Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2018, 17:55   #42
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Janina&Ałtyn

Janeczka otworzyła półprzytomne oko. Widok zakładającego się do niej szlachcica wzięła wpierw za nocne majaki ale jego głos utwierdził jej odstręczające podejrzenia. Usta otworzyła do wrzasku ale się wstrzymała. Chyłkiem wysmyrnęła z łóżka, złapała swój bucik utytłany w gnoju i jak nie zacznie gospodarza nim okładać.
-Stary zbereźnik! Hultaj o kosmatych myślach! Bezbożnik i wiarołomca! - podeszwa musiała zostawiać na koszuli nocnego gościa ślady z zaschniętego łajna co się Janeczce wydało całkiem zabawne.
- Cichaj Ałtyn, cichaj... to ja. Cichaj bo ludzi pobudzisz.- nieszczęśnik skulił się zasłaniając głowę i twarz przed ciosami krewkiej szlachcianki. Dopiero po chwili się orientując.
- Tyś nie Ałtyn? Gdzie ona?
- A co cię to interesuje, he? Do żony idź może lepiej a nie do obcych niewiast! Won, mówię albo rabanu takiego narobię że na ciebie ksiądz ekskomunikę ześle! - Janeczka nie przestała wywijać pantofelkiem. - Siiiio!
- Jakiej żony? Co waćpanna… prawisz? - dopiero przy tych słowach szlachcianka się zorientowała, że nie starego koguta, a młodego ptaszka ze swojej alkowy przegania.
-Przyszłej żony? - zaproponowała Janeczka zdziwiona, że to nie staruch. - Chyba, żeś się przyszedł oświadczyć? Ha ha, tedy budźmy wszystkich i ogłośmy radosne wieści, że się o mą rękę starasz. Altyn? Słyszysz ty? Adoratora mam! - ryknęła śmiechem i wskazała paluszkiem na podłogę. - Tedy klękaj i pokazuj błyskotkę.
- Cccoo?!! Nininnnieee… cichaj waćpanna.! Jak się ojciec dowiedzą… to mi skórę pasami będzie drzeć. Zresztą ja tu… nie dla oświadczyn.- oczywiście że nie dla oświadczyn. Janka dobrze wiedział po co tacy młodzieńcy jak on łażą do sypialni dziewcząt. Jeśli by nie podejrzeć co nieco, to w nadziei na umoczenie węgorza w grocie.
Tyncia obudzona krzykami Janeczki i jej gościa w drzwiach stanęła akuratnie na ten ostatni respons. Stanęła w stroju nocnym, i choć ten, jak wszystkie suknie Karaimki nader był przyzwoity, w sznurowaniu koszuli wdzięki odznaczały się kusząco. W słowach jednakże nic z uwodzicielki nie było.
- A cóże wyczynia się tutaj - zakrzyknęła cicho lecz surowo, głosem godnym matrony, co młódki strzeże przed bezeceństwami. Pistolet nabity, co go wzięła ze sobą, by czci Janeczkowej i bezpieczeństwa bronić, ciągle w dłoni dzierżyła.
- Waćpan na cnotę panny, gościa pod swym dachem nastajesz? A to się zdziwi nasz opiekun, mości Wilczyński… - i dech wzięła głęboki, by Wilczyńskiego wołać.
- Jażem… na nikogo nastawać nie zamierzał.- oburzył się młodzieniec i rzekł tkliwym głosem.- Ino sprawdzić bierzył, ci wygód nie brakuje… czy łoże miękkie. Matula moja cię nie polubiła, więc przypuszczałem że ci jakieś złosliwości na noc przyszykowała.
- Naprawdę? - Ałtyn nadal nie dowierzala i wejrzenie miała surowe. - I dlatego cześć panny Janiny na szwank narażasz?
- Nie narażam… żem myślał, że ty odpoczywasz w tej komnacie i wołałem ciebie cicho.- Jan Ignacy “oburzył” się słysząc te oskarżenia.
Ałtyn usta otworzyła w zdumieniu, zaraz jednak rezon odzyskała.
- Waści kota ogonem nie odwraca! Waści tu być nie powinno wcale, to nie uchodzi młodemu panu z dobrego domu. Co by ojciec waści na to rzekł i pani matka?
-Właśnie ich wolałam - Janeczka niewinnie wskazała palcem na drzwi. - Bo chyba są niepomni, że ich syn mnie chce do rodziny włączyć. To znaczy… tak myślałam, że przychodzi po nocy o rękę mnie potajemnie prosić, bo po co innego? A teraz sie nagle wycofał z oferty - Janeczka usta wykrzywiła w przesadnie załamanym grymasie. - Jakoś mi musisz to waćpan wynagrodzić bo mi miękkie serduszko pęknie jak jajko co wypadło z gniazda. Nie chcesz chyba omletów usmażyć z mej dziewczęcej niewinności?
- Nie wołać pani matki, a już ojca… nie budzić! - wypiszczał błagalnie młodzik zaszczuty i zagadany przez dwie niewiasty. Jan Ignacy miał minę zbitego psa. Z jego naiwnych wizji gorącej nocy ze śliczną Karaimką, zapewne wdzięczną za ratunek, nie zostało już nic. Załamany chłopak szukał już tylko okazji do rejterady z tej niewygodnej mu sytuacji.
- Toć chyba lepiej sprawę zmilczeć - rzekła Altyn wolno i wbiła spojrzenie w Jana Ignacego - Jeśli do niczego zdrożnego nie doszło?
-Doszło, niedoszło - naburmuszyła się Janina. - Panicz ma mi jakoś zamieszanie wynagrodzić i basta. No co? Rozpieszczona jestem, wysoko urodzona. Wysil sie waćpan i jutro mnie czymś miłym zaskocz. Inaczej ja zaskoczę ciebie i wierz mi, zachwytem nie zapałasz.
- Waćpanna…- szlachcic upadł na kolana przed Janką pochwycił i jej dłoń i przytuliwszy do policzka.-... wyświadczysz mi ten zaszczyt i dasz się zabrać na spacer, albo przejażdżkę konną po okolicy?
- Zastanowię się - odparła szlachcianka dziarsko i jeszcze chwilę pozwoliła trzymać swoją rączkę. - A teraz już waćpan lepiej idź. I żeby ci nie przyszło do głowy nachodzić mnie ponownie wiedz, że Ałtyn ze mną zostanie na noc by ukoić me nerwy. Będzie mnie trzymać za rękę i gładzić po plecach bo nie będę mogła zasnąć przez waćpana. Może i się rozpłaczę i wtedy Ałtyn będzie nawet zmuszona przytulić mnie do piersi i spokojny rytm w jakim te będą falowały pod cienką materią ciut mnie uspokoi.
Posłyszawszy to młodzian od razu czmychnął jak spłoszony zając, zdecydowanie mając dość amorów na tą noc.
- Ja to bym z niego wycisnęła więcej niż przerażone spojrzenia - oznajmiła Tyncia, rączki składając nabożnie na co Janeczka wybuchnęła gromkim śmiechem gdy tylko młodzian zniknął z horyzontu.
- Lecz… w końcu to twój adorator - uśmiechnęła się słodko. - Bronić twojej cnoty, jako chciałaś? Bo ty się nie wywiązałaś, odwiedziła mnie Ludmiła. Ona to zaprawdę demon.
-Czyli śpimy od dziś we dwie. Dla bezpieczeństwa - Janina machnęła rączka na zamknięte drzwi i wróciła do łóżka. - Chodź. Coze Ludmiła chciała ode ciebie?
Tyncia śmiałości nabrać musiała, bo się dwakroć nie dała prosić. Pisolet złożyła na kufrze, a sama wsunęła się pod pierzynę.
- A pocałunków i obłapiań… i jeszcze wieści, jak nam pogoń idzie.
- A jak nam idzie? Na razie jak po grudzie chyba. I co? Podobało ci się? Z Ludmiłą? - Domaszewiczowna przykryła się pierzyną pod nos z twarzą blisko Ałtynowej twarzyczki.
- Idzie nam nieszczególnie - przyznała Karaimka z westchnieniem. - Lecz może dalej los poszczęści… podobać, się podobało… jeno wstyd trochę. I… tak naprawdę to ona całkiem młoda. Obiecała mi powiedzieć, co w listach co starosta dał stoi.
- Wstydzić się będziesz jak się ludzie dowiedzą - pocieszyła ją Janeczka. - Póki tylko my wiemy, to nie ma co być przesadnie skruszonym. I tak do nieba nie pójdziemy.
Obróciła się na plecy, dłonie zaplotła na podołku.
- Wściekła jestem na Miłowita. Na razie nie wybiegam daleko w przyszłość ale jeśli on nie wróci znajdę mu zastępstwo i pociągnę do ołtarza. Myślisz, że go to rozeźli?
- Myślę, że małżeństwo, acz wiąże się z pewnymi profitami, daje mężowi za dużo władzy nad połowicą - Tyncia skrzywiła usteczka. - I po co chcesz do ołtarza iść, jemu na złość?
- Nie, nie tylko po to. Przez wzgląd praktyczny - Janka zacisnęła usta w grymasie gniewu ale gdy obróciła na Altyn oczęta, te tonęły we łzach. - Jakie mam inne wyjście? Niedługo zacznie być widać.
Na to Tyncia uniosła się na ramieniu.
- Boże Abrahama… od kiedy? - spytała rzeczowo.
- Nie jestem pewna - odparła Janeczka marudnie. - Cztery, może pięć miesięcy. Nie liczę. Na szczęście mało widać. Jak się mocno sznuruję gorsetem to wcale.
- To jest problem, który można rozwiązać, jeśli jest wcześnie - pociągnęła Altyn tym samym tonem. - Są babki po wioskach, co wiedzą jak.
- Nie wiem. Przecie to Miłowita. Może ostatnie co mi po nim zostało? - Janka wytarła oczy wierzchem dłoni. - Poza tym… to skomplikowane. Chcę tego i nie chcę jednocześnie boI nawet nie wiem czy on… czy to… - rozbeczała się na dobre i rzuciła ku Tyńci, jako opowiedziała wcześniej, układając policzek na jej falującej piersi. Tyncia nie pytała nic więcej. Otuliła Jankę pierzyną, ramionami otoczyła.
- Zawsze możesz w moim młynie stanąć. A jeśli Szwed nas tu ogarnie, ze mną pod Kraków pójść. Rodzinę tam mam, nigdy ich nie widziałam na oczy, ale rodzina… to rodzina. Zaopiekuję się tobą, nie potrzebujesz malowanego męża.
Janeczka w odpowiedzi przytuliła się tylko mocniej i łkała jeszcze jakiś czas, coraz ciszej i ciszej aż w tych spazmach zasnęła.
 
liliel jest offline