Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2018, 14:55   #257
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Klara z trudem zasnęła. Nie z powodu ran, czy twardego siennika. Męczyła ją kwestia Eberharda. To i nastawienie Witolda do całej sprawy. Jednak w końcu i na nią przyszedł czas.

Nie było jej jednak dane pospać. Poczuła szturchnięcie ramienia. Ktoś ją budził. Mężczyzna. Czuła silną męską dłoń. I zapach… sosny? Jodły? Jednak dominujący był zapach jakiegoś leśnego zwierzęcia. W pierwszej chwili pomyślała, że to jeleń. Podobnie pachniało truchło jelenia dostarczone przez myśliwych na ucztę u Siemowita. Ale nie… w tym zapachu było coś z psa. Wilk? Czy tak mógł pachnieć wilk? Nigdy nie spotkała tych zwierząt. Jej stan nie pozwalał jej chadzać na polowania. Musiała zaufać instynktom, a coś jej podpowiadalo, że to wilk.
Jasne jak zboże włosy, zafalowały wokół twarzy zakonnicy kiedy gwałtownie odsunęła się pod ścianę, próbując podnieść się z pozycji horyzontalnej do bardziej pionowej.
- Kto… kto tu jest? -Ściśnięte ze strachu gardło ledwo pozwalało mówić. Łomoczące w piersi serce, było głośniejsze od jej szeptu. Ślepe oczy nie widziały nic, ale Klara poruszała głową wokół starając się wyczuć po zapachu jak bardzo blisko niej jest nieznajomy. Wilk.. Eberhard mówił o wilku, a raczej, ten kto mu towarzyszy o nim mówił. Oddech Klary przyspieszył z przestrachu i niewiele brakowało by zaczęła wzywać Witolda i Hugina na pomoc.
Zapach był intensywny. Bardzo intensywny. Nieznajomy był tuż przed nią.
- Ślepa? - usłyszała ciężki chrapliwy głos, a potem to wyczuła. Ta głupia maniera wszystkich, którzy dowiadywali się, że Klara nie widzi. Jakby chcieli udowodnić, że udaje. Każdy, ale to absolutnie każdy próbował poruszać otwartą dłonią przed oczami dziewczyny. Nieznajomy nie był wyjątkiem. Był na wyciągnięcie ręki.
Usłyszała szelest i tłumiony śmiech.
- Jak ślepa ma nam pomóc? Nadia się pomyliła - mówił do siebie pod nosem, a jego mowa kojarzyła się z warczeniem. Warczeniem po polsku.
- Zapomnij, że tu byłem. Śniłaś - powiedział, po czym wyprostował się i ruszył w stronę okna.
Był spory. Z pewnością cięższy od Hugina. Gdy był u niej Witold, to deska pod oknem też nie skrzypiała tak mocno. A nie miał zbroi. Jej szelest z pewnością by rozpoznała. Był boso.
- Zaraz - odezwała się przez ściśnięte gardło - Kim jest Nadia.. Kim Ty jesteś.. Jakiej pomocy potrzebujecie? - niepewne pytania skierowała do nieznajomego jednocześnie wyciągając dłonie w kierunku gdzie słyszała bose stopy na drewnianej podłodze.
Był już zbyt daleko. Jej dłonie zacisnęły się na powietrzu. Jednak to co powiedziała zwróciło uwagę nieznajomego. Słyszała jak przeklął pod nosem, po czym odwrócił się w jej stronę.
- Nie pomożesz nam. Nawet nie jesteś w stanie mnie zobaczyć - powiedział.
- My potrzebujemy wojowników. Szykuje się wojna. Wojna z czymś, czego nie jesteście w stanie pojąć.
- Nie widzę cię… ale widzieć cię nie muszę by wiedzieć o tobie - wyznała, nie do końca samej pojmując dlaczego jeszcze nie zaczęła krzyczeć - Masz postawę wojownika, ale chodzisz boso, nie masz też na sobie zbroi i… i czuć od Ciebie wilkiem nieznajomy. Nie wszystkie wojny wygrywa się siłą - dodała ciszej, wkładając blond włosy za uszy.
- Żadnej wojny nie wygrywa się słabością - powiedział.
- Nie trzeba nam więcej mędrców, mamy Nadię - po tych słowach najwyraźniej wyszedł przez okno. Ale nie słyszała jego kroków na dachu. Nie ruszył w dół. Albo chciał coś jeszcze dodać, albo myślał, czy skoczyć w dół.
- Nadia widocznie miała powód by cię tu skierować nieznajomy - dodała cicho, poprawiając koszulę nocną nerwowym ruchem. Bała się, ale bardzo starała się tego po sobie nie pokazywać.
- Nadia zsyłała sny inkwizytorce. Ostrzeżenia o zagrożeniu. Ale ona zginęła dziś rano w Mogilnie.
Wtedy mężczyzna zdawał się coś usłyszeć. Klara odwróciła się odruchowo w stronę drzwi. Usłyszała, że mężczyzna za oknem skoczył. Do pomieszczenia wszedł Witold. Jego głos był pełen napięcia:
- Klaro, wszytko dobrze? - rzucił szybko, po czym z jego ust wyrwało się ciche: “Eeee”. Był zmieszany widokiem dziewczyny w bieliźnie.
Zakonnica podciągnęła nakrycie, wyczuwając napięcie w pomieszczeniu, spowodowane jej stanem. Wstydliwym ruchem włożyła blond włosy za uszy i pokręciła głową.
- Wszystko jest… - zawahała się, bo właściwie nie było dobrze, kłamstwo, nawet tak niewinne nie przychodziło Klarze łatwo - Ktoś tu był. - powiedziała w końcu nie mogąc okłamać Witolda.
- Eberhard miał rację - powiedział mężczyzna. - Gdzie teraz jest?
Nie mogła tego zobaczyć, ale ton głosu i to jak się poruszał… napięcie w jego ruchach wskazywało, że już trzyma swój buzdygan gotów do walki.
- Nie miał racji.. - powiedziała cicho, bojąc się Witolda w takim stanie - Nic mi nie jest, nic mi nie zrobił i nie miał zamiaru mi zrobić.. Uspokój się. Proszę - ostatnie słowa były ledwo słyszalne, kiedy Klara poruszała głową starając się na słuch rozpoznać gdzie teraz znajduje się młody i Inkwizytor.
Eberhard chyba wyszedł. Nie słyszała go ani na korytarzu, ani tym bardziej w jej sypialni. Witold po dłuższej chwili i podejściu do okna usiadł wreszcie na pojedynczym krześle stojącym w pokoju i zapytał:
- Kim on był?
- Nie wiem - wzruszyła wątłymi ramionami - Chciał pomocy, mówił, że przyjdzie nam walczyć z czymś czego się nie spodziewamy. Był boso i pachniał wilkiem i jodłą.. Lasem - mówiła trochę chaotycznie, dla uspokojenia wciągając wyczuwalną woń jaśminu.
- Dzieją się tu dziwne rzeczy - westchnął - W tym wszystkim jest jeszcze Eberhard. Nie wiem co z nim. Musimy zachować jedność w obliczu większego zagrożenia. Ale czy… - urwał nagle.
Odruchowo całkowicie rozejrzała się, wciągając powietrze nosem, zupełnie jakby ten gest pozwolił jej zobaczyć, co takiego sprawiło, że Witold umilkł nagle. Klara zaniepokoiła się tym zachowaniem, a w obliczu przestrachu Inkwizytora, sama bała się odezwać.
Jaśmin był wszechobecny. Zacierał inne zapachy i tępił jej nadzwyczajne powonienie.
Odważyła się poruszyć, nic nie słysząc.
- Witoldzie? - głos jej zadrżał, zdradzając przestrach.
Wstał i zamknął drzwi na korytarz. Ale nie wyszedł. Jego zapach ją otaczał. Ewidentnie bił się z myślami. Stał bez ruchu, albo przynajmniej nie wykonywał żadnego ruchu, który Klara mogła usłyszeć. Schował broń i usiadł obok niej na sienniku. Sięgnął po jej dłoń i splótł swoje palce wokół jej palców.
- Boję się - wyszeptał - boję się, że ten Eberhard będzie chciał wykorzystać wiedzę o mym aniele. On mi nie ufa. Będzie chcieć nas rozdzielić. Czuję to - przełknął głośno ślinę.
- Myślisz, że powinienem sięgnąć po pomoc anioła i poszukać czegoś na niego, czy raczej powinienem pokazać swą przydatność w Broku?
- Pośpiech w działaniu jest złym doradcą - odpowiedziała cicho, nie chcąc być usłyszaną za drzwiami. Znajome dłonie, twarde od odcisków po dzierżeniu broni uspokoiły ją, ten dotyk był kojący, a w połączeniu z odurzającym zapachem jaśminu był lekiem na strach młodej zakonnicy. Jej młode serce zadrżało tylko, bo choć była z Witoldem blisko, ta sytuacja była dla niej nowa i jej ciało reagowało lekkim poddenerwowaniem.
Słowa młodego Inkwizytora o rozdzieleniu ich sprawiły, że silniej zacisnęła palce na jego dłoni.
- Pokaż mu, że wszystko co robimy, jak ja tak i Ty, robimy w imię Pana. Nie uciekaj się do sztuczek, które stosuje sam Eberhard, to nie godne sługi Świętego Oficjum, to niegodne człowieka światłego i wykonującego wolę Pana. Przekonana jestem Witoldzie, że wolą Pana nie jest nas rozdzielić, potrzebuję cię by podążać w ciemnym dla mnie świecie… - zawahała się, bo właśnie zdała sobie sprawę, że nie ma pewności co ona takiego daje Witoldowi i dlaczego miałby dalej zostać z nią. Pokręciła więc blond głową odganiając myśli nim znów się odezwała - Nie zaprzątaj sobie tym głowy teraz. Musimy skupić się na tym co czeka nas w Broku i na nieznajomym, który postanowił mnie odwiedzić.

Klara oparła się o ścianę, otulona prostym nakryciem i z ciepłymi dłońmi, splecionymi z palcami Witolda. On milczał już, nie mówiąc prawie nic, ona zaś nie chciała przerywać tej ciszy. pozwalała by jej słowa dotarły do młodego Inkwizytora, by je zrozumiał i przyjął do siebie, by wnie w końcu uwierzył. Błądząc po ciemnych ścieżkach swojego umysłu, pomiędzy myślami Klara nawet nie zorientowała się kiedy jej oddech stał się spokojniejszy, a powieki opadły przysłaniając jej jasne, błękitne i ślepe oczy. Zasnęła w niewygodnej pozycji wciąż kurczowo trzymając dłonie Witolda.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 24-05-2018 o 16:00.
Lunatyczka jest offline