Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2018, 19:28   #133
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz.

Mark Buffet sam dziwił się sobie, skąd zebrał w sobie tyle spokoju. Gdzieś tam, w głębi siebie, wierzył, że to o widzi jest tylko reżyserią. Szalony, chorym spektaklem dla jeszcze większych popierdzieleńców, niż ci, którzy zgłosili się do programu jako uczestnicy.

Ciągnąc za sobą April popędził z powrotem do domu, byle dalej od basenu i tego, co działo się nad nim.

Nie on jeden wpadł na taki pomysł. Tuż za nim rejterował Frank Moore popychając przed sobą Faith J.Allen . Dziewczyna jednak była nie w ciemię bita. Wrzeszcząc o siekierze przypomniała sobie, że takie narzędzie widziała w skrzynce, w kuchni, tuż obok przejścia, którym podawano im posiłki.Pobiegła, więc tam bez ociągania.

David Hasselhoff odbiegł na chwilę i z ciężkim prętem od sztangi wrócił, by zagrać bohatera. Chyba jako jedyny został nad brzegiem basenu, gdy reszta popędziła z powrotem do domu. Poza Patrickiem White’m, który wściekle miotał leżakami w stronę basenu.

Rhys dał się pociągnąć tłumowi i tak, po chwili, znalazł się z grupą w kuchni.

W DOMU

W domu panował chaos.

Część ludzi wbiegała z dworu i pędziła, jak w amoku, do kuchni. Mark, April, Frank i Faith przebiegli przez hol i znaleźli się w tej grupie. W kuchni trafili na April, która uzbroiła się w kuchni, w nóż i tasak, a potem, korzystając z wyjścia w kuchni (rozsuwanych drzwi prowadzących prosto przed dom, jakieś dwadzieścia metrów od basenu), wybiegła na zewnątrz, w ciemność i ulewę. Nie reagowała na wołania, zresztą nikt jej nie wołał.

Kiedy grupa z dworu znalazła się w kuchni, byli tam już inni. Dixie, Madueke, Jack, Kenneth, „Kurt” – każde uzbrajało się w co tylko się dało. Rożen od grilla, noże, tasaki, patelnie, tłuczki do mięsa, szpikulce do lodu – kuchnia stała się w tym momencie małą zbrojownią. A Faith, rozbijając szybę patelnią, wyciągnęła swoją wypatrzoną, strażacką siekierę.

Kiedy uczestnicy show dozbrajali się w kuchni, Triple Kay, uzbrojony w kij do biliarda, obstawiał schody dając czas innym na działanie. Samotny bohater strzegący bramy. Za jego plecami ludzie biegali w większej lub mniejszej panice, a on stał i obserwował czując, jak wali mu serce i pocą się ręce.

Phil rzucił coś o punkcie ewakuacyjnym, ale nikt go nie słuchał. Jakoś nie widział siebie jako samotnego uciekiniera – na zewnątrz i w deszczu, na ten moment chyba po część instynktownie, trzymał się grupy w kuchni.
Kelly całkowicie się rozsypała. Stała w pokoju i gdyby nie pomoc Alicji Winter, pewnie nigdy by go nie opuściła. Jednak instamodelka wyprowadziła biedną chilriderkę z pokoju, gdzie przez szczeliny w dachu zaczęły przesączać się pierwsze smugi gęstego, ciemnego dymu . Dało się wyraźnie wyczuć swąd spalenizny. Kiedy Alicja wyprowadziła Kelly z sypialni, sufit w sypialni zawalił się z hukiem i trzaskiem. Opuściły pokój w ostatniej chwili.

NAD BASENEM

Patrick ciskał leżakami w bulgoczącą wodę, w dzikim amoku i furii. David Hasselhoff wybrał bardziej bezpośrednie rozwiązanie. Walnął z całej siły mackę, która nadal trzymała ciało Tornada. Były gwiazdor kina akcji poczuł, jakby trafił żelastwem w coś równie stabilnego i twardego, a od siły ciosu zdrętwiały mu ramiona.

Mimo, że atak ten wydawał się żałosny, to jednak dał nieoczekiwany rezultat. Macka wystrzeliła z ciała Tornada, cofnęła się do basenu znikając w gotującej się wodzie. Tornado upadł, a jego ciało drgało na ziemi, miotając się dziko, jak w ataku epilepsji.

Patrick nawet tego nie zauważył ciskając w dzikiej furii kolejnymi leżakami, aż w końcu cały basen został zawalony śmieciami.

David spojrzał na Tornado czując, jak opuszczają go resztki odwagi. Coś działo się z nieszczęsną ofiarą macki. Coś, co przeczyło zdrowemu rozsądkowi, logice i burzyło ostatni bastion opanowania. Tornado pluł dziwnym płynem, gęstym szlamem, kopiąc kafelki, na których wylądował. To co wypływało z jego ust gęstniało, nieruchomiało zmieniając się w coś, co można było nazwać mięsistymi rurami. Do tego coś działo się ze skórą na twarzy chłopaka. Tkanka obumierała, na oczach pojawił się dziwny szary nalot, a przy każdym ruchu włosy wypadały z głowy. Na oczach przerażonego Hasselhoffa Tornado zmieniał się w coś, czego nie dało się już raczej nazwać człowiekiem.

W dziurze w brzuchu Tornado też coś się przewalało, jakby kotłująca się maź. Wydawała się rozlewać pod skórą, pęcznieć, mutować. I w tym ułamku sekundy, w jakimś przebłysku zrodzonego z paniki geniuszu, David zrozumiał, że macka najpierw coś wyssała z ciała chłopaka, by za chwilę wlać do niego coś innego. Coś, co powodowało tę odrażającą i przeraźliwą przemianę.

I wtedy z kotłującej się wody wystrzeliły dwie kolejne macki jednocześnie. Pierwsza – w stronę Patricka, druga - w stronę Davida.

Obaj rzucili się w bok, w ostatniej chwili, lecz zbyt wolno.

Hasselhoff poczuł, jak zaostrzona macka ociera się o niego, zdzierając ubranie i skórę z prawego ramienia. To cholerstwo było piekielnie groźne, pokryte jakimiś wypustkami, jakby cierniami, na tyle ostrymi, że poszarpały ciało. David upadł, czując że ramię spływa krwią.

Patrick zareagował nieco sprawniej. Uniknął ataku rzucając się w tył i przypłacając go jedynie niegroźnym, aczkolwiek bolesnym zadrapaniem na plecach i zniszczonym ubraniem.

A potem obaj – leżący David i stojący Patrick, ujrzeli że macki znów znikają w wodzie, a ta zaczyna się burzyć tak, jakby za chwilę coś miało wynurzyć się z dna.

PRZED DOMEM

Wybiegająca z domu April zobaczyła scenę przy basenie. Miotającego się w ataku padaczki lub śmiertelnych konwulsji Tornado. Atak macek. Zranienie i obalenie Davida. Farciarski unik Patricka. I burzącą się, rozchlapującą wodę.

Wydawało jej się, że przez zawodzenie wiatru i ulewę słyszy jakieś krzyki – dobiegały gdzieś z domu, ale nie z kuchni, którą przed chwilą opuściła.
Mogła kontynuować swoją ucieczkę w stronę bramy prowadzącej na plażę lub w jakiś sposób próbować pomóc mężczyzną nad basenem. Mogła też wrócić do kuchni, gdzie większość uczestników show dozbrajała się, niczym bojownicy kuchennej rewolucji.

Cokolwiek zamierzała czuła, że czas odgrywa kluczową rolę.

Coś było w basenie. Coś potencjalnie śmiertelnie niebezpiecznego.
Szaleństwo nocnego nieba, rozbłyski pośród chmur i to dziwne mechaniczno-organiczne zawodzenie kierowało uwagę w górę.

Cokolwiek było w basenie musiało przybyć z nieba. Tego była już niemal pewna.

W HOLU i NA SCHODACH

Kiedy sufit w pokoju dziewczyn zawalił się z hukiem, w holu znajdowały się tylko cztery osoby. Trzy kobiety: Alicja i Kelly, do których podbiegła przestraszona Bethany. I był też Triple Kay, którego uwagę od schodów odciągnął rumor w pokoju „czerwonych dziewczyn”.

I to on pierwszy zobaczył pośród pyłu i dymu, jaki wylał się z sypialni opuszczonej przez Alicję i Kelly, jakiś kształt. Duży, bryłowaty i nie przypominający niczego, z czym spotkał się zapaśnik wcześniej.

Z dymu i pyłu wystrzeliła nagle macka. Przebiła plecy Bethany.

Zarówno Triple Kay, jak i Alicja oraz Kelly przez chwilę widziały ociekający czerwoną krwią kolec, który wyrósł pomiędzy piersiami urzędniczki, jak obsceniczny kwiat.

A potem, po ułamku sekundy, który chyba trwał wieczność, macka zniknęła w dymie i zdewastowanej sypialni, ciągnąc za sobą nieszczęsną urzędniczkę. Po chwili jedynym śladem po pani Payne były okulary i krew na ziemi.

I wtedy trója ocalałych na holu ludzi poczuła, jak puszcza ich z uścisku paraliżujące przerażenie, którego doświadczyli w momencie ataku.
Kelly wrzasnęła na całe gardło. Tak przeraźliwiej, jak nigdy wcześniej w życiu.

W KUCHNI

Dozbroili się w naprawdę imponującym tempie. I wtedy to usłyszeli. Krzyki. Stłumione przez solidne, metalowe drzwi prowadzące do łącznika pomiędzy kuchnią i domem obsługi, poza murem.

Pierwsza usłyszała to stojąca najbliżej Faith. Ze zdobyczną siekierą, z bijącym w dzikim rytmie sercem.

Wrzaski przerażenia, bólu, grozy i agonii – dobiegające zza stalowej płyty.
I nagle ktoś załomotał od drugiej strony. Dobijając się wściekle w metalową przegrodę. Łomocząc w bezrozumnym szaleństwie.

Instynktownie odskoczyli od drzwi. Skierowali w stronę wejścia swoją broń.
I nagle otrzeźwił ich dziki wrzask z holu. To krzyczała Kelly.

Otrzeźwił zimny powiew deszczu i wiatru, jaki wdarł się do kuchni przez rozchylone drzwi pozostawione przez April.

Niebo nad Domem płonęło zieloną, jaskrawą luminacją. Przecinały je pioruny.

Minęło niewiele więcej niż 1 minuta od przebudzenia i wybiegnięcia przed dom ostatniej osoby.
 
Armiel jest offline