jak z płatka. Starzec podbijał, szarżował bez opamiętania, aż wszystkie żetony wylądowały na stole. A teraz ja mogę bez obaw zebrać całą pulę. Wygryzłam zarówno jego, jak i tę garść matołów w laboratoryjnych kitlach i gumowych rękawiczkach. Ale wystarczy już tych karcianych porównań. Tego ranka Sędziowie wydadzą wyrok, skażą to ścierwo na wieczne potępienie. A my nareszcie wrócimy do domu - jej głos stanowił kotłowaninę nabożności, przeświadczenia o wyższości własnych celów oraz bezwzględnej determinacji. Benonowi nie obcy był fanatyzm religijny, ale tutaj miał do czynienia z czymś więcej - taką nieugiętość mogła wykrzesać z siebie tylko osoba świadoma obecności nadnaturalnego świata, boskiego (?) planu i zajmowanego w nim miejsca. Ktoś, u kogo wiarę i związaną z nią iskrę niepewności zastąpiło wyjące inferno oddania, samowolnego podporządkowania się istocie wyższej. Pyszałkowatym monologiem dziewczyna potwierdziła to, czego Celine domyślał się od samego początku. Mapę Ameth zostawiła im umyślnie, licząc na to, że mężczyźni zdołają uciec z terytorium wroga, ale również na to, że zostaną przy tym odpowiednio osłabieni. Po co jednak te szachowe zagrywki? Czemu nie pozwoliła więźniom błądzić po ciemku, nie poczekała aż żołnierze z futurystycznymi karabinami podziurawią ich jak sito? Poza tym... jakie “my”? O co właściwie jej chodziło? Wtedy do niego dotarło.

Nadal czuł to skupisko nadnaturalnej energii, które chwilę temu zmiotło starca z nóg. Masywne, dzikie. W jego umyśle rysowało się jako kula pierwotnego gniewu pachnąca stratą, cynamonem i jesiennym wiatrem. Benon nie musiał szczególnie wytężać wzroku, aby określić jej położenie w kuchennym półmroku - para stalowych oczu wiszących nad łepetyną starca widoczna była jak na dłoni. Kojarzyła mu się z zastygniętym w czasie ostrzem gilotyny. Nagle ludzka część świadomości anioła - do tej pory zdawałoby się całkiem zdominowana - zaczęła wrzeszczeć. Wrzask przeszedł w paniczne zawodzenie, w kakofoniczną histerię napunktowaną błagalnym nakłananiem do ucieczki. Do jak najszybszego oddalenia się od tego miejsca, od stwora niecierpliwie przyczajonego w ciemności. W ostatecznym rozdaniu Ameth faktycznie wyciągnęła asa z rękawa. Celine natomiast musiał powołać się na całość swojego anielskiego autorytetu, aby ujarzmić niemal delirycznego od lęku chłopca w swym wnętrzu.

- Skoro tak mówisz… - siłą woli zmusiła się do pozornie niedbałego wzruszenia ramionami, jakby przywołane przed chwilą sprawy końca świata i okropności czające się w zasięgu ręki nie były niczym nowym. Nie były, znała je od tysięcy lat, od pierwszego razu kiedy usłyszała przepowiednie Apokalipsy. Ale Piekło polegało na tym, że nie mogła nic z tym zrobić, a tutaj … tutaj wciąż była nadzieja.
- … pewnie coś tam wiesz - dodał, upewniając się że w okolicy nie ma żadnego śmiertelnika który mógłby je podejrzeć.

Niedbałość i nieuwaga były na pokaz. Mało rzeczy aż tak irytowało tych, którzy byli przekonani o swoim wielkim przeznaczeniu, jak zwykłe przegapienie ich. A musiała rozproszyć Ameth, bo w obecnej chwili sprawa wyglądała umiarkowanie źle. Obserwowała ją - istotę tak pochodną od Upadłych, a jednocześnie tak daleką od nich. Ale skoro podlegała tym samym prawom, co reszta świata który stworzyli, także i Wzorzec Tęsknoty nie uległ zmianie. Co można było wykorzystać.

- To kto cię tu przysłał na grilla ze staruszka, tak w twojej wersji? Jacyś Sędziowie? - staruszek nie zdążył mu opowiedzieć swojej wersji, ale przecież tego nie wiedziała. A pod groźbą sprawdzenia blefu Ameth mogła być oszczędniejsza w kłamstwach. I, rzecz jasna, mogła się pokazać jako ta która wie, ta która pokaże Celine prawdziwy świat. Co, poniekąd, byłoby prawdą. Upadła definitywnie potrzebowała nadgonić spory okres czasu, a że akurat natrafiła na gadatliwą przewodniczkę?

- Ugh. Eh. Nadmiar kuźwa-wasza-mać szczęścia. Pannice z mlekiem pod nosem, borgi ze Star-Treka, a teraz jeszcze jakiś parszywy sierściuch z doliny Ni...- starzec przypomniał o sobie, wylewając strumień narzekań. Tylko, że w połowie tej wylewności coś opadło mu na kark, miażdżąc kręgi szyjne i tchawicę. Przyszpilając go ponownie do podłogi, która teraz zyskała wgłębienie przypominające kształtem jego czaszkę. Celine poczuł jak ziemia drgnęła mu pod stopami. Spostrzegł też jak bestia rozdziawia pysk i... zaczyna mówić?
- Milcz! Ścierwo!- rozkaz ten miał nieprzyjemny, chrobotliwy pogłos, jakby gardziel stworzenia nie do końca nadawała się do formowania słów. Jej przeznaczeniem były ryki. Jednak samo uformowanie tych wyrazów, połączone z - co prawda mało subtelnym - aktem unieruchomienia ofiary zdradzały, że gdzieś w środku tej góry mięsa, kłów i pazurów kryła się rozumna jaźń. Być może z trudem balansująca na krawędzi zwierzęcych instynktów.

Sama Ameth, której manieryzmy oraz ruchy były teraz dla Celine zdecydowanie łatwiejsze do przejrzenia, zdawała się połknąć haczyk, skora do uchylenia rąbka tajemnicy odnośnie własnej osoby i podjętej agendy. A także tego, dla czyjego dobra właściwie ją podjęła.
- Tak, zgadza się. Sędziowie. Personifikacje prawa oraz porządku, broniące nas przed rozkładem roztaczanym wszędzie wkoło przez takie pasożyty jak on - kiwnęła głowę w stronę jeńca przymusowo zajmującego swoją osobą najniższą półkę.
- Bo jak inaczej określić kogoś, kto otrzymał od Bogów największy możliwy dar, ich zaufanie, a potem zdradził ich goniąc za własnymi pragnieniami... nie, żądzami, staczając się coraz niżej i niżej, aż w końcu skończył na łańcuchu tego, przeciwko, któremu obiecał walczyć? Mordując niewinnych? Pławiąc się w grzechu? Kradnąc powierzoną mu boską esencję, a następnie... nie. Dosyć - ucięła, a następnie rzuciła coś w stronę dyszącej nad starcem bestii. Kolos złapał przedmiot bez trudu, obracając ostrze w... niepokojąco ludzkiej łapie. Przedmiot roztaczał wokół zagadkową aurę. Nie tyle rozkładu czy entropii co nicości.
- Tym razem powrotu nie będzie.

- To brzmi jak odrobinę lepszy zamysł - Celine - Benon - odwrócili się w kierunku towarzysza ucieczki. Upadła wyprostowała się na całą wysokość wątłego śmiertelnego ciała.
- Spaczenie które cię toczy, widzę. Od pierwszej chwili, od momentu kiedy zjawiłeś się w mojej komnacie, czułam ten smród. Bo ty naprawdę zaprzepaściłeś swoją szansę - krok po kroku zmuszała śmiertelne ciało do podejścia do wilkołaka, wbrew jakiemuś zaszytemu w ludzkiej naturze zakazowi. Ale ona istniała jeszcze zanim ten zakaz się pojawił.
- Ale co gorsza, pogodziłeś się z tym. - potęga esencji starca nie dorównywała Celine - ale i tak znak dawnych czasów który ze sobą niósł i iskra boskości za której odblokowanie zostali zesłani do Piekła które posiadał wystarczyłyby, by mógł czynić rzeczy wielkie.

- Śmierć którą roznosisz, widzę. Nie w porę, pozbawioną godności i pełną cierpienia. Spotkałam cię ledwie chwilę temu, a pozbawiłeś już życia dwie osoby - i obie niepotrzebnie. Istnieje porządek śmierci, cykl początku i końca, śmierć która robi miejsce nowym rzeczom.
A kiedy zaoferowała mu wskazanie tej lepszej drogi, nie podporządkował się. To przesądziło sprawę - i jedynie okazja nadeszła szybciej niż się spodziewała.

- Ty zrobisz miejsce lepszemu - przyklęknęła nad nim, pewnie wyciągając rękę po rzucony wilkołakowi artefakt. - Ale twoja śmierć nie będzie pusta -



 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline