Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2018, 16:19   #21
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Waterdeep
1- szy dzień podróży


Kolejnego dnia po imprezie zapoznawczej, o różnych porach ranka, towarzystwo dokonywało ostatnich przygotowań przed wyruszeniem w podróż. Zakupowano suchy prowiant, żegnano się ze znajomymi w Waterdeep, pakowano własne graty… nadszedł bowiem czas wyruszenia w drogę, i rozpoczęcia kolejnej przygody!

~

Hena zjawiła się blisko Południowej Bramy wyjątkowo punktualnie, nawet gdzieś kwadrans przed biciem dzwonów, oznajmiających godzinę jedenastą. Towarzyszyło jej jakiś 3 młodzików, pomagających prowadzić sporą ilość lekkich rumaków… jakby bowiem na to nie patrzeć, było to całkiem duże stadko. Dla każdego śmiałka koń, do tego i dla samej Heny, oraz 1 dodatkowy, obładowany jakimiś małymi workami i pakunkami, co dawało aż 9 wierzchowców.

Gdy każdy w końcu przytroczył gdzie trzeba swój ekwipunek i zasiadł w siodle, Uczennica omiotła spojrzeniem towarzystwo.
- Gotowi? - Spytała, a widząc potakiwania… gwizdnęła na palcach w stronę strażników stojących przy bramie. Ci zamrugali gałami, podobnie zresztą jak parę przypadkowych osób na ulicy i w samej bramie. Hena nieco spięła konia, po czym ruszyła lekkim galopem przez bramę, a ludzie i nie-ludzie czym prędzej usuwali się na boki.

Bo czasem w taki oto sposób opuszczało się miasto wspaniałości...

***

Na drodze z Waterdeep, zwanej Kupieckim Traktem, w kierunku południowo-wschodnim, panował nawet niezły ruch. Wozy, karoce, kupieckie karawany, konni, podróżujący pieszo, inni awanturnicy, zbrojni, pielgrzymi, zwykły plebs… co chwilę można było kogoś spotkać, czy to podróżującego w stronę Waterdeep, czy w przeciwną od miasta.

Sam teren blisko owej metropolii był względnie bezpieczny, i tu nie groziły raczej ataki jakiś bestii czyhających na podróżnych, czy i drogowych bandytów… Hena nadała od samego początku z kolei niezłe tempo jazdy. Lekki galop, akurat na granicy zdolności wierzchowców, aby ich nie przemęczać, jednak z drugiej strony, żadne tam ślamazarne poruszanie się kopytem za kopytem. Tak chyba było najlepiej?

W trakcie samej podróży dziewczyna nie odzywała się zbyt często. O coś zapytana, oczywiście odpowiadała, stroniła jednak od błahych rozmów z pozostałymi. Reszta towarzystwa zabawiała się więc wzajemną rozmową, Glascaiv od czasu do czasu coś zaśpiewał, ktoś zaczął głośno rozważać możliwości, jakie da na głowę obiecywane bogactwo na końcu ich podróży… słowem, nudy na gościńcu.


Pierwszy porządny postój zrobiono dopiero po 4 godzinach siedzenia w siodle. Czas na posiłek, na odpoczynek dla obolałego w siodle tyłka. Napojenie wierzchowców, nakarmienie ich (właśnie z owych pakunków na koniu transportowym). Obok samej drogi, ledwie kilka metrów od niej, wśród miło świecącego, popołudniowego słońca…

~

Największą atrakcją pierwszego dnia podróży był przypadkowo spotkany Mag, biegnący pieszo gościńcem z naprawdę niezwykłą szybkością. Zagadnięty, odpowiedział jedynie, iż obowiązki wzywają, i tyle go było widać, gnającego w kierunku Waterdeep.



Wieczorem rozbito z kolei większy już obóz, ponownie blisko samej drogi. I znowu, ot zwykła kolej rzeczy: doglądnięcie koni, rozpalenie ogniska, znów jakiś posiłek, tym razem były jednak już i dwuosobowe namioty… których niestety były tylko 3. Hena nie radziła sobie z rozłożeniem jednego z nich, zdecydowanie chyba jeszcze nigdy w życiu nie rozkładając namiotu.

Towarzystwo zauważyło również, iż prawie nic nie jadła ani nie piła… gdy zaś udała się spać, wstała już ledwie po dwóch godzinach, a wyglądała(mimo swojej wiecznej bladości) na osobę, której owie 2 godziny w zupełności wystarczyły.



Kupiecki Trakt
2 - gi dzień podróży

I znów cały dzień tyłkiem w siodle, kilometr za kilometrem, ciągle przed siebie, ku bogactwu i rozgłosowi tak? Skromny posiłek na śniadanie, jazda konna… coś niby obiad, jakieś ognisko może na godzinkę, jazda konna… coraz dalej i dalej Kupieckim Traktem.

A Elfy z mijanego Lasu Ardeep, przyglądały im się uważnie z daleka, wychodząc nawet między drzewa. Z jednej strony, by podróżni doskonale wiedzieli, iż one tam są, i pilnują okolicznych ziem, a zarazem i odcinka traktu, z drugiej zaś strony(chyba), by owi podróżujący i zdawali sobie sprawę, iż są obserwowani, i jeśli mają nieczyste zamiary, jest tam już ktoś gotowy by im to skutecznie wybić z głowy…

~

Towarzystwo spotkało obwoźnego piwowara.

Ludzki mężczyzna, na swym skrzypiącym wozie zaprzęgniętym w 2 konie pociągowe, szybko im wyjaśnił, iż jego celem życiowym jest napojenie całego świata tym cudownym trunkiem! Piwo, którym ich poczęstował, nie smakowało źle... ale facet chyba nie miał tak całkiem po kolei w głowie.

….

Późnymi już godzinami popołudniowymi, pojawiła się na ich drodze pierwsza mała przeszkoda, i to ta z tych naturalnych. Na niebie kłębiło się coraz więcej ciemnych chmur, zwiastujących nadchodzącą burzę.


Śmiałkowie z kolei byli już całkiem niedaleko Brodu Sztyletu. Według ich planu podróży należało już skręcić w lewo, opuścić Kupiecki Trakt, i jechać na wschód w kierunku Secomber. Jednak właśnie ta nadciągająca burza… nocować na drodze, w trakcie jej trwania, czy może zrobić te kilka kilometrów więcej, i schronić się w Brodzie?

Hena może i była ich niejako pracodawcą, i mogła podjąć decyzję za nich wszystkich, jednak dziewczyna się z wydaniem propozycji nie spieszyła. Ale chyba można było podjąć w takiej sytuacji tylko jedną, prawda?

Wizja spania w namiocie w trakcie ulewy jakoś nikomu nie przypadła do gustu. Nie będzie ogniska, nie będzie sucho, trzeba będzie walczyć z żywiołem, pilnować koni… a co, jak to będzie jakaś poważniejsza burza? Jeszcze im wierzchowce uciekną, czy tam się pogubią w wywołanym przez nią zamieszaniu, komuś śpiącemu w namiocie jeszcze jakieś drzewo na łeb spadnie, i tyle z jego wielkiej kariery awanturnika będzie… a tak zginąć, to raczej głupio nie? A skoro uczennica nie nalegała na dalszą podróż, według wcześniejszych wytycznych, niczym palcem po mapie…

No i ciepłe łóżka, strawa, wino, piwo, może znów jakieś milsze towarzystwo na noc? Umyć się, wyspać wygodniej niż na kocu. Nie było o czym gadać, jak nic Bród Sztyletu, w końcu skoro ten cholerny skarb tam już tak długo leżał, to czym jest te kilka godzin nieco okrężnej drogi?




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 13-05-2018 o 21:37.
Buka jest offline