Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2018, 07:57   #25
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Mili przez chwile rozmawiała jeszcze z Andersonem gdy jednak dostrzegła, że Mr. Caine zbiera się on do wyjścia zaczęła się skwapliwie żegnać z gospodarzem, w ten sposób że dziwnym trafem wyszła ze szpitalnej sali jednocześnie z J.A.Caine. Uśmiechnęła się do niego smutno, po czym powiedziała

- Wszystkim z nas byłoby łatwiej gdyby nie ten nieszczęsny wypadek papy - westchnęła - wiadomo już coś na jego temat?

Kochała ojca ale śmierć jego zanim mogła położyć ręce na funduszu powierniczym zdeponowanym przez matkę była naprawdę w najgorszym możliwym momencie. Utknęła z tą kobietą i bez papy… Szybko wzięła się jednak w garść i kontynuowała już żwawym głosem.


- ale jak mówi święta księga, Pan nie nakłada na nas większych ciężarów, niż te które unieść możemy.

- To prawda. Ten wypadek jest wielce niefortunny.- odparł z ciepłym uśmiechem James przyglądając się młodej i ślicznej spadkobierczyni. - Obawiam się że policja może przedłużyć śledztwo. I to bez konkretnych powodów.

- Przedłużyć śledztwo? Czy wiadomo już coś o śmierci papy? Jak długo będa trwały wyjasnienia? - jej głos się załamał delikatnie prawie niewyczuwalnie - Przyznam się, że to co się teraz dzieje nie śniło mi się nawet w najstraszniejszym koszmarze.

- Na razie to, że jest powiązana z innym zgonem. I to rodzi komplikacje, tym bardziej że detektyw który się zajmuje tą sprawą jest…- przez oblicze Caine’a przemknął cień zniechęcania. Uśmiechnął się ciepło i dodał.-... przydzielony do sprawy detektyw jest wielce skrupulatny i uparty jak osioł. Oznacza to jednak, że choć zbada pewnie sprawę do ostatniego źdźbła trawy pod butem, to niestety… skrupulatność oznacza też długie trwanie samego procesu śledczego.
- Skrupulatność jest to chwalebna cecha charakteru, podobnie jak upór w dobrej sprawie. Naprawdę zależy mi na tym, aby sprawa ta została dobrze wyjaśniona i żeby tato miał godny pochówek. Myślę, że jak długo uda się pogodzić te dwie wartości to nie będę narzekać. Zastanawiam się jeszcze co z naszymi kosztami życia.. Deana nie ma własnego majątku, ja dostanę środki z funduszu powierniczego założonego przez matkę za kilka miesięcy z czego więc utrzymamy dom, jak zapłacimy, służbę, wydatki - wydawało się, że ta myśl właśnie w tej chwili po raz pierwszy zaświtała jej w głowie. Zatrzymała się wpół kroku.

- Nie zapoznałem się jeszcze z dokumentami. Dopiero od niedawna mam do nich dostęp. Przypuszczam jednak że pani ojciec zadbał o te detale. I jego żona ma dostęp przynajmniej do zgromadzonych na koncie pieniędzy, acz może z ograniczeniem co do sumy jaką może naraz wybrać.- próbował ją pocieszyć mężczyzna i zamyślił się. - Może pomówimy o tym przy kawie? Postaram się wtedy wyjaśnić wszystkie pani wątpliwości.

Mili uśmiechnęła się pierwszy raz podczas tego spotkania. Jej oczy rozbłysły wewnętrznym światłem, gdy jej myśli zmieniły bieg, uwielbiała kawę.

- Znam tu jedną kawiarnię, mają nie tylko dobrą kawę ale podają również świetną szarlotkę… - jej słowa były teraz dźwięczne i pełne energii, ot była młoda a młodość zawsze znajdzie sposób aby cieszyć się życiem. James też się uśmiechnął. Był wszak koneserem piękna w każdej postaci. A miał przed sobą piękną młodą kobietę. Przyjemne zakończenie dość ponurej wizyty w szpitalu.

- Tylko pod warunkiem, że ja zapłacę wszystkie rachunki za ten posiłek.- rzekł szarmancko.

Mili się tylko uśmiechnęła uroczo i skinęła głowa w podzienkowaniu. Młoda dziedziczka fortuny była przyzwyczajona do tego, że otaczający ją mężczyźni płacili za nią, a że rozmówca wyglądał całkiem przyjemnie… nie pomyślała o tym, że może to zostać źle odebrane przez otoczenie. Było to dla niej zupełnie naturalne, a wręcz oczywiste.

- Przyznaję że część nazwisk Blackwoodów jest mi obca. Ale też nie byłem tak blisko waszej rodziny jak pan Anderson. Jaka jest twoja opinia o członkach twojej rodziny, jeśli mogę spytać?- zapytał Caine bardziej zainteresowany podtrzymaniem rozmowy z ładną dziedziczką fortuny, niż samą odpowiedzią.

- wstyd przyznać, ale nigdy nie żyliśmy ze sobą blisko, jak prawdziwa rodzina powinna. Maman nie przpepadała, za rodziną papy, uważała ich wręcz za prostaków, z którymi zbyt częsty kontakt mógłby mi zaszkodzić - ja jej twarzy wypłynął delikatny rumieniec, zagryzła dolną wargę w zakłopotaniu. - Nie wiem czy potrafię wiele o nich powiedzieć. Znam tyle tylko na ile zna się obcych ludzi z pozorów.
- Przyznaję, że nie spodziewałem się tylu spadkobierców. Macocha, córka, brat… tyle.- zamyślił się Caine i zatrzymał na moment.- .. i jeszcze… ten zgon.
Uśmiechnął się ciepło do Milli.- Przepraszam, nie powinienem zasmucać panny takimi ponurymi dywagacjami.

- Tak naprawde coś więcej mogłabym powiedzieć jedynie o Deanie, z tym tylko, że sam pan rozumie.. na linii między macochą a pasierbicą zawsze zgrzyta - uśmiechnęła się delikatnie - więc moja opinia w tym zakresie nie będzie zbyt wiarygodna… wydaje się, że kochała papę, ale za każdym razem gdy myślę, jak zmienił się pod jej wpływem, że zginął w samochodzie który kupił dla niej …

- Jeśli poprawi ci to humor, to mogę zapewnić że samochód nie był tu przyczyną śmierci. A raczej kłopoty zdrowotne. Przynajmniej na tę chwilę, to wynika ze śledztwa. - odparł Caine przyglądając się dziewczynie. Po czym przystawił palec do jej ust.- Ale to zachowaj dla siebie. Bo to nieoficjalny wyciek z prowadzonego śledztwa. Coś co nie powinienem ci mówić.
Mili spojrzała na prawnika z czymś na podobieństwo wdzięczności w wielkich kasztanowych oczach, które w tym momencie były zupełnie bezbronne

- Dziękuję - szepnęła - tak ciężko było mi patrzeć na macochę i myśleć, że do tragedi doszło przez ten przeklęty samochód…. ale porozmawiajmy o czymś weselszym - zamrugała powiekami aby się nie rozpłakać.

- Oczywiście, z chęcią zobaczę promienny uśmiech na tak ślicznej twarzyczce.- rzekł adwokat podając ramię dziewczynie. - Lubi pani bardziej jazz czy blues? Który styl muzyczny do pani serca bardziej przemawia?

- Jazz oczywiście - uśmiechnęła się - blues wydaje mi się zbyt ponury jak na tak mroczny dzień, wolałabym jednak aby to pan wybrał miejsce - spojrzała mu w oczy bezbronnymi oczami sarny - nie będzie się ono wtedy prawdopodobnie łączyć z żadnymi wspomnieniami, a to pozwoli nam porozmawiać w spokojniejszej atmosferze…

- Zgoda… ale wtedy musi panienka zgodzić na porwanie. Nie znam bowiem żadnego wartego uwagi przybytku do którego można by było dojść stąd piechotą.- zażartował Caine, gdy wychodzili z budynku i dostrzegali odjeżdżającą macochę.

- Musi się jej bardzo spieszyć. - ocenił sytuację adwokat, obecnie jednak bardziej skupiony na młodej kobiecie obok niego.

- Bardzo chętnie, możemy pojechać moim samochodem ? - zapytała.

- Cóż… jeśli pannie tak odpowiada, kim ja jestem by to odradzać. Z chęcią dam się porwać do panny automobilu.- odparł żartobliwie adwokat.

- W takim razie zapraszam pana do mojego pojazdu - odpowiedziała z uśmiechem prowadząc prawnika prosto do swojego cadillac’a. - uchyli pan rąbka tajemnicy i powie mi gdzie się wybieramy.

- Café Beignet...na Bourbon street. Dość przytulne miejsce.- ...idealne na pierwszą randkę. Acz tego Caine nie powiedział. Był też już zbyt statecznym mężczyzną, by tam chodzić na randki, ale przed Wielką Wojną zapraszał tam młode damy i nie tak młode, acz eleganckie i znudzone żony.

- O jaka urocza nazwa - głos Mili wskazywał na skrywaną radość z odkrywania nowych rzeczy - słyszałam o niej, ale nigdy w niej nie byłam. Jednak jeśli dorównuje swemu mianu, z pewnością spędzimy tam urocze popołudnie.

- Nie była tam panna. Cóż… pewnie nadal jest ona dość tania. I panny liczni adoratorzy nie chcieli być kojarzeni z tanimi przybytkami. Ale kawa jest tam dobra, a atmosfera miła.- wyjaśnił z uśmiechem James, gdy dochodzili do jej samochodu.

Mili ze śmiechem wzruszyła ramionami, nie rozumiała tego problemu. Ona sama nie oceniała rzeczy, przez cenę a jedynie przez radość jaką mogła jej dostarczyć, nie potrafiła więc zrozumieć natury problemu, ot nigdy nie musiała się zastanawiać nad tym ile co kosztuje a jedynie nad tym co wypada a co nie pannie z jej środowiska. Teraz jednak była podekscytowana… Mogła poznać miejsce w którym nigdy nie była… i nie było przy niej nikogo, kto mógłby jej powiedzieć, że to nie wypada. Na myśl o tym, przez moment przed oczami zobaczyła naburmuszoną twarz Miriam, ale szybko zepchnęła ją w głąb umysłu. Jutro gdy Miriam się dowie będzie miała wiele czasu na skruchę. Wsiadła więc do samochodu, klepnęła Jose w ramię i rzuciła w przestrzeń

- Café Beignet

Jose w milczeniu skinął głową. Mili dostrzegła jednak, że w lusterku zlustrował jej towarzysza, po czym zapalił silnik. i ruszyli. Adwokat taktownie udawał, że nie zauważył tej reakcji.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 21-05-2018 o 16:08.
Wisienki jest offline