Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2018, 12:58   #57
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Mikail leżał na kamiennej podłodze i wydobył z siebie ciche “ough”. Po czym spojrzał na swoich towarzyszy z wyrzutem, który szybko zmienił się w delikatny uśmiech. Powoli usiadł i wziął gryza ciastka. Zasłużył na nie!
- Czysto, ale nie polujcie na nic i nie róbcie bałaganu. - powiedział i wstał rozwiązując linę.
- Można powiedzieć, że trafiłem do raju… - uśmiechnął się szeroko i dokończył ciastko - ...to kto idzie za mną?
Normand pokręcił lekko głową.
- Przejdę z tobą. - rzucił krótko i podniósł z ziemi swój plecak. Z cichym westchnieniem zarzucił go na ramię, zabezpieczył swój rewolwer i schował go do kabury, po czym wszedł w portal razem z Mikailem.

- Piękne, nie? - zapytał psycholog z leniwym uśmiechem na twarzy kiedy już byli po drugiej stronie.
Legioniści dołączyli do nich dopiero po jakiejś chwili, co mogło wskazywać, że trochę bili się ze swoimi myślami. W końcu psycholog nic tak naprawdę nie powiedział, a jego słow przypominały bełkot szaleńca.
Jung i Mayers stali za cywilami z bronią długą gotową do użycia.
- Co do... - syknął Dave rozglądając się w koło.
- Wygląda jak... biblioteka. Ogromna biblioteka - skomentował Chińczyk, ale nie opuścił broni.
Mężczyźni po lewej stronie zauważyli wąski drewniany stolik, który leżał przewrócony. Na podłodze przy nim był roztrzaskany talerz z misternie zdobionej porcelany oraz ciasteczka, jak to które miał w ręku Mikail, zanim je zjadł.
- Kurwa mać. - zaklął lekarz siarczyście i wyszarpnął z kabury rewolwer. Ciastek się nie zostawia na świeżym powietrzu żeby czerstwiały, je się zazwyczaj w miarę szybko wchłania, a to oznaczało jedno. Nie byli tutaj sami. Zresztą gdyby długo leżały to zdążyłby już dawno obrosnąć jakimś syfem.
- Opowiem wam kawał. Wchodzi niemiec do biblioteki. Przewraca meble, niszczy zastawę i kradnie ciasteczka. Koniec kawału. - Wolff nerwowo otworzył bębenek rewolweru, szybko go obrócił, sprawdzając czy jest wypełniony pociskami i zatrzasnął go z cichym metalicznym szczeknięciem.
Mayers parsknął śmiechem, za co dowódca zgromił go spojrzeniem. Jednak Jung nie był wiele lepszy bo na twarzy miał rozbawiony uśmiech.
- Mam nadzieję że właściciel jest wyrozumiały.
- Zachowuj się, przyszliśmy w gości. - powiedział Mikail podchodząc do ciasteczek by wziąć jedno - To misja badawcza, nie?
- Badanie obcych kultur zazwyczaj zaczyna się od podarunku, nie od zabierania cudzych rzeczy. - odgryzł się anestezjolog - Chyba, że przyszliśmy tutaj podbijać.
- Po prostu spróbuj ciasteczka… - powiedział psycholog - ...dobra, kto woła bibliotekarza?
Jung nie wyglądał by podzielał entuzjazm Niemca.
- Najlepiej będzie się wrócić do bazy i zaraportować to co tutaj znaleźliśmy - wyraził swoją opinię.
- Można by pójść dalej i będzie więcej szczegółów w tym raporcie - mruknął Mayers, który skusił się na ciastko. - Mmmm, dobre
- Jak tam chcecie panowie, ale ja tutaj zostaję. - powiedział radośnie okultysta Mikail
- Trafiłem do domu. - dodał już poważniej.
- Jestem za tym żeby iść dalej. Ale przestań się zachowywać jakby był to twój dom. - rzucił Normand.
- Kwestia podejścia. - stwierdził niemiec wzruszając ramionami.
Dowódca cmoknął z niezadowoleniem.
- Ostrożnie, nie dotykajcie niczego... - rzekł.
- Patrzcie coś tu leży - Mayers pochylił się i między okruchami talerza znalazł jakąś błyskotkę. Wziął ją do ręki i pokazał wszystkim.
- Wszyscy poszaleliście... - syknął Jung.


To co znalazł Dave było medalionem z srebra, złota i chyba diamentów. Było w kształcie sowy. Po chwili nad ich głowami dało się słyszeć pohukiwanie i nie minęło wiele jak dostrzegli ptaszysko, lecące w ich kierunku z najwyższego poziomu. Jung natychmiast wycelował w sowę, ale zawahał się przed naciśnięciem spustu.
Mikail zareagował natychmiastowo. Z dużymi oczami co prawda, ale jednak. CHwycił dłoń Junga i pociągnął w dół, co by nie trafił ptaszydła.
- Oszalałeś? - zapytał po czym wyciągnął dłoń w stronę Dave’a - Podaj.
Mayers rzucił w kierunku niemca znalezisko. W tym czasie sowa bezpiecznie doleciała do nich, cicho niczym duch. Wylądowała na barierce i w milczeniu wpatrywała się w przybyszy swoimi wielkimi oczami.
Niemiec pochwycił medalion i w otwartej dłoni go trzymał. Zamknął oczy i skupił się na nim. Jeśli miał w sobie choć krztynę “życia” założy go, bo jak przypuszczał może być związany z sową… cholera. I tak założy! …ale najpierw wolał sprawdzić.
Lekarz w tym czasie poprawił swój chwyt na broni i przyjrzał się uważnie zwierzęciu…
- Niemal na pewno nie jest ono dzikie, ciężko w bibliotece o sowy. Chociaż z drugiej strony… W wielu kulturach sowa była symbolem mądrości. Może to ona jest bibliotekarzem?

W momencie kiedy Mikail potarł medalion i skupił na nim swoją uwagę, czujne spojrzenie sowy spoczęło właśnie na nim. Jej wzrok zdawał się przeszywać go całego i nagle zwierzę poderwało się do lotu. Nad ich głowami pojawiły się jeszcze trzy, takie same ptaszyska, które rozleciały się po bibliotece.
- Okej... Chyba się obraziło - skomentował Dave.
- Niekoniecznie… - mruknął niemiec i założył medalion po czym przyglądał się ptakom.
- Cztery ptaki? Tyle ilu nas jest. Przypadek? - spytał Wolff.
Po jakimś czasie wróciła pierwsza z sów. W szponach trzymała wielką księgę, która była tak wielka, że ptak fizycznie nie powinien mieć szans jej unieść. Ale ta sowa nie wyglądała by księga jej jakkolwiek ciążyła i utrudniała lot. Machając skrzydłami zatrzymała się w powietrzu tuż przed Mikailem i rzuciła mu pod nogi ciężki wolumin.
Mężczyzna podniósł księgę i powiedział do sowy krótkie “Dziękuję” po czym przeniósł, a raczej próbował podnieść, nad wyraz ciężki okaz. Ukucnął więc i...
Nie zdążył spojrzeć na pierwszą stronę, jak powróciły trzy kolejne, a następne dwie sowy leciały z najdalszych części biblioteki. Każda w szponach miała jakąś księgę.
Mikail zamrugał i uśmiechnął się delikatnie, otwierając tom wiedzy tego miejsca. Symbole tworzące pismo były mu obce. Przekartkowanie stron tylko utwierdziło go, że na tą chwilę nie jest w stanie rozczytać go.
Wolff w tym czasie zabezpieczył broń i schował ją do kabury. Wyglądało na to że ptaki nie stanowiły zagrożenia.
[ii]- Obcy ten język…[/i] - stwierdził Mikail po czym zaczął wołać sowy z pytaniem...
- Macie może coś co rozczytam, albo coś co by mi umożliwiło przeczytać co macie?
Sowa powoli przekręciła głowę o czterdzieści pięć stopni w lewo, dając wyraźny znak, że zastanawia się. Wyprostowała się i nad sklepieniem biblioteki zakotłowało się od ptaków. Każde poleciało w inną stronę więc ciężko było ocenić ile ich w sumie było. "Dużo" było najbardziej odpowiednim określeniem.
- Mam złe przeczucia - mruknął Mayers. - Tylko mi się wydaje, że wygląda to jak ten film Hitchcocka? - dodał rozglądając się nerwowo.

W tym czasie te z sów, które niosły już księgi, dostarczyły je, rzucając Mikailowi pod nogi. Jedna książka, taka najbardziej cienka pozycja, o dziwo trafiła w ręce Normanda. Wolff odruchowo otworzył ją na losowej stronie. To dzieło w przeciwieństwie do książki, którą otworzył Niemiec, miało przepiękne, ręcznie malowane ilustracje. I tylko je. Każda przedstawiała bardzo roznegliżowaną przedstawicielkę jakiejś baśniowej rasy. Ta która pierwsza rzuciła się Normandowi w oczy była elfką o długich włosach w kolorze atramentu.
Psycholog podjął się kucania nad książkami i ich otwierania, celem sprawdzenia ich zawartości mówiąc.
- Cóż, miejmy nadzieję, że znajdziemy coś ciekawego, choć… - zawiesił głos na chwilę - ...coś czuję, że to może potrwać. Mam trochę prowiantu. Możecie mnie tu zaostawić w celach… naukowych.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline