Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2018, 08:54   #241
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Było… nietęgo, by nie mówić, że było źle. Oczywiście gdyby Torikha się postarała, to by powiedziała, że jest wręcz chujowo… lecz kapłance nie wypadało bluźnić.
Ale pomijając te wszystkie dywagacje, to tak… było beznadziejnie.
Miasto Neverwinter okazało się większe, niźli miało być. Trzewik był złodziejem, przez którego całe miasteczko Phandalin było w niebezpieczeństwie. Joris okazał się mężczyzną o „niebezpiecznych” pomysłach, które wysoce niepokoiły półelfkę, a Sharvi… ten był już po prostu martwy.
Diademu nie było i nie wiadomo czy w ogóle będzie. Co do kwestii jego kradzieży Melune ani przez chwilę w nią nie uwierzyła. Jej ukochany kłamał, a Stimy… szkoda gadać.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że dziewczyna czuła się całkowicie bezsilna. Wszystkie te wydarzenia, łącznie z felerną podróżą do portu Never, była poza jej możliwościami poznawczo-sprawczymi. Oczywiście nie było w tym nic nadzwyczajnego. Jej zdanie bardzo szybko dało się zdusić lub zagłuszyć przez kogoś odważniejszego i głośniejszego. Bardzo łatwo zawierzała innym, którzy wydawali się mieć plan rozwiązania jakiegoś problemu. Ta nijakość, niewyględność, poddańczość, była spadkiem po niewolniczym życiu, które nauczyło jej słuchać i wypełniać rozkazy, bez choćby cienia własnej refleksji. Okres ten jednak się skończył i Tori była wolna i to w podwójnym tego słowa znaczeniu. Była wolna jako jednostka, czyli nie podlegająca nikomu i niczemu na tym padole. Mogła robić co chce i jak chce, lecz musiała stawiać czoło konsekwencjom swoich czynów, w tym swoich wzlotów i… porażek.

Była także wolna, czyli nie za szybka w swoich poczynaniach. Nie dlatego, że była głupia lub opóźniona w rozwoju, po prostu nie była przyzwyczajona do szerokiej palety możliwości jakie stały przed nią otworem w każdej, nawet najprostszej, dziedzinie życia - ot choćby taka rozmowa.
Dla zwykłego człowieka czy innego humanoida, była to czynność nie stwarzająca żadnych problemów, ale dla selunitki było to wyzwanie - równe epickiej walce ze smokiem.
Z kim rozmawiać, o czym rozmawiać, jak rozmawiać, czego nie mówić, co mówić, jak siedzieć, czy w ogóle siedzieć, gdzie patrzeć… skupiona na tych wszystkich szczegółach bardzo szybko jest „wyprzedzana” przez swoich towarzyszy. Tak było choćby w rozmowie z Elizą.
Joris z Sharvim przejeli rozmowę z czarodziejką i ta… potoczyła się w dość niefortunnym kierunku. Teraz Rikę czekała kolejna rozmowa… tym razem z Garaele, która jeszcze nie wie ile wstydu przyniosła jej Melune przed zwierzchniczkami.
Zanim to jednak nastąpi, trzeba by przetłumaczyć te cholerne księgi o które było tyle rumoru. Kobietę mało co interesowały „prawdy” w nich zawarte, ale wtedy przy śniadaniu… będąc skacowana i wśród istot, które myślała, że choć troszkę zna i którym choć troszkę może ufać, doznała w końcu olśnienia. Po pierwsze… gówno o nich wiedziała, a oni za gówno mieli jej pomoc i w zasadzie to wcale nie chciała z nimi przebywać więcej niźli było to wymagane. Czuła się oszukana i zwyczajnie miała dość.

Wchodząc do siedziby Przymierza, półelfka przyjrzała się twarzy łysej „mniszki” i podeszła do kontuaru.
- Dzień dobry… - przywitała się, spoglądając na zwisającą z regału łasicę. Alehandra z łagodnym uśmiechem skinęła głową kapłance. -To znowu ja, lecz tym razem nie mam ze sobą listu, ale mam dwie księgi, których nie potrafię odczytać, a co do których mam pewne wątpliwości. Czy jest ktoś z kim mogłabym o tym porozmawiać? - To rzekłszy, położyła oba tomy na ladzie, rada, że w końcu nie musi ich trzymać.
- List polecający nie działa jednorazowo, chyba że ktoś zarządzi inaczej - uśmiechnęła się mniszka i sięgnęła po księgi, przeglądając tytułowe strony. - Są zapisane w piekielnym, zaraz sprawdzę czy ktoś ma dziś wyuczone zaklęcia rozumienia języków. Tak zawsze sprawniej idzie, nawet jeśli ktoś jest biegły… - kobieta sprawdziła rejestr. - Jest. Koszt to 50 sztuk złota za pół godziny lektury, co daje nam pięćdziesiąt przeczytanych stron pod warunkiem, że zapiski nie są magiczne. Jeśli są, koszt wzrośnie - podsumowała, a gdy Tori kiwnęła głową mniszka zaprowadziła ją do jednego z gabinetów. Po chwili zjawił się w nim rusowłosy gnom, Fineas Pane, który - powitawszy kapłankę uprzejmym chrząknięciem - niemal rzucił się na księgi.
- No, no, no, co my tu mamy… - mamrotał z lubością przyglądając się paskudnym okładkom. - Tą znam - wskazał na jedną, nie otwierając jej nawet. - To traktat o niższych planach, Dziewięciu Piekłach innymi słowy. Dość podstawowe dzieło, polecane specjalistom od przywołań wyższego stopnia. Lepiej nie przyzwać baatezu jeśli interesuje cię imp, prawda? - roześmiał się sucho. - To drugie, hm… tego nie widziałem… interesujące…
- Z-zna pan te księgę? - dopytała się cicho dziewczyna, kładąc czubki palców na „wzgardzonym” woluminie. - Traktuje ona o przywoływaniu demonów… czyli to jakiś… - Starała się szukać odpowiednich słów, ale im dłużej jej zwoje mózgowe pracowały, tym dłuższa cisza panowała w pomieszczeniu i w tym większą panikę Torikha wpadała.
- To leksykon jakiś? Encyklopedia? Samouczek? Coś jak podręcznik? Zrób to i to, a przywołasz tego i tego? Są tam opisane jakieś czary lub rytuały potrzebne do przywoływań? Czy to niebezpieczna księga, czy raczej coś na wzór… zielnika, gdzie opisuje się rodzaje roślin, ich zastosowania i występowanie, ale nie ma przepisów na… “produkty”?
- Zielnika?
- czarodziej wytrzeszczył oczy na Melune, a potem się roześmiał. - No tak, hm… można użyć takiego porównania. Leksykon diabłów i demonów, opis Planów ich bytowania i zależności między nimi, hierarchii, imion znanych władców i tak dalej. Co do “przepisów” zaś to przywołanie magiczne nie różni się wiele od kapłańskiego, z tego co wiem. Formuła zmienia się fragmentarycznie w zależności od rodzaju przyzywanego stworzenia, podobnie jak zabezpieczenia. Podstawy są takie same. Co innego gdy potrzebujemy przywołać konkretne stworzenie z imienia; ale to już wyższy stopień wtajemniczenia. Niewielu specjalistów tej klasy można spotkać poza szkołami magii czy ich własnymi laboratoriami. Nawet jeśli zna się teorię, to praktyki można nie opanować przez całe swoje życie. Takie zaklęcia wymagają środków, czasu, a przede wszystkim spokoju. No i tego - postukał się palcem po głowie.
Półelfka rozluźniła się nieco, wpatrując się w omawianą księgę. Chwilę siedziała w zamyśleniu, masując opuszkami skórzastą okładkę, zanim nie podjęła kolejnego wątku.
- A co z tą drugą? Pierwszy raz ją pan widzi? Ile czasu zajmie panu przeczytanie jej? Zależy mi by się dowiedzieć, czy książka ta nie jest niebezpieczna… czy wiedza w niej zawarta, użyta do mrocznych celów, nie przysporzy kłopotu mojej społeczności. - Wróciła na chwilę spojrzeniem do otchłannej encyklopedii. Jej wiedza na temat przybyszów, złych i dobrych, była bardzo mała. Może powinna w drodze do Phandalin przeczytać tę pozycję? Może czegoś by się nauczyła na… przyszłość?

- Cóż to za uprzedzenia? Każdej mocy można użyć w dobrych i złych celaach. Jeśli nekromanta użyje szkieletów by odeprzeć atak orków na miasto to powiesz, że jest be, hę? Ech, ludzie… I zawsze wam się śpieszy. 50 pierwszy stron przeczytam w ramach zaklecia, jakąś świecę to zajmie. Wtedy bedzie wiedzial co to konkretnie jest i do czego może się przydać. No to do dzieła - Fineas zatarł ręce, błyskawicznie wydeklamował czar rozumienia języków i otworzył drugą księgę. Kapłanka przycupnęła w ciszy na krześle; i tak nie miała nic lepszego do roboty. Do drużyny wracać nie chciała.

Ledwie czarodziej skończył czytać pierwszą stronę, gdy nagle w powietrzu zaskwierczało i obok biurka w chmurze zielonkawego dymu o zapachu zgniłych jaj pojawiło się… coś.


- Demon, pomocy!!! - zaskrzeczał zdjety grozą mag, gwałtownie odpychajac od siebie zaklętą ksiegę.

Poczwara ryknęła i zamachnęła się długimi łapami na czarodzieja. Potężne pazury rozorały szatę i ciało naukowca, który upadł na ziemię, krwawiąc z licznych ran. Następnie demon rzucił się na kapłankę, kłapiąc zaślinioną paszczą. Torikha mogła walczyć, ratować gnoma, lub rzucić się do drzwi wyjściowych. Podejrzewała jednak, że w tym budynku nie znajdzie magów z czarami ofensywnymi; chyba że gości.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline