Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2018, 15:23   #40
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Elaine i kicia odzyskują siły

Czarodziejka przyglądała się kocurowi ze szczerą troską. Seign wyglądał trochę jakby mu ktoś dosypał pieprzu do karmy. Człowiekowi zawsze można było dać kielona po takim nieplanowanym wypadzie, ale kotu… Co właściwie jadł czarodziej zamknięty w ciele futrzaka? Dobra, to nie było teraz istotne. Przykucnęła naprzeciwko Seigna.
- Dasz radę iść kiciu, czy cię zanieść? - Zachowywała niewielki dystans na wypadek gdyby kocur postanowił jednak odreagować na niej cały ten wypad. - Powinniśmy się lekko sprężyć, bo pewnie czeka nas co nieco tłumaczenia, zarówno Morganie jak i Dantemu.
Oferta zaniesienia na miejsce docelowe wystarczyła, aby udobruchać kota. Choć nadal odrobinę się dąsał - głównie dlatego, że udawanie wielce obrażonego i granie na poczuciu winy Elaine wciąż jeszcze mogło mu zapewnić odrobinę luksusu - to wiedział, że mieli ważniejsze sprawy na głowie niż płakanie nad rozlanym strumieniem czasu. Erm. Mlekiem, znaczy się. Mlekiem. Toteż szczodrze pozwolił wziąć się dziewczynie na ręce. A kiedy byli już przy drzwiach i miał pewność, że towarzyszka podróży tego nie zauważy, pokazał Stolarzowi język. Miał nadzieję, że wbijane w ten sposób szpile pozwolą chłopakowi w końcu wyhodować sobie parę jąder, bo ileż można było ciągnąć ten spiel z sitcomu dla nastolatek? Odrobina asertywności, młody! Postaw się! Spróbuj kopnąć sierściucha w zad! Ujmij dziewczynę swoich marzeń i... - pomyślał Seign, zanim zostawili ucznia Elaine sam na sam z jego posiniaczonym ego. Jak to szło? Kochający ojciec musiał mieć hardą łapę?
Elaine obejrzała się jeszcze przed wyjściem, delikatnie głaszcząc trzymanego na rękach kota.
- Będziesz miał chwilkę by nas gdzieś podwieźć? - Zerknęła na swojego podopiecznego. - Zaraz wrócimy i bym ci wyjaśniła co się dzieje.
- No...da się zrobić… - w głosie Stolarza było dokładnie tyle samo entuzjazmu niż poprzednim razem.

Oboje - i Seign i Elaine - byli już wcześniej w gabinecie Morgany.
I oboje byli dość czujni by nawet za pierwszym razem zauważyć ile pracy zostało włożone by precyzyjnie skonstruować tą misterną mieszankę odprężenia, ciepła i beztroski jaką stwarzało to pomieszczenie. Nawet górskie jezioro za oknem było gładkie, mimo ciepłego wiatru który wiał od uchylonego okna.

Morgana była u siebie - ale bynajmniej nie była w trakcie popołudniowej herbatki. Konsyliarz Strażników Zasłony zastali w pełnych regaliach bojowych - w poszarpanym, burym druidzkim płaszczu, ciężkich trekkingach i z druidzkim kosturem na kolanach. Buzowała magią.

Tak samo jak Sherlock. Brytanopodobny chowaniec był większy niż gdy ostatnio go widzieli - teraz sięgał Elaine do pasa, i znacznie przerastał kocią formę Seigna. Zjeżony, z cichym warczeniem zbliżał się na ugiętych łapach do Seigna.
Elaine mocniej przytuliła do siebie kota.
- Morgano czy coś się stało? - Zerknęła na czarodziejkę nie chcąc na zbyt długo odrywać wzroku od psa. Natomiast sam koci czarokleta powitał tę deklarację czworonożnej wojny dość spokojnie. Wysilił się tylko na mało przekonujące fuknięcie i napuszenie ogona. Prawdę mówiąc, skrycie podkolorował nawet trochę swoją defensywną reakcję, chełpiąc się tym, że Elaine przycisnęła go do piersi w matczynym odruchu. Czy ta zagrywka zakrawała na dziecinadę? Może. Ale dla Seigna była przede wszystkim satysfakcjonującą mieszanką naiwnej, niemal niewinnej w swojej prostocie dekadencji oraz humoru sytuacyjnego. Toteż biedne, zatrwożone kocię wtuliło się w swą panią, chcąc ukryć się przed ogarem z piekieł.

- Agnes i Ash chcieli żeby być w pogotowiu - wyjaśniła Morgana. Zamknęła oczy, jakby się odprężając, a chowaniec zatrzymał się w połowie drogi między nimi. Nie zrobił się ani odrobinę przyjemniejszy, ale przynajmniej nie nacierał dalej.
- Nie byli łaskawi sprecyzować jakim rodzaju pogotowia, o ile sami wiedzieli.

W pomieszczeniu działa silna magia - czujecie to oboje. Aktywne zaklęcia, poza tym co zwykle jest w Konsylium.
- Nie wiem czy to z uwagi na to miałaś być w pogotowiu, ale udało nam się sprawdzić z kim walczą - Elaine już spokojnie podniosła wzrok na Morganę. - Potrzebujemy twojej pomocy, jeśli chcemy ich wesprzeć.
- Ta, przede wszystkim felczerskiej -
dorzucił Seign ze swojego bastionu. Mimo rzekomej powagi całej tej sytuacji, przytulność nowego schronienia powoli brała nad nim górę. Robił się przyjemnie śpiący. Raz prawie nawet ziewnął, ale w porę się opamiętał.
- Walczą? - Morgana drgnęła, jakby zaskoczył ją wystrzał, a mana którą tchnęła w zaklęcie sprawiła, że wraz nią drgnęła cała magiczna aura pomieszczenia.
- Nie, nie walczą, widzę ich - zaprzeczyła z przekonaniem, z siłą którą rzadko ujawniała
- Jeszcze nie dotarli na miejsce...
- Ale dotrą - skontrował sierściuch. - A tam jakiś ubrany na biało weeb z repliką katany za 19.99$ zrobi im z dupy jesień średniowecza - dzisiaj kot nie miał ni czasu ni ochoty na zabawę w seminaria naukowe, toteż przeszedł od razu do rzeczy.
- A w ogóle to siostra niech się otworzy na transmisję mentalno-medialną. Dzięki temu sporo zaoszczędzimy na czasie - zasugerował. Dla Morgany miał jeszcze tyle szacunku, by nie sprzedawać jej pakietów myślowych bez otrzymanego przyzwolenia. Dlaczego? Pewnie przez ten klawy mistyczny pseudonim. Był taki... taki diablo chwytliwy!*
- Ostrzegę ich - niebieskie oczy paliły się wzburzeniem, i ledwie jej spojrzenie natrafiło na brytana, Sherlock z psią lojalnością skinął głową i rzucił się pędem do drzwi.
- To on was tak urządził? - skinęła ponaglająco Seignowi, ciągle nie wstając z fotela. Co mogło być strategiczną decyzją, znając intensywność kotełowatych strumieni świadomości.
A i tak drzwi, które uchyliła, trzymała mocno.
- Bardziej towarzyszące mu zaklęcie. - Elaine delikatnie poluzowała chwyt na kocie, by ten w razie czego mógł.się bez trudu wydostać. - Nie jestem pewna czy to on je rzucił, tak jak nie wiem czy był tam sam. Myślę, że mimo wszystko powinniśmy się tam udać. To, że ich ostrzeżemy nie sprawi, że nie będą zagrożeni. Kot pokiwał przytakująco łepetyną na słowa swojego nosidełka. Przygotowanie zaklęcia nie zajęło mu zbyt długo - w końcu taki sam pakiet informacyjny wypichcił kilka chwil temu dla Stolarza. Teraz po prostu odgrzewał mentalnego kotleta, który nawet nie zdążył jeszcze do końca wystygnąć. Bariery psychiczne oraz jasno przydzielona strefa zrzutu w umyśle Morgany były... interesujące. Rysowały się jako godne wyzwanie, do którego postanowił w niedalekiej przyszłości powrócić. Projekt ten musiał jednak poczekać, nawet jeśli kobieta miałaby okazać się podwójnym agentem pracującym dla bliżej niesprecyzowanej opozycji. Wyciągnięcie tyłków zagrożonych magów znad rozgrzanego paleniska miało teraz priorytet. No i przerobienie weeaboo w bieli na ornament kominkowy. Tego zwyczajnie popuścić nie mógł. Gdybając tak na oddzielnym paśmie pokrytej futrem łepetyny, zakończył przekaz wspomnień.

- Wydaje mi się … że rozumiem - chłodna rozwaga w głosie mówiła że tego, co przesłał jej Seign, nie potraktowała lekko. Otworzyła oczy, i, w pośpiechu krzątając się po pomieszczeniu zaczęła zbierać pozornie losowe przedmioty. Jemiołę. Jajko. Miskę wody.
- Podejdźcie, zrobię co mogę. Spotkaliście tego czarodzieja już wcześniej?
Obwieszeni jemiołą, pomazani jajkiem w celtyckie wzory i przemyci lodowatą wodą, Elaine i Seign poczuli jak ich ciała w ciągu tych kilkudziesięciu sekund wykonały wielodniową pracę - siniaki i inne powierzchowne urazy znikły w pierwszych chwilach, ale i głębsze rany w końcu znikły.

- Nie znam człowieka. - Elaine uśmiechała się mimo powagi całej sytuacji. Wszystkie te zabiegi przypominały odrobinę jej zabawy z dzieciństwa, nawet mycie zimną wodą gdy matka odnajdywała ubrudzoną we wszystko co trafiło się dzieciakom do rąk. - Jesteś wspaniała, a teraz chyba powinniśmy udać się na ponowne spotkanie z naszym magiem.
- Twój kot kupowałby Whiskas... - szepnął markotnie Seign. Starł łapą z pyska uporczywe pozostałości jajka, które, jak na złość, oparły się wodzie. Nie żeby szczególnie potrzebował brać udział w magicznej wersji Emergency Room - kuksańce, które otrzymał były znacznie lżejsze od tych, którymi do niedawna mogła pochwalić się Elaine. Ale sam fakt, że Morgana potraktowała go zaklęciem leczącym był bardzo miły. W takich sytuacjach liczył się przecież gest. Gest oraz nawiązanie więzi sympatycznych, których siłę i ukierunkowanie mógł potem spokojnie zmodyfikować na własny użytek.
- No i popieram pomysł mojego nosidełka. Komu w drogę, temu czas. A jeśli nie czas, to przynajmniej przestrzeń. Mam nawet w rękawie odpowiedni efekt, który pozwoli nam dotrzeć na miejsce wcześniej niż ostatnio. Trzeba tylko znaleźć woźnicę. Er. Stolarza, się znaczy. A, no i przydałaby się ta wcześniej wspomniana izolacja przeciw losowym nieszczęściom...
Tu łypnął sugestywnie na Elaine, poddając pomysł, żeby uraczyła ich jakąś zaporą względem przekleństw tego frajera w bieli. Albo klątw, jak kto woli.
 
Aiko jest offline