Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2018, 15:20   #3
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Vincenzo ujął delikatnie dłoń, która musnęła go po twarzy i złożył pocałunek na jej wierzchniej stronie. Następnie obrócił ją lekko i przytulił do swojego policzka. Uśmiechnął się przy tym blado lecz w tym uśmiechu trudno było znaleźć cień radości. Widać było w nim wymuszenie, a po oczach mężczyzny łatwo było odgadnąć iż myślami wciąż błądzi gdzieś indziej nie zaszczycając swoją obecnością Alessii.

- Troskom mym nie zaradzisz moja droga. Nie zaprzątaj sobie głowy nimi. Interesy mają to do siebie, że niekiedy przynoszą wyzwania, którym należy stawić czoła.

Tak bowiem Albertinazzi podchodził do problemów. Niektórzy załamywali ręce oczekując boskiego sądu. Inni mieli nadzieję, że ktoś im pomoże w rozwiązaniu ich problemów, albo chociaż powie co mają czynić. Jeszcze inni negowali ich istnienie myśląc, że tym sposobem problemy same odejdą. Vincenzo nie należał do żadnej z tych grup. Dla niego problem nie wywoływał trwogi i nie odbierał zdolności myślenia. Problem był przeszkodą na drodze, a by ją kontynuować należało ową przeszkodę usunąć bądź ominąć. Nieraz było to sporym wyzwaniem, ale świadomość celu po drugiej stronie była bardzo dobrym motywatorem do działania. Widok przeszkody mógł wprawić w furię, co też miało miejsce i w tym przypadku kiedy okazało się, że problem zaistniał, ale Vincenzo nie nawykł do podejmowania decyzji w takim stanie. Zamiast tego ochłonął i sięgnął po informacje. Teraz kiedy je otrzymał mógł już ze spokojem planować kolejne ruchy.

Leonardo, który zajmował się księgami, był mu zawsze wierny. Wyciągnięcie do kogoś pomocnej dłoni sprawiało, że można było nieraz kupić sobie wierność takiej osoby. Albertinazzi to właśnie uczynił pomagając jemu i jego rodzinie. Dla Vincenzo nie była to strata, a inwestycja. Inwestycja, która przynosiła mu korzyści… do czasu. Pytaniem pozostawało dlaczego Leonardo go zdradził. Dobrze znał wpływy jakimi dysponował Albertinazzi. Wiedział, że po czymś takim musi go spotkać kara. Sam by się czegoś takiego nie podjął. Ryzyko dla niego było zbyt wielkie. To zaś oznacza, że musiała tu działać siła trzecia. Nie wiedział jakiego rodzaju marchewki ta osoba musiałaby użyć na Leonardo, aby go do tego przekonać… Bardziej prawdopodobne było więc zastosowanie kija. Niezależnie od tego, która to była opcja, to musieli od dawna to robić, bo to nie były zmiany, które wypłynęły ostatnio. To zaś niosło ze sobą inne zagrożenia. Niemniej szkoda mu było Leonarda i jego rodziny. Niezależnie od tego co go skłoniło do tego oszustwa efekt mógł być tylko jeden. Musiał go przykładnie ukarać, aby inni mieli się czego bać gdyby w ich głowach zaświtał taki pomysł. Wybaczenie niestety nie wchodziło w grę. Nie w chwili gdy ktoś by mógł to wykorzystać jako argument przy próbie nastawienia przeciw niemu kolejnych ludzi. Ludzi, którzy mogli by chętniej się zgodzić wiedząc, że przewina może im zostać wybaczona. Pytaniem pozostawało kto jeszcze mógł w tej chwili być po przeciwnej stronie. Implikacjami tego, że od tak dawna Leonardo pracował dla kogoś innego było również to, że ktoś inny mógł zostać również przekabacony. To zaś oznaczało, że dosłownie wszystko co znajdowało się w księgach mogło być fałszywe i nie było wiadomo czemu wierzyć, a czemu nie. Vincenzo od tego miał ludzi, aby nie musiał wszystkiego samemu doglądać. Nie miałby bowiem na to wszystko czasu. Teraz jednak musiał rozplanować sobie przegląd wszystkich aspektów biznesu, aby oczyścić interes z zewnętrznych wpływów. Nie mógł przy tym ufać pracownikom, bo to właśnie ich musiał sprawdzać, ale były osoby, którym mógł ufać.

- Luigi! - Vincenzo zawołał swojego sługę puszczając dłoń swojej kochanicy. Zaraz po tym otworzyły się drzwi i ubrany w liberię mężczyzna wszedł skłaniając lekko głowę.

- Tak, Panie?

- Wyślij chłopca do Fabrizia. Przekaż mu moje pozdrowienia i powiedz, że chciałbym się z nim rozmówić.

- Tak, Panie. - Sługa skłonił się ponownie i opuścił pomieszczenie.

Goniec przekaże informacje do młodszego brata Vincenza. Mimo iż to Vincenzo zarządzał rodzinnym interesem, to Fabrizio też miał swój spory wkład i wraz z rodziną byli beneficjentami ich handlowego małego imperium. Powinien więc pomóc doglądać ich interesu, aby poradzić sobie z obecną sytuacją. Razem będą mogli sprawdzić wszystko.

- Moja droga pora zrobić kontrolę interesów. Znaleźliśmy jednego zdradzieckiego psa, który połasił się na rzuconą kość. Nie wiemy tylko kto rzucił tą kość i ile jeszcze mamy takich psów, które się na nie połasiło.

Niestety nie dało się przewidzieć, czy nowy kontakt w Mediolanie da się utrzymać. Vincenzo nie miał zamiaru ryzykować tego co ma dla jednego nowego kontaktu. Możliwe jednak, że da to się odkręcić w inny sposób. Wycofanie się z interesu ze względu na sabotaż wcale nie musiało oznaczać końca współpracy, a jedynie odroczenie. W końcu sabotaż był czymś spotykanym w interesach, a to jak na niego zareaguje nowy partner pozostawało niewiadomą. Mógł sam się albo wycofać, albo postawić ością wobec tego kto nie chciał dopuścić do rozwoju jego interesu, a na tym skończyłoby się wsparcie ze strony Vincenza. Na pewno nie była to komfortowa sytuacja i pokazywała w złym świetle Albertinazzi, ale dało się to jeszcze jakoś odkręcić. Zanim jednak do tego się dojdzie należało się upewnić, że nie będzie kolejnego sabotażu, a tu w grę wchodziły informacje zdobyte przez jego informatora. Ludzie i miejsca… Ktoś powinien coś wiedzieć. Pozostawało mieć nadzieję, że uda się zaradzić problemom, bo równie dobrze mogli nadepnąć na odcisk komuś tak potężnemu, że walka byłaby z góry stracona… Nie była to ciekawa perspektywa. Ale na taki obrót spraw należało też się przygotować, aby zabezpieczyć przyszłość rodziny. Ostateczną formą obrony była ucieczka.

- Podobno Katalonia jest piękna o tej porze roku… - Powiedział spoglądając na Alessię z rozmarzonym wzrokiem. Jego miła Alessia... Ona również będzie musiała pozostać w tyle… A jeżeli ten kto ich gnębił będzie chciał ich odnaleźć to na pewno zapłaci Alessii, a ta wspomni o Katalonii i pościg ruszy w złą stronę. Dobrze jednak że Vincenzo wyświadczał przysługi z opóźnionym terminem spłaty… Dzięki temu miał się w razie czego dokąd udać i u kogo schronić z rodziną. Oby jednak nie trzeba było nigdy korzystać z tych opcji...
 
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem