Zaza na widok idącego Jace, spięła się nerwowo ale posłała tylko ‘staremu’ spojrzenie. Jego jawną żałosną próbę wkupienia się w łaski chciała mu wylać na głowę ale zanim mogła odpowiedzieć poczuła dłoń Erica na swoim ramieniu. Odwróciła twarz do mężczyzny i chwile mieli jakiś swój pojedynek wzrokowy o dominację, Zaza cicho mruknęła i zwróciła się do Jace.
- Taak, wszystko w porządku… - Nie wiadomo jak orcza krew wpływała na elokwencję ale nawet komplementy czy słowa rozejmu brzmiały jak groźba śmierci. Patrząc mu w prosto w oczy dodała - Przepraszam że chciałam ci wyrwać język.
- Może jeszcze nie wszystko stracone? - Jace odpowiedział z pewnym rozbawieniem. - Może dam Ci kiedyś prawdziwy powód - dodał wciąż stojąc przy stoliku.
Zaza westchnęła w nieokreślony sposób. - Chcesz się dosiąść? - na zdziwienie mężczyzny dodała - zatroszczyłeś się o jedzenie powinieneś mieć pierwszeństwo - wyjaśniła wskazując na talerz z jedzeniem.
- Dziękuję - Mężczyzna przysiadł się częstując przekąską. Nie pasowała do jego wody, ale nie chciał urazić Zazy. Ponownie.
- A więc… Jak się Wam podoba Święto póki co? Strasznie tłoczno w tym roku się zrobiło.
Jace został jakiś czas przy ich stoliku partycypując w małych rozmówkach z resztą zasiadających. Nawet gwałtowna w temperamencie nastolatka wymieniła się z nim uwagami na jakiś temat w uprzejmy sposób.