Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2018, 11:56   #122
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zdawał sobie sprawę, jak bardzo ważna to może być kwestia oraz że Charlie także zacznie się ubierać. Wampirzyca leżała skulona na podłodze, wbijając paznokcie w ramiona, tak że pojawiły się ślady krwi. Jej usta były zaciśnięte w wąskie kreski, a oczy zamknięte. Obok na podłodze leżała książka. Chwycił ją mocno, ale nie jakoś chamsko, raczej chcąc udzielić wsparcia. Ewidentnie walczyła z czymś lub …
- Jessie, spokojnie, jestem tutaj, co się stało, co się stało?
- Woła mnie
… - Wampirzycy ledwo udało się otworzyć usta. - Ja.. chciałam… przyjść. - Znów zamknęła wargi i skuliła się mocniej.
- Rozumiem. Dobrze. Pójdziesz do niego, ale pójdziemy tam razem. Wspólnie i zobaczymy. Czytałaś wszystko, prawda. Spokojnie - usiłował pomóc jej swoją obecnością. Niekiedy atak nie trzeba odpierać wprost, znacznie łatwiej jest wyrazić pozorną zgodę, ulegając, ale jednocześnie klucząc. Widział jak Jessie słabnie, musiała wykorzystać całą swoją siłę woli by oprzeć się wezwaniu, nawet na tą krótką chwilę i teraz słabła na jego oczach. - Idźmy powoli, najlepiej chyba weźmy powóz.
Wziął ją na ręce.
- Ruszamy do niego. Powóz będzie najszybszy, prawda? Spełnisz jego oczekiwania, jednocześnie zaś pomogłabyś nam.
Wychodząc trafił na poprawiającą suknię Charlie. Spojrzała zaskoczona jak trzyma na rękach wampirzycę, ale nie odezwała się słowem.
- Już? Posłać po dorożkę? - Jej twarz wyrażała wiele emocji, nad którymi ghulica najwyraźniej nie była w stanie w tej chwili zapanować. Szybko odwróciła się, nie chcąc by wampir to widział i ruszyła na dół. - Poślę człowieka Boyla! - Rzuciła jeszcze schodząc po stromych stopniach.
- Powóz oraz broń! - krzyknął, chyba w zdenerwowaniu zapomniał, iż miał ją w pokoju. Szybko skoczył do siebie biorąc potrzebny sprzęt. Charlotta działała pomimo całego roztrzęsienia nagłym wezwaniem od Tarquina, podczas gdy Jessie po prostu usiłowała się oprzeć, żeby nie ruszyć gwałtownie przed siebie. Liczył na to, że kwestia powozu rozwiąże sytuację. Usłyszał z góry jak Charlie otwiera drzwi i wydaje komuś szybkie polecenia. Ruszył na dół ku przygotowanemu powozowi.
Charlie czekała na zewnątrz.
- Musimy podejść do drogi, powóz nie dotrze tutaj. - Nie patrzyła na niego, zamiast tego uniosła lekko suknię i ruszyła szybkim krokiem w kierunku pałacu. Na jej nogach widać było ślady krwi bo niedawnych zabawach. Gdy tylko ruszyli, zauważył, że wraz z nimi w okolicznym lesie poruszają się cienie.
- Dobrze kochanie, prowadź - pociągnęli z kopyta, bowiem cóż, tak trzeba było. - Przepraszam Charlie - wyszeptał trochę ponuro.
Ghulica przytaknęła ruchem głowy. Gdy tylko wyszli na żwirowy podjazd, czekała tam na nich jedna z dorożek Boyla. Obok stało kilka koni, na które już wsiadali jego ludzie.
- Zajmę miejsce obok dorożkarza, będę lepiej słyszeć gdzie mamy się kierować. - Chwyciwszy suknię w jedną rękę bez wysiłku wskoczyła na wysokie siedzisko. - Szybko. Wsiadajcie.
- Dobrze
- ułożył Jessie spoglądając czule na Charlie. - Ruszajmy oraz przygotujmy się. Kiedy wsiadł sprawdził palną broń.
- Jessie proszę, mów skąd nadchodzi wołanie. Ruszamy tam. Powinno być już lepiej ci
.
Gdy tylko powóz ruszył, wampirzyca rzeczywiście poczuła się lepiej. Cała konieczność walki zniknęła. Spojrzała niepewnie na broń Gaherisa ale zgodnie z prośbą, zaczęła wydawać instrukcje.
- Na razie w tamtym kierunku. - Wskazała dłonią, stronę gdzie leżał Londyn.
- Do Londynu - powiedział przygryzając wargi. Poczuł jak dorożka ruszyła we wskazanym kierunku. Charlie opanowała nadwrażliwość i wyraźnie robiła z niej użytek. Właściwie zastanawiał się co robić. - Jessie, cokolwiek będzie na miejscu, nie atakuj ani mnie, ani Charlotty, ani tych co będą z nami obecnie. Liczymy oczywiście na większy spokój, ale na wszelki wypadek …
- Postaram się
. - Jessie wyjrzała przez okno, ale widząc za nim dosiadającego konia, uzbrojonego ghula, szybko odwróciła wzrok i skupiła go na wampirze. - Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego… to długa książka, ale… Pan… Tarquin wydaje się w niej taki okrutny. Zupełnie inny niż ten jakiego znam.
- Prawda
? - uśmiechnął się smutno. - Potrafił być elegancki, wspaniały, czarujący nawet. Potrafił doskonale, jeśli naprawdę chciał … potrafił jednak być kompletnie inny, jeśli mógł sobie na to jakkolwiek pozwolić. Szkoda, wielka szkoda, ale jakkolwiek jest nie szukałbym go, lecz jeśli szuka mnie, jeśli podpala Londyn,muszę się bronić. Dziwnie jest odkrywać, że nasi znajomi są kimś kompletnie innym, niźli poznaliśmy. Pewnie podczas pracy niejednokrotnie spotkałaś takie osoby - usiłował zająć kobietę jakąś pogawędką.
- Ludzie są prości, udają, lecz czyta się w nich jak w otwartych księgach. - W głosie Jessie czuć było pogardę do śmiertelnych, tą samą którą widział u Tarquina ale też u innych nieśmiertelnych. - Inaczej ma się sprawa z rodziną. - Uśmiechnęła się do niego ciepło, niemal zalotnie.
- Och wiesz, jednak jakby nie było, wszyscy mamy swoje słabości. Nawet najwięksi spośród nas - przypomniał jej, bowiem akurat on uważał się za zwyczajnego prawie człowieka, mającego ewentualnie jakąś trochę dziwaczną dietę.
- Nie widziałam by Lord Tarquin miał jakieś słabości, Nie widziałam też takowych u ciebie. - Jessie nachyliła się eksponując swój dekolt.
- Mam je, podobnie jak on, zresztą, jak my wszyscy. Słońce oraz inne, sama zresztą wiesz - rzeczywiście, swoje krągłości miała świetne, może nie tak, jak Charlie, jednak dziewczyna była niczego sobie. Grunt, że już nie miała takich problemów. Zastanawiał się, czy po prostu nie nakarmić jej jeszcze krwią. Jednak stanowczo miał zbyt mało doświadczenia podczas takich spraw.
- Musimy odbić w tamtym kierunku. - Jessie wskazała stronę za oknem. O ile wampir dobrze pamiętał, gdzieś tam by Londyński port.
- Ruszamy w prawo. Chyba port - powiedział tak, żeby Charlie usłyszała.
Gdy tylko dorożka zwróciła się we właściwym kierunku, Jessie przysiadła się bliżej niego.
- Mamy kilka słabości, lecz czym są one przy słabościach ludzkich? Śmiertelni się miękcy, ulepieni z gliny, którą można ulepić w dowolny kształt. - Przysunęła się bliżej, niemal ocierając o wampira. - Tylko uczucia nieśmiertelnych mogą być prawdziwe, szczere. Lubisz ją widzę to, ale ja mogę dać ci dużo więcej.
- Widzisz Jessie, ja lubię ją, ale też kocham. Wiesz powiem ci co w tym wszystkim jest genialne. Uwielbiam nie tylko brać od niej. Uwielbiam jej dawać. Pewnie dziwne, prawda, ale tak jest. Jednak czy ludzie są miękcy. Tarquin nie wybrałby kogoś miękkiego na swojego współpracownika. Prosty przykład, jednak wybrał tamtego maga. Gwarantuję słowo rycerza, przeciętnego człowieka
.
Jessie odsunęła się i teraz już skupiła wzrok na jednym z jeźdźców za oknem.
- Tarquin nie ma współpracowników, on ma sługi. I jeśli zechce posłuży się tak Charlotta jak i wszystkimi innymi.
- Ja nie mam sług. Mam wyłącznie współpracowników chcących ze mną cokolwiek wspólnego robić. Są wolni, jeśli będziesz chciała ze mną współpracować, również będziesz wolna. Jeśli będę chciał czegoś od ciebie, nie wezwę cię, tylko poproszę. Wysłucham twojej opinii, dam możliwość przekonania mnie, jeśli będziesz oceniała jakąkolwiek kwestię inaczej. Natomiast tamten mag. Wydaje jakoś mi się, że nie jest durniem oraz zdaje sobie sprawę, żemusi być ostrożny. Niewątpliwie wykombinował jakieś zabezpieczenia dla własnego bezpieczeństwa
.
Jessie parsknęła.
- A Charlie? Nie użyłeś na niej dyscyplin, nie związałeś jej krwią? Jeśli tak to jest takim sługą jak wszyscy ludzie Tarquina… jak ja. - ostatnie słowa dodała szeptem. - W tamtą uliczkę.
Charlotta jednak niewątpliwie słyszała.
- Wiesz, z Charlie było trochę tak, że była ciężko ranna. Ratowałem ją swoją krwią za pierwszym razem. I nie jest moim sługą. Nawet gdybym mógł jej rozkazać, nie uczyniłbym tego. Jestem rycerzem oraz kocham ją. Tobie także nie uczynię nic takiego. Jeśli będziesz moim współpracownikiem, nie zaś wrogiem. Rycerze tak nie postępują - także szeptał już bardzo cichutko, wreszcie przymknął jadaczkę opierając dłoń na broni.
- Tarquin też był ry… - Jessie nie skończyła bo po przejechaniu kilku metrów dorożka zatrzymała się. Usłyszał jak ktoś zeskakuje z kozła i po chwili drzwi otworzyły się. Stanęła w nich Charlotta.
- Dalej jest za ciasno dla powozu. Będziemy musieli iść.
- Ruszajmy przeto. Mówimy tylko szeptem. Prowadź
- zwrócił się do wampirzycy Henry. - Pokazuj dłońmi, jak daleko według ciebie jesteśmy. Nie mów nic głośno, chyba, że naprawdę będziesz musiała.
Szybko opisał wszystkim Tarquina dla przypomnienia.
- Nie patrzeć mu prosto w oczy. Strzelać wyłącznie na rozkaz mój lub Charlotty - obawiał się, że Tarquin może podesłać kogoś ubranego oraz wyglądającego, jak on. Charlotta oraz on mogli go wykryć Nadwrażliwością. Planował jej używać, jak się da, dzięki niemu oraz sygnałom Jessie, która musiała znać kierunek przywołania, chciał dostrzec Tarquina oraz najpierw strzelić, później dorwać na Akceleracji. Venrue nie mają tej dyscypliny standardowo, nawet więc, jeśli takową posiadają, trudniej im się nauczyć wysokich poziomów.
 
Kelly jest offline