“To były wyjątkowo imponujące efekty specjalne.”- taka myśl przemknęła przez głowę Davida. Ale szybko znikło. Takie efekty można było uzyskać na filmie, ale na żywo nie. Oni wszak nie byli aktorami w tym przedstawieniu. Ich pozycja była różna. Gdyby to było show, to któryś z nich podejrzałby siłowniki, rury ze sprężonym powietrzem i resztę “magii efektów specjalnych” ukrytych przed kamerą, ale nie przed aktorami.
Ktoś wrzeszczał… Cofać się! Do domu.
Hoff jednak tego nie zrobił. Był przecież
Knight Riderem… kiedyś. Niemalże w innym życiu.
Był Nieustraszonym. I tak się zachował.
Jego oko spoczęło na zestawie do ćwiczeń na świeżym powietrzu. Pognał w jego kierunku, pochwycił za gryf sztangi i ruszył tak uzbrojony w kierunku macki.
Cel miał jeden… przebić ją metalowym prętem na wylot i w ten sposób uwolnić Tornado. Może… może jeszcze żył?
Hasselhoff, podświadomie wiedział że nie, ale nie mógł go tak zostawić. Nie mógł odwrócić się od człowieka w niebezpieczeństwie. Michael Knight by tego nie zrobił, Mitch Buchannon też nie… a choć byli tylko rolami, to David nie zamierzał być gorszy od postaci, które sam wykreował na ekranie.
Wbić pręt w mackę, postarać się uratować Tornado. Zaciągnąć rannego do domu, może opatrzyć?
Hoff był w szoku i nie myślał racjonalnie. Postępował tak jak mu dyktowało serce. Wiedział że po dziabnięciu macki prętem powinien pochwyć kolejny z gryf od sztangi. Tej mniejszej i z nim w dłoniach pognać do domu. Trzeba zebrać ludzi do kupy i naradzić się, ewakuować może? Burza nie potrwa przecież całej nocy, a i prąd może wrócić, a wtedy… cały świat zobaczy to co oni widzieli. Przyleci wojsko i ewakuują ich. Prawda?