Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2018, 10:17   #125
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie uśmiechnęła się tak, że wampir był pewny iż w tej chwili rozkochałaby w sobie dowolnego mężczyznę.
- Jeśli będziesz delikatny bardzo chętnie z tobą poćwiczę. - Pocałowała go, jednocześnie sięgając do guzików jego koszuli i rozpinając pierwszy z nich.
- Ale zaczynamy od tysiąca pocałunków - zastrzegł rycerz, który uwielbiał swoją narzeczoną oraz jej całusy. Jego usta tak samo jak jej, sięgnęły do warg pięknej kobiety oraz zaczęły je delikatnie pieścić swoim dotykiem. Dłonie jego, palce dokładniej, zabrały się za guziczki jej stroju. Owszem, chciał ruszyć tego wieczoru na spacer jeszcze, ucieszyć się wspaniałością ogrodu, spoglądać na gwiazdy, ale wszystkie te rzeczy potem, obecnie koncentrował się na niej, na całowaniu oraz rozbieraniu dziewczyny.
Charlie odpowiadała na pocałunki, a jej zwinne paluszki szybko pozbawiły wampira koszuli. Gdy tylko Gaheris zsunął gorsecik sukni, odkrył że niemal cały tułów ghulicy pokrywa bandaż. Wyraźnie rysował się pod delikatną halką. Wobec widoku takiego trochę się powstrzymał. Za nic nie chciał sprawić jej bólu, szczególnie groźnego dla zdrowia dziewczyny ukochanej. Jednak była to niewątpliwie kwestia ułożenia ciał. Stanowczo nie chciał jej wyginać lub coś podobnego, ale galopada na koniku nie powinna spowodować jakiejś przykrości.
- Miałaś solidną walkę oraz odniosłaś rany pomagając mi. Jesteś piękna oraz odważna, mrr, czy zechciałabyś teraz dosiąść go - wyszeptał pożądliwie.
- Też odniosłeś rany. - Ghulica podniosła się i przyklęknęła tak, że jego męskość znalazła się na wprost jej kwiatu. - Mnie nikt nie pogruchotał kości. - Zdjęła halkę. Spod bandaża wystawały drobne blizny. Jędrne piersi kobiety, ściśnięte były bandażem. - Teraz już naprawdę wszystko ze mną w porządku. - Powoli opada zanurzając w swym wnętrzu jego czubek.
- Mrr - wymruczał doznając napadu przyjemności. - Ach tak, cudownie kochana moja - oddał się jej prowadzeniu. Charlie poczęła energicznie nabijać się na niego, a on uwielbiał ten swobodny tętent na własnym ogierze. Oddawał się rozkoszy uśmiechając się, podczas kiedy jego biodra poruszały się wedle rytmu narzucanego przez namiętną dziewczynę. - Jesteś wspaniała - mówił czując, iż jeszcze chwili, pocznie dochodzić. Dosyć szybko, jak na niego, ale widocznie dwa dni postu od seksu uczyniły swoje.
- Tęskniłam. - Wymruczała, nim jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy, po którym jej wnętrze zacisnęło się na wampirze.
- Jesteś kochana - nagle poczuł skurcz przyjemności, który wystrzelił krwistym pociskiem wewnątrz niej. - Mrr - jego usta wydały mruknięcie pełne przyjemności, po czym opadł. Uwielbiał bliskość ową, jednak choć czuł się zdrowy oraz rześki, przerwa spowodowała ową szybszą potrzebę nasycenia.

Charlie zamarła na nim, oddychając ciężko. Przyglądała się mężczyźnie rozmarzonym wzrokiem.
- Bałam się… bałam się że już się nie obudzisz. - Delikatnie rozwiązała supełek na bandażu i podała jeden koniec wampirowi. - Cieszę się, że jesteś cały i zdrów… chciałbyś mnie rozpakować? - Uśmiechnęła się słodko, a jej biodra zafalowały lekko, poruszając wciąż tkwiącą w niej męskością.
- Wiedz piękna moja, że tak właśnie chciałbym - powoli zaczął odwijać bandaże. Stanowczo jednak uważnie obserwował, czy nie boli jej coś oraz czy nie posiada jakiegoś skaleczenia. - Cieszę się, że jesteś oraz wiesz, tam ufałem tobie, iż jakby co dasz radę wyciągnąć mnie.
- Zrobiłabym to za wszelką cenę.
- Charlie uniosła dłonie by ułatwić mu zadanie i już po chwili spod bandaży wyrwały się dwie nabrzmiałe piersi. Na białej skórze kobiety pozostały jedynie niewielkie ranki w miejscach gdzie trafiły kule, oraz dłuższe tam gdzie były cięcia. Teraz jednak wszystko wydawało się być ślicznie zagojone. - Lekarz Florence dobrze o mnie zadbał.
- Cudownie kochana moja, podobnie czyniłbym
- powiedział oraz uniósł się tuląc ją lekko, bowiem ranka lekka nielekka, ale jednak ranka. Stanowczo konieczna była ostrożność jakaś.
Charlie zaśmiała się cichutko.
- Florence zadbała o to by nawet nie próbował o mnie zadbać, tak jak ty dbasz. - Mrugnęła do niego i przytuliła się mocno. Przysuwając usta do jego ucha. - Do tego odkrył coś, ciekawego.
- Co co co?
- oddał dziewczynie przytulańca. - Czyżby jednak cokolwiek się nie wygoiło? - mocarnie tulił, lecz był bardzo niespokojny. Mogła łatwo dostrzec wspomnianą obawę.
Wargi Charlie przesunęły się po jego uchu.
- Prawie na pewno jestem w ciąży. To jeszcze wcześnie ale Anna podobno je wyczuła.

Rycerz prawie wyskoczył ze swojego łóżka. Dobra, nie prawie. Wyskoczył niczym pasikonik, tyle że póki co na samej pościeli. Wrócił, przytulając się ponownie, później wyskoczył już na podłogę pokoju. Kompletnie zszokowany oraz bardzo ucieszony. Widać było właśnie na jego obliczu te dwie przewalające się ze sobą elementy.
- Naprawdę jesteś … kochana Charlie – widać było, iż brakuje mu słów. Jakby bowiem nie było, dla wampira to coś, czego nie da się opisać prostymi słowami. Wyskoczył uniósł ją oraz nagle trzymając ją w dłoniach niczym księżniczkę zaczął wręcz tańczyć po pokoju. Wprawdzie wyglądało to wszystko nadzwyczaj dziwnie, lecz kompletnie nie mógł się opanować. Tańczył powtarzając imię wspaniałej kobiety.
Charlie śmiała się, dając się nosić po pokoju.
- W związku z tym Florence chciała z tobą porozmawiać. - Odezwała się dopiero gdy emocje odrobinę opadły. - Wydawała się być strasznie poważna, ale chyba może to chwilę zaczekać, prawda? - Ucałowała go gorąco.
- Dokładnie oczywiście tak … - mówił szybko usadzając dziewczynę na fotelu. - Może poczekać. Najpierw pewnie musisz wypocząć, może przynieść ci coś specjalnego, albo chciałabyś coś zjeść wyjątkowego. Może zbyt chłodno ci, albo zbyt gorąco – walił kolejnymi pomysłami.
- Jest idealnie. - Charlie uśmiechnęła się szeroko. - Chcę się chwilę tobą nacieszyć, po tych dwóch dniach, które leżałeś bez życia.
- Tak tak
- przytulił ją. - Wspaniała moja piękna - nagle przestraszył się. - Nie ściskam cię za mocno? - wydawało się, iż mężczyzna doznał klasycznej głupawki dotyczącej znacznej części przyszłych ojców. Charlotta stała się z kobiety dla niego chińską filiżanką. Chyba musiało mu to jakoś powoli przejść.
- Chcę zauważyć, że niedawno dostałam kilka kulek i jakoś to przetrwałam. - Mrugnęła do niego. - Przytulanie nic mi nie zrobi.
- Ale takie delikatne, albo może lepiej głaskać
- chyba większość przyszłych tatusiów tak się zachowywało, albo przynajmniej spora część. Oczywiście przy wampirze pojawiła się kwestia, iż przedtem był przekonany, iż ojcem nie zostanie kiedykolwiek. Przytulił dziewczynę jednak leciutko. - Albo może ci zimno? - skoczył do koca gotowy przynieść. Charlotte pewnikiem czekał trudny okres nadczułej opieki.
- Przed chwilą bardzo mnie rozgrzałeś, jest mi dobrze. - Kobieta uśmiechnęła się obserwując go.
- Wobec tego super. Hm, musimy się zastanowić nad imieniem dla dziecka, hm, trzeba wybrać i chłopięce i dziewczęce, tak, oraz ślub … - widać było rozgorączkowanie wampira.
- Rozmawiałam z Rebecą, pomoże nam i jakby co nic nie stoi na przeszkodzie by zorganizować go w Carlton club. - Charlie odpowiadała obserwując wampira. Zrobiła to, zrobiła wszystko co zaproponował. Gaheris natomiast nie chciał wracać do tej rozmowy. Nie dogadali się wtedy kompletnie, zaś zrobienie: “bo tak chciałeś/aś” to rzecz bardzo niemiła. Tyle, że Charlotta spodziewała się dziecka, więc za grzyba nie można była jej wkurzać, dawać powodów do niepokoju. Wszak chciała zrobić dobrze i faktycznie 99% jej wychodziło, jednak te kwestie ślubne … Szczerze mówiąc ten temat nie wyglądał ciekawie. Obydwoje chcieli ślubu, jednak mieli swoje uwagi. Mniejsza jednak uwagi, istotne wszak, chcą być wspólnie, kochać się, reszta cóż, mniej istotna.
- Dziękuję, że pozałatwiałaś wszystko - powiedział do niej. - Niestety niespecjalnie mogę działać podczas dnia, ale powiedz mi, jak mogę pomóc podczas nocki - starannie ominął szczegóły.
- Mało co załatwiłam. Pogadałam z Robertem i Rebeccą bo byłam tutaj i była ku temu okazja. - Charlie wydawała się w ogóle nie patrzeć na to przez pryzmat ich ostatniej rozmowy. - Większość rzeczy nie jest wybrana, no i musimy ustalić listę gości. Chciałabym byśmy też wspólnie wybrali kościół, myślę że zrozumiałe będzie że odwiedzimy kilka po zmroku, w sumie oboje pracujemy i w dzień nie mamy na to czasu. - Uśmiechnęła się i pogładziła delikatnie po podbrzuszu.
- Tak, tylko ty musisz teraz wiele wypoczywać, spać, nie wiem zresztą co - rozejrzał się, jakby oczekiwał wsparcia od stojących krzeseł. - Jednak tak, masz rację, musimy jak najszybciej się pobrać. Raz że chcemy, co jest najważniejsze, jednak także dwa, ażeby nasze dziecko, no żeby nie przyszło na świat zaraz po naszym ślubie. Charlotto najsłodsza moja, ukochana najdroższa wspaniała piękna - ponownie ją przytulił. - Hm, lista gości, hm, nikogo nie znam, poza no wiesz kim.
- To całkiem sporo osób.
- Kobieta ucałowała go delikatnie. - Ja znam też niewiele, ale udamy się na to przyjęcie, zobaczymy kogo “wypada” zaprosić. Co ty na to?
- Ooo, świetny pomysł.
- Siedziałam obok ciebie gdy… gdy byłeś zakołkowany. Strasznie źle się czułam z tym, że nasza ostatnia rozmowa wyglądała tak jak wyglądała.
- Teraz już bez skrupułów gładziła się po brzuchu. - Gdybym tam ciebie straciła. - Potrząsnęła głową. - Po prostu chcę by nasze rozmowy wyglądały inaczej i się postaram, dobrze?
- Też tak wolę. Właściwie chcemy tego samego, tylko czasem się to rozbija, ale proszę, nie rozmawiajmy na ten temat. Biorąc pod uwagę bank najlepiej chyba byłoby, żeby przyjęcie było odpowiednio huczne, takie które podkreśli prestiż oraz zachęci innych do współpracy z instytucją banku. Jak myślisz? Bowiem osobiście wolałbym niewielkie, ale chyba trzeba wykorzystać możliwość
- zastanawiał się głośno dosyć.
- Możemy zrobić tak jak podczas opery. Duże przyjęcie, ale z takim tajnym, dla najbliższych. W Carltonie pewnie znajdą się dobre sale. Tym bardziej, że przy 300 osobach, które pewnie powinniśmy zaprosić, łatwo będzie zniknąć.
- No właśnie, goście, kogo? Carltonem zarządza Robert. Może on oraz Elżbieta potrafiliby wskazać, kogo wybrać, jakich bywalców etc. Oraz mam pewien pomysł, można puścić informację, iż będzie to wesele, na którym warto być. Wtedy ludzie z towarzystwa oraz biznesu sami chętnie chcieliby zdobyć zaproszenie. Trzebaby jedynie sprytnie to jakoś zorganizować. Hm, nie wiem czy to dobre pomysły, bowiem nie znam tak tej wiktoriańskiej rzeczywistości, jak myślisz?
- Na pewno powinieneś się zapoznać z co ważniejszymi członkami klubu i ich zaprosić, to często bardzo bogaci i wpływowi ludzie. Ja mogę wysłać zaproszenia do lordów, u których uczyłam, do tego klienci, dyrektorzy i właściciele banków.
- Charlie zaśmiała się cichutko. - Trochę się może tego uzbiera. - Spojrzała na wampira radosnym wzrokiem. - A główną atrakcją na pewno będziesz ty. Nie wiem co się stało ale już wcześniej ciężko było oderwać od ciebie wzrok, a teraz…. Panie będą zachwycone i będą mnie nienawidzić. Zajęłam najlepszą partię w Londynie. - Dodała z dumą w głosie.
- Chyba ja - poprawił ją. - Charlotto, jesteś piękna, bogata, mądra, odważna. Każda z tych cech wystarczyłaby, żeby się ustawiały do ciebie kolejki gentlemanów, od bogatych przemysłowców do ścisłej arystokracji. Sama wiesz, że osobiście nie dysponuję żadnym majątkiem, zaś moje herby, tytuły to kwestia przeszłości odległej. Dlatego wiesz, jeśli panie będą spoglądać na mnie, to pewnie panowie na ciebie właśnie.
- Cóż… będziemy musieli im pokazać jak bardzo nie mają szans.
- Charlie oparła się o fotel i rozchyliła nogi, na których widać było stróżki wymieszanej z wampirzą krwią kobiecej wilgoci. - Wiem, że to nie przystoi, ale najchętniej pokazałabym temu towarzystwu jak bardzo namiętną parą jesteśmy. - Zaśmiała się, a jej piersi zafalowały. - To będzie piękne wesele.
Pocałował namiętnie kobietę.
- Co do pewnych szaleństw, będziemy musieli nieco zaczekać. Ale … wiesz nic nie poradzę, iż lubię takie towarzystwo. Owszem, często zaklamane oraz drętwe, jednak wychowałem się w takim właśnie. Ponadto wydaje mi się, że draństwa tam jest tyle samo, co gdzie indziej. Martwię się także sobą, bowiem pewnie gazety napiszą na temat ślubu. Jeśli ktokolwiek pojedzie do Szkocji, nie odkryje jakiegokolwiek nazwiska Ashmore.
- Hm… istnieje cień szansy, że odkryje, nie jest nas mało. Ważne by jeśli ktoś taki tam jest wiedział o tobie.
- Charlie przyglądała się mu uważnie, przesuwając łydkami po jego biodrach. - Do ślubu na pewno mamy miesiąc lub dwa. Szybciej nad tym nie zapanujemy. Miesiąc nim gazety napiszą zapowiedzi o wydarzeniu i ludzie zaczną pytać o nas. Chyba będziemy musieli powalczyć byś do tej pory zaistniał w naszej wiktoriańskiej rzeczywistości. - Nagle uśmiechnęła się odrobinę diabelsko. - I pytanie ile chcemy tym ugrać.
- Odpowiedź na to pytanie jest prosta: ile tylko się da. Jesteśmy ambitni moja droga. Dokładnie tak jak powinno być, jeśli tylko ambicja nie przesłania przyzwoitości. Dlatego wyciśnijmy wspomniane wydarzenie niczym cytrynę. Tylko jak to uczynić?

- W Londynie jest kilku herbownych o dużym znaczeniu dla całego kraju, jeśli oni coś uznają to tak jest. Wierzę, że jesteśmy stworzyć ci rodowód szlachecki, a raczej… - Jej uśmiech poszerzył się. - Stworzyć linię genealogiczną Gaherisa. Problem jest w tym, że będzie trzeba się udać do szkocji i kilka osób przekonać do naszych racji, przerobić kilka dokumentów. Pytanie czy chcemy się tego podjąć?
- Oczywiście że tak. Charlotto, mam większe prawa do tronu Zjednoczonego Królestwa niźli królowa Wiktoria. Uściślając, bardzo dużo większe. Tylko co to ma za znaczenie? Jesteśmy gdzie jesteśmy, pomajstrujemy przy tym oraz sprawimy, że wszystko zagra. Czyli pytanie: kiedy ruszamy do Szkocji?
- Dopnijmy sprawy formalne jeśli chodzi o ślub. Pokręć się w okolicy klubu i zobacz kogo warto zaprosić, a ja sprawdzę czy znajdziemy w Szkocji coś na czym można by oprzeć naszą historyjkę. Obawiam się, że nie będziesz mógł być swoim własnym potomkiem w pierwszej linii bo wszyscy herbowi wiedzieliby, że żyje ktoś taki. Ale dwa odskoki w linię żeńską, szczególnie jeśli byłyby to jedyne córki, i czysto teoretycznie nadal dziedziczysz tytuł, ale jesteś prawie niewykrywalny.

- Kochanie moje. Moja linia dawno nie istnieje w ludzkim sensie, nie ma co do niej nawet wracać. Mój ojciec Lot z Orkadów oraz mama Morgawse, siostra przyrodnia króla Artura to postaci bardziej legendarne niźli jakiekolwiek tutaj. Dlatego wyobrażam sobie raczej tak, że chętnie znalazłbym jakiegoś podstarzałego arystokratę, który uznałby mnie za syna wprowadzając do swojego domu.
- Tak rzeczywiście może być dużo prościej.
- Charlie ucieszyła się. - To nawet często się zdarza. Lordowie nie mają dzieci z małżeństw więc pod koniec życia adoptują dzieci z nieprawego łoża i oddają im tytuł.
- No oddają w sensie dopuszczają do dziedziczenia, wkurzając dalszych krewnych, choć oczywiście bywa tak, że jedynie główna linia dzierży tytuł. Trzebaby więc znaleźć kogoś takiego.
- Czeka mnie polowanie na podstarzałych arystokratów.
- Charlie zaśmiała się cichutko.
- Rodzin szkockich trochę będzie. Wtedy nawet pasowałoby, że występowałem pod nazwiskiem Ashmore, bowiem teoretyczny arystokrata mógł oczekiwać dyskrecji. Tak, zdecydowanie najlepiej Szkocja, bowiem tam znajdzie się trochę arystokratycznych rodów, które nie udzielają się praktycznie. Od biedy pasowałaby także północna Anglia.
- Fałszywe dokumenty, którymi się posługujesz dają ci rodowód szkocki, myślę że warto ciągnąć to dalej, tym bardziej że na nich oparliśmy twoje akcje w banku.
- Czyli jednocześnie trzeba organizować wesele, dbać o zaproszenia oraz ruszyć do Szkocji? Charlotto, nie chciałbym być źle zrozumiany, ale skoro ruszamy do Szkocji, czy nie wartoby pozostawić kogoś tutaj, kto zająłby się sprawami ślubu?
- To dobry pomysł, tym bardziej że nie powinniśmy się tym zajmować osobiście, a raczej…
- Charlie się zamyśliła. - Bogaci ludzie zawsze to komuś powierzają. Wręcza się co najwyżej zaproszenia osobom bliskim. Koniecznie będziemy musieli kogoś wybrać.
- Ale kogo? Bowiem ten ktoś musi zarówno prowadzić sprawy wesela, jak mieć odpowiednią pozycję. Bowiem inna kwestia stanowią sprawy organizacyjne, ale inną własnie takie choćby udzielanie informacji, odpowiedni wybór gości etc.
- Myślę, że podzielimy odrobinę te rzeczy. Jeśli chodzi o organizację, myślałam o Pannie Dosett. Może brzmi to dziwnie ale wiem, że zostanie pewnie majordomusem gdy już nabędziemy pałac i jak najbardziej zrozumiałe będzie, że to w jej rękach będzie wydawanie poleceń dotyczących spraw organizacyjnych.
- Charlie zamyśliła się. - Jeśli natomiast chodzi o dobór gości… może Robert? Jesteście w tym samym klubie, na zewnątrz nawet może wygląda że się przyjaźnicie, a więc zrozumiałym będzie, że pomaga swemu przyjacielowi. Do tego mógłby spokojnie konsultować rzeczy z Rebeccą czy Florence, a panna Dosett wie kim są i będzie wykonywać ich polecenia.
- Wedle tego co mówiłaś, panna Dosett jest świetna oraz nada się oczywiście. Czyli tak, najpierw rozpoczynamy od nabycia pałacu. Prosimy jednocześnie Roberta, by zajął się gośćmi przy współdziałaniu z Rebecą, Florence, zresztą może nawet jego dama, panna Elisabeth chciałaby pomóc? Wtedy my ruszylibyśmy do Szkocji. Pytanie, czy wystarczy nam na to czasu? Musi wystarczyć, we can!
- powiedział samemu sobie.
- Poradzimy sobie. Co prawda mam zakaz przemęczania się i zbyt dużej ilości biegania… a także milion innych zakazów. - Roześmiała się ponownie, najwyraźniej na wspomnienie jakiejś rozmowy. - Ale mamy wielu życzliwych ludzi, którzy chcą nam pomóc. A teraz… - Rozsiadła się wygodnie na fotelu, eksponując swoją zgrabną sylwetkę. - czy mogłabym prosić o jeszcze jeden raz nim utoniemy w wirze obowiązków?
- Eee, możemy … - widać było, iż Gaheris po prostu jest niepewny co do igraszek ze swoją ukochaną kobietą spodziewającą się upragnionego potomstwa.

- Przed chwilą to robiliśmy - Mrugnęła do niego. - Po za tym… cytuję “gdyby to mogło zaszkodzić dkurwy nie robiłyby niczego innego.
- Ale ja nie wiedziałem … na pewno możemy?
- pominął cytat dotyczący niewiast specjalnej profesji.
- Weług florenca, tak. Malcowi nic nie powinno od tego być.
- Florence chyba wie wiele co do tego właśnie
- przytulił się mocno całując.
Charlie oddała pocałunek, dociskając mężczyznę do siebie i obejmując go nogami.
- Sama miała dziecko, a i jest to częste zjawisko w jej branży. - Przyjrzała się swemu narzeczonemu. - Ja natomiast mam na ciebie straszną ochotę, mój śpiący królewiczu.
Tak się złożyło, że ochota była wzajemna.
- Także pragnę cię w tej chwili posiąść, moja piękna pani – uśmiechnął się do niej namiętnie Gaheris. Mężczyzna obawiał się faktycznie trochę, czy mogą tak się zabawiać podczas stanu Charlie, jednak pożądanie przeważyło.
 
Aiko jest offline