Dwaj kapłani weszli do zaułka i nie zwalniając kroku zmierzali w stronę Berwyna. Gdy ten się podniósł i zagaił rozmowę, na twarzy Barthiasa zagościło zaskoczenie, a Caudius w tym samym momencie skoczył w bok, przywierając do ściany. - To on! - krzyknął. - To jeden z tych, co sprowadzili zgubę na Urestesa!
- Co się dzieje? - Barthias był całkowicie zaskoczony. Ukryci po bokach Aeron i Arslan wypatrywali przeciwników, ale nikogo poza dwoma klechami nie było. Przyszli sami. Gdy obaj awanturnicy stwierdzili, że okolica jest czysta, wyszli z ukrycia, co tylko spotęgowało przerażenie Barthiasa. Odwrócił się, żeby uciec, ale drogę blokował mu Makhar.
- Przeklęci heretycy - warknął kapłan. - Chcecie krwi kapłana Mitry do swoich niecnych rytuałów, asurańskie psy? Nie boję się śmierci! Przyjmę ją z godnością i umrę z imieniem mego boga na ustach! A ty bądź po trzykroć przeklęty, zaprzańcu! - krzyknął w stronę Caudiusa i klęknął na środku ulicy, pochylając głowę i pogrążając się w modlitwie.