De Luca się zgubiła… albo zabłądziła. Wybrała to drugie lewo i wylądowała przed zablokowanym przez setki ton lodu korytarzem. Zamkniętym oczywiście.
Nie było możliwości rozpuścić dziadostwa, no przynajmniej nie od razu i nie tym co blondynka miała przy sobie. Gorące chęci dostania się na mostek były chyba trochę za słabe do wykonania tego konkretnego zadania.
Czas uciekał, życie i siły uciekały. Uciekała też odległość między obcym statkiem a dryfującym w kosmicznej próżni trumno-wrakiem, zmienionym na dokładkę w pułapkę.
Żeby nie było nudno…
Przynajmniej Silvia nie zamarzała już żywcem, udało się jej też nawiązać kontakt z kimś żywym. Co prawda osobnik ten nie dość że był porywaczem, to jeszcze nieprzewidywalnym typem. Aby zrobiło się zabawniej mieli się niedługo spotkać. O ile w ogóle oboje dotrą na mostek.
Syk otwieranych za plecami drzwi wyrwał dziewczynę z zamyślenia, spinając momentalnie wszystkie mięśnie i zatrzymując serce.
Zagapiła się, dopadli ją! Kolejna maszyna!
Jasnowłosa głowa w panice strzeliła na boki, szukając drogi ucieczki… widziała dwie, ale nim ruszyła z miejsca doszedł do niej bezsens tego planu - biegnąc narobi hałasu, zwabi więcej maszyn strażniczych i zabiją ja zanim zdąży pomyśleć, że obrócenie sie na pięcie z karabinkiem złożonym do strzału nie jest najszczęśliwszym pomysłem pod gwiazdą robiącą w tym układzie za centralną. Słońcem… gdziekolwiek ten pierdzielony układ Dagon leżał.