Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2018, 20:01   #15
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
- Tydzień? - szepnął nie bardzo rozumiejąc Joe. czemu miał być jeno tydzień na wydostanie się strefy. Co miało nadejść po tym tygodniu? Joe popatrzył po pozostałych, zastanawiając się, czy dla nich to wszystko ma więcej sensu? Czuł się nieco jak w jednej z tych gier komputerowych... ale rzeczywistość chyba tak nie wyglądała? nie był do końca pewien... znał rzeczywistość tak właściwie jedynie z drugiej ręki. A wydawało się, że to co znał i tak obecnie nie miało zastosowania, jeśli wierzyć temu co ci ludzie mówili. Zjawy? Jakiś mur. No właśnie. Mur. Czemu niby miał zatrzymać te zjawy? Co było w nim takiego specjalnego? Cóż... nie było to istotne w obecnej chwili. Dowie się, gdy przyjdzie na to czas.
Gdy usłyszał o czipsach żółć podeszła mu do gardła. Zacisną pięści, a potem mięśnie całego ciała. Miał uczucie, że świat znów wiruje, zesztywniał w nadziei, że gdy on zamieni się w skałę, to może... tylko może uda mu się nie upaść. Błędnik mu szalał momentami... jakikolwiek ruch, jakakolwiek próba wyrównania do pionu mogła skończyć się dokładnie na odwrót. Zatem Joe zesztywniał, nie ruszając się wcale. Zamierzał przetrwać napad mdłości i zawrotów wywołanych, jak mu się zdawało wspomnianymi czipsami. Nienawidził ich. Tłuste, chrupiące i zostawiające okruszki wszędzie, które wbijały się mu w obolałe plecy jeszcze przez kilka dni, puki pielęgniarka nie przyszła łaskawie wymienić pościeli... Nienawidził czipsów.
Zawroty ustały. Powoli, niechętnie, niczym kot, którego zrzucasz z kanapy, gdzie umościł sobie miejsce i za nic nie zamierza go opuścić. Jednak końcowo, zawroty minęły. Przynajmniej na tą chwilę.
Joe przegapił tłumaczenie o skutkach ubocznych, zbytnio pochłonięty ich bliskim i dogłębnym przeżywaniem.
Udało mu się jednak skupić na sygnałach. Nie były nadto skomplikowane. Powtórzył je sobie jeszcze kilka razy w myślach. Miał nadal odczuwalny mętlik w głowie. Dlatego bardzo się skupił, by nie poplątać czasem czegoś.
Joe niepewnie sprawdził ekwipunek. Nick coś mówił, ale Joe nie bardzo wiedział o co mu chodzi z tym przepakowaniem. Trochę zagubiony macał sprzęt, udając, że coś robi i skrycie zerkał po pozostałych. Nick się jednak nie doczepił do niego, było zatem chyba znośnie...Jego kombinezon powinien go chronić przed otarciami i obiciami. Ale Joe wyczuwał, że nie tego się tak na prawdę Nick i Aby obawiają. Pod tą fasadą profesjonalnej niefrasobliwości... cóż. Joe nie wiedział co się tam kryło. Wydawało mu się jednak, że cokolwiek tu grasowało, musiało być poważnym zagrożeniem. Dlatego wolał się pilnować i słuchać stalkerów. Przynajmniej puki nie ogarnie co tu jest tak na prawdę grane.

Wreszcie otrząsnął się z ogłupiającej niepewności. - To może... komuś przydała by się pomoc? - zaproponował nikomu konkretnie. A potem, gdy ktoś wyraził chęć, zabrał się za tworzenie prowizorycznych ochraniaczy. Nie bardzo wiedział co zrobić. oderwał zatem kilka kabli zasilających hibernatory czy inne lodówki. Pociął też jakieś z pozostawionych ciuchów czy peleryn na paski. Kabel był bardzo odporny, a materiał pomagał utrzymać go na miejscu i uczynić go w miarę komfortowym.

Wyznaczony do grupy Aby, podszedł do kobiety. No... nie do końca do niej. Ale jakoś tak w jej pobliże, nie na tyle by wyglądało, że chce pogadać, bo i nie chciał... to znaczy, chciał, ale nie bardzo wiedział jak i o czym. No ale był teraz na tyle blisko, by widać było, że "dołączył" do wyznaczonej grupy. Oparł się również o ścianę, udając niefrasobliwość, choć w rzeczywistości starał się trzymać mdłości pod kontrolą i obserwować pozostałych jak i teren dookoła nich. Czuł się przy tym dziwnie głupio... i nie na miejscu.
Winda wyglądała... źle... nawet bardzo źle. Po cichu, Joe cieszył się, że nie on będzie schodził pierwszy. Jeśli wytrzyma wszystkich przed nim... cóż, była spora szansa, że nie jest z nią aż tak źle i wytrzyma i jego.
Nie lubił jednak rzeczy pozostawiać szansie... w grach jakoś zawsze miał pecha... Przyjrzał się sceptycznie otworowi. Był trochę mały jak na niego.
- Może lepiej górą? a potem bokiem? - Podszedł do upuszczonej rury i podniósł ją z ziemi.
Wrócił się do windy. - Mogę? - rzucił stając w świetle drzwi. Rurą sięgnął do górnej klapy windy, by ją otworzyć z bezpiecznego miejsca. - Tak chyba będzie znacznie wygodniej?
- Postawimy tu jakiś stolik czy krzesło, by było łatwiej wejść... - rzucił, zerkając za siebie.

- Może by ją tak jakoś zabezpieczyć? - zaproponował patrząc to raz na Aby to na Davida, któremu zdaje się coś podobnego chodziło po głowie, wnioskując po tym, jak spoglądał na windę.
- Mamy tą rurę... i można by coś ciężkiego przytachać i postawić w świetle drzwi, no wiecie, jak winda się oberwie, zaklinuje się na tej przeszkodzie i nie spadnie w dół. - Joe cofnął się szukając jakiejś metalowej szafy, takiej dajmy na to z aktami pacjentów. Każda dobra klinika coś takiego miała... no... najczęściej... czasem... no bywało, że miała...
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 18-05-2018 o 20:09.
Ehran jest offline