Głosy w głowie, wrzaski i śmierć zaledwie rzut beretem od Nwakego, stojącej przy oknie jak kiepska reklama braku perspektyw na życie. Oto karuzela spierdolenia zatoczyła pełne koło, ładując swojego kustosza prosto w delirium.
"Ruszaj Madueke!"
"Podnoś dupę, chyba nie poddasz się na oczach tych wszystkich białasów?!"
"Zostałaś tylko ty, wygrasz!"
"Zacznij grać, działać! Daj widzom dowód że nie jesteś kupą trzęsącego się gówna!"
Łatwo powiedzieć, tak ciężko wykonać. Burza trwała, Murzynka trwała. Na swojej pozycji, przytwierdzona do podłogi niepojętym szaleństwem tuż obok. Na wyciągnięcie ręki.
Wystarczyło wyjść w burzę. Piekielną, tropikalną zawieruchę.
To nie działo się naprawdę… nie mogło. Nie istniały gigantyczne macki, albo inne węże. Albo kurwa co za idiota wpadł na pomysł gotowania jednego z uczestników?!
To musiał wymyślić jakiś zjebany biały samiec alfa z przerostem ego i przykurczem kutasa.
Powoli Nwakego zbierała się w sobie aż wreszcie dała radę się ruszyć.
Jeden krok.
W stronę kuchni.