Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2018, 02:48   #5
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Każdy ma swojego bojara, taki był porządek świata, a chuderlawiec musiał nie mieć najłatwiejszego z nich. Traktowany jak sobaka, katowany i straszony prawie szczał w gacie ze strachu a mimo to wracał z podkulonym ogonem zamiast wybrać sobie lepsze życie. Swołocz. Nie to, żeby Kuzniecjewowi było go choć trochę żal. Splunął pod nogi chuderlawca pokazując jasno w jakim poważaniu go ma. Wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu z satysfakcją łapiąc przerażenie w oczach łachmaniarza. Przeciągał odpowiedź, rozkoszując się chwilą.

- Ta tchórzliwa gnida miałaby mnie tknąć? - Obrzydzenie sączące się z jego ust nie było udawane. - Jeden kulas ma już przetrącony, ciężko by mu było chodzić z dwoma kulawemi...

Kowal zmacał guza. Strupa dopiero co skrzepłego rozdrapał. Wzruszył ramionami.
- Samem sobie to uczynił - odparł nie uznając za stosowne ani nawet potrzebne wdawanie się w detale. Patrzył przy tym młodzieńcowi prosto w ciemne oczy z lekkim, prawie przyjaznym uśmiechem. - Wyście panie po mnie posłali?

- Knaź posłał... - nieznajomy spojrzał w oczy chuderlawca - ...jak się go ładnie poprosiło... - na te słowa wyszczerzył się w sposób, który powodował dreszcze, po czym zerknął na Michaiła - Tylko coś późno, to tej suki wina? - znowu wrócił do... obserwacji strachu "suki" - Wydłubać mu oko, Władimirowicz? Jak sądzisz? Zdecydować się nie mogę...

Przewodnik Michaiła chciał wyraźnie pokręcić głową, ale uścisk na szczęce najwyraźniej był zbyt silny, żeby na to pozwolić, więc zdołał on jedynie zaskomleć w przerażonym, błagalnym zaprzeczeniu.

Kowal wydął usta.
- Późno, bo bojcom spieszno nie było.

Podparł się rękami i zbliżył twarz do przerażonego łapserdaka.
- Krasawicą to on nigdy nie będzie, czy z okiem czy bez - ocenił fachowo. - Mnie tam wsio rawno. Samiście gaspadin wiedzieć powinni czy wam się sobaka bardziej nada z dwoma, czy z jednym. - Wzruszył ramionami.

Przytrzymywany przy ścianie mężczyzna spojrzał na swojego możliwego oprawcę i jęknął w przerażeniu.
- N-nie... Panie... Ja... Potrzebuję...

- Niekoniecznie. - niepokojący uśmiech mężczyzny poszerzył się - Ale Władimirowicz to gość, jemu dam wybór. - rzucił nieszczęśnika pod nogi Michaiła i wciąż bawiąc się długą drzazgą dodał - No, aleś chyba naszemu gościowi niemiła, suko.

Przerażony mężczyzna, unoszący się na kolana, spojrzał błagalnie na Michaiła, a wydusić z siebie tylko jedno mógł, wlepiając wzrok w kowala:
- Jam głupi był wtedy... Litość okaż, panie…

Michaił spojrzał kwaśno na łaszące się ścierwo i z krótkiego zamachu rąbnął go w szczękę.
- Paszoł won, pókim dobry! - warknął patrząc za umykającym a gdy ten zniknął z pola widzenia dodał - Moje zwierzęta cieszą się dobrym zdrowiem. Lepiej wtedy służą.
Przeniósł wzrok na nieznajomego.
- Chcieliście mnie widzieć gaspadin, nie przecie dla tresowania swoich sobak?

- Tresowaniem to i ja sam się zająć mogę, a suka normalnie potulna jest jak żreć chce, a pora karmienia się zbliża. - odparł nieporuszony zdarzeniem mężczyzna - Więc nie, nie po to tyś potrzebny, twoje talenta chcę wykorzystać. Nie każdemu miło gadać jak inni chcą, a my mamy niegadatliwą istotkę do przepytania. Potrzeba stanowczości w podejściu jak i jednocześnie odpowiedniego wyczucia, żeby nie zdechła podczas rozmowy.

- Takem myślał jak mnie tutaj wieźli, skąpiąc słowa i napitku. - Władimirowicz zrobił kwaśną minę. - Ale bumagę macie na przesłuchanie?
Nieznajomy jedynie uśmiechnął się złośliwie.
- Nóż mam, wystarczy. A jakby kto więcej chciał... Niech mnie zapyta.

- Nóż macie... - kowal westchnął ciężko i począł tłumaczyć powoli, jak dziecku. - Kiedy widzicie, mnie nużno bumagę na proces mieć. Bez papieru mnie mogą później samego na spytki wziąć. Tutejszy mistrz małodobry pewnie na kontrakcie u kniazia. Zresztą... - westchnął raz jeszcze, jak ojciec, któremu tłumaczyć przyszło niepojętnemu synowi - jeśli kniaź na waszą prośbę po mnie posłali, to i pewnie bumagę podpiszą.

Mężczyzna za to patrzył na Michaiła z jakimś ironicznym rozbawieniem sytuacją.
- Nikt cię na spytki nie weźmie, bo i knaź się nie waży zezwolić. - odparł z pewnością w głosie - Nie w jego interesie to, a wręcz przeciw. Ja natomiast noża tak naprawdę nie potrzebuję, ale... - pstryknięciem posłał drzazgę na ziemię - ...ludzie widząc innego boją się mniej, niż kiedy ten ma broń. Głupi są i tyle, a małodobry... - parsknął - Żaden z niego oprawca. - skinął Michaiłowi w stronę, w jaką był prowadzony. - Idziemy czy uciekasz łzy wylewać wraz z suką?

- Wasze słowo… - w głosie kowala można było wyczuć lekką irytację. - Wybaczcie gaspadin ale ja was nie znam. Nie wiem nawet jak się zwiecie. Pierwszy raz was na oczy widzę a gdybym każdemu nieznajomemu na słowo wierzył, to byście teraz ze mną nie rozmawiali. Dajcie mi dowód, że to co mówicie to nie łeż, a pójdę gdzie każecie.

Smuklejszy od Michaiła mężczyzna podszedł bliżej kowala, patrząc mu w oczy i zachowując ten nieprzyjemny uśmieszek. Może nie był tak wysoki jak Władimirowicz, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało.

- Dowód, mówisz... - szepnął, po czym bez ostrzeżenia, z wyćwiczoną najwyraźniej szybkością, uderzył pięścią prosto w szczękę Michaiła, któremu od spotkania z tą siłą aż załomotało w głowie, posyłając go niczym piórko prosto na ziemię - A na imię... - zaczął obchodzić mężczyznę - Nie zasłużyłeś, Władimirowicz.

Michaił potrząsnął głową, w której szumiało mu jak w miechu kowalskim. Zebrał się, wstał. Splunął krwią i językiem obmacał zęby sprawdzając ich stan. Nieznajomy miał krzepę, której można mu było pozazdrościć, której nie można się było po niej spodziewać...

- Kurwa twoja jebana mat’ - zaklął kowal.

... co jednak nie załatwiało sprawy bumażki.

- Skoro tak sprawę stawiasz - popatrzył mu hardo w oczy - to sam sobie ją przesłuchaj.

Mężczyzna westchnął ciężko, wyraźnie nienawykły do stawiania oporu... i nie chcący najwyraźniej czekać dłużej.
- Jak tak bardzo się boisz, że świstka nie ma... - wzruszył ramionami - ..mogę sukę posłać, jak wróci. Weźmie pisemko od kniazia, zadowolon wtedy będziesz? Pan łaskawy nie przyjdzie do takiej łachudry, więc improwizujmy... tylko twój łeb, aby suka wróciła szybko, bo nie będę się tłumaczył za was, tylko potopię. - dodał niewzruszony... a jednak agresji nie okazywał.

Kowal kiwnął słabo głową.
- Wskażcie katownię. Narzędzia przygotuję. Będziecie mieli papiery to możecie przyprowadzić niemowę. - Obmacał szczękę. - A... wódki poślijcie gaspadin. Strasznie mnie coś zaczęło łupać we łbie.

Ciemnooki bez słowa ruszył w głąb uliczki, nie reagując najwyraźniej na słowa o wódce i o łupanie we łbie. Wyraźnie go one nie interesowały.

***

Miejsce nie było imponujące ale Michaił musiał przyznać, że jednocześnie było dość ciężkie w znalezieniu go... a i sądził, że większość osób nie byłaby skora szukać wejścia doń po piwnicach skrytych w stajniach cuchnących końskim łajnem oraz zgniłym mięsem, jakiego części porastały jeszcze grube końskie kości nóg. Nie szukałby także wejścia tam za ciężarem kamiennej bryły, której wbity w powierzchnię gruby łańcuch, służył do uwiązania doń konia... a przynajmniej w pierwotnym zamiarze, kiedy za nim nie znajdowała się klapa, pod którą widniało zejście w dół.
Nawet jeżeli początkowo Michaił chciał pomóc nieznajomemu, ten na pomoc nie czekał, samemu przesuwając kamulec, jakoby był piórkiem.

Kuzniecjew zatrzymał się przed zejściem do ciemnicy. Krzepa nieznajomego była... niezwykła i w pewien sposób przerażająca.
- Nie prowadzicie mnie do sali tortur. Nie podoba mi się to miejsce. - wyznał zgodnie z prawdą.

Mężczyzna spojrzał niepocieszonym wzrokiem na Michaiła.
- Co? Co teraz znowu? Miejsce jak miejsce. Śmierdzi trochę, ale co tam. - Wzruszył ramionami.

Kowal splunął trzy razy przez lewe ramię na odegnanie złych uroków i przekroczył próg. Niepokojące było, że kamień miał z drugiej strony miejsce, w które można było włożyć jakiś kawałek metalu, i dzięki temu mieć czym go zaczepić i tak się wydostać z podziemnego tunelu. Kiedy nieznajomy "zamykał" w ten sposób przejście, Władimirowicz poczuł nieprzyjemne mrowienie na karku, zapewne spowodowało dźwiękiem, jaki został wywołany.

- Rozgość się. - gdy obaj znaleźli się już na dole w niewielkiej kanciapie, mężczyzna wykonał skomplikowany skłon oświetlony bladym światłem płomienia świecy ustawionego na stoliku, będącym w zadziwiająco dobrym stanie - Wszystko czego winieneś potrzebować... - wskazał na majaczącą w ciemności skrzynię - ...znajdziesz tu... - wyciągnął dłoń w stronę schodów prowadzących w górę i w dół - ...oraz na poziomie więziennym, poziom niżej. - Zerknął na Michaiła - Więźniarka już tu jest, właśnie na niższym, w celi. Do góry nie masz co iść, bo natrafisz jedynie na kręte korytarze bez światła, w których szybko się zgubisz. Niby z więzień jest też wyjście jeszcze niżej, ale... - spojrzał Michaiłowi w oczy - ...pozostań lepiej na tym poziomie, póki z cholernym pozwoleniem dla ciebie nie wrócę ja lub suka. Rozumiesz?

- Co mam nie rozumieć… - prychnął. - Przyjrzę się narzędziom jak was nie będzie i… macie jakiś alkohol? - przypomniał. - Nie chcielibyście żeby w rany się zakażenie wdało co mogłoby gorączkę przynieść. A… - puknął się w czoło - do czego ma się niemowa przyznać? Nie rzekliście jakie informacje mam z niej wyciągnąć.

- Nie ma się przyznawać do niczego, bo to nas nie obchodzi. - podszedł do prostej, drewnianej szafki - Ma grzecznie nam powiedzieć gdzie znajdziemy jednego jegomościa, kochanka jej jak zakładam. - Otworzył skrzypiące drzwiczki, za którymi leżały na półce zwinięte szmaty oraz ustawione tu i ówdzie były trzy butelki - Chcemy go dorwać, ale cholernik nam umyka i udało się tylko dziewczynę złapać, która mu zawsze towarzyszyła. - skrzywił się lekko - Widzę, że suka znowu tu buszowała, butelki przestawiła. - wzruszył ramionami - W każdym razie... Ja tam nie wiem co one mają. Jedna z nich na pewno jaki alkohol, a reszta - powinna mieć toksyny jakie czy inne gówna co ci żołądek przeżrą. - skierował się ku przejściu, z jakiego tu wyszli.
- Przyszykuj co ci trza, tylko mi nie zdychaj. Suki poszukam, pewnie w podskokach tu z pozwoleniem wróci. Ja też przyjdę, ale tak śpieszyć się nie zamierzam, godność mam. - skłonił się lekko Michaiłowi, po czym powiedział tylko jedno, nim zniknął w korytarzu - Powodzenia.

- Job twoju mat’!
Kuzniecjew przeklął matkę czarnookiego nim zgrzyt kamienia oznajmił, że “drzwi” zostały zasunięte. Głuchy pomruk, echo, rozszedł się ponuro po murach. Płomień zdawał się przygasnąć. Kowal wziął w rękę ogarek i rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu. Prócz stołu, szafki i skrzyni w izbie znajdowało się wygaszone palenisko, nad którym wisiał cynowy kociołek z jakąś płynną zawartością, po której pływał gruby zielony kożuch. W jednej ze ścian sterczały wbite w nią dwie pochodnie. Podsunął świecę do jednej z nich. Rozświetliła miejsce jaśniejszym, drgającym płomieniem w blasku którego zdążył jeszcze zobaczyć okopcone, brudne ściany nim gryzący dym, który nie umiał znaleźć sobie miejsca, zaczął wgryzać mu się w płuca. Kaszląc i chowając nos w rękaw ugasił czem prędzej łuczywo, topiąc go z sykiem w pleśniejącej breji.

Gdy już wyrzucił z siebie ostatnie blad’je i chuje i wysmarkał głośno nos na klepisko, przyjrzał się bliżej zawartości szafki i zawiniętym w brudne szmaty buteleczkom. Odkorkowywał po kolei każdą i podsuwał pod nozdrza, wdychając ostrożnie opary, lecz czy to była wina dymu, który podrażnił i rozstroił powonienie, czy też ingredientów użytych do wyrobu trucizn, dość że nie był pewien, która z nich przeżreć miała mu żołądek a która ukoić nerwy. Powstrzymał się by ze złości nie rozbić naczyń o kamienie, zawartość tychże wszak mogła mu się jeszcze przydać.

Przyszedł czas na skrzynię, której kontur rysował się w ciemności. Spora, zbita z nieheblowanych desek, nie sprawiała wrażenia jakby miała zawierać jakieś skarby. Dźwignął wieko. Skrzypnęło przeciągle i z łoskotem, zwielokrotnionym przez puste ściany, opadło z drugiej strony. Trzymając ciągle świecę w dłoni, obawiając się, że gdy ją nieostrożnie odstawi ta przewróci się i zdusi płomień, przeglądnął zawartość pojemnika. Narzędzia, które w nim znalazł były mu znane, lecz ich stan pozostawał wiele do życzenia. Brudne, z zaciekami zakrzepłej krwi, z łuszczącą się płatami rdzą. Ich właściciel najwidoczniej nie przykładał do tego wagi, dla rzemieślnika, dla którego metal, zdrowy metal był podstawowym surowcem w pracy, taki stan rzeczy był niedopuszczalny. Kuzniecjew sapnął niezadowolony, warknął coś pod nosem, wybrał kilka z narzędzi, rozłożył starannie na stole i wrzucając resztę z powrotem zatrzasnął pokrywę.

Przysiadł na kufrze. Zaswędziało rozcięcie na czole. Rozdrapał ponownie świeżo zaschniętą skrzeplinę. Wpatrzył się tępo w jedyne drzwi w pomieszczeniu. Drzwi, które prowadziły na niższy poziom, do uwięzionej. Siedział tak chwilę dumając po czym postawiwszy ostrożnie ogarek na wieku skrzyni podszedł do zejścia.

Nacisnął klamkę i pchnął przeszkodę barkiem. Nie spodziewał się, że będą otwarte, te jednak ustąpiły ciężko. W dół prowadziły schody, które tonęły jednak w ciemnościach. W nozdrza uderzył go przemieszany smród szczyn, rzygowin, krwi, potu i… strachu. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale strach był wyczuwalny, wręcz namacalny, przenikał przez pory jego skóry i Kuzniecjew w jakimś atawistycznym odruchu zamknął na powrót przejście odgradzając się od tego co jest na dole a gdzie wkrótce miał zejść.

Odsunął się pod przeciwległą ścianę i opierając się o nią usiadł, przyciągając kolana pod brodę. Czekał. Świeca dopalała się powoli. Wraz z nią odmierzał upływający równie wolno czas. Aż w końcu płomień zamigotał i zgasł a wraz z mrokiem nadeszły czarne myśli. Zapomnieli o nim? Zostanie tutaj na zawsze pogrzebany żywcem?
 
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem