| Mili przez chwile rozmawiała jeszcze z Andersonem gdy jednak dostrzegła, że Mr. Caine zbiera się on do wyjścia zaczęła się skwapliwie żegnać z gospodarzem, w ten sposób że dziwnym trafem wyszła ze szpitalnej sali jednocześnie z J.A.Caine. Uśmiechnęła się do niego smutno, po czym powiedziała
- Wszystkim z nas byłoby łatwiej gdyby nie ten nieszczęsny wypadek papy - westchnęła - wiadomo już coś na jego temat?
Kochała ojca ale śmierć jego zanim mogła położyć ręce na funduszu powierniczym zdeponowanym przez matkę była naprawdę w najgorszym możliwym momencie. Utknęła z tą kobietą i bez papy… Szybko wzięła się jednak w garść i kontynuowała już żwawym głosem.
- ale jak mówi święta księga, Pan nie nakłada na nas większych ciężarów, niż te które unieść możemy.
- To prawda. Ten wypadek jest wielce niefortunny.- odparł z ciepłym uśmiechem James przyglądając się młodej i ślicznej spadkobierczyni. - Obawiam się że policja może przedłużyć śledztwo. I to bez konkretnych powodów.
- Przedłużyć śledztwo? Czy wiadomo już coś o śmierci papy? Jak długo będa trwały wyjasnienia? - jej głos się załamał delikatnie prawie niewyczuwalnie - Przyznam się, że to co się teraz dzieje nie śniło mi się nawet w najstraszniejszym koszmarze.
- Na razie to, że jest powiązana z innym zgonem. I to rodzi komplikacje, tym bardziej że detektyw który się zajmuje tą sprawą jest…- przez oblicze Caine’a przemknął cień zniechęcania. Uśmiechnął się ciepło i dodał.-... przydzielony do sprawy detektyw jest wielce skrupulatny i uparty jak osioł. Oznacza to jednak, że choć zbada pewnie sprawę do ostatniego źdźbła trawy pod butem, to niestety… skrupulatność oznacza też długie trwanie samego procesu śledczego.
- Skrupulatność jest to chwalebna cecha charakteru, podobnie jak upór w dobrej sprawie. Naprawdę zależy mi na tym, aby sprawa ta została dobrze wyjaśniona i żeby tato miał godny pochówek. Myślę, że jak długo uda się pogodzić te dwie wartości to nie będę narzekać. Zastanawiam się jeszcze co z naszymi kosztami życia.. Deana nie ma własnego majątku, ja dostanę środki z funduszu powierniczego założonego przez matkę za kilka miesięcy z czego więc utrzymamy dom, jak zapłacimy, służbę, wydatki - wydawało się, że ta myśl właśnie w tej chwili po raz pierwszy zaświtała jej w głowie. Zatrzymała się wpół kroku.
- Nie zapoznałem się jeszcze z dokumentami. Dopiero od niedawna mam do nich dostęp. Przypuszczam jednak że pani ojciec zadbał o te detale. I jego żona ma dostęp przynajmniej do zgromadzonych na koncie pieniędzy, acz może z ograniczeniem co do sumy jaką może naraz wybrać.- próbował ją pocieszyć mężczyzna i zamyślił się. - Może pomówimy o tym przy kawie? Postaram się wtedy wyjaśnić wszystkie pani wątpliwości.
Mili uśmiechnęła się pierwszy raz podczas tego spotkania. Jej oczy rozbłysły wewnętrznym światłem, gdy jej myśli zmieniły bieg, uwielbiała kawę.
- Znam tu jedną kawiarnię, mają nie tylko dobrą kawę ale podają również świetną szarlotkę… - jej słowa były teraz dźwięczne i pełne energii, ot była młoda a młodość zawsze znajdzie sposób aby cieszyć się życiem. James też się uśmiechnął. Był wszak koneserem piękna w każdej postaci. A miał przed sobą piękną młodą kobietę. Przyjemne zakończenie dość ponurej wizyty w szpitalu.
- Tylko pod warunkiem, że ja zapłacę wszystkie rachunki za ten posiłek.- rzekł szarmancko.
Mili się tylko uśmiechnęła uroczo i skinęła głowa w podzienkowaniu. Młoda dziedziczka fortuny była przyzwyczajona do tego, że otaczający ją mężczyźni płacili za nią, a że rozmówca wyglądał całkiem przyjemnie… nie pomyślała o tym, że może to zostać źle odebrane przez otoczenie. Było to dla niej zupełnie naturalne, a wręcz oczywiste.
- Przyznaję że część nazwisk Blackwoodów jest mi obca. Ale też nie byłem tak blisko waszej rodziny jak pan Anderson. Jaka jest twoja opinia o członkach twojej rodziny, jeśli mogę spytać?- zapytał Caine bardziej zainteresowany podtrzymaniem rozmowy z ładną dziedziczką fortuny, niż samą odpowiedzią.
- wstyd przyznać, ale nigdy nie żyliśmy ze sobą blisko, jak prawdziwa rodzina powinna. Maman nie przpepadała, za rodziną papy, uważała ich wręcz za prostaków, z którymi zbyt częsty kontakt mógłby mi zaszkodzić - ja jej twarzy wypłynął delikatny rumieniec, zagryzła dolną wargę w zakłopotaniu. - Nie wiem czy potrafię wiele o nich powiedzieć. Znam tyle tylko na ile zna się obcych ludzi z pozorów.
- Przyznaję, że nie spodziewałem się tylu spadkobierców. Macocha, córka, brat… tyle.- zamyślił się Caine i zatrzymał na moment.- .. i jeszcze… ten zgon.
Uśmiechnął się ciepło do Milli.- Przepraszam, nie powinienem zasmucać panny takimi ponurymi dywagacjami.
- Tak naprawde coś więcej mogłabym powiedzieć jedynie o Deanie, z tym tylko, że sam pan rozumie.. na linii między macochą a pasierbicą zawsze zgrzyta - uśmiechnęła się delikatnie - więc moja opinia w tym zakresie nie będzie zbyt wiarygodna… wydaje się, że kochała papę, ale za każdym razem gdy myślę, jak zmienił się pod jej wpływem, że zginął w samochodzie który kupił dla niej …
- Jeśli poprawi ci to humor, to mogę zapewnić że samochód nie był tu przyczyną śmierci. A raczej kłopoty zdrowotne. Przynajmniej na tę chwilę, to wynika ze śledztwa. - odparł Caine przyglądając się dziewczynie. Po czym przystawił palec do jej ust.- Ale to zachowaj dla siebie. Bo to nieoficjalny wyciek z prowadzonego śledztwa. Coś co nie powinienem ci mówić.
Mili spojrzała na prawnika z czymś na podobieństwo wdzięczności w wielkich kasztanowych oczach, które w tym momencie były zupełnie bezbronne
- Dziękuję - szepnęła - tak ciężko było mi patrzeć na macochę i myśleć, że do tragedi doszło przez ten przeklęty samochód…. ale porozmawiajmy o czymś weselszym - zamrugała powiekami aby się nie rozpłakać.
- Oczywiście, z chęcią zobaczę promienny uśmiech na tak ślicznej twarzyczce.- rzekł adwokat podając ramię dziewczynie. - Lubi pani bardziej jazz czy blues? Który styl muzyczny do pani serca bardziej przemawia?
- Jazz oczywiście - uśmiechnęła się - blues wydaje mi się zbyt ponury jak na tak mroczny dzień, wolałabym jednak aby to pan wybrał miejsce - spojrzała mu w oczy bezbronnymi oczami sarny - nie będzie się ono wtedy prawdopodobnie łączyć z żadnymi wspomnieniami, a to pozwoli nam porozmawiać w spokojniejszej atmosferze…
- Zgoda… ale wtedy musi panienka zgodzić na porwanie. Nie znam bowiem żadnego wartego uwagi przybytku do którego można by było dojść stąd piechotą.- zażartował Caine, gdy wychodzili z budynku i dostrzegali odjeżdżającą macochę.
- Musi się jej bardzo spieszyć. - ocenił sytuację adwokat, obecnie jednak bardziej skupiony na młodej kobiecie obok niego.
- Bardzo chętnie, możemy pojechać moim samochodem ? - zapytała.
- Cóż… jeśli pannie tak odpowiada, kim ja jestem by to odradzać. Z chęcią dam się porwać do panny automobilu.- odparł żartobliwie adwokat.
- W takim razie zapraszam pana do mojego pojazdu - odpowiedziała z uśmiechem prowadząc prawnika prosto do swojego cadillac’a. - uchyli pan rąbka tajemnicy i powie mi gdzie się wybieramy.
- Café Beignet...na Bourbon street. Dość przytulne miejsce.- ...idealne na pierwszą randkę. Acz tego Caine nie powiedział. Był też już zbyt statecznym mężczyzną, by tam chodzić na randki, ale przed Wielką Wojną zapraszał tam młode damy i nie tak młode, acz eleganckie i znudzone żony.
- O jaka urocza nazwa - głos Mili wskazywał na skrywaną radość z odkrywania nowych rzeczy - słyszałam o niej, ale nigdy w niej nie byłam. Jednak jeśli dorównuje swemu mianu, z pewnością spędzimy tam urocze popołudnie.
- Nie była tam panna. Cóż… pewnie nadal jest ona dość tania. I panny liczni adoratorzy nie chcieli być kojarzeni z tanimi przybytkami. Ale kawa jest tam dobra, a atmosfera miła.- wyjaśnił z uśmiechem James, gdy dochodzili do jej samochodu.
Mili ze śmiechem wzruszyła ramionami, nie rozumiała tego problemu. Ona sama nie oceniała rzeczy, przez cenę a jedynie przez radość jaką mogła jej dostarczyć, nie potrafiła więc zrozumieć natury problemu, ot nigdy nie musiała się zastanawiać nad tym ile co kosztuje a jedynie nad tym co wypada a co nie pannie z jej środowiska. Teraz jednak była podekscytowana… Mogła poznać miejsce w którym nigdy nie była… i nie było przy niej nikogo, kto mógłby jej powiedzieć, że to nie wypada. Na myśl o tym, przez moment przed oczami zobaczyła naburmuszoną twarz Miriam, ale szybko zepchnęła ją w głąb umysłu. Jutro gdy Miriam się dowie będzie miała wiele czasu na skruchę. Wsiadła więc do samochodu, klepnęła Jose w ramię i rzuciła w przestrzeń
- Café Beignet
Jose w milczeniu skinął głową. Mili dostrzegła jednak, że w lusterku zlustrował jej towarzysza, po czym zapalił silnik. i ruszyli. Adwokat taktownie udawał, że nie zauważył tej reakcji.
__________________ Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Ostatnio edytowane przez Wisienki : 21-05-2018 o 16:08.
|