Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2018, 15:04   #123
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Strzelanie było szybsze, wprawdzie kule nie zabijały wampira, jednak osłabiały oraz powstrzymywały, jakby nie było, uderzenie stanowiło walnięcie kawałkiem metalu. Mogło przewrócić, właściwie dobre trafienie przewracało oraz mogło sprawić, iż dawało się użyć szabli.
- Najpierw strzelanie, potem szable. Wiecie, gdzie ciąć. Jessie, najpierw ty idziesz, ja za tobą parę metrów. Przepraszam moment - posmarował swoje ubranie jakimś błockiem, którego w porcie było pełno. Nie miało miłego zapachu, za to cudownie tłumiło inne. Poza tobą Jessie, proszę, aby reszta uczyniła podobnie. Charlie, prowadzisz resztę. Jeśli będzie sam Tarquin, proszę, nie wchodźcie mu pod jego mocarną rękę. Lepiej się już wycofać oraz przeżyć. Jessie, wiem, że jesteś jego daleka potomkinią. Ciebie proszę, żebyś po prostu uczyniła, co się da, czyli nie atakuj go nawet, jeśli nie chcesz, nie możesz, czujesz, że nie powinnaś. Wyeliminuj ghuli, aczkolwiek pozostaw któregoś, żeby go później przesłuchać. Mogłabyś uczynić tak, czy wolałabyś stanąć obok. Obiecuję, iż nie zmuszę cię do niczego tam.

Mina Charlie mówiła, że prędzej da się zabić niż pozwoli mu walczyć w pojedynkę z kimkolwiek. Bardzo nieufnie spoglądała też na Jessie. Najwyraźniej słyszała więcej niż tylko instrukcje co do kierunków jazdy.
Dzielnica była mocno zaniedbana. Ulice wypełniał zapach brudu, ryb i pobliskiej rzeki. W okolicy wiele było zaułków i ruinek, w których bez trudu można było się ukryć. W niektórych Gaheris dostrzegał poukrywanych pijaków lub ulicznice, którzy najwyraźniej starali się nie wchodzi w drogę uzbrojonej grupie. Jessie wyglądała nienaturalnie w całym tym otoczeniu. Jej jasne włosy i czysta, wypożyczona od Florence suknia zdawały się być jedynymi barwami w tej szaro-burej okolicy. Szła pewnie, a wampir widział jak bardzo stara się powstrzymywać by nie biec, przez to jej dostojne ruchy wydawały się sztywne i nienaturalne. Po dłuższej chwili podeszli do nabrzeża, na którym już widać było molo z zacumowanymi do niego statkami. Wyglądało na to, że Jessie planuje iść wzdłuż przystani. Problem polegał na tym, że Gaheris i jego towarzysze mogli liczyć w tym momencie tylko na osłonę jaką dawała gęsta niczym mleko, londyńska mgła. Szczęśliwie ograniczała ona jedynie jeden spośród zmysłów. Zarówno Charlotta jak Henry mogli używać wszelkich innych, bardzo dokładnie oraz w tym elemencie były to zmysły typu słuch oraz węch, znacznie lepsze, działające znacznie dalej. Dla każdego, również dla Tarquina, który miałby większą szansę właśnie bez mgły. Mógłby się bowiem ukryć obserwując teren. Tymczasem mgła dawała równość.
- Jessie - Gaheris podszedł do niej. - Pozostawimy cię na odległość kilkunastu kroków. Jeśli poczujesz bliskość, powiedz słowo “port”, jeśli pojawi ci sie przed oczyma, przywitaj Tarquina. Jeśli dostrzeżesz innych przy nim użyj słowo “mgła”. Reszta bez zmian. Szczerze powodzenia.
Wampirzyca zerknęła na niego, chwilę rozważając jego słowa. W końcu przytaknęła i ruszyła przodem, już dużo bardziej żwawym tempem.

Musieli być bardziej ostrożni tutaj. Dlatego właśnie wampir musiał być przy ghulach dysponując najlepszymi receptorami. Jeśli była to pułapka, wspólna walka stanowiła jedyną szansę, jeśli zaś nie, dzięki Akceleracji mógł błyskawicznie pojawić się przy tamtych osobach.
O tym, że Jessie weszła na molo przekonał się, słysząc jak jej bute w pantofle nogi uderzyły o drewniane deski. Teraz dziwną ciszę, wypełnioną trzeszczeniem lin i żagli, raz po raz przerywał stukot damskich obcasów. Gdzieś z przodu usłyszał jej głos.
- Znów ten port… - W głosie Jessie pojawiła się szczera rezygnacja.

Gaheris skinął na swoich. Czyli zaczynało się. Wszyscy musieli się przygotować, bez względu, czy była to zasadzka, czy nie, czy też próba jakaś? Jego przepełnione potęgą Nadwrażliwości zmysły łowiły wszystkie niuanse drgań powietrza. Wiedział, czego szukać, wiedział też, że jego jakąś przewagą było to, iż tamten mógł tego nie wiedzieć. Oczywiście pewnie był ostrożny, jednak ostrożność polegająca na sprawdzaniu otoczenia mimo wszystko jest nieco wolniejsza, niźli badanie konkretnych bodźców. Przykro było mu co do Jessie. Wyczuwał kiepski nastrój. Pewnie wolałaby, iżby Tarquin okazał się tak wspaniały, jak właśnie myślała. Jednak tak czy siak, pozbycie się drania było lepsze dla niej niźli właściwie usługiwanie.
Im bardziej wyostrzał zmysły tym więcej do niego docierało. Jego własne kroki wydawały się niemal ogłuszać, choć tak naprawdę były tylko niewyraźnym dźwiękiem pośród odgłosów portu. Słyszał oddechy i bicie serc podążających za nim ghuli. Byli spokojni. Podobnie jak ci drudzy. Bo byli ci drudzy. Trzepotanie ich serc wyróżniało się na tle szumu fal… kilkanaście osób.
- Witaj Panie. - Głos Jessie niemal go ogłuszył. - Potworną mamy dziś mgłę, czyż nie?
- Owszem.
- Gaheris poczuł jak krew ścina mu się w żyłach. Nigdy nie spodziewał się, że ponownie usłyszy ten głos. - Co tak długo moja droga? I co to za strój?

Uniósł kciuk dając znak, później Akceleracja na maksa oraz do ataku. Bezgłowy Tarquin nie mógł być bardzo niebezpieczny. Czyli wybrał wspaniały oręż Boyla, nie zaś ogniowy pistolet. Gdy tylko przedarł się przez mgłę zobaczył go. Tarquina stojącego na łodzi. Wokół był tuzin jego ludzi, a tuż przed samym wampirem Jessie, zwrócona plecami do Gaherisa. Dorwać głowę, będzie mały problem z resztą. Tarquin był niebezpieczny, ale bez głowy też wiele nie zdziałałbym, resztą zaś musieli się zająć Charlotta z resztą ghuli Boyla oraz ewentualnie Jessie.
Ostrze wcięło się gładko w miękkie ciało. Gaheris zobaczył przed sobą uśmiechniętą smutno twarz Jessie. Wampirzyca osłoniła Tarquina najwyraźniej czując co planuje Torreador. Widział jak jej usta układają się w nieme “przepraszam” nim zmieniła się w popiół, odsłaniając stojącego za nią Tarquina. Stary Ventrue uśmiechnął się szyderczo i chwycił dłoń Gaherisa, unieruchamiając ją w stalowym uścisku. Ale druga dłoń chwyciła gwizdek oraz wystrzeliła prosto w podłą klatę Ventrue.
- Hasta la vista, baby - powiedział zdanie, które gdzieś usłyszał oraz bardzo mu się spodobało. Mówiąc jednak te słowa dwie łzy spłynęły po jego policzkach. Jessie miała swoje za kołnierzem, jednak przede wszystkim miała wielkiego pecha mając takiego pradziadka. Kto wie, gdyby przemienił ją ktoś należący do innej linii, mogła być bardzo przyzwoitym wampirem.
Ramię Tarquina odrzuciło w bok, wampir jednak użył Gaherisa jak kotwy zaciskając mocniej dłoń na jego prawym przegubie. Ashmore poczuł jak kości pod tym stalowym chwytem ustępują i trzaskają pękając. W boku jego przeciwnika pojawiła się wyrwa, odsłaniając mięśnie i kości, jednak ventrue od razu zaczął ją zasklepiać.Obok twarzy Gaherisa przeleciał pocisk, delikatnie raniąc go w ucho. Na szczęście zaraz po nim pojawiła się salwa zza jego pleców wymierzona w ghule Tarquina.

Wredny łajdak jedną dłonią trzymał rękę Gaherisa miażdżąc ją. Przez usta rycerza przebiegł oczywiście skurcz bólu, jednak Tarquin także dostał, co więcej, drugą dłoń miał nieużyteczną, bowiem bez połowy barku siłą rzeczy ruszać nią nie mógł. Rycerz zaś jak najbardziej. Tarquin był bardzo silny, jednak szybkość to domena Toreadorów. Akceleracja musiała pomóc ponownie. Po prostu rycerz wyjął sprawną dłonią szable ze swojej nieużytecznej, zmiażdżonej przy przegubie ręki oraz trzasnął prosto ku odsłoniętej szyi Tarquina. Prosty cios, bowiem jedną ręką trzymając przegub przeciwnika,mając drugą bez barku fizycznie nie mógł się niczym zasłonić. Oczywiście mógł puścić rękę oraz zasłonić się nią, ale wtedy pewnie by ją stracił. Bez dwóch rąk, przynajmniej przez chwilę, zanim nie zaleczyłby rany, chyba nawet Tarquin byłby mniej groźny.
Niestety stary Ventrue jak zwykle nie chciał współpracować. Gdy tylko Gaheris płynnym ruchem przerzucił szablę z jednej ręki do drugiej Tarquin pociągnął go za ranny nadgarstek odskakując w tył. Ruch był powolny, niemal ospały, ale wystarczył. Ból w ranie wywołany przemieszczeniem pogruchotanych kości i niewielkie odsunięcie, sprawiły że ostrze zamiast po szyi przesunęło się po klatce piersiowej przeciwnika Gaherisa. Rana była poważna, ale nie śmiertelna. Dystans, który pojawił się między nimi sprawił, że zarówno w Tarquina jak i w Torreadora, trafiły kule. W Ventrue w brzuch, sprawiając że ten puścił ranną rękę Ashmora, a samego Gaherisa w nogę, powodując że się na niej zachwiał. Z tyłu dotarł do niego okrzyk przerażenia Charlotty i jęki ghuli. Została jedna druga noga. Póki co, dzięki tej ranie Tarquina Gaheris mógł zrealizować swój pomysł. Po prostu nie chrzanić się, wybił się ze zdrowej nogi pakując mu sztychem broń w kierunku serca. Tamten na piersi miał już potężną ranę wszak, więc przyładować było łatwiej. Ostrze zanurzyło się w klatce piersiowej Tarquina, nim jednak sięgnęło czegokolwiek, Vetrue chwycił je obiema dłońmi, zatrzymując.

- Po moim trupie staruszku. - Gaheris zobaczył jak ostrze pęka w dłoniach jego przeciwnika, a w ręce torreadora zostaje tylko jego kikut. Poleciały kolejne kule teraz jednak jedynie drasnęły trwających w zwarciu przeciwników. Cudnie, właściwie kiepsko, ale skoro Ventrue łamał otrze, które niewątpliwie jednocześnie ciachało mu dłonie, została jeszcze możliwość taka. 10-centymetrowy kawałek ostrza, który został, bez problemu sięgał serca wampira, tamten zaś miał łapska ponownie zajęte. Więc kolejny sztych! Zaskoczony Tarquin nie zdążył cofnąć rąk przez co ostrze przebiło mu przedramię przygważdżając je do piersi. W oczach Ventrue pojawił się szkarłat, a wraz z nim przyszedł potężny cios w szczękę Gaherisa. Torreadorem rzuciło o pokład łodzi, czuł też że przeciwnik złamał mu kolejną kość. Gaheris zaś nie chrzaniąc się, chociaż sam był zamroczony, jeśli porównać wampirzy stan do jakiejś normy, po prostu zerwał się ile tylko mógł, chwytając jakieś wiosło oraz waląc prosto twardym drewnem przez łeb. Nawet, jeśli miałoby się połamać, nawet lepiej. Kolejny kawałek powinien wejść w klatę tamtego. Oby, bowiem oprócz oplucia zaczynały się rycerzowi kończyć pomysły, zresztą oplucie także byłoby średnio rycerskie. Opanowany kiepskim humorem walił ile tylko miał siły. Tamten nawet jeśli chciałby zablokować, pewnie połamałoby mu jego twarde łapsko.
Wiosło roztrzaskało się na przedramieniu Tarquina nie robiąc mu specjalnej krzywdy. Torreador miał teraz w dłoni coś co mogło być potencjalnym kołkiem. Niestety Ventrue jakoś nie chciał czekać, aż jego przeciwnik zrobi użytek z tego typu przedmiotu i bez skrupułów wyrwał z przedramienia, resztkę szabli. Trzymając w dłoni kilku centymetrowy kikut przygotował się na atak Ashmora. Tylko że Gaheris uruchomił Akcelerację. Musiał więc być szybszy. Dużo szybszy! Uderzył kołkiem ciesząc się, iż wcześniej przeciwnik wyrwał sobie ową szablę z klaty. Po pierwsze zaangażował się w to, więc nie mógł za bardzo robić czegoś innego, groźniejszego, po wtóre, cóż, dzięki temu wyrwaniu kawałka szabli oraz uwolnieniu dłoni, otwarła się rana na klacie, zaś przyszpilona ręka nie utrudniała rycerzowi uderzenia kawałkiem wiosła. Oczywiście przeciwnik był potężny, silniejszy, ale też trochę wolniejszy. Podobno niektórzy potrafią przyjąć na siebie cios, żeby związać broń przeciwnika. Plan rycerza opierał się jednak na wyprzedzeniu oponenta. Korzystając z Akceleracji Gaheris planował: uderzenie w klatę kołkiem wiosłowym wkładając całą swoją siłę. Tarquin pochwycił kij, cios jednak miał taki impet, że drzewiec lekko zanurzył się w ciele Ventrue, spychając go w stronę krawędzi łodzi. Przeciwnik Gaherisa nie czekał jednak aż Ashmore poprawi cios i zamachnął się kikutem ostrza w stronę Torreadora, zaś ten nadstawił mu ramię dość specjalnym sposobem, postanawiając przyblokować ostrze. Kikut raczej nie mógł przeciąć, ale mógł wbić. Bolesne jednak do jakiegoś wytrzymania. Sytuacja wydawała się straszliwie nieciekawa. Stojąc na brzegu łodzi łajdak mógł uciec. Tarquin ściskał kołek, właściwie był na tyle silny, iż mógł chyba drewno zmiażdżyć. Jednocześnie drugą ręką atakował rycerza. Można było się więc siłować z tamtym, co nie miało sensu, albo puścić rękę, co też nie miało sensu, bowiem wtedy pozostawałby się tamtemu kołek do ataku.

Pozostawało jednak założyć, iż zadałoby się oponentowi taki cios, żeby był groźniejszy nawet od jakiegokolwiek pomyślanego ataku. Łajdak atakował swoją prawą ręką owym kawałkiem klingi. Czyli cios rycerza lewą ręką prosto w oczy tamtego powinien przynajmniej zablokować cios prawą owego przeciwnika. Ponadto uderzenie prosto w oczy nawet dla wampira stanowi coś bardzo niemiłego. Przeto była szansa, iż przeciwnik przez chwilę choćby odruchowo skupi się na obronie głowy. Wtedy planował rycerz drugą ręką dopchnięcie kołka. Wyglądało na to, że Tarquin gotów był poświęcić jedno oko dla sprawy, bo mimo iż Gaheris boleśnie ranił jego twarz, rozcinając powiekę, Ventrue wykonał swój atak. Ashmore poczuł jak kikut ostrza zanurza się w jego piersi! Na szczęście Tarquin musiał chybić serca bo mimo potwornego bólu i głodu który pojawił się w oka mgnieniu, Torreador był przytomny i zdolny do dalszej walki.
- Aaa! - ryknął wściekły na samego siebie, że przeciwnikowi udało się ominąć dłoń. Ponadto bolałoooo, ale tamten nie miał oka. Teraz pozostawało drugie. Ale nie mógł tego uczynić, bowiem jak widać, przeciwnik przenikał jego obronę bez większych problemów. Po prostu dziabnąłby kolejny raz i koniec. Tym bardziej, że zamiast oka rozciął powiekę, czyli boleśnie, kompletnie jednak niegroźnie dla ogólnego stanu rycerza. Nie miał kołka, albo raczej jego kołek dalej był lekko wbity oraz blokowany. Kurde. Rzucił się na plecy pociągając ze sobą Tarquina. Jeśli ten upadnie na niego, kołek tępym ostrzem oprze się na klacie Gaherisa, zaś ciężar przeciwnika dokona reszty oraz sam się nadzieje jakoś. Ponadto ruch byłby niespodziewanie. Jak cię ktoś próbuje uderzać, czyli napierać, pozwól mu na to oraz jeszcze pociągnij. Właśnie taki manewr zastosować postanowił.
Plan zadziałał! Zaskoczony Tarquin poleciał na Gaherisa, jego ciężar sprawił że drzewiec wbił się boleśnie w pierś Torreadora jednocześnie jednak zanurzył się w piersi jego przeciwnika. Stało się jednak coś czego Ashmore nie zaplanował. Ostrze zsunęło się przy szamotaninie i potworny ból w przebitym sercu wypełnił świat rycerza. Tracąc zmysły zobaczył tylko jak i wzrok Tarquina odpływa.
 
Aiko jest offline