Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2018, 18:16   #67
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Pierwszy akt rozpoczął się od muzyki orkiestry, anonsującej wejście Tezeusza i Hippolity. Warstwa muzyczna dodawała sztuce mocniejszy wydźwięk. Sztuka, no a przynajmniej akt pierwszy, był zagrany naprawdę dobrze. Tylko aktorka grająca Helenę wypadła trochę płasko na tle reszty obsady. Alicja nie mogła jednak narzekać, bo w gruncie rzeczy jej się spodobało, choć przecież wiedziała co się zdarzy w każdej kolejnej scenie. Gdy rozległ się dzwonek, osoby na widowni w większości udały się do hallu aby rozprostować nogi, albo pokonwersować ze znajomymi. McIvory nie wybrał się jednak daleko - zmienił tylko krzesła, siadając za blondwłosą.
- Czy myśli panna, że Shakespear chciał w tej sztuce ukazać tragedię aranżowanych małżeństw? - zapytał i prawie wywołał westchnięcie przysłuchującej się wszystkiemu matki. - Czy to jedynie pretekst do zdarzeń komediowych?
- Ja... hmmm... - zaskoczył ją, dlatego w pierwszej chwili nie wiedziała co powiedzieć, jednak wrodzona chęć pokonywania intelektualnych wyzwań sprawiła, że Alicja tym razem nie odpuściła i nie schowała się w skorupie nieśmiałości.
- Nie myślałam o tym w ten sposób - Przyznała szczerze i dodała, obracając się do Szkota - Myślę, że trudno znaleźć tu jedną odpowiedź, wszak względem całej twórczości Shakespeara wciąż trwa dyskurs, czy był on geniuszem-wizjonerem, czy tylko zdolnym rzemieślnikiem, który wiedział jak poruszyć ludzi, nie mówiąc im zbyt wiele, by sami mogli nadpisać sobie własne “prawdy” i “morały”.
- Czy wyrażanie sugestii, że Shakespear nie był geniuszem nad geniuszami nie jest przypadkiem szarganiem świętości? - spytał i brzmiał śmiertelnie poważnie. Ponieważ siedział za plecami Liddellówny, nie dało się też odczytać wyrazu jego twarzy.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, nie został on wpisany w poczet świętych, chyba że uczyniono to zeszłej niedzieli, gdy opuściłam kazanie. - Odparła równie poważnie dziewczyna, zerkając na rozmówcę. W jej przypadku jednak wesołe ogniki w oczach wyraźnie wskazywały na prawdziwy charakter wypowiedzi.
Lorina kaszlnęła niedyskretnie, zwracając uwagę, że takie wypowiedzi nie uchodzą. Angus zupełnie się tym nie przejął.
- Świętych kościoła - nie. To prawda. Ale czy nie jest świeckim świętym? Patronem dramaturgów?
- Nie znam zbyt wielu dramaturgów osobiście, więc nie wiem. - Odpowiedziała dziewczyna, chwilę zastanawiając się, jakby faktycznie mogła znać jakichś pisarzy. - Jeśli jednak uraziłam pana uczucia, proszę o wybaczenie. Niestety, tak bywa, gdy pyta się mnie o zdanie, a nie ogólnie utrwalone opinie.
- Nie ma mnie co panna przepraszać. Jestem Szkotem, co mnie mogą obchodzić wasze angielskie gryzipiórki - no teraz pani Liddell już nie powstrzymała westchnienia. - A jak pani odbiera element komediowy? Sztuka w sztuce to interesująca koncepcja.
- Owszem, budzi podziw. Sam koncept tutaj zasługuje na oklaski... szkoda tylko, że po prawdzie wcale nowatorski nie jest i już w starożytnych inscenizacjach można go było odnaleźć. - Odparła Alicja z uśmiechem, całkiem zapominając o matce, tak bardzo pochłonęła ją ta rozmowa. Coraz bardziej też podobała jej się twarz Szkota, która na początku zdawała się obca, jakby nie pasująca do persony, którą dziewczyna znała.
- Porównanie dokonań Shakespeara do antyku to raczej komplement, niż ujma - skontrował. - I kto wie, może za tysiąc lat to właśnie do niego będą przyrównywać wszystkich dramaturgów?
- Albo nie będzie już żadnych dramaturgów. - Alicja podsunęła zupełnie inną myśl.
- Śmierć teatru, przerażająca wizja - Angus wypowiedział te słowa zupełnie bez emocji. - Potem nastanie już chyba tylko upadek obyczajów.
- Według niektórych, ten już nastąpił. - Blondynka odruchowo spojrzała na matkę.
Jej spojrzenie było bardzo wymowne, choć przecież tocząca się rozmowa była kulturalna. McIvory miał nienaganne maniery. Ciekawe co matka pomyślałaby sobie o Reginaldzie?
- Chyba powszechną opinią jest, że młodsze pokolenie jest nieokrzesane i nic z niego nie będzie. A jednak żyjemy w oświeconych czasach, zamiast jak niegdyś w drewnianych chatach. Chyba nie będzie tak źle - pozwolił sobie na nutę optymizmu.
Na te słowa Alicja tylko się uśmiechnęła. Po prawdzie jednak bardziej rozbawiła ją myśl, że matka przestanie się cieszyć z zainteresowania, jakie okazywał jej Szkot po tym, jak usłyszała ich rozmowę. Choć czy nie byłoby jej szkoda tych spotkań? Dziewczyna odsuwała od siebie tę myśl.
Tymczasem przerwa dobiegła końca i widzowie zaczęli wracać na miejsca. Lorina odetchnęła cichutko. Krytyka pod adresem ukochanego twórcy narodu po prostu nie uchodziła młodej damie. McIvory z ociąganiem wrócił na swoje krzesło. Ta krótka rozmowa sprawiła mu chyba więcej radości niż przedstawienie. Czy to możliwe, że on tak po prostu lubił z nią dyskutować? Dobra żona powinna przecież być posłuszna i cicha, a nie poddawać w wątpliwość każdą opinię męża. Z drugiej strony, przecież nie byli małżeństwem.
Orkiestra znów zagrała. Kurtyna odsłoniła się i na scenę, na sznurach, wleciała aktorka grająca wróżkę. Panna Liddell wiedziała, że z drugiej strony musi nadejść Puk. Dlatego bardzo się zdziwiła, gdy zobaczyła na scenie satyra Napa.
Jej oczy zrobiły się wielkie ze zdziwienie, a dłonie powędrowały do ust, by zdusić jakiekolwiek zdradliwe dźwięki. Co to miało być? To na pewno tylko charakteryzacja... To nie mogła być prawda... prawda?
- Co tam nowego, duchu? Widziałaś Alicję? - zapytał, chociaż w Śnie nocy letniej nie było żadnej Alicji.
- Nie, a teraz żegnaj, figlarny duchu, powinność mnie wzywa,
Królowa, z dworem wróżek, za chwilę przybywa.

- Nie zbywaj mnie tak, Wróżko, ja muszę ją znaleźć - zawołał Nap. - To bardzo ważne.
- Musisz? A po co? - fuknęła wróżka, łopocząc skrzydełkami. - Żeby ją zbałamucić?
- Wcale nie chciałem jej zbałamucić, jedynie popatrzyć jak tańczy i rusza nóżkami. To się samo tak skończyło.
- Tak, jak i się kończy nasza rozmowa - spróbowała odlecieć, ale satyr zastąpił jej drogę.
- Cała Kraina Dziwów jest w niebezpieczeństwie. Deszcze nas zatopią, albo Lalkarz podbije. Musisz mi powiedzieć, gdzie jest - błagał żałośnie Nap.
- No dobrze, niech ci już będzie. Skoro tak bardzo ci zależy, to jej poszukam - obiecała i zaczęła rozglądać się po widowni.
Dziewczyna wcisnęła się głębiej w fotel i rozejrzała nerwowo. Przecież to niemożliwe! Na pewno znów miała urojenia! Przyjrzała się twarzom otaczających ją widzów spektaklu. Czy zauważyli coś dziwnego? Czy mogli widzieć to samo, co ona?
Nie reagowali, ale wróżka... aktorka? Ta osoba ze skrzydłami na scenie wymierzyła palec w kierunku panny Liddell i już prawie zdołała zawołać, że ją znalazła, gdy Nap krzyknął.
- Ustąp, wróżko, widzę Oberona.
Ta przestraszona, straciła Alicję z oczu, rozglądając się zamiast tego po scenie.
- A ja mą panią. Drżę już przestraszona.
Pojawienie się Oberona i Tytanii wybawiło blondwłosą z opresji. Przedstawienie wróciło na swoje tory, a widzowie nie dostrzegli żadnej zmiany.
“Muszę wracać do Krainy Dziwów” - pomyślała Alicja, choć jednocześnie nieco się rozluźniła. Badawczo spojrzała teraz w stronę matki i Szkota, czy któreś z nich zwróciło uwagę na jej reakcję. Lorina przyglądała się aktorskim występom, ale Angus chyba rzucał okiem na pannę Liddell. Kiedy bowiem na niego spojrzała, ten od razu spojrzenie to odwzajemnił i uśmiechnął się lekko. Tylko czy widział wcześniej jej zdenerwowanie? Nie sposób było zgadnąć.
Wkrótce rozkazy Oberona skutecznie zajęły Napa, który zamiast poszukiwać Alicji musiał biegać po lesie za Demetriuszem i Lizanderem. W dodatku miał urokiem nakłonić, by Tytania zapałała miłością do zwierzęcia. Uch, okrutny był Oberon, ale i cały plan jego jakoś dziwnie pasował do tego, co działo się zwykle w Krainie Dziwów.
Wkrótce po tym, jak Helena zdjęta swą tragedią opuściła scenę, widzowie ponownie zaczęli opuszczać salę w przerwie przed trzecim aktem.
Z Alicji zaś niemal dosłownie powietrze uszło, jakby to ona sama występowała na scenie i teraz opadła ze zmęczenia. Nie miała przy tym ani chęci, ani siły, by wstać ze swego miejsca. Złapała się więc za głowę, by wymówić się od wszelkich przechadzek migreną. Po prawdzie zaś dziewczyna zbierała siły na kolejną część przedstawienia. Co miała przynieść? Choć Alicja znała przebieg fabuły, obawiała się, że Kraina Dziwów znów może chcieć się o nią upomnieć.
Angus widząc zachowanie panny Liddell zaniepokoił się. I to nawet zanim zdążyła to zrobić jej matka.
- Może przynieść pannie wodę? - zaproponował.
- Nie... nie trzeba. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Tylko trochę... duszno tutaj było. I muszę chyba posiedzieć sobie.
- Ale jak duszno, to koniecznie trzeba na świeże powietrze. Koniecznie - matczyna opiekuńczość nie mogła przecież zignorować takiej sytuacji. - Pan McIvory pomoże ci wyjść.
- Ale... - Alicja próbowała oponować, lecz po prawdzie nie miała żadnych ku temu argumentów. Niechętnie więc uległa. Angus ostrożnie wziął ją pod rękę, aby mogła się oprzeć. Nie dorównywał sylwetką Reginaldowi, który w końcu był sportowcem, ale nie można mu było odmówić opiekuńczych odruchów. Lorina szła tuż obok. Nie podtrzymywała córki, ale dawała sygnał “to żadne umizgi, panna Liddell się gorzej poczuła”. W końcu nie byli z McIvorym narzeczonymi, taka bliskość nie uchodziła.
Na zewnątrz było zdecydowanie chłodniej, szczególnie bez płaszcza, który został w szatni. Powietrze było orzeźwiające. Może ono odgoni przywidzenia?
- Lepiej ci? - zapytała zmartwiona matka.
Obawiając się, że rodzicielka może chcieć ją skontaktować z lekarzem, Alicja wysiliła się na bardziej entuzjastyczny uśmiech.
- Tak. Dziękuję. Jeszcze tylko kilka oddechów. Ale może ty mamo powinnaś już wracać, żeby się nie przeziębić. I pan McIvory także. - Spojrzała na Szkota niepewnie, onieśmielona nieco jego bliskością.
- Wykluczone. Wiem, że nie chcesz mnie martwić, ale wolę cię mieć na oku dopóki sama się nie upewnię, że już wszystko dobrze - nie zgodziła się.
McIvory bardziej jej zaufał i odstąpił o krok z uśmiechem wskazującym, że nie za bardzo wie co ma zrobić.
- Mamooo proszę, nie bądź nadopiekuńcza. - Dziewczyna rzuciła wymowne spojrzenie rodzicielce, dając do zrozumienia, że już dość scen urządziły przy Szkocie.
- Pani Liddell, może jednak posłuchamy pani córki? Widać, że nie zemdleje. Potrzebuje chwili oddechu i spokoju, powinniśmy je zapewnić. Możemy przecież zaczekać w hallu - zaproponował, opowiadając się po stronie Alicji.
- Niech będzie. Ale jeśli nie wrócisz za pięć minut, to zacznę cię szukać - Lorina musiała mieć ostatnie słowo, nim odwróciła się i wróciła z McIvorym do teatru.
Dziewczyna spojrzała w ślad za nimi. Przez chwilę nawet zapragnęła, by Szkot jednak z nią został, ale tego nijak by już nie wytłumaczyła matce. Westchnęła i spojrzała w niebo. O ile dobrze pamiętała, w trzecim akcie Puk biegał w te i we wte wykonując polecenia Oberona. Może więc Nap będzie równie zajęty i zapomni o Alicji? Z drugiej strony, to był też początek miłości Tytanii do Denka z oślą głową... Co jeśli ją poniesie wyobraźnia? Sny o Kotce z Cheshire był nawet przyjemne, ale taki sen na jawie z Osłem z Aten mógłby się skończyć... nie wiadomo nawet czym.
Czując, że zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco, Alicja znów odetchnęła pełną piersią i z miną gladiatora, który zmierza na arenę, skierowała się ku wejściu do teatru. Ta mina nie spotkała się z pozytywnym odbiorem matki. McIvory też wyglądał na bardzo zdziwionego.
- Na pewno wszystko dobrze? - zamiast się uspokoić, Lorina tylko bardziej się zdenerwowała. - Jeśli źle się czujesz, możemy wrócić do domu. Pan McIvory na pewno zrozumie.
- Ależ oczywiście - zapewnił od razu, bez chwili wahania.
- Wszystko w porządku mamo. - Powiedziała natomiast Alicja z przekonaniem. - Wracajmy na salę.
 
Zapatashura jest offline