Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2018, 19:40   #22
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Durin wyszedł z izby trzaskając drzwiami. Obecność krasnoludzkiej kurwy przewróciła zawartością jego żołądka. Nie chodziło o to, że kobieta nie przypadła mu do gustu. Od dawna nie spędził nocy z żadną niewiastą. Po prostu myśl o prostytuowaniu się przedstawicielki tak dumnej nacji zdenerwowała go bardziej niż mógłby to sobie wyobrazić. Krasnolud opuścił gospodę, w której Hena zarządziła spotkanie organizacyjne i wrócił do szynku, gdzie znajdowała się jego izba.
Na miejscu skierował kroki prosto do izby i od razu zrzucił z siebie pancerz. Tarczę odłożył na ziemię, pod łóżko, zaś na jej wypukłej powierzchni pełnej rys i śladów uderzeń położył Meteor. Ulubiony młot od jakiegoś czasu nie pogruchotaj niczyich kości. Brodacz miłował wojaczkę, lecz nigdy nie tęsknił za rozlewem krwi. Znał życie podróżnika i wiedział, ze spokojne dni trzeba doceniać, gdyż w czasie wypraw potrafił sporo nadrobić zabijając przeciwników. Durin usiadł na skraju łóżka, trzymając młot na wyciągniętych rękach. Wzrokiem szukał nowych rys to na trzonku, to na głowicy, lecz tak na prawdę myślami był w Adbarze...

~***~

-Ojcze mam już dosyć...- nastoletni krasnolud ciężko dyszał, z trudem stojąc na nogach. Na jego szerokiej szczęce znajdowały się dopiero pojedyncze włosy.
-A jeśli któregoś dnia do cytadeli wedrą się mroczne elfy i dopadną cię we własnym domu. Też im powiesz, że masz dosyć?- Durin stał wyprostowany na przeciw chłopaka, trzymając w ręku drewniany miecz.
-Mroczne elfy nie wedrą się do cytadeli Adbar ojcze, tak długo jak jego korytarzy strzegą tarczownicy i Młoty Moradina!- odparł chłopiec. Durin wziął głęboki wdech i uśmiechnął się blado pod nosem.
-Chciałbym żeby tak było. Lecz po za prestiżowym tytułem wyróżniającym nas w tłumie pozostajemy śmiertelnymi krasnoludami. W naszych żyłach płynie ta sama krew, a czaszki można rozłupać tak jak i innym rasom. Jeśli chcesz czuć się bezpiecznie polegaj przede wszystkim na sobie synu.- Durin przyklęknął na jedno kolano kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.

~***~

Potężny huk docierający z biesiadnej sali wyrwał Moradinitę z zamyślenia. Krasnolud podszedł do okna i wyjrzał na pogrążone w mroku nocy Waterdeep. W czasie wypraw jak ta, Durin rzadko myślał o swojej przeszłości. Zemsta, która była jego celem dawała mu motywację do życia. Teraz jednak pogrążony w melancholijnym nastroju brodacz rozplątał warkocz brody i przeczesał ją rozmyślając o wielkich komnatach swego domu w Adbarze. Niedługo po śmierci żony, którą zabiła gorączka, orkowie zabili mu syna. Stracił wszystko co najważniejsze w ciągu kilku miesięcy. Puste komnaty wielkiej posiadłości, której był właścicielem na zawsze przestały mieć dla niego większe znaczenie. Po opuszczeniu cytadeli krasnolud ani razu nie poczuł tęsknoty do swego domu, choć o twierdzy rozmyślał nie raz.
-Weź się w garść capie...- syknął sam do siebie. Krasnolud nałożył na flanelową koszulę skórzaną kurtę i zszedł na dół, gdzie zajął miejsce przy szynkwasie zamawiając kufel piwa.

~***~

Durin zbudził się długo przed świtem. Tak już miał. Brodacz przemył twarz wodą z misy, po czym sięgnął pod poduszkę po symbol Moradina. Ciężki mosiężny znak przedstawiający kowadło, na grubym łańcuchu nie ułatwiał skradania się, ale przecież Durin nie był kimś kto musiałby się skradać.
Krasnolud odmówił długą i gorliwą modlitwę do Kowala Dusz, prosząc go o pomyślność i powodzenie jego misji. Brodacz podziękował za zdrowie, oraz krzepę i przysięgał dożywotnie oddanie dogmatom i wierze w Moradina. Kiedy nad horyzontem robiło się pomarańczowo, od wschodzącego słońca Durin przygotował się do drogi. Jakiś czas spędził w Waterdeep i musiał popakować swoje rzeczy do tobołka. Następnie wyczyścił dokładnie zbroję, tarczę oraz młot i hełm. To zajęło sporo ponad godzinę. Kiedy już doprowadził ekwipunek do porządku, założył na siebie pancerz i splótł brodę w warkocz, tak by w razie ewentualnej walki mu nie przeszkadzał.
Durin opuścił izbę i gospodę nawet nie zastanawiając się, jak jego kompani spędzili noc. Krasnolud najszybciej jak to było możliwe zadbał o zapasy na kilka dni, zapas gorzały od zaufanego sprzedawcy i od razu ruszył do portu, gdzie spędził ostatnie wolne chwile na wyczekiwaniu informatora. Ten jednak nie przybył i Strzaskane Kości ruszył powoli do ustalonego z resztą grupy miejsca, gdzie mieli spotkać się z Heną.

Na miejsce dotarł jako ostatni. Skinieniem głowy podziękował pomagierowi czarodziejki za wierzchowca. Durin nie przepadał za tą formą podróży, ale rozumiał bilans zysków i strat, przede wszystkim czas podróży konno.
-Pomożesz?- syknął do Shargoza. Druid potrafił jednym gestem uspokoić dzikie zwierzę, a co dopiero zwykłego konia. Tak było i tym razem. Mężczyzna wprawił wierzchowca w spokojny nastrój, a Durin wartko przygotował go do wyprawy. Brodacz wspiął się z niemałym trudem na siodło i niedługo później wszyscy ruszyli. Durin milczał większość drogi. Kiedy Hena zarządziła postój ucieszył się bardzo i wartko zszedł z konia prostując kości. Ostatnio spędzone w mieście dni sprawiły, że zapomniał o niedogodnościach wyprawy w siodle. Teraz przyszło mu boleśnie sobie to przypomnieć. Natura była piękna, lecz na codzień nie robiła wrażenia na krasnoludzie. Z resztą na niewielu robiła. Krasnoludy były wszak miłośnikami podziemnych korytarzy, ewentualnie górskich szlaków. Do wieczora milczał podobnie jak ich pracodawczyni. Raz, czy dwa zamienił kilka zdań z Shargozem i to wszystko.

~***~

Noc minęła im spokojnie. Durin jak zwykle wziął na siebie przedostatnią wartę, kiedy noc była najciemniejsza. Kiedy oddał ostatnią wartę, mógł skupić się na modlitwie i przygotowaniu psalmów do Moradina.
Czekał ich kolejny dzień nudnej i bolesnej podróży. To wcale nie nastrajało krasnoluda pozytywnie i z miną zgreda dosiadł konia zamykając pochód grupy. Pierwszy raz tego dnia odezwał się, kiedy na skraju lasu dostrzegł obserwujących ich elfów.
-Cholerne wąskodupce...- bluźnił i klnął w swoim stylu, wyzywając przedstawicieli pięknego ludu od najgorszych, zniewieściałych i co tylko ślina na język przynosiła.
Wyjątkowo trudno znosił nieprzyjemności podróży. Zad bolał go cholernie po całym dniu jazdy konno, a kolejny dzień w siodle tylko potęgowało irytację brodacza. Jakby tego było mało z oddali zbliżała się w ich kierunku burza.
-Co jest gorsze od konnej jazdy? Konna jazda w deszczu...- warknął do siebie.
-Nawet nie myślcie o tym!- rzekł już na tyle głośno by pozostali go usłyszeli. Bardziej od podróży czy obozowania w trakcie ulewy, Durin nie znosił nie stosowania się do ustalonego wcześniej planu. A plan był taki, że grupa nie kieruje się do Brodu, a skręca w kierunku Secomber.
-Stracimy czas jadąc w stronę Brodu, wiesz o tym Heno!- zaapelował do czarodziejki licząc na jej rozsądek.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline