Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2018, 23:36   #77
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Pukanie do drzwi przerwało wieczorny spokój. Zaar niechętnie oderwał się od laptopa i ruszył otworzyć. Powitał go Michał w czarnej bluzie z kapturem z sześciopakiem piwa w dłoni. Zaar go wpuścił i poszli do salonu. Właścicielki mieszkania nie było. Michał nie zadawał pytań. Postawił sześciopak na ławie.
- Fajnie, że wpadłeś. Wreszcie się trochę uspokoiło.
Trzask. Zaar dostał w szczękę z siła młota. Przez moment go zamroczyło. Michał machał dłonią w powietrzu. Jego też zabolało, choć nieporównywalnie mniej.
- O co kurwa…. - powiedział Zaar spluwając krwią.
- Ogarnij się. Jesteś starszy. Jesteś drugi po Czarnym. Masz kontakty, wpływy. Pilnujesz największego zasobu krewniaków w kraju.
- Zazdrościsz mi, że dostałem takiego strzała?
- Nie. Dbam o ciebie.
- Jeśli o ciebie tak dbali rodzice, to musiałeś mieć ciężkie dzieciństwo.
- Myślałeś nad konsekwencjami? Ona jest wielka nadzieją Czarnego. Ty jesteś, lojalną betą. Kto cię zastąpi jak to wyjdzie?

Oczy Zaara rozszerzały się z każdym słowem.
- Skąd wiesz?
- Jarek, to że ktoś ma większe od ciebie mięśnie nie znaczy, że z automatu ma mniejszy mózg. Zniknąłeś na prawie godzinę w szpitalu w Manaus. Zabawne, bo wszystkie formalne kwestie omówiliśmy w piętnaście minut. Trzymaj. Przyłóż do szczęki.

Michał podał mu piwo.
- Co zamierzasz zrobić z tą wiedzą? - zapytał Zaar.
- To co zrobiłem. Mam nadzieję, że skłoniłem do przemyśleń - Michał walnął się na kanapę i zaczął sączyć piwo.

***


Coś się działo. Poruszenie. Nowe Spirale w bazie. Problemy z dowództwem. To był dobry moment na wykonanie jego planu. Mięśnie się napięły. Stalowe klamry puściły. Ramiona były już wolne. Ręce zdarły maskę z ust. Czuł ból gdy wyciągał z tchawicy rurkę do intubacji. W roztworze azotanu srebra pojawiły się pęcherze powietrza, które opuściło jego płuca. Ręce zaś pracowały bez ustanku. Rozrywały bez problemu kolejne okowy. Po chwili rozbijał już polimerową osnowę swojego inkubatora.

Mniej niż minuta. W mniej niż minutę wyrwał się ze swojego więzienia. Kontrolki mrugały. Dzwonił alarm. Nie miał czasu się tym zajmować. Ruszył do wyjścia. Na przeciw niego wbiegli dwaj mężczyźni uzbrojeni w paralizatory. Żałosne. Brakowało mu gniewu. Z żalem wspominał ostatni raz gdy widział księżyc. Jednak to byli zwykli ludzie. A on był usprawnioną syntetycznymi wszczepami maszyną do zabijania. Jeden z mężczyzn dostał w krtań z pięści, drugi z łokcia. Przez chwilę myślał o tym czy zabrać któremuś z nich mundur. Wtedy jego wzrok trafił na drugą komorę stazy, w której był nowy obiekt.

Miał chwilę. Strażnicy nie zdążyli wezwać wsparcia. Procedura dawała im jakieś pięć minut. Uruchomił protokół otwarcia kapsuły i zdzierał ubrania ze strażników. Po chwili ciało chudego mężczyzny wypadło bezwładnie na podłogę. Niedawny więzień podszedł do niego w przyciasnym mundurze strażnika.

- Zabij mnie, proszę! Zabij mnie… - szeptały spierzchłe usta po wyjęciu tuby do intubacji.
Ten którego uratował był w o wiele gorszym stanie niż on sam. Zabicie go było najlepszym co mógł zrobić. Skróciłby cierpienia nowego fomora, a jednocześnie nie spowolnił swojej ucieczki. Dlaczego tego nie zrobił? Zamiast tego zbliżył się do oszołomionego i szepnął swoim niskim głosem:
- Zabieram cię ze sobą. Pomogę ci się zemścić.

Bez wysiłku i z wprawą komandosa przerzucił sobie chudego mężczyznę przez plecy i ruszył do wyjścia.

***


- No i jak pan widzi… - kobieta w czerwieni zagryzła zęby. Nadal nie przywykła. Jej spojrzenie skrzyżowało się z wytatuowaną kobietą. Tamtą wyraźnie śmieszyło jej zakłopotanie.
- Jak wspomniałam mamy tutaj pełne zaplecze do prowadzenia działań rozpoznawczo-bojowych na terenie całego kraju. Kompleks rozciąga się na przestrzeni dziewięciu kilometrów kwadratowych.
- A jak radzicie sobie z delirium? -
Przemówił w końcu niewidomy.
- Nasi ludzie mają specjalne gogle. Poza tym zazwyczaj cele są już ogłuszone granatami.
- A ta słynna Pierwsza Brygada? Podobno skopaliście ostatnio jakąś akcję -
Wtrąciła się wytatuowana.
- Pierwsza Drużyna. Nie, nic nie skopaliśmy. W natarciu brało udział tylko kilku członków Pierwszej. Zresztą w obu wypadkach słabym punktem był wampir, którego zainfekowaliśmy zmorą - kłamała bez zająknięcia.
- Mhm - mruknął niewidomy.

Tymczasem czerwona sukienka poczuła wibracje w telefonie. Przychdzące połączenie alarmowe. Odebrała i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć usłyszała informacje o ucieczce obiektu ZU010.
- Państwo raczą wybaczyć, ale muszę sprawdzić pewną naglącą sytuację. Za chwilę jedna z asystentek się państwem zajmie.
Ruszyła stukając obcasami w kierunku najbliższej windy. Mieli okazję pozyskać trzy Czarne Spirale, a jednak akurat w ten dzień ZU010 musiał spróbować ucieczki. Starała się pochamować emocje.

***


Dziesięciu żołnierzy uzbrojonych w broń automatyczną go otoczyło. Oceniał swoje szanse. Nie miał broni. Lewą ręką trzymał na swojej klatce rękę i nogę niesionego więźnia. Tamten najwyraźniej stracił przytomność. I dobrze, bo ciągłe: „zabij mnie” szeptane do ucha było rozpraszające.

- Mam się poddać, tak? To pomóż mi z nim - powiedział w stronę najbliższego żołnierza. Z łatwością lekko odbił się nogami i wypchnął w powietrze ciało niesionego mężczyzny. Dwaj stojący najbliżej żołnierze chcąc nie chcąc złapali żywy pakunek. Wystarczyło. ZU010 miał już w dłoni jeden z półautomatów. Krótkie salwy. Po trzy naboje. W trzech przeciwników. Strzały w pachwinę. Tuż poniżej kamizelek. Potem szarża. Głowa i ramiona nisko. Trafienie w splot słoneczny całą przeszło stukilogramową masą ciała. Gdy powietrze opuszczało płuca szóstego eliminowanego strażnika on chwytał jego broń. Po chwili serie z karabinów. Cztery lufy rozbłysły jednocześnie. Jednak on miał już swoją tarczę. Tarczę w postaci ogłuszonego strażnika. Teraz, dzięki uprzejmości kolegów już martwego. ZU010 przycelował znad ochłapu mięsa w ludzi z ochrony. Nikt nie uczył ich walki z poważnym zagrożeniem. Spanikowali. Każdy z nich miał dwadzieścia pięć nabojów. Każdy z nich trzymał palec na spuście i nie puszczał. W końcu mają przed sobą wroga. I każdemu z nich amunicja skończyła się niemal równocześnie. To co było potem nosiło znamiona egzekucji. Znów, tak jak jego szkolili. Krótkie serie dla zachowania celności. Głowy strażników pękały jak arbuzy.

Dwóm ostatnim, którzy już prawie wyrwali się spod nieprzytomnego więźnia skręcił karki. Zabrał ich broń i zapasową amunicję. Jeszcze tylko kilka korytarzy i będzie na zewnątrz.

***


Dwadzieścia dwie osoby. Tylu strażników zabił. Dwóch okaleczył, tak, żeby nie mogli go ścigać. Był ranny, ale rany na jego ciele zarastały się same. Nie tak szybko jak robiłyby to w formie bojowej, ale wystarczająco szybko. Nie chciał jeszcze sięgać po tę rezerwę. Nie, zanim nie pojawi się ktoś inny z Pierwszej drużyny.

Wtedy zobaczył ją. Stała wyprostowana w jednej z tych swoich czerwonych sukienek. Rude włosy opadały na ramiona. Nie miała broni, co wcale nie czyniło jej mniej niebezpieczną.
- Stój, odłóż broń. I jego też odłóż.
Poczuł jak opuszcza go wszelka wola walki. Nie wsączała w niego swojej woli… ona czyniła go kompletnie obojętnym. Po co to wszystko robił?
- Muszę ją znaleźć.
- Jej nie ma. Zdradziła. Nie rozumiesz tego?
- To wy nie rozumiecie. Ona… -
wydyszał i opadł na kolano. Niesiony więzień sapnął gdy ramię zabójcy wbiło się mocniej w jego klatkę.
- Ona niczego nie pamięta. Myśli, że jest jedną z nich.
- Przecież załatwiała naszych ludzi. Wielu.
- Sylwia, ona myśli, że jesteśmy wrogami. A co my zrobiliśmy, żeby tak nie myślała? A co ty zrobiłabyś, będąc przyparta do muru?

Kobieta w czerwonej sukience stała i wpatrywała się w wyraźnie słabnącego rozmówcę.
- Teraz to już nie jest ważne. Sprawy zaszły za daleko.
Uciekinier puścił niesionego więźnia. Z lewego kącika ust zaczęła mu ściekać ślina. Nie tylko nie miał ochoty dalej uciekać. Stracił chęć do życia. Jego oczy były mętne gdy zobaczył w nich ciemne ostrze przebijające czerwoną sukienkę. To co działo się dalej rejestrował jak przez mgłę. Dwa wielkie czarne wilkołaki rzuciły się na Sylwię. Jeden miał miejscami zgolone futro, żeby dobrze było widać tatuaże. Drugi, ten walczący ostrzem, miał przepaskę na oczach.

Sylwia nie sprzedała tanio skóry. Wczepiła się dłońmi w tego wytatuowanego. Po chwili jej rana zniknęła, a na brzuchu czarnego Crinosa pojawił się identyczny otwór. A potem się rozrastał. Jednak ślepy nie pozostawał bierny. Zamachnął się ostrzem, które w jego formie bojowej wyglądało jak długi nóż. Wbił się w ramię kobiety. Ta jednak tylko spojrzała na niego. Jej oczy zapłonęły blaskiem, a ślepy zaczął się cofać. I wtedy wstała ciężko ranna wytatuowana. Rzuciła się z kłami i pazurami na kobietę, której czerwona suknia była teraz poplamiona krwią i poszarpana. Cały ciężar walczących wyrwał drzwi szybu windy. ZU010 zastanawiał się przez moment co robił tam szyb windy. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że był on celem jego podróży. Ślepiec podszedł zdyszany do dwójki uciekinierów.
- Wstawaj, zmywamy się - powiedział melodyjnym głosem.
- Dlaczego? Dlaczego nam pomagasz? - wyszeptał zdziwiony ZU010.
- Jest taki jeden smok, któremu zależy, żebyś tu nie kiblował.
- Smok… -
powtórzył to słowo, jakby pierwszy raz w życiu je słyszał.

***


Dochodziła dwudziesta gdy pociąg zatrzymywał się na stacji Wrocław Główny. Żenia nie miała telefonu. Nie miała w zasadzie wiele poza swoim nieśmiertelnym plecakiem. Nie zdziwiło jej, gdy ledwo po tym jak wysiadła zlokalizował ją wysoki blondyn z krótko przyciętą brodą.
- Żenia Bondar, prawda? Marek Walach - wyciągnął dłoń na przywitanie. W jego ruchach było coś, co kojarzyło się z Burakiem. Żenię przeszedł dreszcz.
- Podobno mamy cię tylko na dobę, więc nie ma co tracić czasu. Zapraszam.
Z Dworca wyjeżdżali srebrnym audi.
- Wiem co cię dziwi. Dlaczego siedzimy pod waszym nosem, skoro nasze tereny są sześćset kilometrów stąd. Niestety, też nie jest mi to na rękę. Zwłoki znaleźli we Wrocławiu. Koleś zadzwonił do Czarnego. Ten wasz cudotwórca Zaar zorganizował chłodnię i szybką analizę DNA. Okazało się, że to jeden z naszych. Marcin Bystroń.

Zajechali na wielki parking na którym stało kilka TIRów. Marek zaprosił gestem Żenię do jednej z naczep. Dziewczyna od razu poczuła spadek temperatury. Z jej ust unosiła się para. Walach sięgnął do jednego z wieszaków i podał dziewczynie nieco za dużą, ale ciepłą kurtkę.

- Zwłoki przeleżały nieco na świeżym powietrzu, więc chcąc zapobiec dalszemu rozkładowi mamy je teraz w chłodni.

Na środku ciężarówki, między grubą folią kojarzącą się z rzeźnią, a agregatami chłodniczymi stało łóżko transportowe, jak te szpitalne. Na nim leżał ochłap mięsa. Dziewczyna w pierwszej chwili nie kojarzyła go sobie z człowiekiem. Był cały czerwony i nie miał twarzy. Dopiero po przejściu pierwszego szoku zauważyła, że na tym ciele nie ma skóry. To dlatego wyglądało tak nieludzko.

W uszach brzmiał jej własny głos mówiący: “A tego Tancerza niby jak rozpoznał?”. Cóż, teraz ona też miała przesłanki, żeby domniemywać kim mógł być morderca.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 30-05-2018 o 20:59.
Mi Raaz jest offline