Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2018, 10:53   #26
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Życie na Kubie


Alicja obudziła się z głową na męskiej piersi. Powoli przesunęła dłonią wzdłuż ścieżki ciemnych włosków, od podbrzusza aż po same obojczyki. Zobaczyła jak ciało Evansa porusza się pod jej dotykiem i uśmiechnęła się widząc jak mężczyzna na nią reaguje. Walker był dobrym kochankiem, jednak wczoraj powiedział jej coś co musiało zakończyć jego “erę” w życiu Alicji. Powoli wysunęła się spod męskiego ramienia i nago wyszła na wychodzący na morze balkon. Morska bryza otuliła jej ciało do końca ją rozbudzając.

Wiedziała, że stary dobry Walker kiedyś do czegoś się jej przyda i nie zawiodła się. Evans nawet nie spodziewał się, że podsuwa jej kolejną ofiarę. Daliet jeśli dobrze zapamiętała, choć było to bez znaczenia. Jeśli tak jak wspomniał Evans, zatrzymał się na wybrzeżu, to bez trudu go znajdzie. Bo niby ilu amerykańskich fotografów kręci się teraz po Havanie? Przypomniała sobie, że Walker dał jej zdjęcie zrobione przez fotografa. Zaczęła go szukać, gdzie umieściła to przeklęte małoformatowe zdjęcie. Torebka? Tak. Oto wizytówka pana Daliet.


Tylko jak on miał mieć na imię. Andrew, Artur, Armand. Tego zupełnie nie pamiętała. Ale swoją wizytówkę chyba rozpozna. Chyba, że jest nieudacznikiem, ale w takim razie był jej zbędny. Przekonamy się czy kolejna ofiara nada się do czegoś więcej niż tylko...

Uśmiechnęła się szerzej i rozejrzała po balkonie. Szybko odnalazła swoją zgubę pośród rozrzuconych ubrań. Podniosła swoją sukienkę, którą zrzuciła tu poprzedniego wieczoru. Bielizna może zostać, Walker będzie miał po niej pamiątkę.

Wróciła do sypialni, zakładając przez głowę cienką sukienkę, starając się jednocześnie przytrzymać torebkę, w której ponownie znalazła się wizytówka. Powinna zajrzeć do matki, upewnić się, że zażywa lekarstwa i choć odrobinę śpi. Nie powinna się przemęczać, ale kto jej przemówi do rozsądku? “Howard tu wróci”. Powstrzymałą się by nieprzyjemny grymas nie wypłynał jej na twarz. Nic tylko ten cholerny Blackwood. Zatrzymała się dopiero przy łóżku. Walker wtulił się w poduszkę i z zadowoleniem zaciągał się jej zapachem. Chwilę przyglądała się mężczyźnie z odrobiną satysfakcji. Evans był dobrą zdobyczą. Świadczył o tym rozrost jej garderoby, czuła że mogłaby jeszcze trochę z niego wyciągnąć, ale… uśmiechnęła się. Tak czekała na nią większa rybka. Jednak by ją złowić, potrzebowała teraz tego Daliet. Wsunęła stopy w wysokie szpilki i bez słowa opuściła mieszkanie Evansa.

Ruszyła spacerem w kierunku domu matki. Miała kawałek drogi, ale ani szpilki ani dystans jakoś jej w tej chwili nie przeszkadzały. Lubiła te wczesne godziny, gdy ulice Havany dopiero wypełniały się ludźmi. Mijała rybaków, sprzątaczy, dostawców towarów wszelakich i wszyscy bez wyjątku zerkali w jej stronę. Była dla nich czymś obcym i niedostępnym, bo lubiła sprawiać takie wrażenie wśród ludu. Ludu, który ją wychował, i do którego sama należała. Nieprzyjemna gorycz wypełniła jej usta, przypominając o tym, że jeszcze nie piła porannej kawy. To jednak mogło poczekać, w końcu najlepszą kawę można było dostać w tylko jednym miejscu. U Gabrielle...

Do kawiarni dotarłaby z zamkniętymi oczami, o dowolnej porze dnia i nocy. Wracała tu z tylu miejsc rozrzuconych po całej Havanie, że była tego pewna. Tak jak się spodziewała lokal matki był już otwarty, a stoliki wystawione. Natomiast za kontuarem kręciła się najpiękniejsza kobieta Kuby. Istota, która nigdy nie powinna się tu znaleźć, a co dopiero zostać i czekać na tego idiotę Blackwooda.

Gabrielle jak zwykle uśmiechnięta, obsługiwała jakiegoś starszego mężczyznę, który patrzył na nią jak na Afrodytę wyłaniającą się z morskiej piany. Piwnej piany, która wylewała się z kufla i płynęła po nadgarstku Gabrielle, obsychała na delikatnej skórze. Skrobał coś ołóweczkiem w małym notesiku i uśmiechał się poprawiając, co kilka sekund okulary zsuwające się z nosa. Był to jej stary przyjaciel Gaston, artysta interdyscyplinarny jak zwykł o sobie mawiać. Szkicował dłoń Gabi w swoim notesiku. Gdy postawiła przed nim piwo.
- Piekna jak zawsze. - rzucił komplement wyświechtany jak stary kapelusz, który leżał mu na kolanach. - Dziękuje. Tego mi było trzeba. Gabi nie chciałabyś wrócić do pozowania? - proponował licząc, że piękna właścicielka kawiarni zaszczyci go jeszcze kiedyś wizytą w jego pracowni. Ale Gabi już dawno nie pozowała, tamte lata odeszły w niepamięć. Teraz widząc wchodzącą Alicję powiedziała:
- To jest wybitna modelka. Ja już jestem na to za stara.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło do matki i podeszła do kontuaru. Z jednej strony cieszyła się, że matka odmawia tym wszystkim facetom i pseudo artystom, ale z drugiej… może gdyby w końcu dopuściła do siebie któregoś, zapomniałaby o tym dupku.
- Powinnaś się zgodzić mama, może przespałabyś się w jakiejś seksownej pozie? - Mrugnęła do artysty.
- To jest doskonały pomysł. - Na usta Gastona wypełzł nico lubieżny uśmieszek. - Znam takie jedno piękne miejsce. Gabi będziesz zachwycona. Zawiesimy hamak i odpoczniesz tam sobie godzinkę w cieniu. Widzę że przepracowujesz się w kawiarni. Należy Ci się chwila odpoczynku.
- Dłużej niż chwila. - Alicja przeszła za kontuar i ucałowała matkę. Dopiero po tym podeszła do ekspresu z kawą. Sprawnie nabiła kolbę zmielonym ziarnem i uruchomiła maszynę. Czekając aż filiżankę wypełni czarny nektar, delikatnie bujała biodrami w rytm wydobywającej się z radia muzyki. - Kawiarni nic nie będzie jak zrobisz sobie przerwę po za tym i tak powinnaś wziąć kogoś do pomocy.
- Dobrze kochanie masz rację. - przytaknęła córce uśmiechając się szeroko. - Wezmę pomocnika. Młodego, bo stary Gaston jest chyba za stary. A jak myślisz jaki to powinien być typ mężczyzny?
- Jakiś przystojniak by ściągnął nam trochę kobiecej klienteli, tylko nie leniwy. - Alicja uśmiechnęła się upijając pierwszy łyk kawy. - Choć… z tym może być problem. Mężczyźni z natury są leniwi. To może jednak kobieta?
- Nie - żachnęła się matka. - Jeśli mam kogoś wziąć to będzie to silny facet. Przesuwanie tych stołów to już nie na moje siły. A jak będzie pracował ja będę pić kawę i patrzeć jak się prężą muskuły. A zawsze może robić za kelnerkę. Gdzie jest powiedziane, że tylko kobiety mają podawać do męskiego stołu. Pamiętaj jak Cię wychowałam.
Alicja zaśmiała się cicho.
- Ten chłopak z sąsiedztwa jest w porządku, z resztą pytał cię już kilka razy czy nie potrzebujesz pomocy. Potrafi podnieść co nieco, a i rączki ma sprawne. - Zasłoniła usta filiżanką, by choć odrobinę ukryć uśmiech. Już jakiś czas temu “sprawdziła” umiejętności ich sąsiada o była pewna, że bardzo chętnie zapoznałby z nimi także Gabrielle. - Jest pracowity, a może nawet uda się nauczyć go parzyć kawę.
- Tak wiem. Odmówiłam mu raz, bo wydawał mi się za młody. Ale wpada tu często, zmężniał. Świetny pomysł. Zaufam Ci córuniu. Pewnie długo będzie musiał się uczyć parzyć przyzwoitą kawę. - Gabi ściszyła głos do szeptu. - A myślisz, że umie z uwagą zająć się ziarenkiem dobrze wypalonej kawy.
- Jestem tego niemal pewna mamo. - Alicja mrugnęła do matki, po czym objęła ją w pasie. - Będę musiała dziś wyjść. Czy mogę ci teraz jakoś pomóc?
- Nie. Załatwiaj swoje sprawy. Nie przejmuj się kawiarnią. Przecież ustaliliśmy przed chwilą, że wezmę pomocnika. - Gabi uśmiechnęła się ponownie. - Jak skończysz kawę to przejdę się do niego z propozycją. Nie ma na co czekać. - wyjawiła córce swoje postanowienie.
- Gaston. Przypilnujesz mi kontuaru na pół godzinki to ja zgodzę się przez podobny czas pozować Ci w hamaku.
- Oczywiście - Gaston uśmiechnął się lubieżnie wyobrażając sobie ciało Gabrielle leżące leniwie tylko w obecności jego wzroku.
Alicja ucałowała matkę w policzek i podeszła do starego artysty. Pochyliła się pozwalając by ten mógł zajrzeć w jej głęboki dekolt, po czym delikatnie pogroziła mu palcem.
- Tylko proszę pamiętać mama ma odpocząć.

Zaśmiały się oczy starego artysty na ten niecodzienny widok. Jaka matka, taka córka. Stanął mu w pamięci cytat, który wypowiedział po chwili, aby przykryć zmieszanie i zaskoczenie:
- Człowiek nie może pracować bez odpoczynku, ale odpoczynek bez pracy nie daje zadowolenia. Tak samo jest w miłości. - podsumował Gaston przesuwając kapelusz z kolan w okolice rozporka.
- Myślę, że mama wyrobiła już normę we wszystkich dziedzinach tylko nie w odpoczynku. - Alicja wyprostowała się nie dając po sobie poznać satysfakcji z osiągniętego efektu. - Bądźcie grzeczni.

Dopiła kawę i ruszyła w kierunku zaplecza, całując jeszcze raz po drodze matkę. Powinna o siebie zadbać przed kolejnymi łowami i nic nie nadawało się do tego lepiej niż znajdujące się nad kawiarnią mieszkanko. Przypominało jej kto ją spłodził i przez kogo znajdowały się w takim, a nie innym położeniu. Jak zwykle odłożyła buty na miejsce, do innych par czekających na swój czas i dokładnie złożyła sukienkę, odkładając ją do prania. Nie chcąc by matka się przemęczała, już dawno wypracowała w sobie dziwną formę pedantyzmu, skupiającą się głównie na tym by utrzymać to niewielkie mieszkanko w czystości. Biorąc prysznic zastanawiała się co na siebie założyć. Jakie kobiety może lubić Daliet. Ta ze zdjęcia… była elegancka. Fotograf ujął jej skupione, poważne spojrzenie. Garsonka… garsonka będzie dobra. Zmoczyła włosy, rozprostowując je między palcami. Tak dużo łatwiej będzie upiąć kok, kok z którego zupełnie przypadkiem może wypaść jakieś pasmo. Delikatnie nakręciła na palcu nieco włosów, uśmiechając się szeroko.
 
Aiko jest offline