Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2018, 14:15   #32
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- Jeron, to Lambda, więc musi mieć transponder. - zauważył Marlon

- Danpa, zajmij się unieszkodliwieniem transpondera - wydał szybką komendę Jeron. - Dopóki tego nie zrobisz, będę krążył nad planetą. Kara, gdzie się potem kierujemy? - Obrócił się w fotelu twarzą do rozmówczyni.

-Daj mi pięć... - poprosił Danpa, otwierając po kolei każdą szafkę na statku, strzelając blasterem w zamknięte zamki. Jeżeli uda im się znaleźć kombinezony szturmowców albo innych imperialnych agentów, wyjdą mocno na plus. Nie o to jednak chodziło Danpie. Gdy tylko znalazł apteczkę pierwszej pomocy, usiadł z nią na ławie. - Pomóż mi z tym ktoś. - poprosił, zdejmując swoją kurtkę. - I jemu. - skinął w stronę Wulfa.

Danpa miał ranne ramię, które wymagało dezynfekcji i być może nawet kilku szwów. O dziwo nie miał jednak żadnego doświadczenia w medycynie. Wulf musiał być w dużo gorszym stanie: pierwszej pomocy potrzebował, gdy rozbili się o planetę, a najpierw przez kilka godzin ciągnęli go po jej powierzchni.

- Transponder wyłączę, ale nie przeprogramuję. Nie ogarniam komputerów. - uprzedził Jerona.

- Z kodami mogę spróbować, jeszcze coś pamiętam… raczej… - wciął się starszy z Sarów - Ale musielibyśmy gdzieś wylądować.

- Spróbujmy swojego szczęścia w najbliżej położonym Hyyjuro - powiedziała Kara, która przez chwilę przyglądała się mapie gwiezdnej. - To nie stolica, ale miejmy nadzieję, że znajdziemy tam chociaż dobrą pomoc medyczną.

I unikniemy złapania przez patrol szturmowców, pomyślała Lang, ale już nie dodała tego na głos. Poza tym potrzebowali znaleźć sposób, by dostać się stację TML-474, gdzie Kara miała dokończyć misję, na którą posłany został Wulf.

- Może uda się znaleźć jakąś bezpieczną bazę wypadową - dodała po chwili, po czym wyciągnęła ze swojej torby datapad. - Co prawda łatwiej byłoby w samej stolicy, ale spróbuję uruchomić swoje kontakty, może znajdzie się ktoś mniej lub bardziej zaufany w Hyyjuro. Jeron, Danpa, może wam też uda się kogoś takiego znaleźć?

Danpa przyglądał się dwóm butelkom, nie będąc pewnym która jest dezynfekatorem, a która trucizną na pasożyty. - Nie mam przyjaciół. - ostrzegł, nie wspominając nic o wrogach.

Lambda nie była nowym statkiem, Sarowie stwierdzili to po zaledwie paru minutach lotu. Wiele systemów okazało się mocno zaniedbanymi. Na przykład układ sterowania potrafił reagować ze sporym poślizgiem, Silnik nr 1 działał na poziomie 80% mocy, wentylacja raz się włączała, raz wyłączała. Strach było myśleć o stanie dział i osłon, który pozostawiał niewiadomą do czasu jakiejś potyczki. Statek z pewnością nie przypominał wypucowanych na błysk promów, jakie Marlon niejednokrotnie oglądał w hangarach, gdy wsiadał lub wysiadał ze swojego TIE’a.

Krajobraz pod nimi nie zmieniał się prawie wcale. Przez iluminator wciąż spoglądali na piaski pustyni, poprzecinane gęstą siecią kamieniołomów. Natrafili też na dwa kolejne obozy, w których zapewne koczowali inni szabrownicy, albo jakieś prymitywne plemiona, o ile takowe żyły na tej planecie. Na pierwszy rzut oka obozowiska nie różniły się od tego, które niedawno opuścili.

Danpa niestety musiał sobie radzić sam. Nikt nie wyraził chęci pomocy, ale być może postąpili tak z troski o swojego towarzysza. Dziwnym zrządzeniem losu nikt z nich nie znał się na opatrywaniu ran, nie mówiąc już o poważniejszych zabiegach. Wulf wybierając drużynę najwyraźniej nie łudził się, że ewentualni ranni wyjdą z tego wszystkiego cało. Ironią był z pewnościa fakt, że najciężej rannym został on sam. Umbaranin ograniczył się więc do przemycia i opatrzenia rany. O szyciu musiał zapomnieć i mieć nadzieję, że rana sama się zabliźni. Byłego dowódcy misji nikt nie obejrzał.
Ze znalezionej apteczki skorzystał za to Jayltre, któremu odłamek otarł się o nogę. W jego przypadku szycie nie było konieczne, toteż raz dwa uporał się z problemem. Potem usiadł na jednym z foteli i w zamyśleniu kontynuował resztę podróży. Zbyt gadatliwy nie był również BX, który w obecnej sytuacji nie potrafił znaleźć innego zastosowania dla własnych umiejętności niż pilnowanie więźniów. Ci, związani i posadzeni na podłodze, wiercili się z niewygody, ale żaden się nie odezwał. Droid zastanawiał się kiedy otrzyma rozkaz ich eksterminacji i właściwie dlaczego jeszcze do tego nie doszło?
Po paru minutach Danpa zajął się transponderem. Zadanie okazało się naprawdę niełatwe i Umbaranin musiał się wspiąć na wyżyny swoich umiejętności. Urządzenie było nieźle zabezpieczone przed ewentualnym sabotażystą. Na przykład, aby je wymontować, trzeba było uszkodzić bądź wyłączyć system sterowania. Na szczęście Danpa zdołał ominąć to zabezpieczenie, tak więc nie musieli nigdzie lądować. Po półtorej godziny intensywnej pracy było po wszystkim.

Kara tymczasem przeglądała swój datapad w poszukiwaniu jakichś przydatnych kontaktów, ale czekało ją srogie rozczarowanie. Pomimo zainteresowania Imperium, planeta zdawała się nie przyciągać uwagi nikogo innego. Nie potrafiła nawet skojarzyć któregoś ze znajomych z sektorem, w którym się znajdowali. Wyglądało na to, że trafili na prawdziwe zadupie galaktyki.

- Ugh, szlag by to wszystko trafił! - stwierdziła poirytowanym tonem i prawie cisnęła datapadem o ścianę, ale ostatecznie powstrzymała się z obawy, że cała ta cholerna Lambda się rozpadnie wtedy.

- Musimy niestety radzić sobie sami - powiedziała do pozostałych. - Co za niespodzianka… Ma ktoś jakieś pomysły? Co w ogóle mamy zrobić z nimi? - Kara wskazała na więźniów związanych na podłodze. - Marlon, mogą nam się jakoś przydać? Może uda się wyciągnąć jakieś pomocne informacje od nich?

- Niech sami pokażą, jeśli te imperialne gnidy zrozumieją, że Imperium jest zgniłe i zepsute dając nam jakieś ciekawe informacje, to może nawet ich nie zabije - kompletnie bezpłciowo wyraził swoje zdanie były pilot Marynarki. “Tylko zostawię bezbronnych i praktycznie nagich na pustyni” dodał w myślach. Wiedział, że idee Gerrery trzeba głosić krwią i przemocą, bo tylko tak będzie można zniszczyć Imperium.

- Proszę cię, kochany braciszku, nic już dzisiaj nie mów - odburknął Jeron. - Ja z nimi pogadam. Nie jestem niestabilny psychicznie, ani narwany.

- Ja też nie - odpowiedział mu brat równie bezpłciowo.

- Właśnie udowodniłeś, że jest inaczej. - Młodszy z braci zeskoczył z fotela, zmuszając Marlona do przejęcia pełnej kontroli nad Lambdą. I unieruchamiając go w miejscu, gdyby chciał za nim ruszyć albo samemu przesłuchiwać więźniów. Obrócił się do liderki zespołu: - Kara, pozwolisz na słówko?

Kara spojrzała pytająco na Jerona, po czym bez słowa kiwnęła głową i podeszła do młodszego z braci Sarów. Nie powiedziała nic, postanowiła dać się wypowiedzieć Jeronowi. W końcu to on miał jakąś sprawę.

- Nasi więźniowie mogą wiedzieć sporo - powiedział ściszonym głosem. - Ale z doświadczenia wiem, że torturami i groźbami trudno coś wskórać. Chciałbym ich przesłuchać, wspólnie z tobą, bo twoje metody są bardziej... wyrafinowane od reszty. No i ty tu teraz dowodzisz. - Na koniec dodał jeszcze: - Piloci wiedzą pewnie mniej, ale mają raczej małe morale. Oficer jest uparta, ale ma chyba kogoś bliskiego. Może w armii. Poszukam w systemach statku informacji o tym, zanim zaczniemy, dobrze?
 
Fyrskar jest offline