Morn nigdy nie miał nic przeciwko odrobinie śniegu, lecz nie ukrywał, że przede wszystkim lubił klimaty umiarkowane - ani za dużo upałów, ani za dużo mrozu. To natomiast, co się działo w Oakhurst, dobitnie świadczyło o tym, że miasto jako takie jest zdecydowanie niegościnne. I ludzie (ze szczególnym uwzględnieniem władz), i pogoda zdecydowanie wołały do przyjezdnych "nie chcemy was tu widzieć!". A Morn z przyjemnością by posłuchał tego wołania, gdyby nie okoliczności. Na przykład zamieć, któe zdecydowanie nie sprzyjała wędrówkom.
No i pozostawała jeszcze Cytadela, kusząca ukrytymi w niej skarbami (jeśli jakieś tam faktycznie były) i nagrodami, jakie można było dostać za odnalezienie paru osób.
A w Cytadeli nie kryło się z pewnością nic gorszego od burmistrza i zgrai jego pomagierów, zwących siebie radnymi.
-
Powinniśmy jak najszybciej ruszyć do tej Cytadeli - powiedział cicho do Tanisa. -
Jak tylko przestanie sypać. A przez te dni, gdy nas zamieć uwięzi pod dachem, pomyślimy, co zrobić z tym potworem terroryzującym okolicę. * * *
Obozowisko lady Diany, gdzie Morn liczył po cichu na jakieś schronienie, przedstawiało sobą obraz nędzy i rozpaczy. Dorośli mężczyźni, a bezradni niczym dzieci. Całkiem jakby po raz pierwszy widzieli śnieg...
-
Niech zabiorą co się da i schronią się w kasztelu - szepnął na ucho Tanisowi. -
Diana niech im towarzyszy i zadba o morale i porządek, by się nie wpakowali w jakieś kłopoty. A my się dowiemy, czy Lea udzieli nam gościny. Jeśli nie, to zaczniemy się martwić.