Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2018, 20:59   #68
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Ta pewność siebie chyba zadziała, Lorina bowiem dłużej nie nalegała na opuszczenie teatru. Zamiast tego cała trójka powróciła na miejsca i po raz trzeci dźwięki orkiestry rozpoczęły akt przedstawienia. Niestety, nie dobiegła nawet końca pierwsza scena, gdy Kraina Dziwów dała znać o sobie. Kiedy bowiem Pigwa wykrzyczał swą kwestię:
- Potworne dziwy! To figiel diabelski, mości panowie, uciekajmy! Rety!
To i pannę Liddell niezły strach obleciał. Nie było bowiem takiej charakteryzacji, która sprawiłaby że aktor przybrałby taką postać, jaką zobaczyła dziewczyna. Denko nie miał bowiem głowy osiołka, a rosłego byka! Nap nie przemienił go w pół-osła, tylko w olbrzymiego, nagiego minotaura, którego przed pełnym obnażeniem chroniła tylko gęsta sierść.
Tym razem reakcja była szybsza niż umysł. Alicja aż jęknęła, zjeżdżając nieco w dół siedzenia, jakby chciała się schować. Słysząc zaś własny głos, szybko zakryła usta rękoma. W ostatniej chwili, bo siedzący obok niej obcy dżentelmen już przykładał palec do ust by ją ucieszyć.
Denko, choć potworniejszy i bardziej... nagi, niż zwykle to w sztuce bywało, zachował swój domniemany polot i elokwencję. Z fizys zwierzęcą, lecz duszą artysty wkrótce zawrócił w głowie Tytanii, choć po prawdzie, przez Napa i miłosny napar, nie miała w tej materii żadnego wyboru. Pierwsze spotkanie bestii i królowej było platoniczne, ale słowa Tytanii:
- Wiedźcie go teraz do mojej altany - wypowiedziane były z żądzą, przez którą Alicję przeszedł dreszcz. Nagle poczuła się jak podczas wieczerzy u Księżnej, gdzie także była widzem pikantnego... spektaklu. I podobnie jak wtedy poczuła, że między nogami robi jej się dziwnie gorąco. Rozejrzała się spanikowana, jakby inni oglądający spektakl mogli zajrzeć pod jej suknię i zauważyć reakcję ciała. Tylko jedna osoba zerkała w jej kierunku - Angus. Ich oczy spotkały się i dziewczyna dostrzegła u niego... co? Nie wyglądało jak zdziwienie ani troska. Bardziej zainteresowanie. Jakby studiował jej reakcje na spektakl. Ale on przecież nie mógł widzieć tego samego, co ona. Próbowała się opanować, lecz jak miała to zrobić, patrząc na scenę? A z drugiej strony nie wypadało jej otwarcie odwracać oczu? Z pałającymi policzkami i palcami przyciśniętymi do ust obserwowała dalszą część spektaklu. Z ulgą stwierdziła, że w tym konkretnym akcie Shakespeare postanowił skupić się na czworokącie Heleny, Hermii, Lizandera i Demetriusza, w których kreację jej wyobraźnia postanowiła z jakichś powodów się nie wtrącać. Dzięki temu trochę się uspokoiła i do przerwy nabrała już normalnych kolorów.
- Nie wiem jak panna - zagadnął Szkot, gdy widzowie po raz kolejny opuszczali swoje siedzenia - ale ja poczułem pragnienie. Może przejdziemy się na szklankę wody - niczego innego zaproponować mu nie wypadało w obecności Loriny.
Dziewczyna przygryzła wargę. Czuła, że to pytanie to tylko pretekst, by nawiązać do jej zachowania. Tylko co ten ułożony i wpasowany w ramy “lepszego” towarzystwa człowiek mógłby jej rzec? Nagle Alicja poczuła ukłucie ciekawości i spróbowała sobie wyobrazić Angusa w sytuacji sam na sam z kobietą. Czy potrafiłby dać ponieść się namiętności? Czy była w nim w ogóle jakaś pasja? Czy w tej sferze również był nudziarzem, sprowadzającym spółkowanie z kobietą do roli małżeńskiej powinności?
Policzki Alicji zaróżowiły się jeszcze bardziej.
Na Boga, o czym ja myślę?” - zganiła się w myślach, lecz ziarno ciekawości zostało już zasiane w wyobraźni, rozbudzonej pojawieniem muskularnego minotaura. Zupełnie jakby gorąc nocy letniej z przedstawienia rozgrzał także serce młodej panny. I nie tylko serce.
- Chętnie. Dziękuję. - Powiedziała, ujmując dłoń McIvory’ego, gdy ten pomagał jej wstawać. Tym razem jednak nie spuściła wzroku, a patrzyła mu wprost w oczy, jakby badając reakcję na dotyk jej ciała. W postawie mężczyzny nic się nie zmieniło. Utrzymywał tę samą, grzeczną maskę. Chociaż, po prawdzie, dotyk dłoni nie był niczym szokującym, więc pewnie nie miał szansy wytrącić go ze skrzętnie utrzymywanej równowagi. Szarmancko, przynajmniej jak na niego, Angus zaoferował Alicji ramię i wyprowadził do teatralnej restauracji, z panią Liddell idącą krok z tyłu.
- Okrutny jest Oberyn, kiedy ktoś nie chce spełnić jego zachcianek - zagaił rozmowę. Wciąż zdawał się obracać wobec dostrzeżonej u dziewczyny reakcji, lecz nie mówił wprost.
Alicję teraz Oberyn obchodził tyle, co zeszłoroczny śnieg. Przez grzeczność jednak (i by samej nie musieć strzępić języka) zapytała:
- Dlaczego pan tak uważa?
- Zaczarowanie Tytanii tak by zakochała się w zwierzęciu pozbawia ją godności. Czy to nie jest okrucieństwo?
- Lorina trochę, pobladła słysząc o czym ma się toczyć rozmowa.
- Zależy jak na to spojrzeć. - Odpowiedziała Alicja, faktycznie zaczynając się nad tym zastanawiać, co oczywiście rozwiązało jej język - Z jednej strony uważam, że każda miłość wywołana czarem uwłacza godności człowieka, obojętnie czy jej przedmiotem jest urodziwy młodzian czy stary cap. Z drugiej zaś... ilu ludzi przeżywa życie nie doświadczając tego niezwykłego uczucia, jakim jest prawdziwa miłość, oparta nie na kalkulacji, lecz pragnieniu, by dawać ukochanej osobie szczęście, biorąc je tak, jakby było własnym? A pan? Kochał pan tak bezbrzeżnie swoją żonę? - wypaliła.
McIvory nie obnosił się z tym, że jest wdowcem. Nie nosił obrączki po zmarłej żonie ani o niej nie wspominał. Lorina sapnęła, słysząc tak wielki nietakt ze strony swojej córki.
- Alicjo! - syknęła gniewnie.
Dopiero teraz dziewczyna zrozumiała, jak bardzo się zagalopowała.
- Przepraszam. Nie chciałam pana urazić. - Powiedziała skruszona, spuszczając wzrok.
Szkot przez chwilę się nie odzywał. Przez jego zwykle kamienną twarz przebiegły grymasy różnych emocji, nim znowu się opanował. Odchrząknął, by zapanować nad głosem i odpowiedził.
- Nic się nie stało, pani Liddell - zapewnił, choć chyba tylko dlatego by nie robić problemów Alicji. - Tak, kochałem moją żonę całym sercem. Czy ja w tej alegorii jestem potworem, czy ofiarą czaru?
Wciąż z wyrazem zawstydzenia, Alicja spojrzała na mężczyznę.
- Raczej szczęściarzem, że mógł pan to poczuć bez żadnej magii. - Odparła, by następnie dodać ciszej tak, że tylko Szkot ją słyszał: - Lub nieszczęśliwcem, bo pan to poznał... i utracił. Przepraszam…
- Lepiej jest kochać i utracić, niż nigdy nie zaznać miłości -
powiedział z nietypową dla siebie melancholią, spoglądając gdzieś w dal przez ściany budynku.
Alicja delikatnie uścisnęła jego ramię.
- I ja tak myślę. - Dodała cicho. Nagle zrobiło jej się smutno. Jakby... była zazdrosna? Pytanie czy o samo uczucie, czy o konkretnie uczucie Szkota. Jednak tutaj jakoś nie spieszyła się, by znaleźć odpowiedź.
- Było, minęło - rzucił sentencjonalnie, ale wcale nie brzmiało to tak lekko jak chciał. - Przyniosę tę wodę - zdecydował i podszedł samemu do kelnera.
- Alicjo, nie wypada rozdrapywać starych ran - matka skorzystała z okazji, by wyrazić swoje niezadowolenie.
- Przepraszam matko, nie pomyślałam. - Odpowiedziała, co było zgodne z prawdą.
- Ważne, że przeprosiłaś pana McIvory - odparła. - Właśnie dlatego powinnaś częściej pojawiać się na wydarzeniach kulturalnych. Żeby nabrać ogłady godnej damy i nie urazić kogoś przypadkiem.
Cóż mogła na to powiedzieć? Że wolała jednak tego nie robić, by uniknąć koligacji z Krainą Dziwów? Matka od razu by ją wysłała do jakiegoś “uzdrowiska”, toteż po prostu zwiesiła głowę pokornie. Gdy Szkot powrócił, niosąc z pewnym trudem trzy szklanki, odzyskał już rezon i tę swoją nudną postawę.
- Proszę bardzo - wręczył wodę Alicji i jej matce. - Musiałem sobie poukładać w głowie panny opinię o tamtej scenie. Choć czyn Oberona był uwłaczający, to uczucie nim spowodowane było piękne mimo swego źródła? Miłość jest uświęcona ze swej natury? - mógł się obruszyć i milczeć, wymawiając się pragnieniem, ale jednak wolał podjąć urwaną rozmowę.
Alicja jednak wciąż była przygaszona przez matkę.
- To chyba zbyt trudne dla mnie pytanie. - Odpowiedziała, skromnie spuszczając oczy.
- Trudne pytania nigdy wcześniej nie zniechęcały panny od szukania odpowiedzi - nie dał się tak łatwo zbyć.
To był dobry sposób, by sprowokować ambitną w gruncie rzeczy dziewczynę. Spojrzała błyskawicznie w oczy Szkota i już miałą coś powiedzieć, gdy jej wzrok przesunął się na matkę, a konkretnie jej karcącą minę. Dziewczyna od razu spotulniała, znów spuszczając oczęta.
- Po prostu nie uważam się za osobę kompetentną. Ja... nigdy zakochana nie byłam. - Powiedziała dość cicho. To wyznanie zdziwiło Angusa na tyle, że uniósł brew.
- Nie będę zatem drążył tematu - ustąpił, popijając wody. Chyba był trochę zdziwiony. Ich dotychczasowe rozmowy nie urywały się tak nagle. Czy się jednak domyślał, że spowodowane to było obecnością pani Liddell? Alicja nie znała go na tyle dobrze, by to odgadnąć. Jej myśli co rusz też uciekały do przedstawienia i perspektywy tego, jak Kraina Dziwów mogła jeszcze na nie wpłynąć. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniała o trzymanej w ręku szklance i odstawiła ją nie upiwszy nawet łyka.

Akt czwarty nie miał długiego wstępu. Już pierwsza scena spleciona była z fantastycznym światem. Królowa elfów leżała w rozchełstanej sukni, a minotaur zbliżał się ku niej niby polujący zwierz.
- Na łoże z kwiatów przyjdź tu do kochanki - zwykle jednak ofiara nie zaprasza myśliwego. I nie oblizuje się na jego widok. Alicja nie wiedziała, gdzie podziać wzrok i odruchowo zerknęła w stronę Angusa. Ten oglądał przedstawienie ze znacznie mniejszym zdenerwowaniem, najwyraźniej widząc coś zupełnie innego. Byczy Denko tymczasem wysłuchał Tytanii, kładąc się obok niej. Pod wpływem miłosnej magii kobieta od razu sięgnęła do gęstej sierści między jego nogami, a raczej do tego co sierść ta skrywała.
To skutecznie przyciągnęło wzrok dziewczyny, nawet jeśli resztki zdrowego rozsądku wzbraniały się przed tym. Poczuła znajome łaskotanie w dole brzucha i przygryzła dolną wargę, obserwując zmierzającą w dość jasnym kierunku inicjację postaci na scenie. Alicja znów się rozejrzała, a jej wzrok ponownie spoczął na Szkocie. Tym razem jednak nie było w nim strachu, a... ciekawość. Mrużąc lekko oczy, jak polujący kot, blondynka zastanawiała się jaki mógł być temperament Szkota. Choć nie była ofiarą magii jak Tytania, właściwie nie przeszkadzał jej fakt, że pan McIvory swoje lata chwały pewnie ma już za sobą i w sumie to chyba nigdy nie należał do grona pięknych bawidamków. To zresztą nie pasowałoby do jego mrukliwego charakteru... Jak wielkie jednak namiętności mogły nim targać? Czy faktycznie był tak nudny? Czy może raczej dysponował tak silną wolą, by w towarzystwie nie pokazać swojej gorącej części natury? W końcu Szkoci słynęli raczej z wybuchowych charakterów... Pogrążając się w rozważaniach i zerkając od czasu do czasu na scenę Alicja nawet nie była świadoma tego, że co chwilę kręci się i zmienia pozycję na krześle.
Angus, ilekroć ich spojrzenia się spotkały, wyglądał na trochę zdziwionego. Tego dnia, w obecności pani Liddell, widział inną Alicję, w innej masce i próbował złożyć swe doświadczenia w całość. Nawet jeśli pod jego maską nudziarza nie krył się wulkan emocji, to z pewnością krył się niepośledni umysł, a dziewczyna go intrygowała. A może… zważywszy na reakcję, jaką wywołało wspomnienie jego martwej żony, wolał ukrywać uczucia bo wciąż czuł smutek?
Tymczasem przyrodzenie minotaura nie pozostawało niewzruszone na działania elfki. Wprost przeciwnie - rosło, aż wychynęło nabrzmiałe spośród sierści. Nie wyglądało jak u mężczyzny, raczej jak u zwierzęcia, ale zaczarowanej Tytanii nie robiło to różnicy.
Nagle w sali zrobiło się bardzo gorąco. Nadnaturalny ukrop powodował, że Alicja czuła, jak jej ciało wypełnia gorączka. Próbowała odwrócić wzrok, lecz nie mogła. Patrzyła teraz na scenę jak zahipnotyzowana.
Kobieta gładziła wyprężony organ i szeptała przy tym teatralnie:
- Niech się z twym pięknym fiutem popieszczę.
Minotaur kiwał zabawnie głową. Wyglądał jak potwór, ale tak się nie zachowywał. Bardziej jak Nap i jego bracia, gdy Alicja z nimi… tańczyła.
- Gdzie Groszkowy Kwiatek? - spytał przemieniony Denko, głębokim basem. Na scenie pojawiła się wtem śliczna służka królowej elfów.
- Jestem - dygnęła grzecznie, czekając na rozkazy.
- Pieść mnie ustami, pomóż swojej pani - polecił, a sam umościł się na kwiatach.
Wróżka spojrzała z przestrachem na przyrodzenie minotaura, które było już prawie tak wielkie jak to Gąsienicy, ale jeszcze bardziej bała się niezadowolenia Tytanii. Uklękła zatem po chwili i objęła wargami twardą dumę potwora. Pod zwinnymi palcami i mokrym języczkiem Denko nie wytrzymał długo, rykiem ogłaszając swe spełnienie.
- Nakaż, proszę, twoim ludziom, żeby mi nie przeszkadzali, bo czuję wielką do snu ekspozycję - zwrócił się do Tytanii i odwrócił na bok.
- Śpij! Ja cię w moje owinę ramiona - zgodziła się od razu kobieta. - A wy, me wróżki, wszystkie się oddalcie.
Nieprzyzwoita, zwierzęca scena dobiegła końca, gdy kochankowie wpadli w objęcia Morfeusza. W dalszej części sceny pojawił się bowiem Oberon i w zgodzie ze scenariuszem odczarował królową.
Tego Alicji było jednak zbyt wiele. Nie gorąca scena, ale właśnie opadnięcie temperatury przedstawienia sprawiło, że gorączka, która ją trawiła stała się wprost nieznośna. Nie wiedząc w sumie czy planuje się uspokoić, czy w ustronnym miejscu samodzielnie zadbać o ugaszenie żądz, dziewczyna dyskretnie wstała i zgarbiona ruszyła szybko ku najbliższemu wyjściu z widowni. Lorina zapatrzona w przedstawienie tego nie zauważyła, ale Angus już tak. Wahał się jakiś czas co zrobić, przez co blondwłosa dotarła do drzwi, ale podniósł się w końcu po cichu i ruszył w jej stronę. Blondwłosa panna nie oglądała się. Wyszła z sali na pusty korytarz i dopiero tutaj zatrzymała się, niepewna gdzie ma iść i co z sobą zrobić. Żar w podbrzuszu był drażniący. Na jednej ze ścian zawieszono znak ze strzałką wskazującą łazienkę. Mogła też wyjść na zewnątrz i spróbować ochłonąć. Po chwili wahania ruszyła jednak w stronę łazienki. Dotarła do niej w tym samym momencie, w którym Szkot wyszedł na korytarz. Nie zdążył jej nawet zawołać, ani zwrócić na siebie uwagi. On zdążył jednak dziewczynę zauważyć, podczas gdy ona nie widziała, że ktoś za nią idzie.
Wnętrze łazienki było puste i zamykane na łańcuszek. Było też zaskakująco czyste. Sprzątacze najwyraźniej przykładali się do swojej pracy. Z uczuciem palącego wstydu i niemniej palącego pożądania, Alicja zsunęła się plecami po ścianie pomieszczenia i opadła na ziemię. Jakby niezależne od niej teraz dłonie zaczęły nerwowo podciągać materiał sukni, by w końcu dotknął wilgotnych od potu (a może i nie tylko) ud, po ich wewnętrznej stronie. Gdy palce dotarły do skraju bielizny, a pod przymkniętymi powiekami dziewczyna zobaczyła znów sylwetkę minotaura wraz z jego nieludzkim wyposażeniem, panna Liddell aż jęknęła na głos. Nieoczekiwanie usłyszała delikatne pukanie w drzwi.
- Panna Alicja? - głos należał do McIvory’ego.
Przekleństwo, które w tej chwili przyszło Alicji do głowy było bardzo, ale to bardzo niedystyngowane i pewnie matka dziewczyny byłaby w szoku, że panienka z dobrego domu w ogóle je zna. By ukryć swój wstyd, blondynka zaczęła pospiesznie poprawiać suknię, jednocześnie, próbując wstać, przez co robiła nie lada hałas.
- Tt.. tak? - zapytała w końcu.
- Czy wszystko w porządku? - zapytał po prostu. Trochę gorzej było go słychać, jakby odsunął się w głąb korytarza. Ostatecznie nie przystało nagabywać damy w toalecie.
- Tt...tak. - odparła Alicja powtarzając się, niemal z tym samym zająknięciem. Nagle w jej głowie zalągł się pomysł zaspokojenia nie tylko swoich żądz, ale i ciekawości względem temperamentu pana McIvory’ego i zaskoczenia go gorącym pocałunkiem. Czy miała jednak dość odwagi na to? I czy on faktycznie był właściwym obiektem? Wszak mógł z tego wybuchnąć nie lada skandal. Dziewczyna uchyliła powoli drzwi i spojrzała w oczy mężczyźnie, chcąc znaleźć w nich jakieś wskazówki, co do jego stanu ducha i reakcji na jej nieco pomiętą suknię.
Angus wyglądał na zaciekawionego. W jego postawie kryło się zdziwienie, przestępował trochę nerwowo z nogi na nogę, ale w oczach brakowało typowego dla Loriny zaniepokojenia stanem swej córki.
- Musi tam być straszny przeciąg - ruchem brody wskazał jej ubiór. Stał kilka kroków od niej.
Nie trudno było wyczuć sarkazm. Pytanie tylko czy miał on służyć nieoczywistej naganie, czy raczej sprowokować dziewczynę, która zmarszczyła teraz brwi.
- Owszem. Chce pan... się przekonać? - zapytała nim pomyślała, po czym przygryzła zmysłowo dolną wargę.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Zamarł z otwartymi ustami, przez które nie chciało akurat wyjść nic błyskotliwego. Zamrugał oczami, a sekundy uciekały. Napad odwagi Alicji minął wraz z nimi. Dziewczyna spuściła nieśmiało oczy i zaczęła wygładzać suknię.
- Ja... przepraszam. Jestem dziś wyjątkowo... niestabilna.
- Nie… to chyba nie to
- Angus odnalazł swój głos. - Jeśli mogę wyrazić swoją obserwację - nie czekał na zgodę - to nie jest panna sobą w towarzystwie matki.
Tym samym to on teraz uderzył w czuły punkt Alicji. Dziewczyna nie była jednak w połowie tak opanowana jak Szkot, toteż nagła fala emocji, jaka ją zalała, eksplodowała w postaci doskoku do mężczyzny i pocałowania go gwałtownie w usta. Może jego szkocka krew zadziałała szybciej niż umysł, ale objął Alicję i odwzajemnił pocałunek. Coś jednak w nim się kryło, choć opanował się szybciej od dziewczyny i odsunął ją na długość ramion.
- Zdaje się, że będę musiał panny matce podziękować, jeśli wywiera taki wpływ - był zdziwiony, ale nie umiał ukryć uśmiechu. - Ale chyba musi panna wracać na swoje miejsce, nim zacznie cię szukać - mimo słów nie puścił jej.
Blondynka zmarszczyła lekko nosek.
- Chętnie zobaczę to podziękowanie. - Odparła, nie ruszając się o krok i patrząc mu roziskrzonym wzrokiem prosto w oczy.
- No, kupię kwiaty albo coś - był naprawdę rozkojarzony. Alicji udało się wywołać naprawdę duże pęknięcie w jego stoickiej masce.
Ona zaś płynęła z chwilą, odnajdując w sobie kokieterię, do której dryg mają wszystkie kobiety, a o której istnienie często się nie podejrzewają.
- Więc... tylko moja matka zasługuje tu na... nagrodę?
- Próbowałem już wręczać kwiaty pannie, nie spotkało się to z ciepłym przyjęciem -
nie mając pod nogami pewnego gruntu, uciekł się do swego poczucia humoru.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, zerkając na niego z ukosa.
- I podda się pan po jednej próbie? Poza tym... dopiero co byliśmy na “ty”. - Zauważyła z rozbawieniem.
- Książki działają na pannę lepiej - tym razem nie dał się wybić z rytmu. Wypuścił ramiona dziewczyny z dłoni i nonszalancko poprawił garnitur. - A teatr, jak widzę, wprost rewelacyjnie.
Parsknęła w odpowiedzi śmiechem i odsunęła się jeszcze o krok, by wygładzić ubranie.
- Proszę sobie wyobrazić do czego jestem zdolna w filharmonii na przykład. - Odparła żartem Alicja, a po chwili znów spojrzała na Szkota i dodała - Pan zaś okazał się bardzo... tolerancyjnym na takie działania.
- Teraz na pewno będę musiał poddać próbie moją tolerancję w filharmonii
- zwrócił się ku sali. - Panna przodem. Nie wypada, byśmy byli widziani jak wracamy razem.
Dziewczyna rzuciła mu jeszcze jedno przydługie spojrzenie, uśmiechając się lekko pod nosem, po czym skinęła głową i grzecznie ruszyła w kierunku wejścia na salę. Starała się przy tym nie iść ani za wolno, ani za szybko, efektem czego... raz potknęła się o własne nogi. Spojrzałą jeszcze raz na Angusa, tym razem speszona i otworzyła jak najciszej drzwi. Pożegnał ją jego szczery i szeroki uśmiech.
Lorina zdążyła zauważyć jej nieobecność. No i naturalnie nieobecność Angusa. Dlatego widząc córkę samą odetchnęła z ulgą, co zresztą starała się nieudolnie ukryć. Nie robiła na szczęście żadnych scen, pozostawiając to aktorom. Czwarty i przedostatni akt dobiegał powoli końca i wszystko zmierzało ku dobremu. Ukochani wyznali sobie szczerą miłość, a Denko nie miał już głowy byka… byczego przyrodzenia pewnie też nie.
Tak więc i Alicja odetchnęła, choć żar pożądania wciąż jeszcze tlił się delikatnym żarem, który o dziwo przybierał na sile, gdy myślała o pocałunku Angusa. Choć było jej wstyd przed samą sobą, porównując całowanie się z Reginaldem i ze Szkotem, to starszy mężczyzna budził w niej gorętsze skojarzenia. Może dlatego, że wydarzenie to było świeższe, a to związane z młodym sportowcem zdążyło nieco przykurzyć się z powodu braku kontaktu z jego strony? A może jednak bardziej ceniła sobie inteligentne, nieco uszczypliwe dysputy niż pełne pasji, ale jednak mniej dla niej samej rozwijające konwersacje? Z tymi pytaniami w głowie i jeszcze setką innych opuszczała teatr. Na wargach wciąż czuła skradziony pocałunek, w uszach brzmiały jej ostatnie słowa przedstawienia, wypowiedziane ustami Napa zamiast Puka.
- Jeśli was nasze obraziły cienie
Pomyślcie tylko (łatwe przypuszczenie),
Że was sen zmorzył, że wszystko, co było,
Tylko uśpionym we śnie się marzyło.

McIvory pożegnał panią i pannę Liddell pocałunkiem w dłoń i życzeniami dobrej nocy. Will podjechał powozem przed teatr i matka z córką ruszyły do domu po wieczorze pełnym przeżyć.
- Widzę, że już ci lepiej - zagadnęła Lorina. - Bardzo mnie to cieszy.
- Tak, mamo.
- Odpowiedziała automatycznie Alicja, myślami błądząc gdzie indziej. - Pan McIvory... całkiem dobrze wygląda bez tego wąsa, prawda?
- Wygląda… młodziej
- stwierdziła ostrożnie. - Czy lepiej, to już kwestia gustu.
Tego jej córka nie skomentowała. Jedynie uśmiechnęłą się tajemniczo pod nosem.
- Oho, czyli tobie ta zmiana przypadła do gustu - matka zinterpretowała owy uśmiech.
Alicja chwilę wahała się, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
- Ja... po prostu jest mi miło, że się stara. Chociaż czasem czuję, że go wykorzystuję z powodu tego zainteresowania... Myślisz, mamo, że on naprawdę mógłby... - zmieszała się - No wiesz, skoro on tak kochał swoją żonę…
- Co mógłby naprawdę?
- spytała. - Musisz mówić trochę jaśniej.
Dziewczyna przygryzła wargę.
- Aaa w sumie to sama nie wiem, chyba za dużo wrażeń. Położę się spać, jak tylko wrócimy. - Próbowała uciec od tematu. Nie wiedziała wszak jakby rodzicielka zareagowała na jej mało dziewicze rozważania.
- No już dobrze, nie będę cię zadręczać rozmową, skoro jesteś taka zmęczona. Faktycznie jest już późno - Lorina wyjrzała za okienko, na ulice rozświetlone gazowymi latarniami. Alicja wkrótce zrobiła to samo. W ciemności Londyn wyglądał tajemniczo i trochę strasznie. Witryny sklepów przypominały pokryte bielmem ślepia łypiące na przechodniów, drzewa wyciągały swe gałęzie jakby chciały kogoś pochwycić, a ogromne grzyby… Chwila, skąd w Londynie ogromne grzyby?

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline