Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2018, 18:42   #72
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Potem faktycznie nastąpił cykl pomniejszych rytuałów. Pożegnanie słońca, śpiewy. Wycia. Rytmiczne uderzanie w bębny. Swoją drogą Żenia nigdy nie zakładała, że Jarek gra na jakimś instrumencie. Nawet mu wychodziło uderzanie w rytm.

Michał i Gustaw prężyli swoje klatki wymalowani jakimś rytualnymi farbami razem z kilkoma ludźmi Harada i tymi nowymi. Szrama też była wymalowana. Czerwona farba pokrywała jej futro. Stopniowo wszyscy zaczynali zajmować miejsca w kręgu. Dzielili się ze względu na fazy księżyca w jakich się rodzili. I tu pojawiła się zagwostka dla Ragabasha.

Żenia nie urodziła się wilkołakiem.
Wszystko do tej pory robiła intuicyjnie.
Zatęskniła za Grzesiem.
Po raz kolejny.
Rozglądała się i trzymała z tyłu by wskoczyć w odpowiednie miejsce zaraz po wszystkich.

Widocznie nie miała żadnego miejsca… jeden z ludzi Harada też kręcił się pomiędzy pozostałymi. Być może takie było przeznaczenie Nowiu? Nie mieli stałego miejsca, lecz w razie potrzeby mieli służyć pomocą wszystkim.

Zaczęło robić się chłodno. Bębny ucichły. Wszyscy zaczynali klękać, a Czarny zgodnie z obietnicą wszedł na podwyższenie usypane z kamieni na polanie. Wyciągnął ręce ku niebu i zaczął inkantacje. Żenia nie rozumiała jego słów, ale czuła, że powinna w tym momencie “oddać” mu swą więź z duchami.

Posłała swoją duchową paczką w kierunku Szamana. Sama jednak rozglądała się za wysłannikiem Pasikonika. Obawiała się, że wyśle Pieśń Udręki w ramach kolejnego żartu.

Po chwili zerwał się wiatr. W powietrzu rozbrzmiały gromy.
- Więc tak to robią Władcy Cienia - powiedział jakiś wojownik z ekipy Harada, którego Żenia nie znała z imienia.

Wraz z wiatrem zaczęło się. Bramy między światami zostały otwarte. Umbra przenikała się z rzeczywistością. I równie nagle jak pierwsza błyskawica przybyły one…. Czarne sylwetki utkane z cienia. Słabe, ale w potężnej ilości. Żenii od razu nasunęło się słuszne skojarzenie z klekocząco jąkającym się szamanem.

Żeńce zrobiło się słabo.

Fedir.

Wysłannik Smoka….

Gdyby nie klęczała to nogi by się pod nią ugięły.

Żenia podsunęła się bliżej Ogórka zmieniając formę na wielką, czarną wilczycę.

Za jej plecami rozpoczęła się masakra. Wielkie bestie rozszarpywały cienie. Szybko i sprawnie. Wokół rozlegały się dziwne jęki umierających Zmor. Szturmowały dziesiątkami, albo i setkami. Jednak nawet w najmniejszym stopniu nie uczyniły wyrwy w murze Ahrounów. Dochodził do niej dziki śmiech Gustawa. Najwyraźniej świetnie się bawił. Kątem oka widziała ogromną klingę Harada roztańczoną na skraju lasu. Słowak ścinał nadciągających przeciwników niczym rolnik dojrzałe zboże. Czarny inkantował nieprzerwanie.

Żeńka rozglądała się wokół gotowa by rzucić się do kilometrówki, gdy pomoc potrzebna była któremuś z watahy Poznania. Słowa Pasikonika jednak brzmiały wyraźnie w jej uszach zapętlone i powtarzające się wciąż i wciąż.
“ Chroń szamana choćby inni ginęli”

Rozglądała się też za potencjalną pomocą smoka, choć była pewna, że zmory były jedynie pierwszym i najprostszym testem.

Czas biegł nieubłaganie. Mijały kwadranse, a fale zmor się nie kończyły. Aż nagle, gdy księżyc był już wysoko, a stosy rozszarpanych cienistych ciał okalały ich swoistym murem atak ucichł. Dokładnie tak samo jak się rozpoczął. Nagle. Żmij dawał im czas wytchnienia? Czarny na moment przerwał inkantacje. Dalemir podał mu wody. Trywialne, ale przez ostatnią godzinę bez przerwy mówił bądź śpiewał. Miał prawo się zmęczyć. Zupełnie inaczej niż Gustaw, który zdał sobie sprawę, że nie umie policzyć ilu zabił wrogów. Nie ma chyba tak wielkiej liczby… w każdym razie on jej nie znał. Czarny przełknął wodę i rozpoczął kolejną część rytuału. Michał wygiął głowę, a wkoło rozległ się zgrzyt kości w jego szyi. Teraz dopiero ujrzała Buraka, który przemykał gdzieś między wojownikami. Nie wyglądał na szczęśliwego. Czy nie powinien walczyć mieczem? Z drugiej strony Zaar też nie miał swojego telefonu….

Nie wiadomo było co nastąpi w kolejnej fali.

Póki co nie było najgorzej.

Zero strat po ich stronie.
Żenia podejrzewała, że to jedynie podpucha i kolejna fala napastników przyniesie ze sobą zaskoczenie.

Zapamiętywała szczegóły przebiegu rytuału bo wciąż jakaś jej część wybiegała myślą do Torunia.

Wtedy rozległ się dźwięk łamanych drzew. Coś dużego nadchodziło z lasu. Z kilku stron jednocześnie.




Pojawiły się równie nagle jak wcześniejsze istoty. Ale tych było dużo mniej. Nawet Gustaw da radę zliczyć trzy kobiey o wężowych ciałach. Te łuski i powinowactwo do gadów też nie nastawiało pozytywnie w kontekście pomocy jej zielonego przyjaciela.

Harad na czele swych ludzi błyskawicznie doskoczył do jednej z nich. Niemcy i Szrama rzucili się do drugiej. Trzecia przypadła w udziale trzem Ahrounom z Poznania wspieranymi z drugiej linii przez Zapalniczkę i Zaara.

Żenia przez chwilę przyglądała się sytuacji. Szukała drugiego Ragabasha ale w zamęcie walki nie dojrzała go.

Ruszyła z kopyta w stronę drzew.

Gdy mijała dziwną istotę ta zaatakowała z niesamowitą prędkością Zapalniczkę. Użyła swojego trójzębu, który z impetem wbiła wprost w brzuch dziewczyny. Gdy Żenia była za plecami stwora, to bestia podnosiła nabitą jak na widelec kobietę. Zapalniczka natomiast jak gdyby nigdy nic podniosła przed siebie karabin automatyczny, z którego wypaliła wprost w twarz wężopodobnego ducha.

Ragabash Harada był ze swoimi ludźmi. Im szło dużo lepiej. Wielki Klaive pozbawił ich bestii jednej ręki. Ostatniej ze stworów Żenia już nie widziała ze swojego miejsca.

Gustaw wskoczył na ogon istoty i wbijając się szponami wspinał w górę, w stronę jej głowy. Michał ciął szponami w odsłonięty brzuch gada. Burak wbijał w nią swoje kły, choć żaden z tych ataków zdawał się nie robić jej krzywdy.

Klucząc między drzewami Żenia dopadła ogona potwora i cięła pazurami jego końcówkę.

Żenia wchodząc w las czułą wyraźne ugięcie między światami. Czuła, że gdyby chciała, to mogłaby bez trudu wejść do świata duchów. Granice kompletnie się zatarły. I dlatego różne istoty wchodziły teraz do nich.

Ogon dał się bez trudu trafić zostawiając widoczne cztery szramy. Z otwartej rany dobiegł zapach zgnilizny. Jednak ogon nie pozostał dłużny. Czarna wilczyca oberwała w twarz i poczuła własną krew ściekającą jej do ust. Nie była to zbyt poważna rana, raczej duchowy prztyczek w nos.

Gustaw próbował wyrwać rogi bestii. Michał otworzył jej brzuch i ciął dalej stojąc po kostki w rozlanych trzewiach bestii.

A niech się bawią - mruknęła do siebie dziewczyna oblizując zakrwawione zęby i zamiast walki skorzystała z innej, rzadko dostępnej opcji. Zajrzała przez płynną Zasłonę by dostrzec następną nadchodzącą falę zagrożeń.

Po drugiej stronie nie było gęstego lasu, który pamiętała. Zamiast tego była pustynia z czerwonym piaskiem. Dziwnie podobna do miejsca nad przepaścią gdzie poznała Zielonego Smoka. To tam skrywały się najgorsze demony. Za sobą zobaczyła potężny fioletowy Wir przyciągający wszystko z okolicy. Echo dudniących kroków wskazywało na kolejnego, większego przeciwnika.


Ten był wielkości bloku mieszkalnego i za chwilę miał przejść przez bramę. Wprost na ich małą polankę.

- No job Twoju mat! - Dziewczyna poczuła wkurzenie, że dała się naiwnie podejść Smokowi. Wysłaniec-kichaniec… Cofnęła się raptownie i ruszyła ku Szamanowi. Po drodze zawyła ostrzegawczo.

“ Kolejny idzie. Jest wielki, jeden”

Nie wiedziała czy ktoś zrozumie dokładny przekaz, ale ostrzeżenie to ostrzeżenie.

Zrozumieli.

Zapalniczka leżała z potężną raną. Wężowa demonica padła. W zasadzie padły wszystkie trzy. Jeden z ludzi Harada też oberwał. Szamani nie mogli ich uleczyć dotykiem, gdyż oddali całą swą gnozę na ugięcie granicy światów. A potężny stwór zapowiadał, że rannych będzie coraz więcej.

Harad ustawił swoich ludzi w klin. Podobnie Szrama. Ahrouni poznańscy zajmowali miejsca na skrajach klinów. Z lasu wypadła bestia, która szarżowała wprost na Czarnego. Wilkołaki były na nią gotowe. Dzięki Żenii. Jednak gdy dwugłowy nosorożec uderzył w dwa kliny to w powietrzu i tak było słychać dźwięk pękających kości i skomlenie bólu. Burak przeleciał nad głową Żenii i spadł wyłamując bark. Gustaw uderzył plecami o podstawę usypanego z kamieni podestu na którym stał Czarny. Żenia zobaczyła, że jego żebra przebiły klatkę piersiową.

Ogromny topór rozciął w pół jednego z ludzi Szramy. Broń miała około sześciu metrów i nie zachęcała do atakowania potwora. Tymczasem szturm przypuszczali zgodnie Michał i Zaar wraz z dwoma ludźmi Harada i Szramą.

Wadera nie wiedziała co robić. Komu pierwszemu lecieć i pomagać.

“Chroń szamana”

Zajęła miejsce obok Alfy Poznania i Dalemira.

Najbliżej leżący Gustaw unosił się na rękach.
- Nie martwcie się, wszystko pod kontrolą. Teraz go zajebię. Żarty się skończyły.
Żenia odnosił wrażenie, że gdy Pomiot ciężko dyszał, to po wystających żebrach spływała krew. Jednak wielki szary Crinos upchał do środka wystające kości i ruszył zataczając się do dalszej walki.

Topór trafił najwolniejszego z atakujących. I co wcale nie było dziwne okazał się nim jednooki Galiard. Zaar jednak miał wiele szczęścia, bo trafił tuż za ostrze w drzewiec. Teraz trzymał się go zażarcie i utrudniał bestii manewrowanie bronią. Michał zaś wezwał swoje wiatrowe szpony. Dzięki nim jego ciosy zdawały się przeszywać przeciwnika na wskroś. Nosorożec zaczynał jęczeć i machać toporem coraz wolniej. Na jego plecy wskoczyła Szrama, a ludzie Harada rozciągnęli miedzy sobą jakiś łańcuch, który prawdopodobnie miał powalić wroga.

Co jeszcze miało ich spotkać? Co jeszcze przyjdzie z tej cholernej czerwonej pustyni?

Żenia niemal przebiła pazurami swoje łapy, gdy nosorożec zaatakował Zaara.
Bała się zajrzeć ponownie na drugą stronę. Nie wiedziała, czy ponaglenie Smoka do czegokolwiek się na cokolwiek przyda. Z każdym rannym przestawała liczyć na pomoc totemu.
A jednak pokusiła się. Stojąc obok ciągle inkantującego Antoniego, wsunęła pysk przez Zasłonę.

To jednak nic nie dało… w centrum rytuału zasłona zdawała się działać normalnie. Musiałaby znów biec w las… z drugiej strony może to i lepiej. W końcu co zrobiłaby gdyby kolejny nosorożec pojawił się prosto przy stojącym na wyciągnięcie ręki od niej Czarnym?

Ludzie Harada powalili bestię. Harad miał ją dobić, ale nie zdążył. Michał zawył triumfalnie wyrywając swymi szponami serce potwora.

Żenia zawyła ponaglająco, nakazująco. Zapalniczka choć ranna była bliżej lasu. Mogła zobaczyć kolejną falę.

Wilczyca spojrzała na Szamana.

Antoni był zmęczony. Na jego pysku pierwszy raz dojrzała pasma siwej sierści. Czy były tam wcześniej? Ledwie trzymał się na nogach. W końcu to on był swoistym łączem dla tych duchów. Dalemir co jakiś czas podsuwał mu wodę.

Zapalniczka w oddali zataczała się i potykała. W przeciwieństwie do ran Gustawa jej się nie leczyły. Drzewiec broni jaką oberwała musiał być magiczny. A kamienie nie...

Zanim Aniela zdążyła dobiec do lasu wypadły z niego kolejne cieniste istoty. Choć tym razem nie miały w sobie nic z ludzkich kształtów. Przypominały coś jak psy, czy dziki…



Żenia zawarczała i odsłoniła kły szykując się do ochrony Czarnego. Napastników było zbyt wielu w stosunku do ilości rannych. Nie miała wątpliwości, że któryś z potworów dosięgnie i jej i zmęczonego Alfy.

Jednak potworów zdawało się być mniej niż w pierwszej fali. Dużo mniej. Co zdawało się być odwrotnie proporcjonalne do ich siły. Gustaw już nie rozszarpywał ich jednym atakiem. Harad zdawał się coraz częściej tracić równowagę pod ciężarem miecza. Dalemir szeptał jakieś inkantacje, być może, żeby obronić czarnego. Wtedy w odgłosach bitwy Żenia wychwyciła coś jeszcze. Coś tak bardzo kojarzące się z wojną.

Spojrzała w kierunku Zaara. Rozszarpał jednego z potworów na pół, ale jego futro pokryte było krwią.
Burak też nie był już srebrzysty, tylko krwawy. Odnosili zwycięstwo. Powolne i bolesne, ale jednak zwycięstwo. Gdyby tylko nie ten okropny warkot przebijający się przez burzę. Żenia była pewna, że to odgłos helikoptera.

Czy Zaar nie powiedział, że wszystkie Fomori będą wiedzieć o rytuale? Czy nie właśnie to robił Pentex? Tworzył Fomori… Czy do demonicznych istot zza zasłony mieli za chwile dołączyć żołnierze uzbrojeni w srebrne kule i prowadzący desant z helikoptera? A może jej brat? Albo osobiście Fedir i Pieśń Udręki? Warkot helikoptera był coraz bliżej.

Scenki z życia, które zaplanowała, o których myślała, o których nawet nie wiedziała, że myślała przemknęły Żeńce przed oczami. Westchnęła, zawarczała gardłowo, wodząc wzrokiem po niebie szukając helikoptera.

Warknęła raz jeszcze w stronę Dalemira i ruszyła w stronę nadlatującego niebezpieczeństwa.

Zerwał się wiatr. Żenia nawet nie zorientowała się kiedy zaczął padać deszcz. Zwłoki różnych istot krwawiły, czy też wydzielały z siebie różne inne substancje. Teraz deszcz je obmywał. Momentalnie na polanie pojawiło się błoto.

Śmigłowiec nadleciał od południowego zachodu. Mógł być w dowolnym kolorze… teraz wydawał się czarny jak smoła. Tylko wielki reflektor, który raził ją po oczach i szybko omiótł resztę sytuacji na polanie.

Żeńka zamrugała i zasłoniła odruchowo łapą oczy. Przez zmrużone powieki próbowała dojrzeć więcej. Szczerzyła się odruchowo groźnie.

Zawyła ostrzegawczo by zwrócić uwagę pozostałych walczących i rozejrzała się za najbliższym wyższym punktem by móc skoczyć na helikopter.

Ostrzeżenie wywołało poruszenie wśród wilkołaków. Tymczasem stalowa maszyna obleciała polanę dookoła i zaczęła obrót bokiem w stronę zebranych. Kolejny reflektor na boku maszyny oślepił najbliższych. Żenia była daleko i dzięki temu dojrzała, że nad reflektorem pojawił się człowiek w stroju podobnym do ludzi atakujących mieszkanie Czarnego kilka dni wcześniej. Po chwili rozległo się klekotanie. Ciężki karabin zaczął pruć do uczestników rytuału.

- Żenia! - wrzasnał Harad gdzieś spośród krzyku zebranych - nasze auto, na pace!
Kilka wilkołaków przyjęło kule z karabinu. Część zaczęła chować się między drzewami. Słup światła i padający deszcz utrudniały orientacje w sytuacji. Choć obserwując reakcje zebranych Żenia domyśliła się, że nie strzelają srebrem.

Dopiero teraz zorientowała się, że terenówka Harada była w głębi lasu. Widziała jej zarys…

Wielka, czarna wilczyca rzuciła się biegiem ku samochodowi górala.
Gnała niemal na złamanie karku.
Chciała dopaść terenówki licząc na jakąś niesamowitą broń zakamulfowaną na wypadek ostateczny.
Zastanawiała się przez ułamek sekundy co zrobi jeśli w ciężarówce ukryty będzie kolejny miecz.

Na terenówce była plandeka, którą odrzuciła bez wahania. Poza kilkoma karabinami maszynowymi leżała na niej inna broń. I nie był to miecz.



Sprawdziła granatnik i zacisnęła na rękojeści dłoń. Przez ramię założyła dwa karabiny i ruszyła biegiem z powrotem. Przebiegając przez pas bez Zasłony wpadła na czerwoną pustynię i wysłała gniewną wiadomość ku totemowi.
- Miałeś pomóc! I kto tu wbija nóż w plecy?!

Przeżyła zaskoczenie.
Wkoło zasłony stał równiuteńki szereg jaszczuropodobnych bestii uzbrojonych w tarcze i topory.



Stały plecami do Dziewczyny. Ramię przy ramieniu, tarcza przy tarczy. Były niższe od wilkołaczki. Dlatego wyraźnie widziała, jak stado małych demonicznych istot próbuje sforsować linię obrony tych dziwnych jaszczurów. Czyżby obiecane wsparcie właśnie blokowało kolejną falę atakujących duchów?

- No dobra… - burknęła zaskoczona, kładąc uszy po sobie. - Nie było awantury.

Wyskoczyła z pustyni by znaleźć jak najszybciej miejsce na zdjęcie helikoptera.

Jeszcze jej wzrok nie przywykł do ciemności i deszczu tak innej od czerwonych piasków umbralnej pustyni, gdy coś ją trafiło w brzuch. Poczuła rozcięcie srebrnym sztyletem, a na przeciw siebie ujrzała czerwonoskórą wampirzycę.

Żeńka nie czekała dłużej. Zionęła zieloną chmurą toksycznych oparów wprost w znienawidzoną gębę przeciwniczki. Ryknęła plując drobinkami śliny i poprawiła strzałem z granatnika.

Wampirzyca wielokrotnie walczyła z wilkołakami. Zabiła wiele wilkołaków. Grzesia? Jednak zionięcie ją zaskoczyło. Jej skóra miejscami zdawała się być poprzepalana i odsłonić śnieżnobiałe kości. Jednak była szybka. Nadludzko szybka. Tak jak wtedy w mieszkaniu Czarnego. Wbiła srebrny nóż pod żebra dziewczyny. I było to ostatnie co zrobiła. Żenia strzelała z przyłożenia. Nie mogła spudłować. Uderzenie materiału wybuchowego odepchnęło wampirzycę o kilkadziesiąt centymetrów. Wtedy ładunek eksplodował. Wybuch rozerwał nadpalone ciało wampirzycy i odrzucił uzbrojoną po zęby wilkołaczkę. Sam ładunek spowodował podpalenie kory na pobliskich drzewach. W uszach Żenii dzwoniło. Była ranna… ale jej przeciwniczka, a w zasadzie jej strzępy pokrywały obszar jakichś dwudziestu metrów kwadratowych.

Żenia zebrała się niemrawo. Sprawdzała w pierwszej kolejności “wzgórze” z Czarnym. W oczach jej się mieniło. Namacała granatnik i zacisnęła dłoń mocniej na rękojeści.
Była wkurzona.

Warknęła gardlowo i skoncentrowała zamglony wzrok na helikopterze i reszcie pierwszej drużyny.

Granat wyleciał z lufy z charakterystycznym pyknięciem. Nie był to pocisk karabinu, toteż Żenia mogła wyraźnie go obserwować gdy leciał powoli w stronę helikoptera pierwszej drużyny. Przelatywał nad polaną pełną rannych garou. Aż w końcu granat uderzył w bok maszyny tuż, przy reflektorze. Metalowa obudowa granatu z brzękiem odbiła się od pancerza i leciała kilka centymetrów w dół. Była na wysokości kolan operatora ciężkiego karabinu gdy nastąpił wybuch. Eksplozja szarpnęła maszyną. Helikopter obrócił się kilkukrotnie wokół własnej osi i zaczął tracić wysokość. Pilot w ostatnim odruchu zdrowego rozsądku skierował maszynę na polanę, żeby uniknąć roztrzaskania o drzewa. Jednak uszkodzenia spowodowane wybuchem granatu były zbyt duże. Helikopter spadał bokiem, a jego śmigła siały spustoszenie do momentu połamania się o twardy grunt. Zaraz po śmigłach spadł silnik i reszta kabiny. Wtedy nastąpił kolejny wybuch. Odrzut odepchnął najbliższych uczestników rytuału.

Wadera rozejrzała się po polanie. Szukała wrogów planujących atak z ukrycia.
Przez dym, padający deszcz, ból z ran nie dostrzegła zagrożenia.
Zawyła z radością obwieszczając zwycięstwo nad wysłannikami Pentexu.

Zwróciła się ku Czarnemu.
Szaman stał na swym posterunku więc dziewczyna ruszyła pomóc wilkołakom.
Szukała Zaara, Michała, Gustawa i reszty poznańskiej ekipy. Nawet Szrama znalazła się liście poszukiwanych w pierwszej kolejności.

Dziewczyna pękała z dumy.
Zabiła czerwonoskórą sukę i choć trochę pomściła Grzesia.

Obraz pola bitwy prezentował się strasznie. Większość była ranna. Czarny klęczał na jednym kolanie przytrzymywany przez Dalemira. Michał był ranny w głowę. Gustaw pomagał podnosić się innym. Zapalniczka i Zaar też zdawali się cali i zdrowi. Szrama miała jakiś ślad po cięciu, ale się wyliże.

Kolejny z wilkołaków, których dziś widziała pierwszy raz leżał martwy w kałuży krwi. Wtedy Harad w formie Glabro podszedł do dziewczyny i położył swoją ciężką rękę na jej ramieniu.

- Świetnie sobie poradziłaś. Nie powinienem cię podejrzewać o bycie Tancerzem Skór.

Dziewczyna zmieniła powoli formę powracając do swojej ludzkiej postaci. Przy okazji ukrywała niepewny wyraz twarzy:

- Nie zmieniaj się…. To nie koniec!! - powiedział Harad ściskając miecz.

- Nie? - Żeńka zastygła w pół drogi. - Nie koniec… - ciemne ślepia wyrażały rozczarowanie. - Dobrze - wycharczała gardłowo - Idę… Umbra… zobaczę.

Zdjęła jeden z karabinów i podała go Zapalniczce.

Zapalniczka kiwneła głową. Poprawiła opatrunek i oparła kolbę karabinu na ramieniu. Czarny się podnosił i inkantował dalej. Żenia spojrzała na niego ostatni raz i przeszła przez zasłonę...

Jaszczuroludzie padali w walce z potężnym przeciwnikiem.


Pewnie nie uda im się powstrzymać tej bestii przed przejściem. Pytanie tylko jak bardzo ją zranią zanim przejdzie na polanę.

Córka Ognistej Wrony zaryczała ostrzegawczo składając się do kolejnego strzału. Ostatnie 4 granaty musiały choć trochę powstrzymać maszkarę.

Pierwszy nawet nie doleciał do bestii spadając gdzieś na przestrzeni pustyni. Kolejny trafił w cel i wybuchł. Jednak zdawało się, że na bestii nie zrobił najmniejszego wrażenia. Smoko konio mackowate coś wylądowało przygniatając kopytami dwóch najbliższych jaszczuroludzi. Żenia odpaliła kolejny granat, który spowodował drobną wyrwę w pancerzu. Już miała tracić nadzieję, ale ostatni z nich posłała wprost w pysk istoty. Wybuch rozerwał jedną parę szczęk i uczynił sporą wyrwę w głowie bestii. Kolana pod nią się ugięły. Jaszczuroludzie wykorzystali ten moment słabości. Zaszarżowali wprost na bestię swoimi toporami tnąc macki, skrzydła i kości potwora.

Żeńka odsapnęła z ulgą.
Odrzuciła pusty granatnik i przycisnęła dłoń płasko do rannego brzucha.
Dyszała ciężko z uwagą przyglądając się smoczym pomocnikom. Odłupywali części ciała z powalonego potwora i, o zgrozo, zjadali. Nie była pewna, czy chce z nimi nawiązać bliższa znajomość.
Upewniła się, że bestia nie wstanie. W zasadzie ciężko było się upewnić, bo chmara jaszczuroludzi obsiadła ją niczym muchy świeżą kupę. Zjadali ją z apetytem odrzucając co większe kości. Była ich chyba setka.

Przez mgiełkę zadowolenia i niejakiej ulgi przemknęła myśl:
“Jak długo jeszcze uda się im utrzymać?”

Rozejrzała się wokół ponownie szukając kolejnej fali zagrożenia.

Niczego nie dojrzała. Granica między światami zdawała się zafalować. Czyżby przejście się zamykało?

"Czarny!"
W głowie wadery pojawiły się czerwone flagi, rozległ się dzwonek alarmowy niczym syrena promu.
Rzuciła się w stronę polany.
Miała go chronić…
Pod skórą wilkołaczki przebiegł prąd obawy, że ostatnia zasadzka właśnie teraz ma miejsce po drugiej stronie Zasłony.
W biegu odbezpieczała karabin gotowa do strzału.

Zamiast Czarnego jej wzrok padł na Zaara. Przed chwilą był cały i zdrowy. Teraz zaś klęczał i podpierał się rękami. Jego prawa łopatka była zmasakrowana. Krew spływała po jego ramieniu. Wilkołak wył, a krew mieszała się z deszczem.

Czarny stanął wyprostowany. Zakończył inkantację i szedł w stronę rannych.

Żeńka ruszyła biegiem ku Galiardowi. Po drodze cmoknęła Czarnego w policzek.

Szaman cofnął się o krok i potrząsnął twarzą. Jakby chciał zrzucić z twarzy zdziwienie.

Tymczasem Zaar przewrócił się na plecy. Ślad cięcia prowadził od lewego ramienia skośnie aż po prawe biodro. Był rozległy, ale nie wydawał się głęboki.

- Pierdolony Mazut - splunął i wtedy Żenia zobaczyła, że pod maską błota i krwi otworzyła się rana po niedawno straconym oku.
- Skąd on wiedział, gdzie dokładnie jestem?
Żeńka przypadła na kolanach do Galiarda:
- Nic Ci nie będzie - stwierdziła autorytatywnie. Jakoś wyszedł z gorszego ataku Elektryka. To tu było draśnięciem. - Sam mówiłeś, że wszyscy będą wiedzieć w okolicy. Pentex wysłał helikopter. Myślisz, że Marka odstawili na tor boczny?

Mówiła i powoli dźwigała Zaara zaciskając zęby pod kolejnymi obrażeniami brzucha. Odgarniała paćkę z twarzy Jarka.
- Żeniu, dam radę. Nie rób ze mnie cioty. Zobacz - wskazał palcem na zmasakrowaną twarz - jezdem twardzielem! - lewa część twarzy wykrzywiła się w uśmiechu. Prawa była wizją grozy i rozpaczy.
Brunetka pochyliła się wprost do ucha twardziela krzywiąc się i posykując:
- Pamiętam - mruknęła znaczącym głosem - I lepiej, żebyś dał radę, bo chcę pamiętać więcej.
Główkowała, że może krew z twarzy spłynie w dół?

Pierwsze promienie słońca jeszcze nie trafiały na polanę, bo zasłaniał je gęsty las. Las, z którego nie miało już nic wychodzić.

Dalemir stał przy wraku helikoptera. Nie wybuchł. Czyżby miał mało paliwa?

W tym momencie Dalemir został pochwycony przez Buraka. Omega złapał szamana i odepchnął go ciskając w trawę miedzy ciała pokonanych Zmor. Zaraz po tym umazany srebrzysty Crinos wskoczył do wnętrza maszyny.

- Czarny! - Żeńka wskazała szamanowi helikopter z niepewnym wyrazem twarzy. - Co on odwala?
- Cholera - Czarny migiem rzucił się w tamtą stronę. W bok rzucił tylko: - ciężarówka… z poprzedniego ataku… ładunki…
Tymczasem Burak już wyskoczył z wraku i puścił się biegiem w głąb lasu. Z jakąś paczką. Uciekał z nią z polany.

- Co za łoś… - mruknęła wadera przez zaciśnięte z nerwów zęby - Zginie, żeby się wykazać… Burak odrzuć to w las! - wydarła się zaciskając dłoń na ramieniu Zaara.

Zaar położył dłoń na jej dłoni. Czarny biegł ile sił za Tomkiem, jednak on wykazywał się lepszą kondycją oddalając się od szamana.

- Żeniu, ta bomba wyburzyła trzy bloki… on nie da rady jej tak daleko odrzucić… - Zaar szeptał mrugając lewym okiem.

- Czarny… - dziewczyna spięła się i niemal skoczyła na równe nogi. - Czarny!!!

Nim cokolwiek zdążyła pomyśleć jej nogi już niosły ją w ślad za Szamanem i Burakiem.
Dwa stare łosie!
Nie wiedziała, który gorszy.
Gniew dodawał jej skrzydeł tak, że prawie nie czuła by dotykała ziemi.

Minęła linię drzew, łapiąc się na tym, że tylko refleks pozwolił jej je omijać. O jedno nawet się odbiła. Z łatwością dogoniła szamana. Tomek zaś był coraz dalej. Widocznie i jemu gniew dodał skrzydeł.

- Czarny!!! - Żeńka rzuciła się na szamanowe plecy by powalić biegnącego. - Ублюдок!!! - sapnęła wprost w ucho wilkołaka.

Potem był wybuch. Błysk. Huk. Upadek w trawę na Czarnego. Dzwoniło jej w uszach. Kręciło się w głowie. I bolało. Strasznie bolało.


***


Żenia znalazła w sobie jeszcze ostatnie pokłady siły, które pozwoliły jej się podnieść. Czuła smród spalenizny. Oczy przyzwyczajały się do szarości po wielkim błysku. Czarnemu spadła na nogi przewracając go przed siebie. Jego płaszcz się palił. Leżał twarzą do ziemi. Większość drzew dookoła było połamanych. Kilka się paliło. Paliła się też trawa. I wielki groźny czarny płaszcz.

To już się działo!
To już miało miejsce!
Żeńka pamiętała palącego się Gustawa.
Pamiętała jak gasiła na nim ogień swoimi spodniami.
Teraz przyszła kolej na Czarnego i resztkę bluzy dziewczyny. Gdy zdejmowała bluzę zorientowała się, że sama stoi w płomieniach. Nie czuła tego bólu… choć powinien ją powalić. Powinna stracić przytomność, ale o tym nie myślała.
Machała nią by ugasić płomienie na płaszczu szamana.
Zadeptywała palącą się wokół niego trawę.
Trzęsła się w szoku po wybuchu by w końcu grzmotnąć na kolana obok szamana.

- Czarny - wycharczała ledwo wydobywając głos z wyschniętego garła - Ogórek!!!
Zamiast krzyku wydobył się jedynie skrzek.
Była Córką Ognistej Wrony.

Odwróciła szamana na plecy, obawiając się najgorszego.

Czarny dał się odwrócić bez problemu. Trzymał lewą rękę przy piersi. Była pokaleczona i poparzona. Podobnie część twarzy. Miał też spalone włosy. Patrzył w Żenię nieprzytomnym wzrokiem. I zaczął się śmiać.
- Dał radę. Uratował nas. Skubany.
Po chwili zamrugał i dodał.
- Zrób coś z włosami. Wyglądasz okropnie.
- Nie pierdol - wycharczała dziewczyna - Ja zawsze wyglądam zajebiście.

Czuła się jakby Pasikonik ją przeżuł i wypluł.

- Rusz się. Nie wszyscy dziś w nocy mieli wolne. - czuła, że wypalony ma chyba już cały przełyk i płuca. Na czworakach zebrała się by pomóc Ogórkowi usiąść.

Czarny podniósł się i objął Żenię.

Bardzo miłym gestem zaczesał jej włosy… za … nie, to nie był miły gest.
- Urwało ci ucho, mała - powiedział.

Wtedy dopiero poskładała kilka faktów. Przyszła kolejna fala bólu i na moment opadła bezwładnie w ramiona szamana i straciła przytomność.
 
corax jest offline