Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2018, 16:38   #45
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
LUBLIN!
Wreszcie dotarli.
Miasto to było znaczne i ponoć piękne. Wszelako teraz ślady niedawnej napaści odbiły się boleśnie na jego urodzie. Nadal czarne dymy unosiły się nad miastem. A dookoła niego rozbite były obozy uciekinierów.
Bowiem niemalże połowę miasta spaliły pożary. A z części budynków pozostały zgliszcza, nadające się tylko do wyburzenia. Zbliżająca się zaś zima utrudniała odbudowę, tym bardziej że brakowało wszak wykwalifikowanej siły roboczej.
Za to byli Szwedzi. Wojska szwedzkie już tu dotarły. Jeden pułk wojskowy, zajął już strategiczne miejsca wokół i w samym mieście. A i jego dowódca zajął sam ratusz na swą siedzibę. Szwedzi byli bezlitosnymi najeźdźcami i egzekutorami swych praw. Ale miasto teraz tego potrzebowała.
Dyscypliny i porządku który ukróciłby anarchię i rabunki. Aczkolwiek sami Szwedzi nie byli szlachetnymi rycerzami i grabili mieszkańców miasta i osoby mieszkające w obozowisku. Były to ciężkie czasy dla mieszczan.


Klasztor był dobrze znany w mieście, toteż bez problemu kompanija dotarła poprzez wąskie uliczki do jego podwoi. To co zobaczyli nie napawało optymizmem. Brama do niego była wyłamana niedawno i obecnie pospiesznie załatana. Okna świątynne wybite. A okoliczne domostwa spalone. Niewątpliwie klasztor znalazł się też w tej części miasta, której napastnicy oszczędzać nie zamierzali. Kompanija też dobrze sobie zdawała sprawę, że choć braciszkowie byli biedni, to wystroje świątyń już nie… i ci którzy nie bali się boskiej pomsty za profanacje kościołów, lubili je łupić.
Chudy i nerwowy brat furtian, otworzył drzwi dopiero po długim w nie kołataniu i nieufnie przyglądał się przybyszom. Był młodym człowiekiem, który niewątpliwie przeszedł ostatnio zbyt wiele, by być w stanie okazywać chrześcijańską życzliwość.
- Klasztor zamknięty. Pochówki mamy. Przyjdźcie może za dni kilka, albo tygodni.- rzekł cicho nie dbając za bardzo na to z kim rozmawia. Za to gotów szybko zawrzeć wrota na pierwsze oznaki agresji.


- Dotarlim.- skwitował krótko Roch, gdy konie jego i Basi zbliżały się do bram miejskich. Obrońca dziewczyny trzymał się prosto, choć wedle medyka w ogóle nie powinien wstawać z “łoża”. Rana, choć opatrzona, mogłaby się otworzyć znów przy nagłym uderzeniu w jego bok. Lub innego rodzaju wysiłku.
Roch jednak zignorował zalecenia cyrulika i wsiadł na konia. Mrukliwy szlachcic wszak obiecał pomóc szlachciance w dotarciu do miasta. I słowa dotrzymać zamierzał.
I dotrzymał. Szlachcianka widziała mrowie ludzi na przedpolach Lublina i prawdopodobnie kolejne mrowie ludzi w samym mieście. Gdzieś tam był jej brat… ale gdzie? Jak go znaleźć? Jak odnaleźć jedną osobę wśród takiego tłumu? Kogo spytać o niego? Kogo prosić o pomoc?


Kolejna noc… tym razem Tyńcia znalazła się w samej haleczce. Pośród lasu, pełnego paproci. Noc jednak była śliczna, powietrze parne. A poszycie miękkie. Kroki swe Karaimka skierowała w kierunku mgiełki unoszącej się pośród paproci. Tam właśnie Ałtyn znalazła nieduże jeziorko z którego owa mgiełka się unosiła. Spokojne jej lustro nagle zafalowało na środku i wynurzyła się głowa...


… a za nią całe ciało Ludmiły okryte w bardziej skąpą halkę. Mokry materiał lepił się do jej ciała, jak i mokre włosy do jej twarzy.
- Woda jest cieplutka. Chodź…- zamruczała zmysłowo i z lubieżnym uśmiechem. Karaimkę czekała więc intrygująca rozmowa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline