Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2018, 22:03   #74
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Dzień dobry panno Bondar - usłyszała po angielsku damski głos. - Pani stan jest stabilny. Myślę, że jutro dokonamy wypisu. Tymczasem pielęgniarka wyjmie wenflony. Ze względu na szereg obrażeń wewnętrznych, w celu uniknięcia pogorszenia pani stanu podjęłyśmy decyzję o wprowadzeniu w stan śpiączki farmakologicznej. Trwało to w sumie sześć dób. Za chwile przyjdą przyjaciele. Zawiadomiliśmy ich.

Żenia była sama na sali. Kobieta w kitlu miała ciemną skórę i była bardzo pogodna.


W pomieszczeniu królowało białe sterylne światło odbijające się od nieskazitelnej bieli pościeli i ścian. Po prawej stronie od łóżka było wielkie okno o które rytmicznie uderzał deszcz.

- Gdzie ja jestem? - mruknęła słabo Żeńka. Odchrząknęła mrugając powiekami i powtórzyła silniejszym głosem: - Gdzie ja jestem?

Kobieta coś skrzętnie zanotowała.
- W prywatnej klinice imienia świętego Antoniego w Manaus - lekarka patrzyła na dziewczynę z uwagą, po czym dodała: - Brazylia. Ameryka południowa.

- Co?! - Żenia nie zdołała powstrzymać okrzyku zaskoczenia i gwałtownie usiadła wyrywając z lewej ręki wenflon - Brazylia? Jak to?
To ostatnie było szczególnym zaskoczeniem. Ile zna jeszcze języków? Jakie zna jeszcze języki?
Gwałtownie pomacała się po brzuchu, podbrzuszu. Nie było śladu po ranie. Za to lekarka natychmiast zajęła się założeniem opatrunku po wydartej igle.
Mimo informacji od Smoka nadal była skołowana.

Gdzie Polska a gdzie Brazylia?

- Jak ja się tu dostałam? Gdzie są moje rzeczy? Mój plecak?

- Twoje rzeczy zabrali twoi koledzy. Ci sami, którzy cię przywieźli. Jednooki i taki przypakowany brunet. Zresztą nie tylko ciebie przywieźli - odpowiedziała i odsunęła się od zaopatrzonej rany.

- Koledzy. Jednooki i przypakowany brunet. - powtórzyła brunetka jak katarynka - A kogo jeszcze? - dorzuciła nachalnie.

- Waszego przywódcę i kilku innych. Twój stan był najgorszy - na moment zamilkła zakłopotana - z tych, którzy przeżyli.

W tym momencie otworzyły się drzwi i pojawili się w nich dwaj bruneci w czarnych kurtkach. Zaar miał opaskę na oku, przez co zaczynał wyglądać na wrednego twardziela. Większego niż Michał, który stał obok z rozpiętą kurtką.

- Świetnie cię widzieć - zaczął od wejścia Galliard w stronę pacjentki - Lucio, możesz zostawić nas samych? - powiedział po sekundzie w stronę lekarki, która skinęła głową i ruszyła do drzwi.

- Jak się czujesz? - zaczął Michał siadając po prawej stronie łóżka w nogach dziewczyny.

Córka Ognistej Wrony pomyślała, że rodzaj jasnowłosych jest zgubiony. Po czym unosząc się lekko na łokciach i podciągając w górę by usiąść zapytała cicho:
- Kim jesteście?

Mężczyźni spojrzeli po sobie zaskoczeni. Siedzący na łóżku zdawał się mieć nagły problem ze złapaniem oddechu. Tymczasem jednooki doskoczył do łóżka, przyklęknął przy nim i powiedział:
- Żenia, jak to? Nie pamiętasz mnie?
- Nas - dodał Michał z tyłu - nie pamiętasz Nas?
Zaar puścił mu piorunujące spojrzenie i chwycił dłoń dziewczyny we własną.

Dolna warga dziewczyny zadrżała lekko.
Kąciki ust poruszyły się.
Żeńka przymknęła powieki i opuściła głowę lekko nią kręcąc na boki niby to w zaprzeczeniu.
Schylona zaczęła się lekko trząść co w pierwszej chwili można było wziąć za płacz.

- Nie - wykrztusiła - nie… nie mogę uwierzyć, że daliście się nabrać!

Chichotała na całego rzucając się Michałowi na szyję i cmokając go siarczyście w policzki.

- Dobrze was widzieć - roześmiana podsunęła się do Zaara wtulając - Jak mogłabym was zapomnieć? - dodała miękko wprost w jego szyję.

Po chwili wszyscy się już śmiali w głos. Dziewczynie praktycznie nic nie bolało. Ucho też było na swoim miejscu.
- Mogła byś … zdarzało się już - gdzieś pojawiło się gorzkie stwierdzenie Zaara podsumowujące jej dowcip, jednak ponure nastawienie Galliarda rozwiało się błyskawicznie. Jedyną smutną rzeczą jaka pozostała był deszcz miarowo uderzający w okno. Choć, on był za oknem. Tak daleko…*

- No toooo ten… Brazylia? Opowiadajcie co się podziało - Żenia w celu zachowania pozorów wysunęła się z uścisku Zaara i dla odmiany wcisnęła się w Michała. Zakokosiła się w jego ramionach by usadowić wygodniej. Nie mogła przestać macać miejsca na głowie i ucha. Uderzyła ją myśl, że Gutek i Michał zastąpili jej Dimitra i Marka. Dziwne wrażenie.

- Czarny oberwał od tej bomby. W zasadzie pewnie wszyscy byśmy zginęli gdyby nie Promień Księżyca - Żenię uderzyło, że wcześniej był Burakiem, teraz Promieniem Księżyca. Uśmiechnęła się kpiąco. - Dalemir przejął na moment obowiązki szamana w Caernie. Powiedział, że wszystko poszło rewelacyjnie. Czarny stworzył silny Caern i związał z nim bardzo silnego opiekuna. Opiekun zajął się zamaskowaniem pola bitwy. Spalił zwłoki wrogów, helikopter i martwych żołnierzy posłał w niebyt. Las zniszczony wybuchem na razie zasłonił iluzją, ale bardzo silną. Potem przyszła kolejna ekipa z Pentexu, ale iluzje ich zmyliły. Dalemir otworzył Księżycowy Most do Caernu w Amazonii. Tutaj miałem kilku znajomych. Ta klinika jest prowadzona przez krewniaków i chroniona przed Pentexem. W Polsce ani europie nie bylibyście bezpieczni. Czarny doszedł już do siebie i wrócił do Caernu. Szykuje się do rytuału. Żeniu, to się dzieje naprawdę! Szykujemy kontrofensywę, a ten Caern jest w niej najważniejszym przyczółkiem. - Zaar skończył opis sytuacji. Michał zaś milczał.*

- Brzmi zajebiście. Udało się. - dopiero teraz ten fakt zaczął z wolna docierać.

Brunetka uniosła głowę w stronę “przypakowanego kolegi”. Ciekawa była tego “słonecznego chłoptasia” jak nazywał ducha opiekuńczego caernu Pasikonik. Cisnęło jej się na usta sporo komentarzy na temat Buraka ale na chwilę obecną nie chciała kłótni. Szkoda jej było energii na niego, bo wiedziała, że jedyną motywacją dla Omegi była chęć odzyskania honoru. Cała reszta była drugorzędna. Żałowała jednego: Burak miał zorganizować zaplecze dla krewniaków. Wolałaby, żeby tej bomby tam nie było. Ale to i tak już nie miało znaczenia.

- Co jest, Michaś? Z Gutkiem ok?
Michał otrząsnął się wyrwany z zamyślenia.
- Tak, z nim ok. Podoba mu się nowa robota - odpowiedział ahroun.
- Trochę martwi mnie fakt, że zaczynamy wojnę. A wojna to ofiary. Kolejne.*

Żenia pokiwała głową:
- No to musisz pomóc to ogarnąć by zminimalizować ofiary - oparła głowę o ramię brodacza - Ja się nie znam tak dobrze jak Ty. Ale wierzę, że razem z Czarnym, Haradem, Szramą wymyślicie dobry plan. - niemal mruczała mówiąc cicho w tle mając uderzający o szyby deszcz. - Ja pomogę, ale nie jestem specem w walce.

Umilkła na chwilkę, odgarnęła włosy za nowe ucho.

- Zaar a Tobie coś się udało znaleźć? Jakichś innych? - Żeńka spojrzała na Jarka ciepło.

- Jaguary. To oni walczą z Pentexem w Amazonii. To z ich gościny korzystamy. A w kraju? Znajomy Czarnego, ten który miał cię sprowadzić z Ukrainy ma kogoś. Niedźwiedzie. Ale jest ich tylko kilku. Poza tym są Szczury, ale do nich jeszcze nie dotarłem. I Kruki. Ale z nimi będę potrzebować pomocy. Szrama chce jakieś Żbiki organizować, ale to znowu będzie transakcja wiązana. A nie bardzo mamy jak im teraz pomóc. Zabezpieczyliśmy też finansowania i delikatnie popchnęliśmy kilka rzeczy w lokalnych urzędach w celu objęcia terenu Caernu ochroną. Aktualnie największym problemem jest odwet Spiral na ludziach Harada - zakończył ze smutkiem Zaar.

Wygrywali. Wygrywali na wielu płaszczyznach. A jednak te zwycięstwa miały gorzki posmak.

Żeńka trawiła wieści powoli.

Może ten Złoty byłby w stanie im pomóc? Choć czy by chciał?
Zastanawiała się jak zdobyć asa w rękawie. Smoka prosić nie chciała. Pomógł jej już dość. A za wszystko przyjdzie jej zapłacić. Wolała nie musieć płacić niczyją krwią.

- A czego nam potrzeba w pierwszej kolejności? Oprócz ludzi? Broni, kontaktów, kasy? - spytała dziewczyna ledwo wyrośnięta z wieku nastoletniego. - Brazylia niedaleko od Stanów. W Stanach są garou? Może jakieś Srebrne Kły nawet?

Oczy dziewczyny błysnęły. Coś zaczynało jej świtać.

- A może wrócimy do Polski i posprzątamy nasze podwórko? Twój brat nadal gdzieś tam jest. Wprawdzie oddał mi ostrze, ale to nie znaczy, że został bezbronny - stłumił jej zapał Zaar.

- Dobrze mówi. Wiesz, chłopaki ze Stanów mają swoje problemy. To tam założono Pentex. Raczej nie wyskoczą z przyjacielską wizytą wystawiając się na atak - dodał Michał.

- Skąd wiecie? Próbowaliście? - spytała niewinnie Żenia - A ja potrzebuje coś wyciągnąć z Łodzi. Sam mówisz o ofiarach. No to albo rybki albo akwarium. Hm?

Żenia poklepała Michała po bicepsie.
- Poza tym nie muszą wyskakiwać.

- Masz jakiś konkretny plan, czy po prostu chcesz ich odwiedzić i poprosić o pomoc? Bo wiesz… w generalnym rozrachunku, to Srebrnych więcej siedzi w Rosji. Czy raczej siedziało - Zaar wstał i podszedł do okna obserwować deszcz.

- Wykorzystać Buraka i jego bohaterstwo - Żenia nie mogła oprzeć się i wpadła w patetyczny ton - Srebrne Kły honor cenniejszy niż życie. Opcja założenia przyczółku i odzyskania utraconych ziem. W zamian za to dam im coś.

Tym razem Michał westchnął ciężko, a dziewczyna zadarła głowę by na niego spojrzeć.
- Żeniu… wiesz… - był wyraźnie zakłopotany mówiąc to, co mówił - pamiętasz jeszcze, że nie pachniesz jak rasowy Garou, prawda?

NIkt chyba nie podejrzewał mięśniaka o stosowanie takich eufemizmów. Widać wyrabiał się w Poznaniu.

- Mhm nie martw się. To, że śmierdzę ciężko zapomnieć. - Żenia za to się nie certoliła nazywając rzeczy po imieniu. Odsunęła się z wygodnego ukokoszenia.

- No ale jeśli macie inne sugestie co do zdobycia wsparcia, to ja tam chętnie wrócę i zobaczę w końcu ten cud miód caern.

- Przechodzimy jutro w nocy. Dobrze, że wydobrzałaś - mówił Zaar.
- Czarny szykuje rytuał podniesienia dla wszystkich, którzy brali udział w budowaniu Caernu.

- Mhm - mruknęła dziewczyna nie za bardzo rozumiejąc nagłe przeskoki w rozmowie. - Ok.

- Nie powstrzymam cię od próby kontaktu z jankesami? Prawda? - Zaar obserwował dziewczynę.
- Jeżeli naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, to mogę sięgnąć po kilka kontaktów i spróbować umówić spotkanie. Do tej pory miałaś dobre przeczucia i wiele osiągnęłaś.

- Po prostu myślę, że skoro już tu jesteśmy i mamy czas to co szkodzi? W najgorszym wypadku powiedzą nie. W innych? Może podzielą się swoimi metodami na walkę z Pentexem. Może zdecydują się pomóc.

Żenia westchnęła.
- chodzi mi o to, że do tej pory nie działaliśmy - specjalnie użyła liczby mnogiej - sztampowo. Braliśmy Pentex z zaskoczenia. Myślę, że nieprzewidywalność jest naszą najmocniejszą bronią. Z dużym prawdopodobieństwem Pentex w Europie nie spodziewa się połączenia sił z USA. I trzeba kuć żelazo póki gorące. - tłumaczyła starszym od niej wilkołakom.

- Zobaczymy. Nie dolecimy do stanów do jutra, więc spróbuję umówić spotkanie nieco wcześniej. Na ziemi niczyjej. Znaczy… - Zaar zaczął szukać odpowiedniego słowa.

- Popierdoliło? - Michał się uniósł. - Chyba nie chcesz lecieć do Meksyku, co? Przecież to gniazdo pijawek.
- To jedyne rozsądne miejsce, żeby się spotkać. Dalej nie dolecimy.

Michał tylko pokręcił głową i dodał:
- Mam złe przeczucie.

- To ja polecę sama - Żenia poruszyła brwiami.
- Ok - Michał tym razem skierował się do okna i stanął bliżej Zaara. - oberwała w głowę i zwariowała. Czekamy do jutra i wracamy.
Jarek zaśmiał się cicho, spojrzał na oburzoną wilkołaczkę i zapytał:
- To ma być szantaż? Czy co chcesz osiągnąć?
- Nieee, czemu szantaż? - Żenia usiadła po turecku i uniosła pięści - Skosiłam tę czerwonoskórą sukę? No to daję rady wampirom. - mówiła pewnie ale z każdym słowem miała wrażenie pogrążania się.
- Po pierwsze jesteś Cliath… szczenięciem. Po drugie śmierdzisz Żmijem. Teraz chcesz poderwać cały świat, żeby co konkretnie zrobić? Co? Ja rozumiem walkę ogólnikami. Dla dobra sprawy. Wilkołaki wszystkich krajów łączcie się - Zaar uniósł pięść na wysokość twarzy i zawiwatował.
- Samolot stąd do Meksyku poleci jakieś dziesięć godzin, no bo jesteśmy blisko. Kolejne dziesięć będziemy wracać, bo musimy zdążyć. No chyba, że wolisz zaczekać i w trzy miesiące przepłynąć przez ocean w drodze powrotnej. Nie wiem, naprawdę Żeniu nie wiem co tobą kieruje.

Michał położył dłoń na ramieniu Jarka.
- Spokojnie. Ona oberwała w głowę. Nie wstrząsaj się na niej. Ona jedynie nie jest świadoma zagrożenia.

Żenia przez całą przemowę Zaara milczała.
- Nie musisz mnie rozumieć. Jesteście wyżej w randze. Rozumiem, że to wystarcza. - skłoniła lekko głową. - Zatem zgodnie z poradami moich starszych wracamy do Polski.

Zaar skinął głową. Miał zaciśnięte zęby. Czuł, że dziewczyna mówi to im na przekór. Michał zaś uśmiechnął się i rozpromienił na myśl o zażegnaniu konfliktu.

- Czy dopuścicie szczeniaka, który śmierdzi Żmijem do dalszych swych planowanych działań mających na celu posprzątanie podwórka? Oczywiście będę posłuszna i zrobię co zadecydujecie. - Żenia była poważna i tylko lekko przekrzywiła głowę jak psiak nasłuchujący komendy.

- Ja zebrałem kilka kontaktów, które będziemy mogli poruszyć. Czarny wyraził na to zgodę. Ale póki co Harad ma pewną sprawę. Bardzo prosił, żebyś zajęła się nią ty. Weźmiesz kogoś od nas, żeby miał na ciebie oko. Gdy postanowisz znowu samotnie rzucić się na czerwonoskórą wampirzycę. Sama zdecyduj kto z tobą pojedzie. Nie musisz odpowiadać teraz. My w tym czasie przeprowadzimy wywiad w zakresie finansowania Pentexu w Polsce. Spróbujemy podciąć mu korzenie. Myślę, że za jakieś pół roku będziemy gotowi wedrzeć się siłą do placówek w Łodzi i Poznaniu.
Opowiadał Zaar, jakby czując potrzebę usprawiedliwienia wcześniejszego wybuchu.

- Aha. - skinięcie głową było jedynym komentarzem poza krótkim burnięciem.

Pół roku.

Kogoś chyba pogrzało i to zdrowo.

Za pół roku Pentex będzie w pełni sił, bo odbuduje zaplecze pod okiem Marka.

- Doskonały plan - skwitowała. - Z przyjemnością wezmę w nim udział. Zdam się też na moich starszych w kwestii wyboru mojego opiekuna czy opiekunki. Dziękuję.

- Dobra - powiedział Zaar kręcąc głową z rezygnacją - Wrócimy po ciebie jutro. Mam ze sobą twoje rzeczy. Zaraz je przyniosę. Poleż sobie. Odpocznij. Jutro wszyscy wracamy do domu.

Żenia lekko zacisnęła usta.
Ona nie wracała do domu.
Przed oczami stanął jej rozwalony dom gdzieś na Ukrainie i drzewo pod którym pochowany był Dmitrij.

Po tych słowach Zaar ruszył do drzwi. Tymczasem Michał podszedł do dziewczyny i bez ostrzeżenia objął ją i przycisnął do siebie. Wyrwał tym brunetkę z zamyślenia.

- Co jest, Michaś? - wilkołaczka poklepała brodacza po ramieniu pocieszająco.
- Udało nam się dzięki tobie. Wiesz o tym, prawda mała? Dzięki. - przycisnął ją mocniej, a po chwili puścił.
- Pojutrze zaczynasz treningi ze mną i Gutkiem. Więc wypoczywaj.

Po tych słowach wyszli. Żenia została znowu sama w sterylnym szpitalu. Jedynym dźwiękiem był deszcz stukający za oknem.

- Proszę - po jakichś dziesięciu minutach Zaar pojawił się w drzwiach z plecakiem i torbą podróżną. Plecak był znany dziewczynie, torba zaś doczekała się “oficjalnego przedstawienia”
- Twoje ciuchy. Kilka nowych. Celowałem w raczej wygodne.
Na moment zatrzymał się, jakby czekając jaka będzie jej reakcja teraz, gdy nie było Michała.

- Dziękuję. Za wszystko. - mruknęła z jakimś cieniem smutku Córka Ognistej Wrony - Doceniam wszystko co zrobiłeś, Zaar.
- Wolałem gdy mówiłaś mi po imieniu - powiedział jednooki spuszczając głowę.

- Ok. Doceniam, Jarek. - Żeńka przyjrzała się wilkołakowi. Powoli wyciągnęła do Bety rękę. Odwrócona wierzchem do góry dłoń brunetki była mostem po pierwszej kłótni z Galiardem jaką Żenia pamiętała - Wiem, że się martwisz i boisz o mnie. Ale to nie było fair. Nie jestem w stanie zagwarantować ci, że każdą akcję wytłumaczę od a do z, bo sporo rzeczy dzieje się intuicyjnie. Jeśli nie rozumiesz co mnie motywuje, to nie wiem czy jestem w stanie wyjaśnić.

Potrzebowała go.
Z różnych powodów.
Stanowił jej zasób, musiała przełknąć dumę.

Nie chciała się z nim kłócić.

Z wciąż wyciągniętą dłonią zsunęła się z łóżka i podreptała w kierunku Bety. Sięgnęła ramienia wilkołaka i pogładziła je. Wtuliła się powoli w plecy Jarka zaplatając ramiona ciasno wokół jego talii.

Przez myśl przemknęło jej zaciekawione pytanie czy ten „Złoty” też jej nie rozumiał. Wróciła do tu i teraz.

- Poza tym to czerwonoskóra rzuciła się na mnie. - burknęła szeptem gdzieś między łopatkami Zaara.
- Taa - mruknał. - Rozhukałaś ją aż miło. Tak jak zdjęłaś ten helikopter. Myślę, że Haradowi też zaimponowałaś. Jutro jak tylko wrócimy czeka nas ceremonia. O ile dobrze zrozumiałem Czarnego, to nie będziesz już szczeniakiem.

Odwrócił się do niej i ją objął, niby przypadkiem podciągając przy tym szpitalną koszulę dziewczyny.
- Myślisz, że czuję się lepiej gdy nie możesz mi wszystkiego wyjaśnić? Nie. Nie czuję się lepiej. Fakt, że Czarny wciąga cię w swoje gierki też mi nie podchodzi. Haradowi podobno zaimponowało to co zrobiłaś na polanie. Podobno. Nie wiem co knuje z tą prośbą o twoją pomoc. Chciałbym, żebyś zabrała ze sobą któregoś z chłopaków. Michał trochę za wiele rozmyśla jak na ahrouna, ale jak trzeba przywalić, to przywali. Ten Gustaw z kolei - westchnął ciężko - on z pewnością nie zawaha się przywalić. Ja pomyślałbym na twoim miejscu o którymś z nich. A teraz wybacz, muszę już iść.

Odsunął jej włosy za odrośnięte ucho i pocałował delikatnie.

- No idź. Chociaż tracisz ostatnie chwile, gdy masz opcję mi rozkazywania. Wiesz. Jako szczeniakowi. - Żeńka uśmiechnęła się kącikiem ust - Chłopa…- zaczęła ale uznała, że to nie jest ważne.
Chłopaki byli strażnikami caernu.
Nie będzie ich ciągać ze sobą.
Z resztą… jeśli miała znowu stanąć oko w oko - myśl ją rozbawiła - z Pieśnią Udręki, to lepiej żeby była sama.
Nie odsunęła się od Jarka.
- No idź, skoro musisz. - cmoknęła kącik jego ust.
- Muszę - powiedział nie puszczając jej i nie odsuwając się nawet o krok. - Michał czeka.
- No to idź - wilkołaczka ściszyła głos do prowokującego szeptu i odruchowo wsunęła palce we włosy Jarka.
Pocałował ją kolejny raz. Mocno. Namiętnie. Jego dłoń z pleców zsunęła się na jeden z pośladków dziewczyny i ścisnęła go lekko. Druga nadal przyciskała jej niemal nagie ciało do jego skórzanej kurtki.

Wtulona w ramiona Zaara Żenia dopiero teraz zajarzyła, że Jarek świetnie całował. Zatraciła się w nim.

***


Kolejnego dnia też padało. Jak Żenia się dowiedziała była to pora deszczowa. Podobno najgorszy moment, żeby wybrać się do puszczy amazońskiej. Zaar z Michałem byli wcześnie rano i czekali na wypis. Galiard w międzyczasie powiedział, że wszyscy pracownicy są krewniakami. Znajdują tu zatrudnienie w zamian za pomoc w toczącej się wojnie. Pentex działa na północy Brazylii i dąży do degradacji części lasu. Co dodatkowo zaognia międzynarodowa sytuacja polityczna i kilka wyjątkowo nie trafionych wypowiedzi polityków. “Amazonia jest własnością całego świata, to płuca ziemi”. Tak mawiał któryś z prezydentów USA, co spotkało się z ostrą reakcja ambasady. Zaar jak się pochwalił miał udziały w jednej z firm prowadzących kontrolowaną wycinkę. Tłumaczył, że dzięki układowi z Brazylijczykami udało im się zażegnać zagrywkę podobną jaką przeprowadzono w Polsce z modyfikowanym kornikiem. Jednak sporo drzew trzeba tak czy inaczej wyciąć.

Gdy wyszli na zewnątrz okazało się, że pora deszczowa jest naprawdę nieprzyjemna. Wsiedli do Jeepa w którym czekał na nich rosły Brazylijczyk. Kazał tytułowac się Mark i mówił łamanym angielskim. Michał zajął miejsce obok kierowcy, a Zaar usiadł z tyłu obok dziewczyny. Poprzedniego dnia musiał nieźle się nagimnastyować, żeby wymyślić dlaczego tak długo zeszło mu gdy był jedynie zanieść ubrania Żenii.

Zanim opuścili miasto jechali w ciszy. Za miastem droga była nieutwardzona, przez co prędkość Jeepa znacznie spadła. Ledwie radził sobie z rozmoknięta ziemią.

- Myślisz, że da mi poprowadzić? - dziewczyna szepnęła ku jednookiemu - Może się nauczę jakichś trików na przyszłość.
- Nie mamy czasu w taką pogodę wyciągać auta z błota - odpowiedział Zaar.

Po jakiś czterech godzinach nudnej i monotonnej jazdy auto zatrzymało się w miejscu kompletnie nie wyróżniającym się od mijanych przez ostatnie godziny krzaków i drzew. Ich kierowca założył kapelusz i wysiadł. Zaar nie czekał na zaproszenie i ruszył w ślad za gospodarzem. Po chwili ruszyli przez las wycinając ścieżkę wielkimi nożami. Nawet Żenia dostała jeden, choć jak Michał szła za dwoma mężczyznami z przodu i nie musiała nim wcale machać.

- Hm tą samą drogą nas przywieźliście tutaj? - ciekawość z powodu obecnej sytuacji przerwana była jedynie wydłużonymi krokami jakie Żeńka musiała stawiać by przekraczać zieloność. - Musiało być nieco uciążliwe.

- Było bardzo uciążliwe - odpowiedział Michał. - Ale nie było innego sposobu. Tyle tylko, że mieliśmy terenową ciężarówkę, żeby wszystkich pomieścić. Ale tak, karczowanie tego badziewia w tym deszczu to próba sił prawie taka, jak walka o caern.

- Ale pomyśl sobie, że Twój biceps po takiej akcji będzie taki szeroki jak moja talia. - zaśmiała się cicho brunetka.
Zaśmiał się głośno.

Szli jeszcze kilkadziesiąt minut zanim dotarli na ukwieconą polanę z wodospadem. Miejsce było przepiękne. Byli tu już zebrani jacyś mężczyźni i kobiety. Wszyscy ich pozdrawiali. Zaar też kłaniał im się z wdzięcznością. Rytuał był już prawie gotowy. Musieli jeszcze przejści oczyszczenie. Tak jak w Poznaniu, tak i tutaj było to rytualne okadzenie ziołami i kilka słów w lokalnym języku.

Latynoska w przepasce biodrowej i z odkrytymi piersiami zaprosiła ich bliżej wodospadu. Jak się okazało mieli przejść przez ścianę wody od strony jaskini. W zasadzie mieli skoczyć, co wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny.

- Skakanie mi wchodzi w krew - mruknęła do Michała - To będzie część treningu też?
Jej uśmiech się poszerzył.
- No bo nie wiadomo kiedy może się co przydać.

Pierwszy skoczył Zaar… i zniknął. Michał tylko skinął głową na dziewczynę.

***


Gdy skoczyła świat na moment się rozmył. Poczuła przejście przez zasłonę, po czym znalazła się na czymś wyglądającym jak asfaltowa droga w ciemności. Przy czym asfalt był pokryty szarym pyłem.

- Oki. Stąd drałujemy na piechotę - podsumował Michał, który pojawił się tuż za nimi. Żeńka bezczelnie wskoczyła mu na plecy. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, czy skakała też tam Dimitriemu?

- No chyba sobie żartujesz? - powiedział i puścił się biegiem. Zaar prychnął pod nosem i potruchtał za nimi.

Po kilkunastu minutach Michał dyszał już dośc ciężko, ale nie dawał za wygraną. Zamiast tego przyspieszył. Zaar za to zmienił się w poczochranego wilka i biegł obok.

Bondar zaśmiewała się do łez z głupawki.

Przygryzała język by nie zawołać “wiśta wio”. Była pewna, że jej nowe pośladki mocno by się obtłukły.
- Dajesz, Michał! Dajesz! - rzuciła rozbawione spojrzenie na Zaara biegnącego obok. - Dasz radę!!!

Michał wydarł się na całe gardło i zaczął zmieniać formę z dziewczyną na plecach. Po chwili niósł ją nie brunet, a wielki czarny Crinos. Zniknęło też dyszenie.

Żeńka trzymała się bestii jedną ręką. Drugą niczym generał wskazywała Michałowi drogę. Od czasu do czasu odwracała się by spojrzeć na Zaara.
Bawiła się wyśmienicie.

Po chwili most się skończył. Dla Michała akurat w czas. Dla Żenii zdecydowanie zbyt wcześnie. Bestia zatrzymała się. Zaar przybrał znowu ludzką formę i postąpił kilka kroków na przód. Rozmył się w powietrzu.

- Byłeś zajebisty, Michał! - Żeńka zadarła głowę by spojrzeć na wielkiego Strażnika Caernu rozpromienionym wzrokiem. - Idziemy?

Michał kiwnął głową i wskazał ręką, żeby Żenia szła przodem. Posłuchała.

Wyszła na całkiem znanej polanie. Dziwnie czystej. Dziwnie spokojnej. Wkoło stała Zapalniczka, Zaar i Czarny. Czekali na nich. Kawałek dalej stał Gustaw, który wypytywał o coś Zaara. Gdy tylko ją dojrzał to niemal się rzucił w jej kierunku. Jednak Zaar go przytrzymał. Tylko dzięki temu Czarny mógł spokojnie zabrać głos.
- Witaj w domu. Zdążyłaś akurat na druga część rytuału. Stańcie prosze tam.

Brunetka poczuła się nieco dziwnie nie na miejscu, po pompatycznym wstępie Ogórka.
Uśmiechnęła się do Gutka w drodze na wskazane przez Alfę miejsce.
 
corax jest offline