Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2018, 21:40   #209
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 04:45 h; 1.93 ja do Dagon V

Układ Dagon; 4:45 h po skoku; 1.93 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Prya



Manewr hamowania przebiegał bez zakłóceń. Korweta klasy Ranger IV wytracała prędkość według planu zaprogramowego przez nawigator. Jeśli nie przydarzy się nic co by mogło pokrzyżować te plany to za trochę ponad pół godziny powinni być gotowi do manewru cumowania przy obydwu orbitujących jednostkach. Zostawało zdecydować czy dokować całą korwetę czy posłać uszkodzonego dropshipa który wedle raportów Alex miał rozprutą ładownię więc nie mógł wejść w żadną atmosferę a bez próżniowych skafandrów nie dało się opuścić ładowni. Z drugiej strony sama ładownia też była zdehermetyzowana więc bez szczelnych skafandrów i tak nie dałoby się dostać o dropshipa.

Alternatywą było posłać obydwu albo chociaż jednego z inżynierów aby naprawili mniejsze latadełko ale w tej chwili łączność była tylko z Abe. Rohan z kanonierem ponownie znikli w czarnej dziurze czujników korwety gdy ruszyli szukać Jeana z polecenia Lindy. Abe jednak meldował o kłopotach jakie spotkały go w magazynie skafandrów.



Rufa; seg 11; pokł C; rufowe magazyny; Drake i Rohan



Mały robot zużył resztki energii robiąc za improwizowany jetpack dla dwóch pasażerów. Teraz dryfował w bezwładnie w stanie uśpienia czekając na podładowanie. Póki to nie nastąpi miał wdzięczność i ruchliwość kolejnego dryfującego kawałka złomu.

Nim to jednak się stało inżynier z kanonierem zdążyli przedostać się do zrujnowanej części korwety. Ponownie podróż przez zrujnowane, mroczne pobojowisko pełne dryfującego złomu który w świetle latarek zdawał się wylatywać wprost na załoganta. Było to raczej irracjonalne uczucie bo gdy się nad tym zastanowić to każdy kawałek materii po prostu dryfował sobie w leniwym tempie w przestrzeni. A jednak przytłaczająca wąskie słupy światła latarek i dwóch załogantów ciemność niezbyt sprzyjała racjonalnej analizie. Zwłaszcza jak te małe, stwory mogły się wydać kolejnym dryfującym fragmentem czegoś, widocznego w ostatnim momencie albo w ogóle jeśli zaszło by człowieka tam gdzie nie świecił wąski snop światła z latarki. Okolica nie była zbyt przyjemna ani przyjazna. Właściwie dreszcz przechodził gdy w tej oszukującej zmysły ciemności bez grawitacji człowiek był z wszechmiar utopiony.



Największym przyjacielem w takiej podróży wydawała się latarka. Dzięki niej było cokolwiek widać i można było złapać jakiekolwiek punkty odniesienia do otępiałych zmysłów i umysłów. Dostrzec kontury, napisy, oznaczenia dzięki czemu ta bezkresna zdawałoby się ciemna przestrzeń miała jakieś granice chociaż w snopie światła. Przy okazji też obydwaj załoganci mogli się zorientować gdzie się znajdują. Przebyli kilka segmentów i dokończyli sprawdzanie pokładu C jakie zaczął wcześniej Drake z Lindą. Podróż nie należała do łatwych. Zawaliska, dziury, plątaniny kabli oraz resztek ścian, zablokowane drzwi które czasem udawało się po jakoś otworzyć a czasem były zakleszczone na dobre. Wszystko to sprawiało, że przeszukiwanie ociemniałego pobojowiska było trudne, stresujące i wyczerpujące tak psychicznie jak i fizycznie. Minęli nawet wiązkę energetyczną przeciągniętą między pokładami jaka wypełniała wypalone przez inżyniera dziury w tych pokładach.

Niemniej śladów obecności Jeana na poziomie C nie znaleźli. O ile nie ukrył się w jakiejś szafce, przewodzie wentylacyjnym czy podobnej dziurze co przy jego gabarytach nie było takie łatwe ale nie niemożliwe. Teraz zostało im albo spróbować przeszukać ten pokład jeszcze raz albo zabrać się za następne. Podstawowe drogi mieli dwie, na górę, o nadbudówki w której głównie mieścił się hipernapęd i w której Rohan zaczynał kilka godzin temu swoje manewry z wypalaczem by utorować drogę dla wiązki. Tam zniszczeń było względnie mało, podobnie jak w dziobowych sektorach. I czujniki Alex powinny raczej wykryć jakiegokolwiek załoganta póki miał na sobie kombinezon albo komunikator. No albo na dół. Tam zniszczenia były podobne jak tutaj albo jeszcze większe. A na samym dole, przy maszynowni, realnym zagrożeniem było jeszcze skażenie promieniotwórcze.



Śródokręcie; seg 6; pokł D; magazyn skafandrów; Julia i Abe



- Red jest gdzieś przy tobie. - w słuchawce spec od awaryjnych napraw usłyszał głos kapitana. Przez małe okienko w drzwiach magazynu rzeczywiście dojrzał hełm przestraszonej “Red”. Widocznie prysnęła z magazynu na korytarz zamykając drzwi ale nie dalej.

- To ja polecę po strzelbę! - zaoferowała się szybko Julia i znikła z niewielkiego pola widzenia drzwi. W tym czasie Abe miał inne zmartwienia. Musiał pozostać czujny i uważny, nie mógł się rozpraszać bo jeśli ten stwór tu był to mógł zaatakować w każdej chwili. A środowisko temu nie sprzyjało. Przypięcie się elektromagnesami butów do sufitu poprawiło widoczność nadając pewną stabilizację w obserwacji otoczenia. Ale nadal pełne było ono dryfujących skafandrów, stukających o siebie czy o sufit butli i innych drobiazgów. Wszystko wydawało się chaotycznie poruszać w dość ślamazarnym tempie ale całościowo było to mrowie obiektów które poruszało się w tym samym momencie dezorientując wzrok. Zawsze gdy się skupiał na jakimś elemencie kątem oka albo obok widział kolejny, i kolejny a każdy mógł się okazać atakującym go stworem. Jeśli tu był jakiś stwór.

Abe stał przypięty butami do płaskiej powierzchni sufitu i słuchał cichego szmeru wentylatorów, szelestu ocierających się o siebie albo szafki kombinezonów, cichych stukotów butli zderzających się o siebie albo z czymś. Nawet słyszał cichy syk swojego palnika zamontowanego w kombinezonie. Miał wrażenie, że każdy z tych dźwięków może zamaskować stwora bo mógł być spowodowany przez niego. No albo nie. Julia nie wracała. Nikt przez radio się nie odzywał. Cokolwiek by się nie działo raczej i tak był zdany na siebie.

No i był zdany na siebie bo okazało się, że Julia miała rację i stwór tu był. Abe dostrzegł go dopiero gdy przerośnięty pajęczak z ogonem wskoczył na niego lądując gdzieś na jego biodrze kompletnie go zaskakując. Walka była krótka i brutalna. Abe miał przewagę masy i siły ale stwór był zwinny i szybki. Do tego już był przy człowieku, na nim i owijał się tym długim ogonem wokół niego. Spec od napraw zdołał jednak w końcu chwycić stwora jedną ręką. Ten od razu zrewanżował się mocnym uściskiem jakim oplótł jego ramię swoimi odnóżami. Uścisk był mocny jak za mocno ściśnięte kajdanki czy podobne więzy. Ogon stwora siekł na oślep od napierśnika, przez ramiona i szybę hełmu Wekesy. Na szybie powstawały po każdym takim sieknięciu rysy choć w kombinezonie nie brzęczał alarm o utracie szczelności. Ale dzięki temu Abe zyskał chwilę by przystawić do stworzenia palnik. Efekt był prawie natychmiastowy. Stworzenie odbryzgło od człowieka jak puszczony balonik poruszający się jeszcze chwilę chaotycznym ruchem póki ma namiar powietrza w sobie. Stwór czmychnął gdzieś w odmęty skafandrów i butli znikając człowiekowi z oczu. Człowiek wyszedł z tego starcia jedynie z obolałym ramieniem w jakie przed chwilą się wpijał ten zaskakująco silny stwór. Ale nie wiadomo było w jakim stanie jest stwór, czy już po nim czy jeszcze nie.



Śródokręcie; seg 4; pokł D; medlab; Linda, Nivi i Veronica



Oczyszczenie nadmiaru uszczelniacza jaką chłopaki z maszynowni poczęstowali stwora było zakończone. Co się dało rozpuścić, wypalić, zamrozić to zostało zrobione. Potem można było jeszcze wyciąć ostatnie okruchy uszczelniacza wciąż oblepiające ciało obcego organizmu. I wreszcie na stole badawczym i lekarz i biolog miały przed sobą bezwładny okaz obcego organizmu. Wydawał się bardzo podobny do tego co wcześniej Nivi przyniosła do biolaba a który został spalony przez “Teddy”. Tylko, że ten tutaj nie był spalony.

Organizm był bierny. Skaner Lindy nie wykrywał jakiejś większej aktywności. Jeśli sotosować analogie do ziemskich organizmów to albo rejestrowane procesy były pierwszymi fazami stężenia pośmiertnego i generalnie oznaczało, że organizm jest martwy albo był to jakiś rodzaj życia utajonego. Jakiś rodzaj hibernacji czy anabiozy. Ten wcześniej przeskanowany obiekt jaki wciąż był na twarzy informatyczki był znacznie bardziej aktywny. Tam od razu było widać procesy jakie jednoznacznie kojarzyły się z organizmami żywymi. Zresztą nawet można było podnieść głowę znad stołu operacyjnego by zerknąć przez przezroczyste ściany izolatki i gołym okiem widać było leniwe pulsowanie obcego organizmu.

- To twoja działka. Przeprowadź sekcję. Ustal co dasz radę. - Linda spojrzała na biolog kończąc swój współudział w oczyszczaniu stwora i zostawiając pole do popisu Nivii i jej umiejętnościom. - A ja spróbuję zdjąć to świństwo z Veroniki. - powiedziała odbijając się o stołu operacyjnego i odpływając w stronę izolatki.

Gdzieś w międzyczasie dotarł do nich alarmujący komunikat od Abe. Potrzebował strzelby bo “coś było” w magazynie skafandrów. Ale zgłosiła się do pomocy Julia więc mieli to chyba póki co z głowy. Z Rohanem i Drake odkąd zanurzyli się w rufowe sektory znowu nie było żadnej możliwości komunikacji.



---





Układ Dagon; 04:45 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Śródokręcie; seg IV; Silvia



- Nie, proszę, nie strzelaj. - drzwi otwarły się w końcu i blondwłosa gwiazda holo ujrzała człowieka. A dokładniej jakąś młodą dziewczynę. Ubraną całkiem zwyczajnie. Jak jakaś stewardessa albo jakby pracowała w podobnym usługowym profilu. Ubranie miała jednak pobrudzone jakimiś ciemnymi plamami i w paru miejscach podarte. Dziewczyna wydawała się być całkiem zaskoczona spotkaniem uzbrojonej blondynki bo zatrzymała się w miejscu jak tylko weszła na korytarz. Zatrzymała się i w pokojowym geście uniosła nieco puste dłonie do góry pokazując, że ma je puste. Jedną dłoń też miała poplamioną w jakimś syfie.

- Co tu robisz? Kim jesteś? Nie powinno cię tu być. - dziewczyna zapytała ostrożnie trochę opuszczając puste ręce. Nadal wydawała się być trochę zaskoczona tym niespodziewanym spotkaniem. Wedle plakietki miała na imię Nina. - Ojej! Ty jesteś Silvia De Luca! - oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdziwienia gdy chyba wreszcie rozpoznała kogo spotkała. - Gordon jest twoim wielkim fanem. Wszędzie rozwieszał twoje plakaty i ma chyba wszystkie twoje filmy. - Nina czuła się chyba w obowiązku wyjaśnić co nieco. - Ojej, i przepraszam, nie przedstawiłam się. Jestem Nina, z personelu rekreacyjnego. Jestem tu by sprawić ci przyjemność i zadbać o twój komfort. - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i choć wyglądało na typową formułkę pasującą do personelu rekreacyjnego to dziewczyna miała to widocznie opanowane do perfekcji. Bo aż trudno było nie dać się skusić na tak przyjemnie uśmiechnięte i przyjemną dla oka obsługę. Tylko taka obsługa bardziej pasowała do regularnych liniowców jakimi ludzie pokroju De Luki zwykle podróżowali a do frachtowca niekoniecznie. Ale kto wie? To, że w standardowym frachtowcu nie było w standardzie profesjonalnego personelu rekreacyjnego nie oznaczało, że w tym czy innym nie było. W końcu nie każdy pracodawca i korporacja cisnął po minimalnych płacach i standardzie. A w mniejszych, bardziej rodzinnych firmach gdzie załogi były stałe i zgrane już taka uśmiechnięta profesjonalistka od rekreacji była już nawet całkiem prawdopodobna.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline