Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2018, 21:15   #26
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna wróciła kroczek do Jadwini i pewnie według tamtej percepcji musiała się do połowy wyłonić z ceglanego muru.
-Złoto musisz wyrzucić, to ono cię trzyma - wyjaśniła pajęczycy tonem duchowego mędrca. - Sarijah na racje, to demoniczny kruszec, jeno na zgubę i zatracenie. Odrzuć to zanim cię czymś opęta.
Wróciła do Sarijaha i nie czekając na decyzje Jadwini ruszyła w stronę grobowca. W kieszeni sukni wymagała klucz od Sokola, on powinien pomóc sforsować choć pierwszą barierę - drzwi do grobowca .
Usłyszała wymamrotane, że położy pod ścianą, w końcu i tak tutaj nikt tego nie ukradnie… i po chwili zaaferowana Jadwinia dołączyła do niej. Deptała wampirzycy po piętach i próbowała łapać za rękę jak dziecko.
Sarijah stał przed, jak to określił, mastabą. Czworobok z gładzonych kamieni miał pochyłe ściany i gdyby nie płaski dach, przypominałby piramidy, o których opowiadał Annie ojciec, grobowce królów w odległych krajach, gdzie nocami polowali Assamici i Węże boga Seta.
Drzwi były niewielkie, i Anna musiałaby się schylić, by nie zaryć głową w futrynę. Głęboko osadzone w murze, wykonane z dębu wzmocnionego żelaznymi okuciami i ozdobione rzeźbionym wizerunkiem konia.
Dziurki od klucza nigdzie nie było widać. Tak samo klamki ani uchwytu. Anna opadała palcami dokładnie drzwi, szczególnie rzeźbę konia.
-Moze to atrapa. Rozejrzyj się za czymś co ma zarys drzwi ale jak owe nie wygląda - poleciła Sarijahowi.
W zagłębieniu pod kiełznem wyczuła Anna mały otwór. Wzmocnione krwią zmysły wychwyciły wewnątrz delikatny ruch.
-Coś tam jest. Coś żywego - dała znać towarzyszom by byli gotowi za wszystko, szczególni Assamita który jako jedyny był szkolony do walki.
Anna wetknęła w dziurkę klucz od Sokola, przekręciła i naparla na drzwi całym ciałem.
Zgrzyt. Zgrzyt drzwi po kamieniach. Sarijah usunął się w bok, schował za krawędzią mastaby. Jadwinia niemal siedziała Annie na plecach, a wyczulone zmysły wampirzycy elektryzował każdy jej oddech. W przyspieszonym tempie, z każdym poruszeniem piersi Jadwiga wyrzucała z ust słodką woń kogoś, kto pija krew.
Z wnętrza mastaby buchnął zaduch dawno nie wietrzonych pomieszczeń. I zapach fiołków.
- Kwiecie czuję - poinformowała Jadwinia podekscytowanym szepcikiem, a Anna pomyślała, że woń fiołków i róż przypisywano truchłom świętych. Chwilę potem poczuła ruch za sobą, ciepło o dreszcz, a potem chłodny dotyk kamieni posadzki na twarzy i podmuch pożogi nad sobą. Jadwiga obaliła ją na ziemię, a teraz stała pomiędzy nią a diabelskim ogierem, wznosząc dłonie jakby paktowała o zawieszenie broni.
Najpierw przyszedł strach przed ogniem. Później żal, że nie zabrała z sobą Laurentina. Anna przeturlała się wartko do wnętrza grobowca i znalazła zasłonę za grubym kamiennym murem.
-Szybko, za mną! - krzyknęła gotując się by zamknąć drzwi z powrotem gdy tylko pajęczyca i Assamita przemkną do grobowca.
Lepiej się od potwora odciąć niż z nim walczyć. Igranie z ogniem było zbyt niebezpieczne.
Istota w końskie kształty obleczona była wcieleniem piekna i mocy… i zapewne Laurentin nie tylko potrafiłby sobie z nią poradzić, ale i docenić odpowiednio. Jego jednak nie było…
Była Jadwinia. I Jadwinia pisnęła cienko i wysoko jak dziewczynka, skoczyła jak na sprężynie, gdy koń dmuchnął pożogą w jej stronę, odbiła się od zwierzęcego karku i wylądowała na dachu mastaby, by się zaraz złapać za nadproże i z cyrkowym przewrotem schronić za Anną we wnętrzu. Zdezorientowany ogier tupnął przednimi kopytami, a Sarijah zmienił się w rozmazaną smugę. Wpadł do środka i rzucił się na ziemię, tarzając się zawzięcie i gorączkowo, by zdusić płomienie, co przylgnęły do luźnych szat.
Anna złapała za krawędź drzwi i pociągnęła ku sobie. Szpara malała, a gdy nie dałoby się w nią wetknąć już choćby i palca, znów to poczuła.
Nie byli tutaj sami.
-Ktoś tu jest - poinformowała resztę i od razu zaczęła węszyć i się rozglądać po ciemnym dusznym wnętrzu. Nadstawiła tez uszu by nadwrażliwym zmysłami wychwycić choć najmniejszy szelest, dostrzec aurę istoty lub choć wyczuć czający się w mroku umysł.
Ogier krążył i tłukł się wokół mastaby, lecz Anna nie mogła pozbyć się wrażenia, że prawdziwe niebezpieczeństwo jest tuż obok. I nie oddziela go od niej żaden mur.
Wnętrze mastaby było prostokątne i puste, jeśli nie liczyć schodów wiodących w dół, w dziurze pośrodku podłogi. Wszystko w niej się wzdragało przed tymi schodami. Czuła i istotę przyczajoną na którymś z niższych stopni. Zapewne przekonaną, że skrywają ją przed oczami intruzów ciemności… Im dłużej na nią patrzyła, tym bardziej była przekonana, że to nie od niej ją odrzuca. Istota w aurze nie miała niczego prócz determinacji. Nie mąciły jej myśli żadne inne emocje. Anna nie czuła od niej zła. Czuła glinę.
-Golem - powiedziała Anna szeptem bo przeczuwała, ze tylko ona widzi cokolwiek w tych ciemnościach. - Na schodach w dół. Myślę, ze ma strzec przejścia.
Nic dziwnego, że nie czuła by istota była zła lub dobra. To tylko narzędzie, stworzone w konkretnym celu.
-Przydałoby się trochę światła. Sarijah? Jadwinia? Widzicie cokolwiek?
- Powiedzmy, że nie muszę. Póki się będzie ruszał - odszeptała Jadwiga. Od strony Assamity dobiegło ciche zaprzeczenie. Zaś z dołu nieludzki, dudniący i wyprany z emocji głos.
- Powiedz imię, przybyszu!
- To gada - zdziwiła się Jadwinia.
- … ale nie umie liczyć - dodał cicho Sarijah.
Anna wystąpiła dwa kroki naprzód.
-Anna Złodziejka - przedstawiła się uprzejmie. -To grobowiec Ronovica, prawda?
- Odejdź - zakomunikował głos, i na wypadek gdyby nie dotarło, powtórzył: - Odejdź.
A słowo za drugim razem zabrzmiało dokładnie tak samo jak za pierwszym.
-Eufrozyna. Nazywam sie Eufrozyna Ronovic - Anna zmieniła nagle zdanie licząc na, bóg jeden wie co.
Łupnął krok za krokiem, aż posadzka zadrżała. Golem wynurzył się, by stanąć na ostatnim stopniu. Jego twarz prócz rozwartej jamy ust była całkowicie gładka, pozbawiona rysów, nosa i oczu. Gładkie i pozbawione szczegółów było także mocarne, ceglane ciało. Stwór wyciągnął prawą rękę wnętrzem do góry.
Anna zdjęła z szyi naszyjnik z rubinami i ułożyła na dłoni Golema słuchając intuicji.
Ceglana pięść zacisnęła się, gruchocząc oprawę. Naszyjnik opadł na ziemię, a golem wsadził jeden z kamieni do ust.
Anna spróbowała wyminąć strażnika i zagłębić się w korytarz. Dotknęła go przy tym ramieniem a on
zaczął się sypać jak lawina. Po chwili u stóp Anny leżała góra ceglanego pyłu z wystającą karteczką, niewielkim zwitkiem pergaminu.
Anna go podniosła i zobaczyła, że jest czysty, nic nie ma po jednej ani po drugiej stronie. Papierek wcisnęła za stanik i poszła dalej.
Niżej jest kwadratowe pomieszczenie z czymś na kształt sarkofagu. Na płycie wyrzeźbiona postać śpiącego rycerza z mieczem na piersi, wzdłuż ciała. Brak jakichkolwiek znaków religijnych. Intensywnie czuć róże i fiołki. I Anna czuje intensywną niechęć i strach do zbliżania się do sarkofagu. Jest w nim cos złego, co jej jeży włos na karku.


Sarijah postąpił za nią, ale zatrzymał się wpół drogi, przełknął nieistniejącą ślinę. Zaszeptał modlitwę w swym języku, ale czuła w jego głosie, że silniejszy od żaru wiary jest strach. O dziwo, Jadwiga wyminęła go i stanęła obok, nachyliła się, by powąchać płytę.
- Pachnie ładnie… ale ładniejsze twarze u świątków w przydrożnych kapliczkach widywałam.
Zerknęła Anna raz jeszcze… może zasugerowała się słowami towarzyszki, a może faktycznie coś w tych słowach było. Wyrzeźbione prosto oblicze rycerza zdało się jej nad wyraz szpetne. Naparły razem, od strony stóp nieboszczyka… jeśli leżał lustrzanie jak rzeźba na płycie. Jadwinia stęknęła ciężko, Anna parła z całych, wzmocnionych krwią sił, lecz płyta ani drgnęła, jakby coś ją spajało na sztywno z resztą sarkofagu.
-Szlag to - zaklęła Anna i miast pchać dalej zaczęła szukać innego dostępu do sarkofagu. Zeszła na kucki i obeszła go dookoła próbując wyszukać oparcia dla palców, ruchomych części, zapadek. Kamienne tęczówki oczu posągowego rycerzyka są wgłębione. Po drugie, klamra pasa jest luźna i ruchoma. Anna ściaga pasek, wciska gałki, próbuje, kombinuje. Gałek nie da się wcisnąć ale klamrę przekręca.
Po przekręceniu i przytrzymaniu klamry potrójnym wysiłkiem ekipa ruszyła płytę. Kwietny aromat wzmogl na sile bardzo intensywnie. Szpara jest taka, że można wsunąć dłoń.
-Jak pięknie pachnie - zachwyciła się Jadwiga egzaltowanym szeptem.
- Skoro on umarł - ozwał się nagle Sarijah i przestał pchać płytę - i tu leżą jego zwłoki, a dusza nie poszła w zaświaty… to gdzie ta dusza jest?
- Nie wiem, Sarijah, ty tu ponoć jesteś ekspertem duchowym - Anna zerknęła na niego to na Jadwinie, która nagle zamilkła. Odwołała się do wampirzych mocy by dostrzec aurę i umysły, bo czy dusza nie powinna być dla niej w takiej formie odczuwalna?
Drgnęła. Spod płyty z grobowca sączyły się półprzezroczyste pasma, jak smugi dymu z dogasającego pożarowiska. Wiły się pod sufitem, pełzały po posadzce, oplatały i muskały ją i nieruchomego jak pomnik Assamitę, sączyły się w nozdrza Jadwigi.
- Jadwinia, wszystko w porządku? - zapytała zaglądając w myśli pajęczycy. - A tę płytę trzeba pchnąć dalej.
- Tak, mniemam, iż tak. Zajrzymy do środka? - spytała Jadwiga po chwili.
Anna skinęła bez przekonania ale zaparla się rękami o płytę i pchnęła by poszerzyć otwór.
-Jego dusza... - szepnęła przy tym. - Ona jest w powietrzu. Wszędzie dookoła. Gdybyście odczuwali jej wpływ to od razu mówcie. To był zły człowiek, parkujący z demonami.
- Allach jest wielki! - zakrzyknął z przestrachu Sarijah, który posłuszny słowom Anny naparł na płytę, a że uczynił to od wezgłowia, pierwszy zobaczył oblicze nieboszczyka.
Ronovic z Frydlantu nie wyglądał jak nieboszczyk. Spoczywał wewnątrz kamiennego sarkofagu i gdyby nie zetlała tunika, wyglądałby, jakby spał. Twarz miał zaróżowioną i gładką, powieki niezapadnięte, jego oblicza nie tknął rozkład, jakby śmierć ledwie go musnęła i postanowiła oszczędzić ciało.
Anna popatrzyła na aurę Ronovica, przy okazji dotknela jego nadgarstka by wyczuć puls.
-Dlaczego hospodar chciał sie do niego dostać? Chodzi o samego Ronovica czy o coś w jego posiadaniu? - i zaczęła obszukiwac trupa nie-trupa.
Pulsu nie wyczuła, lecz skóra była jędrna w dotyku, lekko chłodnawa… jak u wampirów iinych niż z jej rodu. Postanowiła zerknać na aurę… lecz ciało jej nie miało.
Tylko pasma sączące się, jak się okazało, z ust nieboszczyka, nie były już półprzezroczyste i mętnawe jak mleko. Miały kolor głębokiej czerwieni.
Anna nie mogła wydedukować innego powodu dlaczego Botskay miałby pragnąc dostać się do grobowca jak po duszę Ronovica. Może jeszcze jakiś artefakt ale nic takiego przy trupie nie znalazła.
Niewiele myśląc wbiła kły w gardło rycerza. Czy zabije go w ten sposób? Czy coś zyska jak by to było w wysączeniu wampira? Ostatecznie hospodar nie zyska sojusznika jeśli o to mu chodzi…
Krew była płynna i gorąca, a nie powinna. Wszak serce Ronovica przestało ją pompować dobre trzy wieki temu… ciało nie miało jak otumanieć od mocy pocałunku, bezwładne było, jak to zwłokom przystało. Dusza za to, przez chwilę jeno uległa, jak nie poczęła wierzgać!
Przyjemny, słodki i ciepły napitek, co zalewał Annie język, nagle stanął jej w gardle. Z góry słyszała, że demoniczny koń tłucze kopytami w ściany i odrzwia, a na jej głowę spadł nagle cios, silny, choć szczupłą rączką wymierzony.
Anna nie zamierzała odpuszczać. Nie teraz gdy juz była w połowie drogi i czuła smak duszy Ronovica na języku. Wzmocniła cielesną wytrzymałość i piła dalej by jak najszybciej wchłonąć duszę rycerza.
Poczuła dartą skórę, własną skórę, i coś ostrego zagłębiającego się w ciele pod lewą łopatką. Od rany począł rozlewać się paraliż, jakieś przemożne tężenie mięśni. Ścisnęła mocniej trupa, zęby wbiła głębiej. Posłyszała wysoki pisk Jadwigi i łomot cegieł gdzieś z góry, jakby obaliła się ściana. Assamity nie słyszała, ten był cichy i bezszelestny jak sama śmierć.
Anna wyciągnęła zęby z ciała Ronovica, krew zużyła by zneutralizować Jadwiniową truciznę. Skoro on nie bronił się przed spiciem, znaczy żadnym mu to było zagrożeniem. Sądząc nawet po jego rozmyślaniach “Baba? Pff, przez babę?” zaczęła Anna mniemać, że może ją przejmie, miast ona jego. Tak, jak najwyraźniej zrobił już z Jadwinią.
Anna szybko zmieniła strategię. Z bucika wyszarpnela sztylet i wbiła go w pierś Ronovica. Była ciekawa jak to przyjmie. W końcu miała go odesłać do piekła a tam chyba trafia się po śmierci? W tym problem, że Ronovic ciągle w jakiś dziwaczny sposób żył.
Cały czas słuchała myśli wszystkich obecnych w krypcie.
Sztylet po rękojeść zagłębił się w piersi zmarłego, ten zaś równie gwałtownie jak padł cios, powieki rozwarł. Spojrzały na Annę oczy jak pieprz czarne i pełne nienawiści niewysłowionej. Niematerialne pasma zawirowały. Słyszała i czuła koncentrację Assamity zmagającego się z Jadwigą, ból i osaczenie tej drugiej. I nienawiść, wszechobecną, tak wyraźną, że czuła na języku jej gorzki posmak.
Anna nie do końca pojmowała czego jest świadkiem. Ronovic niby żył ale więcej miał w sobie z demona niźli z człowieka. Sztylet nie uczynił mu krzywdy a Jadwinia, opętana ewidentnie, nastawała na przyjaciół (czy też chwilowych kompanów).
Anna w panice próbowała znaleźć wyjście z obecnej sytuacji. Zabicie Ronovica może nie było niewykonalne ale z pewnością bardzo trudne. W pewien sposób i ona i Sarijah poczuwali się do obowiązku by odesłać go do piekła, gdzie jego miejsce. Ale jak tego dokonać? Gdyby mógł się pojawić tu ten anioł… on by wiedział co zrobić. W głowie Anny wykwitł spontaniczny pomysł. Błyskawicznym ruchem zdarła z naszyjnika ostatni z kamieni, skruszyła go w dłoni i wepchnęła do ust przebudzającego się rycerza. Pytanie brzmi - czy to doprawdy anielska krew, która sprowadzi tu czarnoskrzydłego czy przeciwnie, sprawi że Ronovic odleci lepiej niż po opium.
Dobiegł ją jęk bólu Sarijaha. Krew ze zmiażdżonego kamienia pachniała czarownie, połyskiwała kusząco na ustach przeklętego rycerza… trochę za późno Anna zaczęła się zastanawiać, jak coś, co w sumie nie jest cielesne, może dostać się pod wpływ substancji, którą należy spożyć… ale odgłosy walki przycichły, zastąpione chlipaniem Jadwigi i zduszonym pojękiwaniem Assamity.
Na twarzy zmarłego wystąpiły szare plamy. Skóra złuszczyła się, odsłaniając wpierw mięśnie, a potem zęby. Na oczach Anny Ronovic z Frydlantu rozpadał się w pył, śmierć go dopędziła i wzięła w ramiona. Cicho się zrobiło, ciszą przynależną królestwu zmarłych. W sarkofagu spoczywał szkielet, z którego odpadały ostatnie skrawki mięsa.
I tylko na górze wciąż słychać było łomot potężnych kopyt.
Anna westchnęła i pozwoliła swoim plecom spłynąć po płycie sarkofagu, klapnęła na zimną podłogę grobowca. Wyglądało na to, że wykonała misję, anioł powinien być rad. Przypomniała tez sobie Cygankę, którą spotkała po drodze do Frydlandu. Pytała czy Anna ocali swoją duszę. Ocaliła? Miała wrażenie, że ta nigdy nie była zagrożona.
-Odesłaliśmy go do piekła - skomentowała na głos z nutą ulgi i wyciągnęła dłoń w stronę Jadwini by dziewczynę przytulić bo to, cokolwiek przeszła musiało nią wstrząsnąć. Ta przywarła jej do ramienia, mokra od potu i drżąca jak osika
-Tylko co teraz? - mówiła z kolei do Sarijaha. - Dlaczego Botskay tak bardzo chciał dostać się do krypty? Jeśli po sprzymierzeńca, to go nie dostanie. A jeśli po coś innego? Trzeba się rozejrzeć.
- Jeśli hospodar chciał paktować ze sługami piekła, to za to jeden jest wyrok. Tak u nas, jak i u was - rzekł Sarijah surowo.
- Czyli co sugerujesz? Że go mamy zabić tak jakeśmy odesłali do piekła Ronovica? - Anna spojrzała na Assamitę przenikliwie. Właściwie to by jej to było na rękę. A właściwie Skrzyńskim ale są niby po jednej i tej samej stronie. - Trzeba to dobrze przygotować. Bez pośpiechu. Najpierw wykończ księżną ażeby nic nie podejrzewał i sądził, że wszystko idzie po jego myśli. Niech się rozluźni i świętuje.
Anna zaś, wyzwoliwszy się z objęć Jadwigi, na powrót zajrzała do sarkofagu. Choć nie ukryto w nim specjalnie niczego ponad ciało, Ronovic położył się do grobu jakby szedł na bal. Na szkielotowych palcach nadal tkwiły pierścienie, między żebrami plątał się łańcuch ze złotym medialonem’, pas był nabijany srebrem, a broń kapała od klejnotów.
Przedmioty skrupulatnie zebrała i sobie przywłaszczyła. Obejrzała okiem magicznym, wampirzym czy nie przeklęte, szczególnie medalion. Tego nie dotknęła rękami tylko oderwałla rękaw sukni i w niego owinęła i schowała za pończochą.
- Dajcie mi chwilę, muszę się poradzić co dalej - rzekła kompanom i usiadła oparłszy się o sarkofag. Najpierw postanowiła pomówić z Bożywojem, z którym wszak paktowała i weszła w układ.
 
liliel jest offline